Historia

Legenda o złamanym moście

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Ponad dwa tysiące lat temu na dzisiejszych ziemiach polskich osiedlili się, przybyli ze Skandynawii, Goci, którzy następnie podjęli ekspansję w kierunku Morza Czarnego. Z czasem podzielili się oni na Ostrogotów, Wizygotów i Gepidów. Dwa pierwsze z wymienionych ludów odegrały w okresie wędrówek ludów ważną rolę w dziejach Zachodniej Europy. Była o tym mowa tutaj:

***

Zostawmy jednak wybrzeże Morza Czarnego oraz Ostrogotów i Wizygotów i zajmijmy się tą częścią ludu gockiego, która pozostała na ziemiach polskich. Powróćmy więc jeszcze na moment do przywołanej już legendy o złamanym moście, którą to przytoczył Jordanes:

„Ponieważ liczebność plemienia szybko rosła, już bodaj piąty król po Berigu, Filimer, syn Gadariga, po naradzie zarządził, by wojsko Gotów razem z rodzinami ruszyło w dalszą wędrówkę. Szukając zatem najodpowiedniejszych siedzib i stosownych miejsc dotarli do ziem Scytii, które w swym języku nazywali Oium („Błonia”). Zachwycony wielką urodzajnością okolic, Filimer przeprawił tam połowę swojego wojska. Wtedy, jak powiadają, most rzucony przez rzekę załamał się w sposób nie do naprawienia, tak że już nikt nie mógł przedostać się na jedną czy drugą stronę. Miejsce bowiem mają otaczać zewsząd grzęzawiska błotne i odmęty, jak gdyby sama natura zamykała do niego drogę dwojakiego rodzaju zaporami.”

Legenda o złamanym moście stanowi prawdopodobnie reminiscencję wydarzeń, w wyniku których Filimer utracił władzę nad Gotami, którzy pozostali na ziemiach polskich, a którzy w języku Gotów nadczarnomorskich zwani byli Gepidami. Genezę tej nazwy w taki oto sposób starał się wyjaśnić Jordanes:

„Powinieneś pamiętać, co rzekłem na początku, a mianowicie, że Gotowie wyszedłszy z łona wyspy Skandii ze swoim królem imieniem Berig, na w sumie trzech okrętach przybili do brzegu z tej strony Oceanu, to znaczy do Gothiskandii. Spośród trzech okrętów jeden, zawijając do przystani później od dwu pozostałych, co nieraz się zdarza, miał nadać nazwę ludowi. W ich języku bowiem „leniwy” brzmi gepanta. Ze zniekształconego przezwiska powoli narodziło się miano „Gepidowie”. Bez wątpienia bowiem również Gepidowie pochodzą z pokolenia Gotów, lecz ponieważ, jak powiedziałem, gepanta określa coś leniwego i opieszałego, z przypadkowo rzuconego przezwiska wzięło początek miano „Gepidowie”. Nie sądzę, by wprowadzało w błąd, gdyż Gepidowie w rzeczywistości są opieszali z charakteru i ociężali w ruchach ciała.”

Przytoczona legenda przypomina nieco znaną nam legendę o trzech braciach – Lechu, Czechu i Rusie. Przywołuje ona wspólne dziedzictwo trzech gockich ludów, Ostrogotów, Wizygotów i Gepidów, które – choć w czasach bliskich Kasjodorowi i Jordanesowi tworzyły odrębne organizmy państwowe, nierzadko sobie wrogie – z jednego wyrosły pnia.

Ale określenie „Gepidowie” miało, tak przynajmniej wynika z powyższego wywodu Jordanesa, wydźwięk pejoratywny i jako takie nie mogło być – przynajmniej początkowo – traktowane jako nazwa własna ludu, który tak był nazywany.

Sami Gepidowie najprawdopodobniej nazywali siebie Hreidgotami względnie po prostu Gotami. To pierwsze znaczyło mniej więcej tyle, co „Goci gniazdowi”, tj. ci, którzy pozostali w ojczyźnie (w gnieździe). Pod tym imieniem występują oni w pieśniach starogermańskich, do których wkrótce przejdziemy.

Władzę nad Hreidgotami / Gepidami objął wkrótce (bezpośrednio po secesji?) ambitny król imieniem Fastida, który podjął próbę narzucenia swego zwierzchnictwa również Gotom nadczarnomorskim. Jordanes tak o tym pisze:

