Wiadomości

Wybory w Iranie wygrał ten, który miał wygrać

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Ebrahim Ra’isi zwyciężył w wyborach prezydenckich w Iranie. Otrzymał on 17.926.345 głosów. Mohsen Rezaji otrzymał 3.412.712 głosów, a Abdolnaser Hemmeti – 2.427.201. Doliczono się aż 3 mln 726 tys. 870 głosów nieważnych. Uprawnionych do głosowania było przeszło 59,3 mln osób. Frekwencja wyniosła 48,8%.

Wybory zostały tak zorganizowane, by zwyciężył w nich człowiek cieszący się pełnym zaufaniem Najwyższego Przywódcy i mający go w przyszłości zastąpić, czyli Ebrahim Ra’isi. Niespodzianki nie było, natomiast bez wątpienia ciekawie będzie wyglądać rozkład głosów i różnice we frekwencji w poszczególnych regionach kraju. Na to jednak trzeba będzie poczekać.

Gratulacje nowo wybranemu prezydentowi złożył jeszcze przed ogłoszeniem wyników Abdolnaser Hemmeti, który tym samym uznał swoją porażkę…

Przypomnijmy, że wybory organizowane są w warunkach głębokiego kryzysu ekonomicznego i społecznego. Przez kraj przelewa się fala strajków i manifestacji. Wybierany w wyborach powszechnych na czteroletnią kadencję prezydent Iranu stoi na czele władzy wykonawczej. Głową państwa jest Najwyższy Przywódca Islamskiej Republiki Iranu. Obecny prezydent Hasan Rouhani nie mógł ubiegać się o reelekcję, bowiem dobiegająca właśnie końca kadencja jest już jego drugą, a zgodnie z irańską konstytucją jedna osoba może pełnić ten urząd tylko dwie kadencje pod rząd.

Chociaż z 592 osób, które zarejestrowały swe kandydatury, ok 40 osób złożyło kompletne dokumenty, a ponadto spełniało wyśrubowane kryteria, które trzeba spełnić, by móc ubiegać się o stanowisko prezydenta Iranu, tylko siedmiu kandydatów dopuszczonych zostało przez Radę Strażników Konstytucji, złożoną z 12 szyickich duchownych i prawników, do startu w wyborach.

Wśród tych, których kandydatury zostały odrzucone, były osoby, które były w stanie powalczyć o zwycięstwo. Wymieńmy tu takie postaci jak były prezydent Mahmud Ahmadineżad, przewodniczący parlamentu Ali Laridżani, wiceprezydent Iranu Eszagh Dżahangiri czy wywodzący się z mniejszości tureckiej politycy reprezentujący obóz reformatorski – Mesut Pezeşkiyan i Mustafa Taczade.

O ile od początku za głównego faworyta uchodził szef irańskiego sądownictwa Ebrahim Ra’isi, to najpoważniejszych kontrkandydatów dla niego upatrywano właśnie w Ahmediznażadzie i Laridżanim. Z kolei niektórzy komentatorzy z Południowego Azerbejdżanu byli zdania, że jeśli były minister zdrowia i prezydent Tebriz Mesut Pezeşkiyan przejdzie przez sito Rady Strażników Konstytucji, mogłoby to skłonić część irańskich Turków do udziału w wyborach. W obliczu spodziewanej wysokiej absencji przedstawicieli innych nacji mógłby on liczyć na niezły wynik…

W sytuacji gdy najpoważniejsi rywale zostali wyeliminowani już w przedbiegach, Ebrahim Ra’isi, cieszący się poparciem Strażników Rewolucji Islamskiej, właściwie mógł już poczuć się prezydentem. W tych okolicznościach zaczęto raczej martwić się o frekwencję, która może okazać się rekordowo niska, zwłaszcza w obliczu coraz liczniejszych wezwań do bojkotu wyborów. Przy tym najniższej frekwencji spodziewano się w regionach, gdzie dominuje ludność turecka…

Te przewidywania znalazły odzwierciedlenie w przeprowadzonym na początku czerwca sondażu, z którego wynikało, że zaledwie 18,2% obywateli Iranu zamierza wziąć udział w wyborach, 75,5% na wybory się nie wybiera, a 6,3% jeszcze się waha.

