Historia

Jak to z tymi Lechitami było?

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

W ostatnich kilku latach ogromną popularność zdobyła sobie pseudonaukowa teoria, jakoby w czasach przedchrześcijańskich przodkowie Polaków mieli stworzyć ogromne imperium. Wielka Lechia, która przez tysiące lat stanowić miała największe mocarstwo świata, obejmować miała rozległe części Europy i Azji, a kres jej istnieniu miało położyć… przyjęcie chrześcijaństwa, przy czym to właśnie Kościół Katolicki miał przede wszystkim zadbać o to, by pamięć o dawnej świetności naszej Ojczyzny uległa zatarciu.

Co więc miałoby świadczyć o tym, że istotnie Wielka Lechia istniała? Ano chociażby opowieści mistrza Wincentego, zwanego Kadłubkiem, który w swej Kronice Polski (Historia Polonica) pisał o walkach Lechitów z Juliuszem Cezarem i Aleksandrem Macedońskim, a także o szeregu innych ich dokonaniach.

Wincenty Kadłubek rozpoczął swą pracę pisarską najprawdopodobniej w roku 1190 i trwała ona jeszcze z pewnością w roku 1205, jako że w IV księdze można znaleźć informacje dotyczące bitwy pod Zawichostem, która to miała miejsce 19  czerwca 1205 roku. Ale być może pracę swą mistrz Wincenty przerwał dopiero w roku 1208, kiedy to objął godność biskupa krakowskiego.

Od czasów panowania w Rzymie Juliusza Cezara do czasu, gdy na świat przyszedł mistrz Wincenty, upłynęło 1200 lat, od panowania Aleksandra Macedońskiego – kolejne trzysta lat. Nie ma możliwości, by tradycja ustna przechowała pamięć o tak dawnych wydarzeniach. Do tego źródeł antycznych odnoszących się do panowania Aleksandra Macedońskiego i Juliusza Cezara jest naprawdę sporo, a te żadnych wojen z Lechitami nie odnotowały.

Opracowanie Wojciecha Kempy „Co przed Mieszkiem?” jest do nabycia tutaj:
https://sklep.magnapolonia.org/produkt/co-przed-mieszkiem-wojciech-kempa/

Wspomnijmy w tym miejscu, że autor najstarszej polskiej kroniki, napisanej po łacinie, prawdopodobnie w latach 1113–1116, znany jako Gall Anonim, zebrał garść informacji na temat władców rządzących w Gnieźnie przed Mieszkiem I. Nie będziemy w tym miejscu rozstrzygać, na ile informacje te polegają na prawdzie, bowiem jest to w zasadzie nie do rozstrzygnięcia, natomiast przypomnijmy, że – wedle Galla Anonima – przed Mieszkiem I panować mieli jego pradziad, dziad i ojciec: Siemowit, Lestek i Siemomysł. Dodajmy, że Siemowit miał zostać władcą Polski po wygnaniu znienawidzonego przez poddanych Popiela, przy czym warto zaznaczyć, że zarówno Popiel, jak i Siemowit nie byli władcami suwerennymi. Oto bowiem Gall Anonim pisał:

„Po tym wszystkim młody Siemowit, syn Piasta Chościskowica, wzrastał w siły i lata i z dnia na dzień postępował i rósł w zacności do tego stopnia, że król królów i książę książąt za powszechną zgodą ustanowił go księciem Polski, a Popiela wraz z potomstwem doszczętnie usunął z królestwa.”

