Felietony

Kwiat ciemnej nocy

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Co tu dużo gadać; krytyka pod adresem sędziów jest w znacznej mierze uzasadniona. Tę intuicję w całej rozciągłości potwierdziły raporty sejmowych komisji badających aferę Amber Gold i aferę reprywatyzacyjną w Warszawie. Jak pamiętamy, komisje stwierdziły, ze organy państwowe – przede wszystkim sądy – nie działały prawidłowo. To akurat wiadome było od samego początku, niestety komisje nie wyjaśniły – a nawet nie próbowały wyjaśnić – dlaczego tak było. W tej sytuacji skazani jesteśmy na domysły, a skoro już jesteśmy skazani, to śmiało się domyślajmy. Ja na przykład się domyślam co najmniej dwóch przyczyn. Po pierwsze – zgodnie z obserwacją poczynioną jeszcze przez starożytnych Rzymian – nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem. Dotyczy to również bram niezawisłych sądów i znakomicie tłumaczy rozmaite dziwne, w innych sposób całkowicie niewytłumaczalne, wyroki. Takich wyroków jest całkiem sporo, a to znaczy, że podobny musi być też stopień skorumpowania sędziów w naszym nieszczęśliwym kraju. Ale korupcja – chociaż akurat w tej dziedzinie, to znaczy – w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości, jest szczególnie szkodliwa, co zauważył jeszcze św. Tomasz z Akwinu pisząc, że corruptio optimi pessima, co się wykłada, że zepsucie najlepszego np. sprawiedliwości, jest najgorsze – więc korupcja chyba nie tłumaczy wszystkiego, zwłaszcza – przymykania oczu na ewidentne szwindle w rodzaju pełnomocnictw wystawianych przez osoby w wieku 158 lat i temu podobne. Afery badane przez sejmowe komisje byłyby niemożliwe tylko dzięki korupcji, bo przecież konieczność skorumpowania tylu osobistości, które przecież byle czym się nie zadowolą, stawiałaby pod znakiem zapytania ekonomiczny sens tych wszystkich afer. Zatem musi wchodzić w grę jeszcze inna przyczyna. Zgodnie z moją ulubioną teorią spiskową uważam, że tą przyczyną jest zdominowanie środowiska sędziowskiego przez agenturę.

Jak wiadomo, wywiad wojskowy PRL, który przygotował i przeprowadził transformację ustrojową w naszym nieszczęśliwym kraju, nie tylko dysponował licznymi konfidentami zwerbowanymi jeszcze w PRL, ale już w „wolnej Polsce” też werbował agenturę i to nie w środowisku gospodyń domowych, tylko między innymi w prokuraturze i sądach. Ci zwerbowani nie tylko byli prowadzeni szybką ścieżką na drodze kariery, ale doskonale wiedzą, czemu i przede wszystkim – komu zawdzięczają swoją pozycję społeczną i materialną, więc są dyspozycyjni i karni, wykonując wszystkie zlecenia swoich protektorów, którzy dzięki temu ręcznie sterują nie tylko poszczególnymi sektorami państwa, którego organy w rezultacie nie funkcjonują prawidłowo, ale i rozmaitymi dziedzinami życia publicznego. Charakterystyczna jest na tym tle reakcja sądów na wnioski, jakie składają tam obywatele, domagając się odroczenia postępowania do czasu dostarczenia udokumentowanej informacji, czy członkowie składu sądzącego byli w przeszłości lub są aktualnie tajnymi współpracownikami SB, Urzędu Ochrony Państwa, Wojskowych Służb Informacyjnych, Służby Wywiadu Wojskowego, Służby Kontrwywiadu Wojskowego (które wypączkowały z WSI), Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Centralnego Biura Śledczego oraz Policji Skarbowej. Sądy odmawiają uwzględniania takich wniosków, wykręcając się sianem, że „nie dysponują” takimi informacjami, a jeśli obywatel jest ciekawy, to żeby sobie takich informacji poszukał na własną rękę. Sęk w tym, że to nie jest kwestia ciekawości, tylko konstytucyjnych gwarancji praworządności, w szczególności – prawa „każdego”, a więc nawet nie obywatela RP, do „bezstronnego” i „niezawisłego” sądu. Tajna współpraca sędziego z tajnymi służbami wszelką niezawisłość i bezstronność wyklucza, więc obywatel ma oczywisty interes prawny w uzyskaniu takich informacji, a obowiązek ich dostarczenia spoczywa na sądach, jako organach państwa, które tej konstytucyjnej gwarancji udziela.