Dodajmy, że w świetle tegoż sondażu, pośród tych, którzy wybierali się na wybory, Ebrahim Ra’isi cieszył się wówczas poparciem 59,2% wyborców, podczas gdy 16,5% jeszcze nie zdecydowało na kogo odda głos. Pozostali kandydaci zdawali się więc być tylko tłem…

I gdy wydawało się, że ta kampania wyborcza niczym nas nie zaskoczy, zaszło coś, co zaczęło przykuwać uwagę obserwatorów. Oto dwaj kandydaci zaczęli zwracać się o poparcie do wyborców tureckich, podkreślając, że sami są Turkami. Wyraźnie zaznaczał to pochodzący z Hamadanu, w Azerbejdżanie Południowym, prezes irańskiego Banku Centralnego, Abdolnaser Hemmeti, który w wywiadzie telewizyjnym zwrócił się o poparcie do Turków, prowadząc rozmowę w języku tureckim.

Jeszcze wyraźniej kwestię tę akcentował Mohsen Mehralizadeh – guberantor ostanu Chorasan (w latach 1997 – 2001), wiceprezydent Iranu (w latach 2001 – 2005) i gubernator ostanu Isfahan (2017 – 2018).

Tureccy działacze z Iranu w dalszym ciągu konsekwentnie wzywali jednak do bojkotu wyborów, zwracając uwagę, że ani Hemmeti, ani Mehralizadeh – biorąc pod uwagę ich dotychczasową działalność – nie dają nadziei, że rzeczywiście w przypadku wygranej w wyborach któryś z nich stanie się rzecznikiem irańskich Turków, którzy to stanowią około 1/4 ludności kraju. Niektórzy z nich zaczęli przekonywać, że to tylko gra, obliczona na podkręcenie frekwencji. Z drugiej jednak strony część z nich zaczęła z zaciekawieniem przyglądać się ich kampanii wyborczej.

Podczas debaty z udziałem wszystkich kandydatów, która odbyła się 5 czerwca, Abdolnaser Hemmeti po raz kolejny zwrócił się do irańskich Turków i poprosił o ich głosy w Azerbejdżanie Południowym.

„Po pierwszej debacie między irańskimi kandydatami na prezydenta, wzrost liczby obserwujących na kontach kandydatów w mediach społecznościowych jest niezwykły. Hemmeti, jeden z kandydatów, znalazł się w czołówce Twittera i Telegrama. Na Instagramie wspiął się na drugie miejsce. Reisi utrzymuje pierwsze miejsce na Instagramie” – zauważa korespondent tureckiego kanału informacyjnego NTV w Iranie Ali Çabuk.

„Może być niespodzianka, jeśli prezes Banku Centralnego Hemmeti, który jest Turkiem pochodzącym z Hamadanu, skłoni tych, którzy są zdecydowani zbojkotować wybory, do zmiany decyzji na jego korzyść” – zauważa Mehmet Koç, politolog z Uniwersytetu w Teheranie.

Debata kandydatów na prezydenta Iranu, która odbyła się 8 czerwca, skoncentrowała się na kwestiach… turecko-azerbejdżańskich. Gdy Mohsen Mehralizadeh i Abdolnaser Hemmeti postanowili w swej kampanii skupić się na podkreślaniu, że są Turkami, do Turków kierując swój przekaz, pozostali kandydaci nieoczekiwanie również zaczęli wyznawać miłość do Turków.

„Niech żyje Azerbejdżan” – wyrzucił z siebie Mohsen Rezaji, jeden z konserwatywnych kandydatów, były dowódca generalny Armii Strażników Rewolucji Islamskiej i sekretarz generalny Rady Diagnozy Pożytku Zakonu.

Uchodzący za faworyta w wyścigu prezydenckim konserwatywny kandydat Ebrahim Ra’isi postanowił nie być gorszy i – również zwrócił się – jak powiedział po… azerbejdżańsku. W reakcji na wystąpienie Ebrahima Ra’isi Mohsen Mehralizadeh powiedział:

„Muszę poprawić słowa pana Ra’isi. Powiedział, że mówi po azerbejdżańsku. Nie mamy obywateli mówiących po azerbejdżańsku. Mamy obywateli mówiących po turecku – we wschodnim Azerbejdżanie, Azerbejdżanie Zachodnim, Ardebilu, Hamadanie, Zandżanie, w Chorasan-e Rezawi, Isfahanie, Szirazie, Chuzestanie i innych miejscach. Pan Ra’isi powinien być bardziej ostrożny, używając słowa Azerowie” – stwierdził Mehralizadeh, zwracając uwagę, że mieszkańcy Azerbejdżanu, określani jako Azerowie, wcale tym terminem siebie nie określają, a mówią o sobie po prostu: Turcy.