„Gepidowie więc (teraz) ogarnięci zawiścią, dopóki przebywali w kraju Spesis, (obrali za swoją siedzibę) wyspę otoczoną mieliznami rzeki Viskli. Wyspie tej nadali w rodzinnym języku miano Gepedoios (gepidzkie błota). […] Jak więc mówiłem, król Gepidów Fastida, podburzając swoje spokojne plemię, z pomocą oręża rozszerzył granice rodzimego kraju. Niemal bowiem doszczętnie wytępił Burgundów i ujarzmił wiele innych szczepów. Z hardą wyniosłością zgłaszając również pod adresem Gotów złośliwe roszczenia, przykrym sporem podkopał prastary sojusz, oparty na więzach krwi i w rezultacie, kiedy zaczął przysparzać ziemi rosnącemu w liczbę plemieniu, przerzedził jego szeregi w rodzimym kraju. Fastida zatem wyprawia posłów do Ostrogoty, którego władzy podlegali jeszcze tak Ostrogotowie, jak i Wizygotowie, to znaczy oba odłamy rodu gockiego. Ustami posłów skarży się, że jest zamknięty skałami gór, spętany gąszczem borów, by na koniec zażądać jednej z dwu rzeczy: wojny lub przestrzeni do życia na ziemiach gockich. Ostrogota, król Gotów, człowiek o mocnym charakterze, odpowiada posłom, że perspektywa wojny gepidzko – gockiej napawa go zgrozą, że okropny i zakrawający na zbrodnię będzie bój pomiędzy krewnymi, lecz że na ustępstwa terytorialne nie pójdzie. Cóż, dalej Gepidowie jawnie prą do wojny. By nie zostać poczytanym za słabszego, rusza w pole również Ostrogota z wojskiem gotowym na wszystko. Spotykają się pod grodem Galtis, obok którego przepływa rzeka Auha. Obie strony wykazały wielkie męstwo, ponieważ obie miały podobne uzbrojenie i stosowały podobną technikę bitewną. Lecz Gotów wspomagała lepsza sprawa i bystrość umysłu. Chwiały się już szyki Gepidów, kiedy noc położyła kres walce. Wtedy, porzuciwszy ciała swych poległych, Fastida – król Gepidów, podążył spiesznie do ojczyzny, jak uprzednio wywyższony pychą, tak teraz poniżony hańbą i wstydem.”

Od tej pory raz za razem hufce gepidzkie ścierały się z Gotami nadczarnomorskimi. XII Panegyrici Latini, a konkretnie panegiryk jedenasty, napisany na cześć cesarza Maximiana z okazji jego urodzin, a przypisywany Mamertinusowi, donosi o walkach, jakie w roku 291 toczyli Terwingowie (Wizygoci) i Tajfalowie z Wandalami i Gepidami. Fragment ów brzmi:

„Terwingowie, inna część Gotów, wespół z Tajfalami, zwrócili się przeciwko Wandalom i Gepidom.”

Otóż należy odrzucić sugestie (dość popularne zwłaszcza w nauce węgierskiej), jakoby powyższa informacja miała świadczyć o obecności Gepidów w Kotlinie Karpackiej już przed końcem III wieku. Zacytowana lakoniczna wzmianka w XII Panegyrici Latini nie daje nawet podstaw do twierdzenia, że walki z Gepidami toczyły się w Kotlinie Karpackiej czy choćby w Karpatach, a nawet że Gepidowie występowali tu w roli sojuszników Wandalów. Równie dobrze Terwingowie i Tajfalowie mogli przeprowadzić w ciągu jednego roku dwie kampanie – jedną przeciwko Wandalom i drugą (zupełnie niezależną) przeciwko Gepidom. A już zupełnie brak jest podstaw do twierdzenia, że Gepidowie mieli wówczas swe siedziby w Dacji!

Tymczasem zaczęto „poszukiwać” archeologicznych śladów osadnictwa gepidzkiego w Kotlinie Karapckiej, przypisując mu materiały z Transylwanii i północno – wschodnich Węgier. W okresie C3 osadnictwo przypisywane Gepidom, koncentrujące się wzdłuż dolin rzek Kraszna i Èr, miało zacząć rozprzestrzeniać się na południe, zwracając się ku dorzeczu rzeki Körös i sięgając na południu Maruszy.

Taka interpretacja źródeł archeologicznych nie ma jednak najmniejszego umocowania w źródłach pisanych, których mamy wszak sporo. Przecież sytuacja w Dacji, leżącej w bezpośrednim sąsiedztwie Imperium Romanum i stanowiącej w latach 106 – 271 prowincję rzymską, była pilnie obserwowana przez Rzymian. Tymczasem żadne źródło pisane, wyłączając mocno niepewną wzmiankę w XII Panegyrici Latini, nie odnotowuje obecności w tym rejonie Gepidów.

Przełom III / IV wieku to cała seria wojen Rzymian z Sarmatami z Wielkiej Niziny Węgierskiej, których efektem było złamanie potęgi Sarmatów. W 321 roku Wielką Nizinę Węgierską najechali Wizygoci, zadając kolejny cios tamtejszym Sarmatom. W następnym jednak roku Wizygoci uderzyli na Panonię. W walkach z Rzymianami doznali jednak klęski, a ich król został zabity na polu bitwy.

W roku 331 Wizygoci, wespół z Tajfalami, uderzyli na Mutenię (południowa Rumunia), którą zamieszkiwali sarmaccy Roksolanowie. W latach 332 – 333 Rzymianie pilnie obserwowali walki, jakie rozgorzały pomiędzy Sarmatami zamieszkującymi Wielką Nizinę Węgierską. Sarmatae Limigantes powstali wówczas przeciwko Sarmatae Ardagarantes, zwanymi także Sarmatae Libri. W wyniszczających obie strony walkach miało uczestniczyć ponad 100.000 barbarzyńców, przy czym miały się one skończyć klęską „Ardagarantes”, z których część uciekła do Kwadów i Gotów, lecz większość, w liczbie 300.000, szukała schronienia na rzymskim terytorium, gdzie dano im ziemie w Mezji i Panonii.

W latach 355 i 357 Sarmatae Limigantes splądrowali górną Mezję i dolną Panonię, co sprowokowało do ostrej riposty cesarza Konstancjusza, który pokonał ich w roku 358. „Ardagarantes” zostali wówczas osadzeni przez Rzymian w swoim dawnym kraju, a ich rodzimy książę Zizais został wyniesiony na tron. Już w roku 359 zwrócili się oni do cesarza o zezwolenie na osiedlenie się w granicach Cesarstwa, a kiedy nie otrzymali na to zgody uderzyli zbrojnie, przy czym cesarzowi ledwie udało się ujść z życiem. W odwecie Rzymianie wybili całe plemię. Sarmackie najazdy na Panonię notowano znów w latach 364, 374 i 378. W roku 384 cesarz Teodozjusz, razem z synem Arkadiuszem i współregentem Walentynianem II, odniósł zwycięstwo nad Sarmatami.