Niestety sędziowie, którzy w ostatnich 30 latach wyemancypowali się z jakiejkolwiek zależności od jakiegokolwiek organu władzy państwowej – bo państwo tylko im płaci – lekce sobie ważą nie tylko prawo, ale również Rzeczpospolitą Polską. Obrzydliwą ilustracją takiego ostentacyjnego lekceważenia Rzeczypospolitej Polskiej był wybryk pana profesora Piotra Hofmańskiego, pełniącego funkcję sędziego Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze. Do złożenia wizyty w tym Trybunale zaproszony został podczas swej oficjalnej wizyty w Holandii pan prezydent Rzeczpospolitej Andrzej Duda. Podczas wizyty polskiego prezydenta w Trybunale, obecni byli tamtejsi sędziowie – z wyjątkiem pana prof. Piotra Hofmańskiego, który swoją ostentacyjną nieobecność wyjasnił tym, że nie podoba mu się postępowanie prezydenta Dudy, który „nie bardzo rozumie ideę państwa prawa”.

Oczywiście z powodu nieobecności pana Hofmańskiego dziury w niebie nie będzie, ani – jak sądzę – prezydentowi Dudzie nie pęknie z tego powodu serce. Ale ta okazja skłania do prześledzenia kariery pana Piotra Hofmańskiego. W tej karierze zwraca uwagę wyjątkowa nonszalancja zwłaszcza przy orzekaniu w sprawach lustracyjnych. Pan sędzia Hofmański, przy udziale jeszcze dwóch wspólników, zakwestionował był zarzut kłamstwa lustracyjnego w sprawie, gdzie wcześniej trzy sądy apelacyjne fakt tajnej współpracy potwierdziły na podstawie odręcznego zobowiazania do współpracy, własnoręcznie pisanych donosów i pokwitowania wynagrodzeń za nie. Tenże Piotr Hofmański był aurotem uzasadnienia skandalicznego wyroku Sądu Najwyższego w sprawie Mariana Jurczyka. Wbrew oczywistym dowodom, wśród których były pokwitowania wynagrodzeń, sędzia Piotr Hofmański uznał, że współpraca Mariana Jurczyka z SB była „pozorowana”. Bardzo go za to chwalił Aleksander Kwaśniewski (TW „Alek”), no i niezawodny w popieraniu konfidentów SB Adam Michnik.

Taka linia orzecznicza w sprawach lustracyjnych nasuwa podejrzenia, iż pan sędzia Piotr Hofmański nie robi tego przypadkowo. Wskazywałaby na to również jego kariera zawodowa. Po studiach ,które ukonczył w roku 1978 na UMK w Toruniu, pracował w Urzędzie Dyrekcji Rejonowych Kolei Państwowych w Słupsku, skąd już w następnym roku trafia w charakterze asystenta do Instytutu Prawa Karnego UMK. Jak powiada przysłowie, dobry kogut w jajku pieje, toteż pan Piotr Hofmański w ciagu niecałych dwóch lata pisze i broni doktorat. Rok później jest już na Uniwersytecie Śląskim, gdzie po 8 latach uzyskuje habilitację za pracę o wiele w jego przypadku mówiącym tytule: „Samodzielność jurysdykcyjna sądu karnego”. Ciekawe, czy swoje wyroki w sprawach lustracyjnych ferował „samodzielnie” czy też syszał jakieś głosy, które tak mu doradzały? Takie głosy bywają wydawane przez Moce, które nie tylko surowo przykazują chronić konfidentów, ale i sprawiają, że „organy państwowe nie działają prawidłowo”. Tak czy owak w roku 2014 został wydelegowany przez ówczesne władze Rzeczypospolitej Polskiej, których zależność od wywiadu wojskowego była tajemnicą poliszynela do Międzynarodowego Trybunału karnego w Hadze, gdzie został zaprzysiężony w marcu 2015 roku.

Jak widzimy, działalność pana prof. Piotra Hofmańskiego skłania do stawiania różnych znaków zapytania, na które prawdopodobnie nigdy nie padnie żadna odpowiedź, bo takie osoby Moce chronią jak źrenicę oka. Niezależnie jednak od tego okazuje się, że i na tej placówce pan Piotr Hofmański wprawdzie przestrzega „samodzielności jurysdykcyjnej”, a przynajmniej stwarza takiego pozory dopóty, dopóki nie musi zdefiniować się politycznie. No i się definiuje w dodatku z takim zacietrzewieniem, że nie zdaje sobie sptawy z głupoty swojego wybryku. Może mu bowiem nie podobać się pan prezydent Duda, ale on podczas wizyty w Holandii reprezentował Rzeczpospolitą Polską, której majestat pan Piotr Hofmański tak ostentacyjnie obsrał.

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!