Tak więc to ów „król królów, książę książąt” miał wygnać Popiela i osadzić na jego miejscu Siemowita, syna Piasta. Niestety, Gall Anonim nie daje żadnej wskazówki, kim miałby być tenże „król królów, książę książąt”. Niewiele też dowiadujemy się od niego o wymienionych przezeń poprzednikach Mieszka I:

„Siemowit tedy, osiągnąwszy godność książęcą, młodość swą spędzał nie na rozkoszach i płochych rozrywkach, lecz oddając się wytrwałej pracy i służbie rycerskiej zdobył sobie rozgłos zacności i zaszczytną sławę, a granice swego księstwa rozszerzył dalej, niż ktokolwiek przed nim. Po jego zgonie na jego miejsce wstąpił syn jego, Lestek, który czynami rycerskimi dorównał ojcu w zacności i odwadze. Po śmierci Lestka nastał Siemomysł, jego syn, który pamięć przodków potroił zarówno urodzeniem, jak godnością. Ten zaś Siemomysł spłodził wielkiego i sławnego Mieszka, który pierwszy nosił to imię, a przez siedem lat od urodzenia był ślepy.”

W zasadzie mamy tu same ogólniki, iż byli oni mężni i wspaniali, i że każdy kolejny władca wspanialszy był od poprzednika. Nie ma tu jakichkolwiek konkretów. Nie dowiadujemy się też, kiedy władcy gnieźnieńscy wybili się na suwerenność, czy stało się to już za panowania Siemowita, czy może później.

Piszący sto lat później, aniżeli Gall Anonim, mistrz Wincenty, zwany Kadłubkiem, znacznie rozbudował jego opis. W szczególności przekazał on, o czym była przed chwilą mowa, informacje o poprzednikach Popiela, którego on „z rzymska” nazywa Pompiliuszem. Jak to możliwe, że zdołał on dotrzeć do informacji, do których nie dotarł piszący sto lat wcześniej Gall Anonim? Już samo to nie może nie budzić naszych wątpliwości. Ale idźmy dalej…

Mistrz Wincenty pomija w swej kronice informację przekazaną przez Galla Anonima, iż Popiel i Siemowit nie byli suwerennymi władcami i że ten drugi został ustanowiony władcą gnieźnieńskim przez „króla królów, księcia książąt”, który to usunąć miał z królestwa jego poprzednika – Popiela.

Według mistrza Wincentego Siemowit miał dojść do władzy dopiero po śmierci Popiela (Pompiliusza), który to miał zostać zjedzony przez myszy, które wylęgły się z rozkładających się trupów dwudziestu stryjów Popiela, których ten miał otruć podczas stypy towarzyszącej pogrzebowi jego ojca, również noszącego imię Pompiliusz, ale – w przeciwieństwie do jego syna – będącego władcą prawym i sprawiedliwym.

Ów Popiel vel Pompiliusz I miał być synem Leszka III, który miał toczyć zwycięskie wojny z Krassusem i Juliuszem Cezarem. Z kolei przed Leszkiem III Lechitami rządzić miał jego ojciec – Leszek II, który władzę nad Lechitami objąć miał po Leszku I, który to pokonał Aleksandra Macedońskiego.

Tak więc z wywodu tego wynika, iż Leszek I, Leszek II i Leszek III panować musieli nad Lechitami w sumie prawie trzysta lat, bo tyle lat dzieliło czasy Aleksandra Macedońskiego od czasów Juliusza Cezara. Oznacza to, że każdy z nich musiałby panować średnio niemal po lat sto, a żyć musieliby oni jeszcze sporo dłużej.

Ale to jeszcze nic… Od śmierci Juliusza Cezara po wstąpienie na tron gnieźnieński Mieszka I upłynęło tysiąc lat, a my tu mamy raptem pięciu władców Lechitów / Polaków, mianowicie Pompiliusza I, Pompiliusza II, Siemowita, Lestka i Siemomysła. Wychodzi więc na to, że każdy z nich musiałby panować średnio dwieście lat, dożywając wieku kilkuset lat…

Trudno chyba mieć jeszcze jakiekolwiek złudzenia, że to, co możemy wyczytać w kronice Wincentego Kadłubka i na co tak chętnie powołują się wyznawcy Wielkiej Lechii, jest zupełnie bezwartościowe.

