Felietony

Puszczamy wodze fantazji

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Sytuacja na świecie nigdy nie była stabilna z oczywistych przyczyn. Jedne państwa rosną w siłę, inne znowu słabną i status quo ustalony przed, dajmy na to, pięćdziesięcioma laty, coraz bardziej rozmija się z rzeczywistością. A dlaczego jedne państwa rosną w siłę, podczas gdy inne – przeciwnie? Przyczyny są rozmaite, tym bardziej, że niekiedy nakładają się na siebie, toteż podam tylko dwa przykłady: pierwszy ustrojowy, a drugi – ideologiczny. Ilustracją przykładu ustrojowego jest dawna Polska. Za Zygmunta Starego, a nawet Zygmunta Augusta, była niewątpliwie regionalnym mocarstwem, które skutecznie odpychało od Bałtyku Rosję. Ale na skutek bezpotomnej śmierci ostatniego Jagiellona wprowadzono wolną elekcję, a ustrój zaczął zmierzać już nawet nie w stronę decentralizacji, której tak intensywnie domaga się obóz zdrady i zaprzaństwa, ale w stronę anarchii. Pod pretekstem ochrony “złotej wolności” przed “absolutum dominium” król, a więc ośrodek władzy wykonawczej, tracił uprawnienia na rzecz Sejmu, ale ponieważ na skutek rozwijającego się partyjnictwa Sejm został obezwładniony (za Augusta III nie doszedł do skutku żaden Sejm), to punkt ciężkości władzy przesuwał się w stronę magnatów, których dzisiaj nazwalibyśmy “oligarchami”.

Państwo zataczało się od ściany do ściany, w zależności od chwiejnych kompromisów między “królewiętami”, którzy w dodatku brali pensje od obcych dworów, przecież nie za pilnowanie polskiego interesu, tylko za pilnowanie na terenie Polski interesów państw ościennych. Tymczasem w państwach leżacych wokół Polski następowała centralizacja władzy. Miała ona oczywiście swoje plusy ujemne, ale nie o to w tej chwili chodzi, tylko o to, że skupienie władzy i zasobów państwa w jednym ręku, dawało tej ręce ogromną siłę. No i skończyło się na rozbiorach. Ilustracją przykładu ideologicznego jest monarchia austro-węgierska. Było to państwo silne – ale dopóty, dopóki w Europie panowała polityczna zasada legitymizmu, głosząca, że prawa panujących dynastii są nienaruszalne. Ale po Kongresie Wiedeńskim z 1815 roku Europę zaczęła podbijać inna ideologia polityczna, mianowicie nacjonalizm, którego podstawową tezą było przekonanie, że każda wspólnota etniczna powinna się politycznie zorganizować w państwo. Ponieważ Cesarstwo Austriackie było zbudowane na ludach obcoplemiennych, a tylko szlachta była niemieckojęzyczna, to nacjonalizm Austrię osłabiał, podczas gdy wzmacniał Niemcy i Rosję. Wreszcie w 1871 roku pruski kanclerz Bismarck utworzył Cesarstwo Niemieckie z pruskim królem, jako jego politycznym kierownikiem, wskutek czego Austria spadła do roli wasala, a treścią europejskiej polityki stała się rywalizacja między Niemcami i Rosją o spadek po Austrii. Warto zwrócić uwagę, że ustanowione na Kongresie Wiedeńskim granice w zasadzie przetrwały aż do roku 1914, kiedy to pojawiła się konieczność dostosowania politycznych ustaleń do zmienionej w międzyczasie rzeczywistości.

