Felietony Wiara

NA WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH AD 2019 – CMENTARZ FORTECZNY W MODLINIE I JEGO NOWE SĄSIEDZTWO

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Uroczystość Wszystkich Świętych AD 2019, wczesne popołudnie. Wyobraźcie sobie rozległy teren parkowy, porośnięty liściastym przeważnie starodrzewem, lecz pozbawiony podszytu, czyli piętra krzewów, pokryty koszoną co pewien czas trawą, a teraz warstwą burych tej jesieni liści. Rok mamy w przyrodzie wszak nietypowy, to i jesień jest nietypowa, zatem korony tutejszych wyniosłych klonów, lip i topoli są jeszcze… zielone, choć już przerzedzone, ale jesionów już nagie.

Gdyby było tam zakrzaczenie, to w ogóle nie byłoby widać rozproszonych, tu i owdzie, w grupach lub zupełnie pojedynczych nagrobków z pierwszej połowy XX wieku. Nie mamy pewności, czy Cmentarz Forteczny w Modlinie doczekał się już swojej gruntownej monografii (bo sama Twierdza i owszem). W internetowych artykułach powielane są bowiem wiadomości, jakie można wyczytać z owych kilku tablic informacyjnych, jakie umieszczono przy wejściu na Cmentarz i przy jego ogrodzeniu.

Krótko mówiąc – jeśli rzeczywiście cały (sic!) ten teren był przed drugą wojną światową pokryty nagrobkami, to katastrofa wojenno-powojenna zdmuchnęła z powierzchni ziemi prawie je wszystkie, pozostawiając łącznie mniej niż dziesięć procent (sic!). Dlatego zachęcaliśmy na początku do wyobrażania sobie nie cmentarza, lecz starego parku, na którego obszarze tu i tam znajdują się jakieś obiekty, w tym przypadku nagrobki właśnie.

Wczesnym popołudniem nie ma tu (jeszcze) prawie nikogo, jeśli pominąć część południowo-wschodnią, od strony Twierdzy-Miasta, przeznaczoną od pewnego czasu na bieżące pochówki. Tam jest już ruch, tak jak wszędzie w Polsce na Wszystkich Świętych i na Zaduszki przystało. O wspaniały, pobożny, rodzinny, powszechny nasz obyczaju – trwaj i rozwijaj się!

Lecz na tych opuszczonych, fortecznych, wśród nich na bezimiennych, i na rozpadających się mogiłkach już ktoś był, i na wielu z nich lampki pozapalał, i nawet kwiaty położył. W najbliższych godzinach lampek będzie przybywać, co jest widomym dowodem, że żywie jeszcze Duch w Narodzie.

Kto i w jakim końcu Cmentarza Fortecznego jest pochowany i czyj grób jeszcze istnieje, a czyj już spod owej trawy ani trochę się nie wychyla? Nie tu miejsce na tak obszerne i szczegółowe opisy. Dominantą wszakże owego cmentarza jest zachowana zaledwie częściowo, a właściwie w kilku rozproszonych różnej wielkości częściach, kwatera Wojska Polskiego z wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku. Sąsiaduje z nią znacznie mniejsza kwatera obrońców Modlina z roku 1939, aczkolwiek większość pochówków z tej bitwy znajduje się na warszawskich Powązkach Wojskowych.

W połowie lat 90. XX Cmentarzowi Fortecznemu, po jego uporządkowaniu, nadano taki stan i wygląd, jaki zachowuje on w zasadzie nadal. Wymurowano charakterystyczną bramę z kamiennymi tablicami informacyjnymi, w kilku miejscach postawiono charakterystyczne, wykonane z betonu, białe orły według wzoru z przedwojennej wojskowej żołnierskiej rogatywki. Sześć takich orłów okala krzyż – jeden z kilku dużych krzyży na tym cmentarzu – pod którym widnieje napis z datami: 1920 i 1939. Pod innym zaś krzyżem jest napis położony przed drugą wojną światową: 1914-1920.

Betonowe krzyże w kwaterach z roku 1920, w tej z roku 1939 także, stoją, jak to w wojsku, szeregami – jeden obok drugiego. Tu, w Modlinie, jak i np. na Nowym Antokolu w Wilnie, imiona i nazwiska poległych i zmarłych oraz daty zgonu i, niekiedy, nazwę jednostki wojskowej, przezornie odciskano w betonie, z którego krzyż nagrobny jest uformowany. Lecz i w taki sposób zachowane imiona bohaterów czas już tu i owdzie pozacierał. Czy ktoś te dane z krzyży spisał i zarchiwizował? Są i takie ciągi krzyży z 1920 roku, na których odciśnięto napis o treści li tylko: „nieznany żołnierz Wojska Polskiego”.