W 367 roku cesarz Walens wyprawił się przeciwko Gotom, którzy zajmowali siedziby w Górach Serrów (in Montes Serrorum). Ale idźmy dalej… Oto Jordanesowi zawdzięczamy taki oto opis, zresztą już tu przytaczany:

„W czasach Geberyka Wandalowie żyli na ziemiach, gdzie teraz siedzą Gepidowie, to znaczy nad rzekami Marisia, Miliare, Gilpil i Grisia, która przewyższa rozmiarami trzy pozostałe. Graniczyli wtedy od wschodu z Gotami, od zachodu z Markomanami, od północy z Hermundurami, od południa z Istrem, który zwie się też Danubius. Na tym obszarze więc przebywali Wandalowie, kiedy wypowiedział im wojnę król Gotów, Geberyk. Bitwa rozegrała się nad brzegiem wspomnianej wyżej rzeki Marisia. Równorzędny bój nie trwał długo. Wnet sam Visimar, król Wandalów i większa część jego ludzi leżeli pokotem w prochu ziemi. Geberyk zaś, znakomity wódz Gotów, pokonawszy i złupiwszy Wandalów, powrócił do rodzinnych pieleszy.”

Nie wiemy, kiedy dokładnie miały miejsce opisywane wydarzenia, ale z kontekstu możemy wnosić, że w drugiej ćwierci IV wieku. Jak już była o tym mowa, wymienione tu rzeki to zapewne dopływy Cisy (Marusza i Körös oraz Biały, Czarny lub Szybki Keresz). Tak czy inaczej z ogromnym prawdopodobieństwem możemy uznać, że chodzi o tereny, gdzie Istvan Bóna widzi … Gepidów.

Jordanes w miejscu tym również widział Gepidów, ale dopiero w połowie VI wieku. Według niego, na ziemiach, gdzie teraz (a więc w połowie VI wieku, jako że wtedy słowa te pisał Jordanes) siedzą Gepidowie, mieli ówcześnie siedziby Wandalowie – Hasdingowie.

Nie zauważa Gepidów w Dacji także Eutropius, który w roku 360 stwierdził, że Dację „teraz mają Tajfalowie, Wiktualowie i Terwingowie”. Ani słowa o  Gepidach, ale o Tajfalach, Wiktualach i Terwingach (Wizygotach). Nazwę Wiktualowie, jak pamiętamy, jako pierwszy (w kontekście wojen markomańskich) przytoczył Julius Kapitolinus i wydaje się, że pod tą nazwą kryje się odłam Wandalów, o którym w przytoczonym wcześniej fragmencie Getiki pisał Jordanes.

Nazwa Wandalów pojawia się w jeszcze jednym tekście źródłowym z drugiej połowy IV wieku, mianowicie w liście św. Hieronima, który to w roku 396 pisał był:

„Od przeszło dwudziestu lat codziennie leje się krew rzymska między Konstantynopolem a Alpami Julijskimi. Scytię, Trację, Macedonię, Dardanię, Dację, Tesalię, Epir, Dalmację i wszystkie Panonie – pustoszą, szarpią, rabują: Goci, Sarmaci, Kwadowie, Alanowie, Hunowie, Wandalowie, Markomanowie.”

Mamy tu więc wymienione wszystkie znane nam ludy mieszkające w strefie naddunajskiej. I znów nie ma w tym gronie Gepidów. Czy dlatego, że byli ludem tak przyjaźnie nastawionym do cesarstwa, że nie próbowali nigdy pustoszyć jego terytorium? Być może, ale zdecydowanie bardziej prawdopodobną zdaje się być teza, iż w tym czasie nie zamieszkiwali oni Dacji.

Dodajmy, że osadnictwo, które przypisywane bywa (w mojej ocenie całkowicie bezpodstawnie) Gepidom, a które raczej przypisać należy wandalskim Wiktualom, zanika wraz z podbojem Dacji przez Hunów. Trudno wręcz nie powiązać tego faktu z odejściem ludności wandalskiej na zachód, czym szerzej zajmiemy się później.

Po tej krótkiej „wycieczce” do Dacji powróćmy na tereny zajmowane przez kulturę wielbarską. Jak pamiętamy, gdy Fastida wyprawiał się przeciwko Ostrogocie, rezydować miał on, jak wynika z przekazu Jordanesa, na wyspie otoczonej mieliznami rzeki Wisły. Z kolei obszarem, gdzie rywalizacja pomiędzy Hreidgotami / Gepidami a Ostrogotami znajduje odbicie w materiale archeologicznym, są tereny Wołynia, dorzecza górnego Bohu oraz górnego Dniestru.

D. Kozak w tekście Вельбарская культура на Волыни (Kultura wielbarska na Wołyniu) pisze, iż kultura wielbarska pojawiła się na zachodnim Wołyniu w ostatniej ćwierci II wieku i trwała tam aż po schyłek wieku IV, a może nawet do przełomu IV/V wieku. Z kolei w południowo – wschodniej części Wołynia doszło do ukształtowania się specyficznej jednostki kulturowej (tak zwanej grupy bajewskiej, od cmentarzyska w Bajewie) o mieszanym charakterze wielbarsko – czerniachowskim, nawiązującej do grupy masłomęckiej (z Kotliny Hrubieszowskiej).