Ale załóżmy na moment, że kryje się w tym jednak jakieś ziarnko prawdy i że co prawda mistrz Wincenty mocno tu namieszał, ale jednak posiadł on jakieś informacje o walkach Lechitów z Juliuszem Cezarem i Aleksandrem Macedońskim, ale błędnie przypisał je do takich czy innych władców.

Otóż źródeł antycznych odnoszących się do panowania Aleksandra Macedońskiego i Juliusza Cezara jest naprawdę sporo, a te żadnych wojen z Lechitami nie odnotowały. Co więcej, źródła archeologiczne jednoznacznie wskazują, że wraz z upadkiem kultury łużyckiej na ziemiach polskich narastał kryzys cywilizacyjny, a około roku 400 p.n.e. na ziemie dzisiejszej Polski przybyli z terenu Moraw Celtowie, którzy osiedlili się na Dolnym Śląsku. Kilkadziesiąt lat później Celtowie pojawili się na Górnym Śląsku.

Tak więc w czasach gdy Lechici mieli rzekomo toczyć zwycięskie wojny z Aleksandrem Macedońskim, w rzeczywistości ziemie polskie padały łupem najeźdźców celtyckich.

W pierwszej połowie III wieku p.n.e. Celtowie pojawili się w Zachodniej Małopolsce i w dorzeczu Sanu. Zapewne w tym też okresie dotarli oni w okolice Kalisza i na Kujawy, gdzie powstał znany ośrodek mennictwa celtyckiego.

Celtowie powoli, lecz systematycznie rozszerzali zajmowane przez siebie terytoria kosztem ludności wejherowsko-krotoszyńskiej. O wzajemnej niechęci dzielącej obie społeczności najdobitniej świadczy brak wzajemnego przenikania się ich kultur materialnych. W połowie III wieku p.n.e. część ludności kultury wejherowsko-krotoszyńskiej porzuciła swe siedziby, częściowo przenosząc się w dorzecze środkowego Dniepru, gdzie uprzednio funkcjonowała kultura miłogradzka, a częściowo – wespół z jakimiś grupami ludności jastorfskiej (bezsprzecznie germańskiej) – do Mołdawii.

Inwazja Celtów i jej skutki

Tak więc wywody Wincentego Kadłubka między bajki możemy włożyć. W sposób nieudolny próbował on wprząc w dzieje Polski postacie, o których istnieniu zapewne dowiedział się przebywając we Francji albo we Włoszech. Wypada jedynie wyrazić zdumienie, że w dzisiejszych czasach są ludzie, którzy w te bajki święcie wierzą.

Na marginesie warto zwrócić uwagę, iż zwolennicy teorii o istnieniu Wielkiej Lechii, podnosząc argument, jakoby to Kościół Katolicki zniszczył wszelkie ślady po jej istnieniu, przyjmują bez zastrzeżeń wywody… katolickiego biskupa.

„Odkurzyli” też zwolennicy teorii o Wielkiej Lechii tzw. Kronikę Prokosza, która to rzekomo miała zostać spisana w X wieku, a która w rzeczywistości napisana została w wieku XVIII przez Przybysława Dyjamentowskiego, znanego podówczas fałszerza dyplomów, rodowodów i kronik.

Zaczęli też turbosłowianie, jak nazywani są zwolennicy tej pseudonaukowej teorii, poszukiwać w różnych regionach świata nazw brzmiących podobnie do słowa „Lech”, by – uznając je za toponimy – powiązać je ze starożytnymi Lechitami. Tak na przykład dopatrzyli się oni między innymi śladów istnienia Wielkiej Lechii nawet w Piśmie Świętym, gdzie znajdujemy taki oto zapis: „Wybrali się następnie Filistyni, aby rozbić obóz w Judzie, najazdy zaś swoje rozciągnęli aż do Lechi” (Sdz 15, 9)

Chodzi tu o miasto leżące w Ziemi Świętej. Wspomniane jest ono w Księdze Sędziów oraz w Księdze Samuela, przy czym jego hebrajska nazwa wiąże się z pokonaniem przez Samsona tysiąca wrogów przy pomocy oślej szczęki. Ramat-Lechi to więc po prostu Wzgórze Szczęki. Nie ma to nic wspólnego ani z Lechitami, ani ze Słowianami.