Nieznany, a pochówek np. z listopada 1920 roku – jak mogło do tego dojść? Uczmy się wnioskować nawet z tak skąpych zapisów. Czy macie jakieś wyjaśnienie tej zagadki? My proponujemy następujące:

Do dużego modlińskiego szpitala wojskowego zwożono w sierpniu 1920 roku rannych z wielkiego obszaru toczącej się wciąż, przełomowej bitwy nad Wkrą; zwłaszcza od czasu, gdy siły polskie odzyskały linię kolejową wiodącą od Modlina na północ, do Mławy i Działdowa (Kolej Gdańska), i rannych można już było przywozić pociągami, które w przeciwną stronę woziły amunicję i uzupełnienie dla Wojsk Polskich zamykających właśnie czerwone armie w tzw. kotle mazowieckim.

I oto przywożą tego czy innego chłopaka, ciężko rannego, bez dokumentów, którego nikt tu nie zna, który nie może mówić, albo w ogóle jest nieprzytomny, chociaż wciąż żyje. Wiadomo zaledwie, z jakiego ten chłopaczyna jest pułku i z jakiego pobojowiska go tu ściągnięto. Ale pułk ten gna teraz gdzieś tam za bolszewikami i nie sposób się stamtąd dowiedzieć czegokolwiek o tym tu rannym. I ktoś taki, nie odzyskawszy już może nigdy przytomności, czy choćby pamięci lub mowy, leżał jeszcze, żyjący, w wojskowym szpitalu modlińskim przez te nawet kilka miesięcy, do tego na przykład listopada 1920 roku, po czym zmarł.

Lecz inny żołnierz zapadł może na rozszalały w tamtych czasach na przykład tyfus, chorował, nie udało się go wyleczyć, i też zmarł, obok tamtego. Takie to były czasy.

Jednakże daty na krzyżach nagrobnych przekonują, że chowano tu polskich żołnierzy, umierających w szpitalu z ran lub na skutek szalejących wówczas epidemii, także na długo przed rozpętaniem się pamiętnej bitwy nad Wkrą. Są tam pochówki z roku jeszcze 1919, a nawet z roku 1917. Ostanie z wymienionych obejmują byłych legionistów i/lub żołnierzy ówczesnej Polskiej Siły Zbrojnej.

Co więcej? Skoro w Modlinie, także i w okresie Niepodległej Drugiej Rzeczypospolitej, zawsze stał duży garnizon wojskowy, to tego następstwem są – jak już na to wskazaliśmy – obecnie rozproszone pochówki z lat międzywojennych, oficerów, żołnierzy i członków ich rodzin. Groby są w bardzo różnym stanie, a ostatnio gruntownie odbudowany jest tylko jeden – w którym spoczywa pewien weteran Powstania Styczniowego. Grób innego weterana tego powstania sąsiaduje z nagrobkiem płk. Edwarda Malewicza, dowborczyka, pierwszego polskiego komendanta Obozu Warownego Modlin, dowodzącego tym obiektem w czasie wojny bolszewickiej i bitwy nad Wkrą. Opodal znajduje się także, wyposażone w cztery XIX-wieczne armaty, osobne mauzoleum poświęcone temu właśnie oficerowi.

W połowie sierpnia 1920 roku dowództwo utworzonej pośpiesznie Piątej Armii Wojska Polskiego, stającej na północnym Mazowszu oko w oko wobec trzykroć (sic!) liczniejszych głównych sił idącej na Polskę i Europę Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej, swoją kwaterę miało właśnie w Modlinie.

Pamiętajmy i o tym, że przynajmniej do godzin wieczornych dnia 13 sierpnia 1920 roku wciąż nie było wiadomo, co uczynią te wielkie, rozgrzane dotychczasowymi zwycięstwami i świetnie uzbrojone masy wojsk sowieckich – czy będą, jak dotąd, płynęły równoleżnikowo, na zachód, na przeprawy na dolnej Wiśle (i to się rzeczywiście stało, acz z udziałem nie wszystkich tamtejszych sił bolszewickich), czy może przystąpią wprost do szturmu Modlina lub wywalczenia sobie przepraw wiślanych w jego pobliżu?

I owszem – sowieci przejściowo zajęli nawet kilka fortów tzw. zewnętrznego pierścienia, należących do grupy umocnień nazwanej kiedyś przez Rosjan „Carskij Dar”, znajdujących się na lewym-wschodnim brzegu Wkry, w odległości tylko ośmiu kilometrów od właściwej Twierdzy Modlińskiej.