Inaczej potoczyły się losy osadnictwa wielbarskiego w dorzeczu Bohu, zwanego Południowym Pobużem. Warto w tym miejscu odwołać się do tekstu Borysa W. Magomiedowa Вельбарские элементы в черняховских памятниках Южного Побужа. Otóż na Południowym Pobużu, czyli w dorzeczu Bohu, ludność wielbarska pojawiła niedługo później niż na zachodnim Wołyniu, a konkretnie w fazie C1b, czyli gdzieś około roku 200 naszej ery. O ile jednak na zachodzie Wołynia stare tradycje wielbarskie jakby „zakonserwowały się” i dotychczasowe oblicze kulturowe trwało tu w niezmienionej postaci do co najmniej połowy IV wieku, to na Południowym Pobużu między rokiem 230 a 270 doszło do wykrystalizowania się specyficznej jednostki kulturowej wielbarsko – czerniachowskiej, która to jednak z czasem poczęła tracić swe elementy wielbarskie i stopniowo ewoluowała w kierunku „czystej” kultury czerniachowskiej. Borys W. Magomiedow podkreśla przy tym towarzyszącą temu ciągłość osadniczą.

Możemy więc stąd wnosić, iż ludność wielbarska (identyfikowana tu z  Hreidgotami / Gepidami) znalazła się w zasięgu politycznych wpływów Ostrogotów (ludności kultury czerniachowskiej), stopniowo przejmując jej cechy kulturowe. Jak podkreśla B. W. Magomiedow, na obszarze tym – co zostało wspomniane powyżej – występowała ciągłość osadnicza i – choć daje się zauważyć napływ grup ludzkich z innych regionów objętych kulturą czerniachowską – zasadniczy trzon ludności stanowili dawni wielbarczycy, ulegający wpływom kulturowym ludności czerniachowskiej (ostrogockiej).

Co ciekawe, na obszarze tym, niemal już całkowicie czerniachowskim, utrzymały się jednak przez cały okres późnorzymski enklawy wielbarskie, kultywujące dawne tradycje. Daje się też zauważyć występowanie na cmentarzyskach typowo czerniachowskich grobów typowo wielbarskich, z czego możemy wnosić, że przynajmniej część ludności kultywowała dawne tradycje, także w sytuacji gdy w tej samej miejscowości, obok siebie, mieszkali przedstawiciele ludności czerniachowskiej i wielbarskiej.

Kultura wielbarska w fazie cecelskiej

Przejdźmy teraz do ogólnej charakterystyki kultury wielbarskiej w fazie cecelskiej (tj. w okresie jej szczytowego rozwoju aż po jej schyłek). Nazwa jej pochodzi od eponimicznego cmentarzyska w miejscowości Cecele na Podlasiu. Na początek zacytuję Jana Jaskanisa i Jerzego Okulicza, którzy w Prahistorii ziem polskich pisali:

„Cechy przewodnie kultury wielbarskiej w fazach C2 – C3 są przeważnie wspólne dla całego jej zasięgu. Są to: 1) birytualny obrządek pogrzebowy; 2) kobiecy typ wyposażeń grobowych i przewaga (Cecele) lub wyłączność (Brulino-Koski) grobów kobiecych i dziecięcych; 3) brak w wyposażeniach grobowych jakichkolwiek  przedmiotów żelaznych, spowodowany zapewne nie znanymi nam w treści zakazami kultowymi; 4) w związku z tym występowanie zastępczo niejako symbolicznych, często miniaturowych nożyków, nożyc i grotów strzał z brązu; 5) jednolitość stylu ceramiki o „wielbarskich” formach naczyń w ogólnym zarysie zbieżnych na obszarze całej kultury; przeważają wśród nich naczynia misowate i wazowate o ostrych profilach i największej średnicy przypadającej poniżej połowy wysokości, kubki z uchem ostro zgiętym, dzbany; 6) duża jednolitość form ozdób brązowych: zapinek kuszowatych z podwiniętą nóżką lub o językowatym zaczepie, o facetowanych kabłąkach, sprzączek kilku odmian; 7) paciorki szklane i bursztynowe; 8) puchary szklane (E 227 – 238 głównie w fazach C3 i D).”

Nieco dalej zaś w przywołanym tekście czytamy:

„W ceramice część form nawiązuje do wcześniejszych naczyń pomorskich. Są to: dwustożkowe misy o wychylonym brzegu z załomem brzuśca poniżej połowy wysokości, pucharki na pustych nóżkach i część kubków o półkolistych uchach. Na wschodnim Mazowszu i Podlasiu (Brulino-Koski, Cecele, Sarnaki) poważną grupę stanowią garnki dwustożkowate i baniaste o wychylonych brzegach, analogiczne do współczesnych im naczyń z cmentarzysk przeworskich. Wreszcie na części cmentarzysk stosunkowo licznie występują naczynia siwe wykonane na kole garncarskim. Najwięcej fragmentów takich naczyń odkryto w Kozłówku, bo aż w 11 grobach z faz C3 i D, poza tym w obu kurhanach z Kitek, stan. 1, woj. ostrołęckie, pojedyncze naczynia zaś i fragmenty w Niedanowie, stan. 2, woj. olsztyńskie, w Starej Wsi, woj. siedleckie, w Cecelach i Kutowej, woj. białostockie. Reprezentują one w większości formy bliskie ceramice „czerniachowskiej”, a nie znajdujące analogii w zespołach „przeworskich”. W stylu naczyń lepionych ręcznie bez trudu można zauważyć także wpływ form wykonanych na kole, np. w kształtach mis i dzbanów, a nawet w kilku przypadkach wystąpiły na dnach naczyń pierścienie obrzeżające, charakterystyczne dla ceramiki „siwej” kultury czerniachowskiej. Ogólnie można stwierdzić, że w stylu ceramiki „wielbarskiej” oraz pokrewnej jej nadłabskiej i południowoskandynawskiej wyraźnie czytelne są wpływy form naczyń wykonywanych na kole garncarskim; trudno wprawdzie określić ich źródło, ale nie można także wyłączyć wpływu kultury czerniachowskiej.

