epilog
Felietony

Stanisław Michalkiewicz: Epilog “Ciamajdanu”

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Epilog “ciamajdanu”

Orszak męczenników reżymu Jarosława Kaczyńskiego jest wprawdzie długi, ale ta okoliczność ma też plusy dodatnie, zwłaszcza, gdy porównamy tę sytuację z sytuacją panującą pod reżymem Michnika – oczywiście Stefana. Wtedy męczenników było nawet więcej, ale orszak nie był taki długi, jak teraz, bo był systematycznie skracany nie tylko przez ówczesne nienawisłe sądy, ale również – przez sierżanta Śmietańskiego, który orzeczenia niezawisłych sądów wykonywał przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie, dzięki czemu liczba męczenników była radykalnie redukowana  – aż do następnego razu. Teraz orszak męczenników się wydłuża, bo wprawdzie sądy nadal mamy niezawisłe, ale sierżant Śmietański już dawno umarł, a poza tym władze IV Rzeszy pod pretekstem  humanitarnym, ale tak naprawdę – na wszelki wypadek, gdyby z Rzeszą znowu coś poszło nie tak – zlikwidowały karę główną – z czego korzystają na całego nieszczęśliwcy z przedmieść francuskich miast.

Jak wiadomo, cierpią oni niewymowne katiusze “wykluczenia” i “stygmatyzacji”, wobec czego od czasu do czasu, dla higieny psychicznej i odprężenia po traumie, opuszczają swoje przedmiejskie mateczniki, żeby pohulać sobie po kozacku w centrach miast, gdzie palą samochody i rozbijają sklepy, prywatyzując przy okazji bogactwo, jakiego ojcowie na pustyni, albo w afrykańskich dżunglach czy sawannach, nie wyobrażali sobie nawet w gorączce. Policja francuska im w tym nie przeszkadza, bo gdyby spróbowała, to zaraz zostałaby oskarżona o “przemoc” – jak ten policjant, który niedawno zastrzelił 17-letniego złodziejaszka i teraz jęczy i szlocha w areszcie wydobywczym, oczekując na wyrok niezawisłego sądu. Pewnie z tych właśnie przyczyn owi nieszczęśliwcy – na co zwrócił uwagę Guy Sorman – nie formułują żądań politycznych, ani w ogóle żadnych – bo co tu “formułować”, kiedy odreagować traumę można i bez tego?

Toteż kiedy dym ze spalonych samochodów się rozwieje, szkło z rozbitych sklepowych witryn zostanie uprzątnięte, a policja wróci do koszar, złożony z eunuchów rząd podwyższy im socjal, dzięki czemu już czwarte, a nawet piąte pokolenie biednych nieszczęśliwych będzię mogło sobie żyć beztrosko na koszt francuskich eunuchów, którzy najwyżej dostarczą im dodatkowego widowiska w postaci “marszów przeciw przemocy”. Przeciw “przemocy” – bo wiedzą, że nie wolno im nazwać tej “przemocy” po imieniu bez narażenia się na surowy wyrok niezawisłego sądu, na przykład w osobie francuskiego odpowiednika tubylczego sędziego, pana Igora Tulei.

Wspominam o panu sędzim Igorze Tulei, bo do niedawna kroczył on na czele orszaku męczenników praworządności, prześladowanych przez wspomniany reżym – ale oto zajaśniało światełko w tunelu, bo sprawą pana sędziego zainteresował się Europejski Trybunał Praw Człowieków. W ten sposób pan sędzia Tuleya upodobnił się, przynajmniej pod pewnymi względami, do feldkurata Ottona Katza z “Przygód dobrego wojaka Szwejka”. Jak pamiętamy, feldkuratem Katzem, ze względu na jego pierwszorzędne “korzenie”, interesował się “Watykan”, a że historia nigdy nie powtarza się dosłownie, to panem sędzią Tuleyą zainteresował się nie żaden ”Watykan”, tylko wspomniany Trybunał.