Z podobną sytuacją mamy do czynienia i teraz, między innymi z powodu obowiązującej doktryny wojennej, zwanej “strategią elasgtycznego reagowania”. W uproszczeniu polega ona na tym, że haratamy się – ale na przedpolach – taktownie oszczędzając własne terytoria. Toteż od lat 60-tych mamy do czynienia z konfliktami o te przedpola – a ponieważ Rosja, na skutek rozdęcia imperialnego w latach 70-tych zaczęła słabnąć róewnież pod ciężarem własnych błędów – to w ciągu 10 lat doprowadziło do do zmiany porządku jałtańskiego, zatwierdzonego w roku 1975 w Akcie Końcowym KBWE, który stwierdzał, że powojenne granice są “nienaruszalne”. Niemniej jednak po następnych 10 latach imperium sowieckie ewakuowało się ze Środkowej Europy, która stała się wskutek tego terenem rywalizacji między Stanami Zjednoczonymi, a emancypującymi się Niemcami, pozostającymi w strategicznym partnerstwie z Rosją. Ta rywalizacja doprowadziła do przewrotu na Ukrainie, którego rezultatem jest częściowy rozbiór tego państwa, no a teraz – do awantury na Białorusi. Ponieważ Białoruś musi być naszpikowana rosyjską agenturą, niczym wielkanocna baba rodzynkami, to jest oczywiste, że masowy charakter tych protestów jeswt możliwy za rosyjskim przyzwoleniem. Prezydent Łukaszenka swoim lawirowaniem od co najmniej 2 lat coraz bardziej irytował Putina, który – jeśli nawet nie przygotował i nie wywołał awantury – to chętnie ją wykorzysta do oslabienia Łukaszenki, który będzie musiał prosić go o pomoc na kolanach. Z kolei Amerykanie starają się zakamuflować swój udział w tym przedsięwzięciu, wysuwając na pierwszy plan dwójkę swoich wasali: Litwę i Polskę. O ile Polska najwyraźniej nie wie, na czym właściwie polega jej interes na Białorusi – o czym swiadczą gromy, jakie spadły na kol. Tomasza Sommera, kiedy powiedział, że w razie rozbioru Białorusi Polska powinna odzyskać obwód grodzieński, o tyle z Litwą sytuacja może wyglądać całkiem inaczej nie tylko dlatego, że to z jej terytorium pani Swietłana Cichanouska dyryguje białoruską rewoltą, nie tylko dlatego, że właśnie litewskie władze ofuknęły Unię Europejską, żeby “nie zwlekała” z poparciem dla Białorusi, przez co rozumiem, ze powinna jak najszybciej przekazać (komu?) pieniądze obiecane na “wsparcie demokracji”, ale przede wszystkim dlatego, że na Litwie, a zwłaszcza w tamtejszych srodowiskach nacjonalistycznych, żywa jest koncepcja “Wielkiej Litwy”, czy odbudowy Wielkiego Księstwa Litewskiego pod kierownictwem Wilna. Niemcy obiecywali to Litwinom już pod koniec I wojny światowej. A oto jak Mieczysław Jałowiecki wspomina swoją rozmowę z prezydentem Republiki Litewskiej Antanasem Smetoną: “My się was boimy, boimy się, byście nie wciągnęli nas w jakiś nowy hazard polityczny, boimy sie waszych intryg, boimy sie waszej manii naśladownictwa i boimy się waszego egocentryzmu. (,..) Boimy się polonizacji” – oświadczył Smetona.

“Otóż mówi pan, że Polacy zmarnowali legat przekazany im przez Jagiellonów, a przecież przyzna Pan, ze gdyby nie wpływy zachodnie, gdyby nie katolicyzm, gdyby nie zwycięska, a nieprzyjaciołom straszliwa ręka Chodkiewiczów, Żółkiewskich, wielkiego króla Stefana Batorego, kto wie, czy Litwa nie poszłaby drogą wschodniej Cerkwi i do dzisiejszego dnia nie rozpłynęła się w morzu moskiewskim. (…) Litwie groziła zagłada niemiecka albo rosyjska i mam przeświadczenie, że jedynie ta Unia, na którą teraz tak niesłusznie narzekacie, zachowała Litwę od zguby.” – odparł Jałowiecki.

“Tak, to było za Jagiellonów – Smetona nie ustępował – ale niech pan przypomni sobie dzieje siedemnastego i osiemnastego wieku. Gangrena opanowała was wtedy i tą gangreną zaraziliście Litwę. (…) Radziwiłłowie to rozumieli. Być może, że pragnęli władzy, że chcieli posiąść tron Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale kto wie, czy przy zachowaniu unii ze Szwecją nie bylibyśmy przynajmniej drugą Finlandią I zapewne skuteczniej obronilibyśmy nasz kraj od zalewu rosyjskiego I nie sprzedali carowej Katarzynie własnej ojczyzny razem z legatem Jagiellonowym, to jest Litwą.”

Rzecz w tym, że częścią dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego jest właśnie Białńoruś, bez której Litwa pozostaje państwem drugo, albo nawet i trzeciorzędnym, więc nic dziwnego, że władze litewskie pilotują panią Swietłanę, niczym Radziwiłł księżnę Tarrakanow i już nie mogą się doczekać, aż w ich interesie Unia Europejska Białoruś zdemokratyzuje. Może jest to tylko marzenie, może nawet – nieosiągalne, ale bywają takie momenty, że to, co wydawało się niemożliwe, staje się możliwe.

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!