Wiadomości

Szambo wybiło i gnojówka płynie. Korwin-Piotrowska opisuje mobbing w kobiecej prasie

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Karolina Korwin-Piotrowska opublikowała obszerny tekst dotyczący mobbingu w kobiecych czasopismach – czytamy na portalu dorzeczy.pl.

“Na dzień dobry Clonazepan albo Xanax. Dzienniczki aktywności zawodowej. Wymioty z nerwów. Paznokcie wbite w ciało po to, by przeżyć. Płacz w kuchni albo pod stołem. Permanentna manipulacja. Straszenie zabraniem etatu. A na koniec: tę rozmowę uważam za zakończoną. Zresztą i tak chciałam panią zwolnić. Powinniście się cieszyć, że to nie jest chińska szwalnia. Co to jest? Korea Północna? Obóz pracy? Nie, to rzeczywistość redakcji wielu luksusowych magazynów kobiecych w Polsce” – czytamy w tekście Korwin-Piotrowskiej. Dziennikarka w swoim tekście nie zdecydowała się jednak ujawnić ani konkretnych tytułów, ani nazwisk.

Korwin-Piotrowska opisuje różne sposoby, w jaki jest prowadzony mobbing w kobiecej prasie. Niektóre z dziennikarek nie wytrzymywały presji i wpadały w nałogi.

„Miałam atak paniki, ze stresu, żeby nie odlecieć zupełnie, wbiłam sobie paznokcie w ciało, w ręce. Siedziałam w open space, widziałam, jak szefowa na mnie patrzy, strasznie się bałam, ale nie mogłam wyjść, musiałam tam zostać. Każda mina z bogatej miny, mimiki mojej szefowej sprawiała mi potworny ból. Ale musiałam tam siedzieć” – relacjonuje jedna z poszkodowanych w rozmowie z Korwin-Piotrowską.

Jedna z dziennikarek wspomina, że szefowa próbowała jej urządzić lincz. Do pokoju zwołano pozostałych pracowników, którzy mieli jej wyrzucać, że nie nadaje się do tej pracy, nie podając jednocześnie żadnych konkretów. Innym sposób poniżania dziennikarzy polegał na tym, że wybierało się najgorszy fragment tekstu w danym miesiącu, po czym publicznie się z nich wyśmiewano. “Ogłaszana [wpadka w tekście – red.] oczywiście przy całej redakcji, publiczny lincz po „fatalnym tekście”. Czasem był i szampan”.

„Daję się poniżać, bo jestem w ch..j sytuacji finansowej i mam kredyt we franku. Tylko dlatego” – wyznaje jedna z dziennikarek.

Z tekstu Korwin-Piotrowskiej wynika, że temat podwyżek i bonusów do pensji kończy się na poziomie obietnic w redakcji. Rozpowszechniony w prasie kobiecej ma być z kolei nepotyzm. “Awansuje za to towarzyszka życia szefa, a wydawnictwo toleruje albo przez lata nie zauważa nepotyzmu i tego, że wizerunek naczelnego kreuje jego żona” – pisze dziennikarka.

“Charyzmatyczny szef czy szefowa okazywała się narcystyczną, często odizolowaną od redakcji, wiecznie niezadowoloną i skupioną wyłącznie na sobie postacią, która jedyną przyjemność znajdowała w poniżaniu dziennikarzy, których lubiła uważać za beznadziejnych, poniżej oczekiwań” – czytamy w relacji.

Dziennikarka wskazuje, że ważną rolę odgrywa tutaj zastępca naczelnego, który wiernie wspiera szefa i poniższa szeregowych pracowników. “Analogie z pewnym tygodnikiem są uzasadnione- narcyz u władzy musi mieć swoje ślepo wierne stadko do wykonywania poleceń, on nie brudzi sobie rąk, przynajmniej do czasu, od tego ma personel. Wszyscy powoli są umoczeni. W pewnym momencie ludzie zaczynają się wyrzynać między sobą. Zaczynają na siebie donosić” – pisze Korwin-Piotrowska.

W jednej z redakcji dziennikarkom kazano założyć nawet dzienniczki, w których musiały relacjonować wszystko co robiły w pracy w danej godzinie.

Sprawy nie wyglądały jednak lepiej w czasie wolnym. Korwin-Piotrowska opisuje kolejno relacje, z których wynika, że dziennikarki w prasie kobiecej nie miały de facto szans na wzięcie urlopu, musiały przerywać wakacje, dostawały telefony w nocy dot. tekstów. Jedna z dziennikarek relacjonuje nawet, że jej nie puścili na pogrzeb jej własnego ojca. “Nikt się nie przeciwstawi, bo się boi, jeśli ktoś to zrobi, jest niszczony lub wyśmiewany” – czytamy.

Dalej z relacji możemy się dowiedzieć, że dziennikarki nawet gdy były chore, to zmuszano je do pracy i nikt się nie przejmował zwolnieniami lekarskimi. “Płacz. Stres. Wypalenie. Element obowiązkowy pracy redakcyjnej. Płakać można w kuchni. W toalecie dla niepełnosprawnych. Na leżance pod biurkiem w redakcji. Na klatce schodowej” – czytamy.

Jedna z kobiet wspomina, że gdy przyszła raz do pracy z dzieckiem, które przeszło operację i poruszało się na specjalnym wózku z usztywnieniem na głowę, usłyszała, że ma je szybko schować, żeby naczelny nie zobaczył. “Oczywiście to zrobiła, schowała wózek za szafy. To była przemoc, oni ją odczłowieczali. Zabrali godność. Teraz już wie” – pisze Korwin-Piotrowska.

/dorzeczy.pl/

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!