Czy znaczy to, że Lechici, o których pisał mistrz Wincenty, nie istnieli? Ależ wręcz przeciwnie. Ślad ich istnienia spotykamy wszak nie tylko w kronice jego autorstwa, ale także w innych źródłach, w szczególności w pochodzącej z początków XII wieku Powieści lat minionych (Повѣсть времѧньныхъ лѣтъ), gdzie występują oni pod nazwą Lachów (Лѧховѣ). W ten sposób określano na Rusi po prostu Polaków. Ale nie tylko; oto bowiem we fragmencie dotyczącym rozchodzenia się Słowian możemy przeczytać:

„Słowianie ci, przyszedłszy, siedli nad Wisłą i przezwali się Lachami; a od tych Lachów przezwali się jedni Polanami a drudzy Lachowie Lutycami, inni – Mazowszanami, inni – Pomorzanami.”

Jak już wspomniałem, nazwą Lachów określano na Rusi Polaków. W tym przypadku jednak bezspornie mamy do czynienia z kategorią etniczną innego rodzaju, ewidentnie też starszą aniżeli istnienie Państwa Polskiego.

Z tekstu tego dowiadujemy się bowiem, że od Lachów wywodzą się Polanie, ale także Lucice, Mazowszanie i Pomorzanie. Zauważmy przy tym, że nie może tu chodzić o plemiona, które z czasem znalazły się w składzie Państwa Polskiego. Lucice bowiem, czyli Wieleci, nigdy władzy Państwa Polskiego nie podlegali. Zresztą także Pomorze, w okresie kiedy powstawała Powieść lat minionych, nie było częścią Polski. Odpadło ono bowiem od Polski osiemdziesiąt lat wcześniej, a  w  okresie kiedy powstawał omawiany tekst, Polska raz po raz toczyła z Pomorzanami wojny.

Jeśli więc Pomorzanie oraz Wieleci zaliczeni zostali w poczet Lachów, musimy uznać, że termin ten należał do kategorii etnicznej, nie zaś politycznej i że Lachowie funkcjonowali ówcześnie w ludzkiej świadomości zupełnie niezależnie od tego, jak aktualnie kształtowały się granice Państwa Polskiego.

Ale na tym nie koniec. Kiedy bowiem autor Powieści lat minionych wylicza plemiona słowiańskie (wedle dzisiejszej terminologii – wschodniosłowiańskie), nie zalicza do nich Wiatyczy i Radymiczy, podkreślając, że Wiatycze i Radymicze byli z Lachów (ѿ Лѧховъ), po czym dodaje:

„Było bowiem dwu braci u Lachów – Radym, a drugi – Wiatko; i przyszedłszy, siedli: Radym nad Sożą, i od niego przezwali się Radymicze, a Wiatko siadł z rodem swoim nad Oką i od niego przezwali się Wiatycze.”

Warto przy tym zauważyć, że autor używa w stosunku do Radymiczy i Wiatyczy tego samego zwrotu co w odniesieniu do Polan, którzy również mieli być z Lachów (ѿ Лѧховъ). Niewątpliwie więc u Wiatyczy i Radymiczy utrwaliła się tradycja ich lackiego pochodzenia. Należy przy tym odrzucić sugestię, iż chodzić tu może o pamięć pochodzenia z terytorium Polski, skoro w momencie gdy podjęli oni wędrówkę, Polski jeszcze nie było.

Nie mogła się więc im Polska utrwalić jako miejsce, skąd ongiś ich przodkowie wywędrowali. Wobec tego nie chodzi tu ani o położenie geograficzne, ani o przynależność państwową, ale właśnie o przynależność etniczną.