Do grobów trafiały brązowe ozdoby i części stroju (do wyjątków należą żelazne sprzączki i nożyki); lokalne ich odmiany są rzadkie, jedynie w Brulinie-Koskach i Cecelach wystąpiły liczniej prostokątne lub owalne sprzączki do pasa, wyjątkowo małe i delikatnej roboty. Inne przedmioty mają analogie w kulturze czerniachowskiej, w kręgu nadłabskim (wisiorek w kształcie topora z Brulina-Kosek) lub zachodniobałtyjskim (wisiorki kuliste z Kozłówka). Wśród zabytków o szerokim zasięgu wymienić trzeba, liczniej niż na Pomorzu i w kulturze czerniachowskiej występujące, zapinki kuszowate, które zamiast podwinięcia drucikowego nóżki mają zaczep języczkowy. Występują one w fazach C3 – D obok innych zapinek: kuszowatych z podwiniętą nóżką o przewadze wariantu prostego z taśmowatym, zdobionym polami metopowymi kabłąku, czasem z guzkami na osiach sprężyny i główce, zdobione filigranowym drutem o wąskiej, zamkniętej pochewce lub z podwójną sprężyną. Rzadziej występują zapinki kabłąkowate z niską pochewką i guzkami na osi sprężyny i główce. Sprzączki faz C2 – C3 w przewadze mają kształt litery D lub omega, z osią i często z prostokątną skuwką. W późniejszej fazie pojawiają się sprzączki owalne. Liczne końcówki pasa należą do typów III i O wg typologii K. Raddatza. Z innych przedmiotów można wymienić trójwarstwowe grzebienie o trapezowatym lub półkolistym uchwycie. Paciorki szklane niekiedy nanizane w zawieszkach o rozetowatym węźle bądź tworzące bogate kolie należą w przewadze do typów segmentowych, o kształcie baryłkowatym, występują też formy sześcioboczne, kubooktoadryczne, kapsułkowate, walcowate, czasem kanelurowane i różnobarwne. Bursztynowe paciorki znane są prawie wyłącznie z grobów szkieletowych wszystkie o szlifie ręcznym, w przewadze ósemkowate lub soczewkowate. Bransolety należą w tym czasie do rzadkości; wymienić tu można fragmenty złotej bransolety żmijowatej z Plinek, woj. Białostockie (początek fazy C2) i bransoletę z prostego drutu na ręce szkieletu w Bruhlinie-Koskach. ”

Schyłkowy okres funkcjonowania kultury wielbarskiej, przypadający na okres wędrówek ludów, cechuje wyraźne rozrzedzenie osadnictwa oraz uchwytne zmiany w zakresie kultury materialnej. Oto Jan Jaskanis i Jerzy Okulicz piszą:

„Na części cmentarzysk płaskich przestano chować zmarłych ze schyłkiem okresu rzymskiego (Brulino-Koski, Sarnaki, Drohiczyn-Kozarówka, Kleszewo). Pozostałe użytkowano nadal w fazie D (Pielgrzymowo, Niedanowo, Kozłówko, Kitki, Cecele, Kutowa, Jasionowa Dolina). Bardzo bliskie im są też w tym czasie cmentarzyska z rejonu Kwidzyna i Malborka. Współczesne kurhany znane są z Pielgrzymowa (kurhan II) i być może zaliczyć tu można część kurhanów bez wyposażenia z Podlasia. Jak się wydaje, zanika wówczas zupełnie rytuał szkieletowy. Jedyny wyjątek stanowi grób kurhanowy z Dworaków-Pikutów, woj. łomżyńskie, z zespołem ozdób emaliowanych typu naddnieprzańskiego. Jamy grobowe, teraz znacznie płytsze, rozmieszczone są zwykle na cmentarzyskach bardzo blisko siebie tworząc zwarte układy. Część form zabytków nie ulega w tym czasie zmianie, należą do nich głównie zapinki o podwiniętych nóżkach. Pojawiają się jednak nowe formy zapinek z masywnym kabłąkiem i skróconą pochewką, w kilku przypadkach zdobione spłaszczonymi tarczkami na szczycie kabłąka i gwiazdkami na nóżkach. W Kozłówku i Cecelach wystąpiły smukłe wisiorki wiaderkowate. Typowym wyznacznikiem tej fazy są sprzączki do pasa o owalnych kabłąkach, czasem też spotyka się klamry dwudzielne. Największe różnice widoczne są jednak w formach ceramiki. Zanika zespół form wazowatych. Na ich miejsce wchodzą w użycie naczynia dwustożkowate z poziomo wychylonym szerokim brzegiem zdobione głęboko rytymi motywami krokwiowymi i dołkami. Często występują ornamenty stempelkowate wykonane stemplem grzebykowym (Niedanowo), rozetą, liściem palmowym i inne. Pojawiają się naczynia o esowatym profilu i dwustożkowe garnki zdobione odciskami palcowymi. Występują też naczynia o baniastych brzuścach i chropowaconej powierzchni, najczęściej w grobach bez przedmiotów metalowych (Niedanowo, stan. 2, okolice Kwidzyna), być może wyznaczające najpóźniejsze pochówki z V w.”