Nie tylko się “zainteresował”, ale nawet wydał salomonowy wyrok, przyznając panu sędziemu Tulei od polskich podatników 36 tysięcy euro tytułem, “zadośćuczynienia” za doznane katiusze. To orzeczenie pokazuje, że nie tylko niezawisły sąd ze znanego na całym świecie z niezawisłości Poznaniu, ale i Trybunał Praw Człowieków stoi na nieubłaganym gruncie odpowiedzialności zbiorowej i odpowiedzialnością za zbrodnie reżymu obciąża podatników. Wbrew pozorom jest w tym pewna logika, wypływająca z przestępczej solidarności  niezawisłych sędziów. Jak wiadomo, nawet jak się za bardzo rozdokazują, to nigdy osobiście nie odpowiadają materialnie za szkody, które spowodowali, tylko zwalają ten obowiązek na podatników, którzy ani im nie zlecali tego dokazywania, ani też w jego trakcie nimi nie kierowali, ani wreszcie – nie udzielali im “instrukcji”.

Zresztą takie instrukcje, podobnie jak kierowanie, stałyby w jaskrawej sprzeczności z sędziowską niezawisłością, która – jak wiadomo – stanowi źrenicę praworządności ludowej. Dlatego też sędziowie mają prawo dokazywania na własną rękę według swego uznania – co właśnie w swoim salomonowym  wyroku podkreślił strasburski Trybunał.

Męczeństwo pana sędziego Tulei zaczęło się zaraz po fiasku “ciamajdanu”, jaki w ramach walki o demokrację w Polsce, nakazanej przez dwa niemieckie owczarki: Jana Klaudiusza Junckera i Franciszka Timmermansa z Komisji Europejskiej. Jak pamiętamy, w przeddzień “ciamajdanu”, czyli 15 grudnia 2016 roku, do Warszawy przyleciał Rudolf Giuliani, prawa ręka prezydenta Donalda Trumpa,  odbył dwugodzinną rozmowę z Naczelnikiem Państwa Jarosławem Kaczyńskim i odleciał do Ameryki. Jużci – CIA musiała na temat “ciamajdanu” coś tam wiedzieć, więc prawdopodobnie Rudolf Giuliani podzielił się tymi wiadomościami z Naczelnikiem Państwa, który objął to stanowisko w związku z przygotowaną przez USA podmianką na pozycji lidera sceny politycznej naszsgo bantustanu, w związku z ponownym jego przejściem pod kuratelę amerykańską.

Jak wiadomo, osią całego przedsięwzięcia było zablokowanie uchwalenia ustawy budżetowej, dzięki czemu zaistniałyby warunki do  rozwiazania Sejmu i rozpisania nowych wyborów, które mogłaby wygrać Volksdeutsche Partei Donalda Tuska. Jednak, czy to za radą Rudolfa Giulianiego, czy z własnej przebiegłości, Naczelnik wyprowadził wiernych posłów do Sali Kolumnowej i tam oni tę ustawę uchwalili, w związku z czym “ciamajdan” spalił na panewce. Prokuratura wszczęła śledztwo, ale stwierdziła, że wszystko odbyło się w jak najlepszym porządku, a wtedy uczestnicy “ciamajdanu” zaskarżyli to do niezawisłego sądy, któremu – jak się okazało – przewodniczył pan sędzia Tuleya, który w emocjonalnym tonie stwierdził, że “pogwałcone zostały generalne zasady ustrojowe, dotyczące aksjologii państwa republikańskiego i demokracji przedstawicielskiej…” – i tak dalej – jak z “Notatnika Agitatora”.

Ale przede wszystkim chodziło o to, że pan sędzia Tuleya miał ujawnić informacje z postępowania przygotowawczego, w związku z czym prokuratura wniosła o uchylenie mu immunitetu. Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego uchyliła panu sędziemu Igorowi Tulei immunitet – i odtąd stanął on na czele orszaku męczenników za  praworządność.  Potem w ogóle okazało się, że Izba Dyscyplinarna jest “nielegalna”, bo kto to widział, by sędziów ktokolwiek powściągał w dokazywaniu? Takie postępowanie narusza prawo sędziego do “prywatności” i “swobody wypowiedzi” – zadekretował Trybunał.

Jak widzimy, “ciamajdan” ma swój dalszy ciąg, co pokazuje, że Niemcy nigdy nie pogodzą się z utratą wpływów politycznych w Polsce, nawet na rzecz Amerykanów. Ciekawe jak teraz oni zareagują, bo kto to widział, żeby w naszym bantustanie panoszyła się Volksdeutsche Partei ze swoimi sympatykami w sytuacji, gdy już w 2014 roku zaczęliśmy przechodzić pod kuratelę amerykańską?

Stanisław Michalkiewicz

Polecamy również: Arcybiskup nasłał policję na ks. Isakowicza-Zaleskiego

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!