Odpowiednikiem nestorowych Lachów są Lechici Wincentego Kadłubka. Niestety, całą masą pseudo-historycznych wstawek zepsuł on stosowny przekaz, ale w zestawieniu z tym, co przekazały źródła ruskie, nie możemy mieć wątpliwości, że Lechici istnieli na długo przed powstaniem Państwa Polskiego, tyle że – o czym się za moment przekonany – nie pod nazwą Lechitów, ani też nie pod nazwą Lachów.

Warto bowiem zaznaczyć, że większość języków słowiańskich ma dziś „ja” lub „a” po spółgłosce miękkiej w miejscu dawnego „ę”. Samogłoski nosowe, które utrzymały się w języku polskim, w większości innych języków słowiańskich zanikły Co więcej, rosyjska litera я (ja) wywodzi się od cyrylickiej litery oznaczającej „ę”. Obecność starego -ja- po spółgłosce wewnątrz tematu wyrazu jest mało prawdopodobne, dlatego właśnie rosyjskie лях (liach) nawet i bez jakichkolwiek innych przesłanek należałoby wyprowadzać od lęxъ. Tę samogłoskę nosową „słyszymy” w formie litewskiej ( Lenkas) czy węgierskiej ( Lengyel).

Dodajmy z kolei, że słowiańskie x (odpowiadające polskiemu ch) mogło rozwijać się tylko w ściśle określonych warunkach fonetycznych, bądź też stanowiło część przyrostka przenoszonego do nowo utworzonych wyrazów. W szczególności, nie mogło rozwinąć się po „ę”. Oznacza to, że wyraz Lęchъ musiał być derywatem, czyli wyrazem utworzonym od innego, starszego. O tym, że był to wyraz Lęděninъ, co dziś dałoby Lędzianin, świadczy właśnie węgierskie Lengyel.

Tymczasem u Geografa Bawarskiego, w dokumencie powstałym tuż przed połową IX wieku, znajdujemy nazwę Lendizi, która to, podobnie jak Lendzaninoi u Konstantyna Porfirogenety czy Lud’ааnа u Al-Masudiego musiała po prostu oznaczać Lachów / Lechitów w ich pierwotnym brzmieniu. Dodajmy, że dzieło Konstantyna Porfirogenety powstało w połowie X wieku, mniej więcej w podobnym czasie powstał tekst Al-Masudiego.

Z kolei zajrzyjmy do dzieła wspomnianego Konstantyna VIII Porfirogenety. Najpierw jednak słów kilka o autorze. Otóż urodził się on w roku 905 jako dziecko pozamałżeńskie cesarza Leona VI. Dzięki zabiegom ojca został uznany za prawowitego następcę tronu i w wieku 6 lat koronowany został na cesarza. W jego imieniu władzę sprawowali jednak jego stryj Aleksander, patriarcha Konstantynopola Mikołaj Mistyk i jego matka, Zoe Karbonopsina. Po przegranej wojnie z carem Bułgarii Symeonem państwo znalazło się w kryzysie, z którego wydobył je dowódca floty Roman Lekapen, który wydał za Konstantyna swą córkę, a następnie, w roku 920, doprowadził do koronowania siebie na cesarza. Konstantyn zajmował się na dworze cesarskim działalnością naukową i pisarską, a w roku 945, po śmierci Romana Lekapena, objął władzę w państwie. Zmarł w 959 roku. Spod jego pióra wyszło wiele książek, z których na plan pierwszy wysuwa się dzieło O zarządzaniu państwem (De administrando imperio), dedykowane synowi Romanowi na 14 urodziny, skąd wiemy, że napisane ono zostało w roku 952. Otóż w dziele tym, w rozdziale poświęconym Pieczyngom, możemy przeczytać:

„Cztery szczepy Pieczyngów, czyli okręgi Kuartzitzur, Syrukalpei, Borotalmat i Bulatzopon, leżą po drugiej stronie rzeki Dniepr, w okolicach zwróconych ku wschodowi i północy, w stronę Uzii, Chazarii, Alanii, Chersonii i pozostałych regionów. Inne cztery szczepy siedzą po tej stronie Dniepru na zachodzie i północy, mianowicie okręg Giazichopu leży blisko Bułgarii, okręg dolna Gyla sąsiaduje z Turkami, okręg Charaboi z Rusią, okręg labdiertim z terenami trybutarnymi Rusi, z Ultinami, Drewlanami, Lędzianami i innymi Sklawami.”