Kultura wielbarska badana była dotychczas głównie pod kątem cmentarzysk. Osobliwością ich są kurhany, w których to chowano poległych i zmarłych znamienitych Gotów, zapewne królów i członków rodziny królewskiej, a także przedstawicieli arystokracji plemiennej. Z tą formą pochówku spotkaliśmy się już, omawiając wczesny etap funkcjonowania społeczności gockiej. Z czasem nastąpił jej dalszy rozwój. Andrzej Kokowski w pracy Od Skandzy do Campi Gothorum pisze:

„Jest jeszcze jeden fenomen, który powstał dzięki podjętej przez ludność kultury wielbarskiej wędrówce, godny chwili refleksji. Rzecz dotyczy tak zwanych kurhanów typu rostołckiego. Te monumentalne, skomplikowane konstrukcyjnie, kamienno – ziemne budowle, wznoszone tylko w części jednej strefy (E) osadnictwa zajmującej nas kultury, tak naprawdę nie mają analogii w całym środkowoeuropejskim Barbaricum. Do tej pory mamy pewne informacje o istnieniu dziewiętnastu cmentarzysk z takimi kurhanami, na których doliczono się łącznie około siedemdziesięciu obiektów (J. Jaskanis 1976: 219 – 227; A. Kokowski 2005c). Zlokalizowano je na stosunkowo zwartym obszarze, wyznaczonym granicami biegu: środkowego Bugu, na odcinku tej rzeki, na którym płynie ona z południowego wschodu na północny zachód, oraz Leśny – od południowego wschodu, Biebrzy – od północy, i Narwi – od zachodu. Na południu tego obszaru znalazło się wyraźne skupienie grobów typu rostołckiego na terenie dzisiejszych miejscowości: Cecele, Sady i Skiwy Małe, oraz drugie, lokalizowane w miejscowościach: Kotłówka, Krzywice, Kuraszewo, Kutowa i Łosice. Na północ od niego znajdują się kurhany w Dmochach-Rodzonkach, Grochach Starych, Rostołtach, od których wzięła się ich nazwa, oraz Repnikach. Najdalej na północ zlokalizowane obiekty to Jasionowa Dolina ze zgrupowaniem dwunastu kurhanów i Teolin, natomiast na zachodzie – Uśnik. Poza tym stosunkowo zwartym obszarem znalazły się: najdalej na południe wysunięty kurhan z Goździka (A. Niewęgłowski 1984), który leży prawie w granicach historycznej Lubelszczyzny, oraz trzy cmentarzyska z północnego zachodu tej strefy: Bogucino, Kitki i przede wszystkim Pielgrzymowo – najmłodszy ze wszystkich obiektów i najbardziej okazały (H. Phleps 1939; W. Hiille 1940).”

 

Najciekawszym z kurhanów jest uznany za jeden z najmłodszych z całej grupy, wzniesiony w połowie V wieku naszej ery, ogromnych rozmiarów kurhan z Pielgrzymowa, w powiecie nidzickim. Andrzej Kokowski w cytowanej przed chwilą pracy pisze o nim:

„Kurhan z Pielgrzymowa, jeden z najmłodszych pochówków „książęcych” kultury wielbarskiej, datowany już na około połowę V w. po Chr., nosi ślady starożytnego rabunku. Do naszych czasów dotrwała jednak bransoleta z litego złota, efektowne metalowe elementy pasa i przykrywa drewnianego naczynia z niezwykłym kunsztem wytoczonego na tokarce. Już tylko te niedostrzeżone podczas rabunku przedmioty dają wystarczające pojęcie o łupach, które wynieśli z tego grobu rabusie (D. Bohnsack 1938: 74 – 79, fot. 16 – 23; 1939; H. Phleps 1939).”

Ciekawe, kto spoczął w tym monumentalnym grobowcu? Czy był on miejscem pochówku któregoś z królów Hreidgotalandu, którego to imię utrwalone zostało w pieśniach? Tego raczej nigdy się już nie dowiemy, możemy jedynie snuć domysły… Z całą pewnością natomiast istnienie owych grobowców stanowi potwierdzenie informacji, pochodzących ze źródeł pisanych, o silnej władzy królewskiej u Hreidgotów / Gepidów.

Osady, w których mieszkali Goci Gniazdowi, zostały, jak dotąd, przebadane w stopniu dalece niezadowalającym. Wiadomo jedynie, że były to osady otwarte, raczej niewielkie – składały się z reguły z kilku – kilkunastu budynków. Zamieszkiwały je przeważnie kilkudziesięcioosobowe grupy ludzkie. Osady zamieszkałe przez więcej niż sto osób należały do rzadkości.

Do lepiej poznanych należy osada w Hrubieszowie – Podgórzu, szczegółowo przebadana przez zespół pracujący pod kierunkiem prof. Andrzeja Kokowskiego. Składała się ona dwóch półziemianek, dwóch chat słupowych, zewnętrznego pieca kopułowego z towarzyszącą mu zadaszoną jamą, warsztatu rogowiarskiego oraz budynku mieszkalno – gospodarczego składającego się z półziemianki oraz naziemnej konstrukcji słupowej.