Ale oto Abbas Lisani, znany działacz turecki z Południowego Azerbejdżanu, który bronił prawa do nauki w języku tureckim w takich miastach jak Tebriz, Ardabil i Urmia oraz walczył o zapobieżenie asymilacji Turków w regionie i który w październiku 2019 roku został skazany na 15 lat więzienia, podjął w więzieniu w Ardabilu strajk głodowy. Następnego dnia dołączyło do niego czterech więzionych tureckich działaczy, a kolejnego dnia – jeszcze trzech.

Już ośmiu tureckich działaczy prowadzi strajk głodowy w irańskim więzieniu

Pomimo wezwań, ani Mehralizadeh, ani Hemmeti nie wypowiedzieli się w sprawie prowadzonej akcji, a ich kampania wyborcza wyraźnie straciła impet. Fatalna frekwencja na spotkaniu przedwyborczym Mehralizadeha w Tebriz, największym mieście Południowego Azerbejdżanu, liczącym 1,8 mln mieszkańców, świadczyła, iż nie zdołał on przekonać do siebie irańskich Turków.

Tymczasem w miastach Południowego Azerbejdżanie pojawiły się plakaty z poparciem dla prowadzących strajk głodowy uwięzionych tureckich działaczy i protestów przeciwko irańskiej władzy. Plakaty takie pojawiły się na przykład w mieście Meszginszahr, w ostatnie Ardabil, gdzie ponoć wylepione zostało całe miasto.

Plakaty oraz napisy na murach, popierające prowadzących strajk głodowych uwięzionych działaczy tureckich, zaobserwowano też w Ardabilu i w Tebriz…

Tymczasem 14 czerwca irańskie władze spełniły żądania uwięzionych tureckich działaczy i ci zakończyli głodówkę…

Irańskie władze spełniły żądania uwięzionych tureckich działaczy i ci zakończyli głodówkę

Równocześnie poczęła topnieć liczba kandydatów na prezydenta Iranu. Swoją kandydaturę najpierw wycofał Alireza Zakani, który wezwał, by głosować na Ebrahima Ra’isi.

Następnie z rywalizacji zrezygnował Mohsen Mehralizadeh, jeden z dwóch kandydatów na prezydenta Iranu podkreślających, że są Turkami i reprezentujących tzw. obóz „reformatorów”. Tak więc na placu boju pozostał już tylko jeden „reformatorski” Turek – Abdolnaser Hemmeti.

Na tym jednak się nie skończyło. Niemal na ostatniej prostej najpierw wycofał się z wyścigu Saeed Jalili, który zaapelował do swoich potencjalnych wyborców, by oddali głos na Ebrahima Ra’isi…

… Niedługo potem wycofanie się z wyścigu i przekazanie poparcia Ebrahimowi Ra’isi zapowiedział Amir-Hossein Ghazizadeh Hashemi. Ostatecznie jednak jego nazwisko znalazło się na listach kandydatów…

Należy wiedzieć, że irańscy wyborcy głosowali teraz nie tylko w wyborach prezydenckich, ale także w wyborach lokalnych (do rad miejskich i gminnych) oraz do Zgromadzenia Ekspertów.

Od rana sieć zalewana był zdjęciami i filmikami wskazującymi, że bojkot wyborów przybrał charakter powszechny. I rzeczywiście, do godziny 16.45 w wyborach wzięło udział ledwie 14 milionów osób (23% uprawnionych), później jednak w lokalach zrobiło się nieco tłoczniej…

Szczególna sytuacja miała miejsce w zbuntowanej prowincji (ostanie) Sistan i Beludżystan, w południowo-wschodniej części kraju. W Suran Beludżowie podpalili autobus służący jako mobilny punkt wyborczy wraz ze znajdującą się w środku urną do głosowania.

Żeby zrozumieć to, co dzieje się obecnie w Iranie, trzeba prześledzić nie tylko to, co działo się w ostatnich tygodniach i miesiącach, ale cofnąć się także głębiej:

Persowie straszą azerbejdżańskim imperializmem

Wojciech Kempa

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!