Europa Wiadomości

Prigożyn wygrał. Zachód ma kłopoty

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Jak informowaliśmy wczoraj rano w naszym artykule, działania szefa grupy Wagnera mogły być operacją specjalną, klasyczną moskiewską maskirowką. Teraz mamy na to dowody.

Prigożyn wygrał potyczkę z kierownictwem Ministerstwa Obrony Narodowej. Najpierw otoczył siedzibę Południowego Okręgu Wojskowego w Rostowie nad Donem, gdzie rozpoczął rozmowy z przedstawicielami MON. Jednocześnie podległe mu jednostki ruszyły w trasę w kierunku Moskwy, obsadzajac kilka miast i kluczowych węzłów komunikacyjnych w zachodniej Rosji. Po drodze doszlo do strącenia trzech rosyjskich helikopteró i jednego samolotu. Widzieliśmy też nagranie z wybuchu jednej z ciężarówek należących do Wagnerowców, choć wygladało to na samozapłon, lub wybuch przewożonej amunicji, niż na atak z zewnątrz.

Jak się później dowiedzieliśmy, z Prigożynem negocjować miał w imieniu Putina dyktator Białorusi, Aleksandr Łukaszenka. To miało przeważyć szalę i doprowadzić do zakończenia konfliktu. Wagnerowcy zatrzymali się ok. 200 km przed Moskwą. Podpisano umowę, na podstawie której wagnerowcy nie będą ścigani za udział w puczu. Ma też dojść do zmian w kierownictwie MON i stylu prowadzenia “operacji specjalnej” na Ukrainie.

Maskirowka

Konflikt na linii Prigożyn-Szojgu + Gierasimow trwał od dawna. Raz nasilał się, raz osłabiał, przy czym widać było, że nie chodziło wyłącznie o kwestie wojskowe, lecz też polityczne. Prigożyn krytykował dowództwo wojskowe z pozycji jastrzębia. Nie chciał zakończenia wojny, lecz jej eskalacji. Domagał się zwiększenia produkcji i dostaw broni, choćby kosztem jeszcze wiekszoych wyrzeczeń ze strony społeczeństwa. Chciał też usunięcia nieudolnych dowódców oraz prowadzenia skutecznych działań ofensywnych. Swoimi wypowiedziami człowiek ten podgrzewał dysputę w rosyjskich mediach i kierował ją w stronę prowojenną, na czym bardzo zależało Moskwie. Dzięki niemu Kreml podtrzymał w społeczeństwie wysokie poparcie dla wojny, skutecznie marginalizował głosy propokojowe oraz kumulował niezadowolenie za kiepskie rezultaty wojskowe na nazwiskach Szojgu i Gierasimowa.  Prigożyn odgrywający rolę skutecznego żołnierza i dowódcy, któremu MON rzekomo pęta nogi, sprawdzał się w tym dziele doskonale.

Spektakl nie mógł jednak trwać wiecznie. Należało w pewnym momencie przeciąć nabrzmiałego guza i stąd “pucz”. Inscenizacja została odegrana po mistrzowsku i wyciągnięto z niej szereg korzyści. Przede wszystkim, pomimo pewnej wiedzy na temat planowanych działań, Zachód i Ukraina zostały całkowicie zaskoczone wydarzeniem. Zachodnie media zacierały ręce i grzmiały o wybuchu rosyjskiej wojny domowej, rychłym upadku Putina i końcu wojny. Ośmieszyły się tym do cna. Niezrozumienie sytuacji wciąż jest ogromne, stąd poszczególni dziennikarze np. Onetu i Interii, kompromitują się w tej chwili artykułami o porażce Prigożyna,  Rosji jako państwie bananowym, czy rychłej likwidacji szefa grupy Wagnera. “Marsz na Moskwę” odbył się też idealnie w momencie ukraińskiej pauzy operacyjnej, uzupełniania strat i dyslokacji oddziałów. Zaskoczenie było tak wielkie, że dowództwo ukraińskie w żaden sposób nie wykorzystało okazji do zmasowanego ataku, który miał szanse powodzenia w obliczu zachwiania się rosyjskiego przywództwa.

W autentyczność “puczu” uwierzyli też białoruscy dysydenci. Przedstawiciele Pułku Kailnowskiego nagrali materiał, w którym triumfalnie wezwali ludność białoruską do gotowości, gdyż lada chwila wojna domowa rozpocznie się także na terytorium Białorusi, a Łukaszenka zostanie obalony. To oczywiste, żę tego typu deklaracje są koordynowane z Ukrainą i wywiadami zachodnimi. Do żadnego puczu nie dojdzie. Doszło natomiast do zdemaskowania i ośmieszenia planów Zachodu co do Białorusi.

Prawdziwy cel

Warto zauważyć, że Prigożyn w ani jednym zdaniu nie zaatakował prezydenta Putina. Sugerowało to, że panowie współpracują, zgodnie ze starą rosyjską zasadą “car dobry, źli bojarzy”. Prawdziwym celem operacji puczystowskiej, wydaje się zatem dokonanie zmian w rosyjskim dowództwie; pozbycie się z kierownictwa wojskowego frakcji gołębi z Szojgu i Gierasimowem na czele. Ci dwaj,  w kwestii wojny na Ukrainie działali zachowawczo, co mogło z zewnątrz wyglądać na zwykłą nieudolność. W rzeczywistości autentycznie stali na pozycjach ugodowych względem Zachodu. Zachowywali się jak dowódcy polskiego Powstania Listopadowego. Niby walczyli za interes kraju, ale bez energii, unikając ryzyka i eskalacji. Teraz, na podstawie ugody między Prigożynem i Moskwą, najprawdopodobniej zostaną usunięci. Kreml w sposób całkowity opanuje frakcja jastrzębi.

Co dalej?

Wszystko wskazuje na to, że w rosyjskim MON lada chwila dojdzie do poważnych zmian i zlikwidowania frakcji ugodowej. Funkcje Szojgu i Gierasimowa przejmą ludzie bardziej zdecydowani prowadzić wojnę aż do zwycięstwa, zaprzyjaźnieni zarówno z Prigożynem, jak i Putinem. Prawdopodobnie ważną funkcję otrzyma generał Surowikin, który jak pamiętamy, był zwalczany przez Gierasimowa. Tenże, po skutecznym wycofaniu się z przyczółka chersońskiego, odebrał Surowikinowi funkcję dowódcy “operacji spoecjalnej” i uczynił go zaledwie swoim zastępcą. W konsekwecji “puczu”, a faktycznej maskirowki w celu wzmocnienia się, Moskwa dokonała zatem konsolidacji sił. Co więcej, w obwodzie biełgorodzkim już teraz stacjonuje ponad 100 tys. żołnierzy. Lada chwila wzmocnią ich wagnerowcy wracający spod Moskwy. Możliwe, że siły te zostaną użyte do nowej, masowej ofensywy na kierunku charkowskim.

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!