Lędzianie mieli więc graniczyć z Pieczyngami (a do tego być trybutariuszami Rusi). Najwyraźniej przy tym ich siedziby nie mogły być odległe od terytoriów Uliczy i Drewlan, z którymi są oni wymienieni niejako na wdechu i których lokalizacja jest nam z grubsza znana. Biorąc to pod uwagę, winniśmy doszukiwać się siedzib owych Lędzian gdzieś na Rusi Czerwonej, w okolicach Lwowa i Halicza. Ale przytoczmy jeszcze jeden fragment dzieła autorstwa Konstantyna Porfirogenety:

„Sklawowie zaś oraz ich sprzymierzeńcy zwani Krywiczami i Lędzianami i z pozostałych obszarów Sklawinii, w górach, na swoim terenie, w porze zimowej wyciosują łódki z jednego pnia i po wyposażeniu ich, na początku roku, kiedy stopi się lód, spuszczają je na pobliskie jeziora. A ponieważ te łączą się z rzeką Dniepr, stamtąd docierają do tej rzeki i ruszają do Kijowa, [gdzie] wyciągają je do wykończenia i sprzedają Rusom.”

Ale czy obydwa fragmenty dotyczą tego samego organizmu plemiennego? Musimy uznać to za mało prawdopodobne. Z drugiego fragmentu dowiadujemy się bowiem, że Lędzianie mieli spuszczać zrobione przez siebie łodzie wodą do Dniepru, którym miały one płynąć do Kijowa. Domyślamy się więc, że ich siedziby musiały leżeć gdzieś na północ od stolicy Rusi, ewentualnie nad którymś z dopływów Dniepru, wpadającym doń na północ od Kijowa. Przy tym wiemy, że plemieniem lackim byli sąsiadujący z Krywiczami Radymicze – najprawdopodobniej więc ich to dotyczy informacja, iż spuszczali łodzie Dnieprem do Kijowa.

Także Radymiczy i Wiatyczy dotyczyć może informacja podana przez Al-Masudiego, arabskiego podróżnika, z której to dowiadujemy się, że Ruś tworzyły rozliczne narody, które z kolei dzieliły się na rozliczne plemiona, przy czym największym z nich byli Lud’ааnа, którzy w sprawach kupieckich docierali do Chazarii, Anatolii, Bizancjum itd. W sumie nic nie stoi na przeszkodzie, by informację tę odnieść do Lachów, o których wiemy, że mieszkali na Rusi, czyli do Radymiczy i Wiatyczy.

Czy więc Lechici istnieli? Oczywiście, że tak. A właściwie nie Lechici, co Lędzianie, bo tak pierwotnie brzmiała ich nazwa. Jest jednak jedno ale… – otóż wszystkie te informacje możemy odnieść do wieków IX – XI. Ich początki, naturalnie, były starsze, ale na pewno nie możemy się ich doszukiwać w czasach, gdy istniało Cesarstwo Rzymskie, nie mówiąc już o czasach wcześniejszych. Po prostu Wincenty Kadłubek wprzągł ich dzieje w znane sobie z innych źródeł (greckich oraz rzymskich) losy bohaterów antycznych, nie mając ku temu żadnych podstaw źródłowych, a chcąc dowartościować osoby, do których kierował swój przekaz.

Opracowanie mojego autorstwa „Co przed Mieszkiem?” jest do nabycia tutaj:

https://sklep.magnapolonia.org/produkt/co-przed-mieszkiem-wojciech-kempa/

Wojciech Kempa

/foto: wiaraprzyrodzona.wordpress.com/

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!