Półziemianka budynku mieszkalno – gospodarczego miała powierzchnię 49 metrów kwadratowych i zagłębiona była do głębokości 70 cm. W jej wnętrzu (przy zachodniej ścianie) znajdował się piec. Otaczało ją 18 słupów, które prawdopodobnie podtrzymywały dach, przy czym przy jednym z narożników była przerwa, gdzie najwidoczniej znajdowało się wejście. Integralną część budynku stanowiła lekka konstrukcja słupowa, przy której natrafiono na ślady polepy z płaskimi odciskami prętów oraz zwęglonymi fragmentami belek. Cały budynek miał powierzchnię ok. 240 metrów kwadratowych.

Wspomniane wcześniej dwa budynki słupowe miały różną konstrukcję – jeden miał długość 14 metrów i szerokość 13 metrów. Zbudowany był z drewna pochodzącego z jesionu lub wiązu. Dach miał prawdopodobnie dwuspadzisty, zaś ściany wykonane były w technice sumikowo – łątkowej. Drugi z budynków miał lekką konstrukcję (ściany plecionkowe) i powierzchnię ok. 30 metrów kwadratowych.

Podstawą gospodarki ludności kultury wielbarskiej było rolnictwo. Próbki paleobotaniczne wskazują, iż na Pomorzu dominującym zbożem uprawianym przez ludność wielbarską był jęczmień. Mniejszy był udział pszenicy i prosa. Natomiast żyto pojawiło się tu dopiero w schyłkowym okresie kultury wielbarskiej. W wielu miejscach na obszarze objętym kulturą wielbarską natrafiono na ślady orki. Przy orce posługiwano się drewnianymi radłami rylcowymi lub płozowymi, które były prawdopodobnie ciągnione przez woły lub ludzi. Do żęcia zboża służyły żelazne sierpy. Do suszenia ziarna wykorzystywano piece wapiennicze (na przykład na rumowisku glinianego piecu w Pruszczu Gdańskim znaleziono liczne ziarna zbóż). Nie wiadomo, jaką techniką młócono zboże i w jakich warunkach je przechowywano.

Praktycznie w każdej odkrytej osadzie natrafiono na kości zwierząt hodowlanych, z czego można wnioskować o powszechności gospodarki hodowlanej. Podsumowując wyniki badań na stanowisku w Masłomęczu k. Hrubieszowa, Andrzej Kokowski pisze:

„Większość szczątków zwierzęcych wydobytych na stanowisku nr 9 w Masłomęczu stanowią resztki konsumpcyjne. Z ich składu można wnosić, że podstawowym składnikiem pożywienia mięsnego mieszkańców osady było bydło, a także w mniejszym stopniu owce, kozy oraz świnie. Konie zabijano rzadko i to najwyraźniej z powodu ich podeszłego wieku. Dziczyzna stanowiła znikomy element pożywienia. Bardzo duże rozkawałkowanie kości, będące głównie wynikiem rąbania i cięcia, a także rzadkie ślady opaleń, wskazują na to, że tusze zwierząt dzielono na drobne kawałki i gotowano (wyjątkowo pieczono). Udział szczątków zwierząt młodych w materiale z osady sugeruje, że przeżuwacze hodowano głównie dla mleka i jego przetworów, podczas gdy trzodę chlewną dla mięsa.”

Podobne ustalenia poczynił Henryk Machajewski, badający osadę kultury wielbarskiej w Goślinowie w Wielkopolsce. Wśród 1273 oznaczonych szczątków kostnych najliczniejsze były szczątki bydła (63,39% – 788 fragm.), a następnie świni (18,34% – 228 fragm.), owcy / kozy (16,34% – 203 fragm.) i konia (1,93% – 24 fragm.). Odnotowano także szczątki ssaków dzikich, ptaków, a nawet gadów (żółw błotny).

Ważne miejsce w gospodarce Gotów stanowiło hutnictwo. Aczkolwiek nie było tu tak rozwiniętego ośrodka metalurgicznego jak w sąsiedniej kulturze przeworskiej, a konkretnie w Górach Świętokrzyskich, gdzie znajdował się jeden z największych ówczesnych ośrodków metalurgicznych w Europie. Do lepiej przebadanych tego rodzaju ośrodków w kulturze wielbarskiej należy wspomniana już osada w Goślinowie. Henryk Machajewski w artykule Starożytni hutnicy z Pojezierza Gnieźnieńskiego pisze:

„Stanowisko w Goślinowie, usytuowane na terasie nadzalewowej pradoliny Strugi Gnieźnieńskiej, zajmowało obszar około 5 ha. […] Szczególne znaczenie, z racji wspomnianych już urządzeń hutniczych, posiadała osada z okresu wpływów rzymskich, z którą łączy się 71 obiektów (ziemianki, paleniska, paleniska kowalskie, ogniska i piece dymarskie). Zajmowała ona obszar około 2 – 3 ha. […] Z urządzeniami hutniczymi wiąże się 11 ognisk dymarskich (obiekt 53, 59, 60, 89, 94, 96, 123, 124, 130, 131, 140), piec szybowy typu kotlinkowego (obiekt 13) oraz palenisko kowalskie (obiekt 52, fot. 1 wkł.). […] Piec z Goślinowa, na tle obiektów na terenie Barbaricum, należał do urządzeń często spotykanych.”

Paliwem używanym w procesie wytopu był węgiel drzewny. Proces wytopu poprzedzony był przygotowaniem rudy, co polegało na oczyszczeniu jej z zanieczyszczeń zewnętrznych, płukaniu, suszeniu i rozdrabnianiu. Rudy syderytowe trzeba było wzbogacić, czyli przeprażyć w ogniskach w celu rozkładu węglanu żelaza na tlenek żelazawy i dwutlenek węgla. Otrzymany tlenek FeO przy zetknięciu z tlenem przechodził w tlenek żelazowy Fe2O3, żelazowo – żelazawy Fe3O4 i w tych postaciach (lub jako tlenek żelazawy FeO) ruda była przygotowana do wytopu.

W kulturze wielbarskiej nieźle rozwinięta była metalurgia nieżelazna – brązu, srebra i złota. Lokalną właściwością było stosowanie techniki odlewania bogatego asortymentu ozdób i przyborów. Z metalurgią ściśle związane było kowalstwo. W skład zestawu narzędzi kowalskich wchodziły: kowadła, młotki, pilniki, przecinaki, przebijaki, dłuta, piły i tłoczki. Gotowe przedmioty hartowano, chłodząc je w wodzie, w wodzie z gliną lub w jakimś innym płynie.

Była już mowa o wyrobach ceramicznych. Przypomnijmy jedynie, że w kulturze wielbarskiej aż do końca dominowała ceramika ręcznie lepiona, która to jednak, pod względem różnorodności kształtów, nie ustępowała ceramice wyrabianej na kole, która dominowała w kulturach sąsiednich – czerniachowskiej i przeworskiej.

Głównym surowcem do produkcji odzieży była puchowa wełna owcza. Prawdopodobnie wrzeciona z przęślikami, szydełka, igły i szpule stanowiły osobiste wyposażenie gockich kobiet, przy czym igły i szpule mogły być noszone we włosach i obok szpil mogły służyć do ich upinania.

Magdalena Tempelmann – Mączyńska w artykule Strój kobiety kultury wielbarskiej i jego powiązania z sąsiednimi obszarami twierdzi, iż ówczesne kobiety nosiły rodzaj koszuli i długą szatę wierzchnią, obie z długimi rękawami, których brzegi były wyszywane kolorową nicią. Na cmentarzysku w Odrach (w Borach Tucholskich),  w kurhanie 1, pochowano kobietę, która miała na sobie płaszcz z frędzlami. W innym grobie z tego samego cmentarzyska, bardzo bogato wyposażonym, natrafiono na cztery rodzaje wełny, w tym dwa o cienkim splocie. Pochowana tam kobiet miała na sobie dwie cienkie koszule, długą suknię i chustę. Magdalena Tempelmann – Mączyńska, opisując zmiany, jakie zaszły w stroju kobiety w fazie cecelskiej (w stosunku do fazy lubowidzkiej) stwierdza:

„W porównaniu z poprzednim okresem wyposażenie części stroju staje się znacznie uboższe. Rzadziej spotyka się trójkowy układ zapinek, utrzymujący się przede wszystkim na rdzennym obszarze kultury wielbarskiej, tj. nad dolną Wisłą. Zwykle używano tylko dwóch fibul lub – rzadziej – jednej. […] Prócz zapinek nadal używane były pasy ze sprzączką, już bez okuć prostokątnych, ale często z jednym metalowym zakończeniem. Sztabkowate bransolety noszone były tylko pojedynczo, rzadkie stają się klamerki esowate, jak również złote i srebrne paciorki i wisiorki. Na ich miejsce pojawiają się brązowe lub niekiedy żelazne wisiorki wiaderkowate i szklane paciorki na kółkach. Prawie każdy pochówek kobiecy wyposażony był w kolię z paciorków, sporadycznie pojawiają się srebrne naszyjniki, a także taśmowate pierścienie z brązu i srebra, niekiedy z tarczą spiralną. […] W fazie cecelskiej pojawiają się ponadto paciorki zawieszone przy pasie.”

Niewiele wiemy na temat przestrzegania przez Gotów podstawowej higieny. O tym, że zasady higieny nie były obce ludom germańskim, świadczy taki oto fragment z Germanii Tacyta:

„Zaraz po powstaniu ze snu, który zazwyczaj przedłużają do pełnego dnia, kąpią się w ciepłej wodzie, bo u nich najdłużej włada zima. Po kąpieli przyjmują pokarm: każdy ma osobne siedzenie i własny stół.”

Pewien ślad może tu też stanowić powszechne występowanie w kulturze wielbarskiej grzebieni – kościanych, rogowych i drewnianych. Czesanie musiało stanowić ówcześnie swoisty rytuał. W warunkach nieustannej koegzystencji ludzi ze zwierzętami hodowlanymi długie włosy, jakie wówczas noszone były tak przez kobiety jak i mężczyzn, musiały być siedliskiem wszy i innego rodzaju insektów. Grzebienie służyć więc musiały nie tylko do modelowania fryzur, ale przede wszystkim do wyczesywania z nich ich nieproszonych lokatorów.

Jest to fragment opracowania autorstwa Wojciecha Kempy „Co przed Mieszkiem?”, które jest do nabycia tutaj:
https://sklep.magnapolonia.org/produkt/co-przed-mieszkiem-wojciech-kempa/

Źródło ilustr> – https://pl.pinterest.com/pin/811422057837808191/

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!