W tym miejscu wypada zalecić wszystkim zainteresowanym tymi sprawami odszukanie w naszej historiografii zanotowanego tekstu owej prawdziwie męskiej rozmowy prowadzonej przy użyciu ówczesnego dalekopisu, pomiędzy ówcześnie już dowódcą Piątej Armii, nowoawansowanym generałem Władysławem Sikorskim (tym samym!), znajdującym się właśnie w Modlinie – skoro o Modlinie mowa – a znajdującymi się akurat w tamtych godzinach w warszawskim dowództwie Frontu Północnego (w gmachu Politechniki) generałem Józefem Hallerem (tym samym!) i pułkownikiem Włodzimierzem Zagórskim (takoż, tym samym!). Wszyscy ci panowie znali się doskonale, gdyż współwojowali za Polskę od lat; a w tamtej ich rozmowie każdy wyraz, każda literka miała znaczenie na wagę zwycięstwa albo klęski.

Nie uprzedzając lektury nadmienimy tu tylko, że w prostych żołnierskich słowach rozważana jest tam kwestia, kiedy to ma wreszcie ruszyć zaplanowana już i nakazana przez innego jeszcze generała, Tadeusza Jordan Rozwadowskiego, polska kontrofensywa właśnie na odcinku północnym – nad Wkrą. Czy na dobę przed planowanym terminem? A to by oznaczało, że już nazajutrz rano – 14 sierpnia w sobotę (i tak było pod podwarszawskim Ossowem, kiedy to zginął ksiądz Skorupka, acz tamten atak jeszcze nie przyniósł rozstrzygnięcia). Czy o tylko pół doby wcześniej? Wtedy Sikorski miałby aż całą dobę na jako takie podkarmienie, zrelaksowanie i dozbrojenie swoich wymęczonych odwrotem wojsk. Czy i nawet na to nie ma już czasu?

Stawką ocalenia cywilizacji stało się zatem ledwie tych kilka przedpołudniowych godzin dnia 14 sierpnia, bo po ich upływie trzeba było już bezzwłocznie kontratakować! W samo południe!

Ale… na samej północy całego tego naszego zamodlińskiego zgrupowania czuwał jeszcze ktoś, mianowicie generał Franciszek Kraliček-Krajowski, dowódca niezwyciężonej „żelaznej” 18 Dywizji Piechoty, który miał swój własny plan, wpisany wszakże w tamten plan ogólny, i który tenże swój plan wykonał jak zawsze po mistrzowsku. Postać Krajowskiego się ostatnio bardzo nieśmiało usiłuje Narodowi Polskiemu przypomnieć. A w ogóle to pan generał wcale nie był z urodzenia Polakiem, lecz spolonizowanych Czechem. Ot, co!

Tak czy owak polskie zgrupowanie modlińskie w tamtym czasie – aby w ogóle wojna z bolszewią była wygrana i cywilizacja ocalona – musiało zachować żelazną dyscyplinę, a wszystko w nim funkcjonować „jak w zegarku” – kwatermistrzostwo, łączność, transport (kolejowy, rzeczny, drogowy), zaopatrzenie, przemarsze wojsk własnych zmierzających nad Wkrę, daleki ostrzał artyleryjski zbliżających się sił nieprzyjaciela itd. Tym wszystkim zawiadował zaś wspomniany pan pułkownik Malewicz.

Autorzy informacji o modlińskim Cmentarzu Fortecznym utrzymują że – paradoksalnie – nie było na nim pochówków rosyjskich, sprzed roku 1915, gdyż żołnierzy garnizonu rosyjskiego chowano gdzie indziej (czyli na innym, co by nie mówić, też fortecznym cmentarzu). Owszem, pośród owych jak zawsze pięknych, kowalskiej roboty mazowieckich krzyży nagrobnych nawiązujących swoim rysunkiem do kwiatostanów, znaleźliśmy jeden, o dziwo, z prawosławną ukośną poprzeczką. Oto ciekawy przykład, nazwijmy to, „synestezji sztuk” lub „przenikania się kultur” (a te metalowe krzyże-cacuszka, na wszystkich cmentarzach, z warszawskimi Starymi Powązkami na czele, trzeba wreszcie pomalować ciemną farbą przeznaczoną do kładzenia jej na powierzchnie zardzewiałe!!!).

W miejscu, o jakim tu piszemy, jako pierwsi mieli więc spocząć żołnierze niemieccy polegli w trakcie zdobywania w roku 1915 rosyjskiej wówczas Twierdzy Modlin. Z tamtych pochówków nie zachowało się wszakże nic poza jednym, i może poza jednym z owych kilku dużych cmentarnych krzyży (sądzimy po kamiennym licowaniu podstawy tegoż krzyża, w stylu „niemieckim”). Atoli w okresie drugiej wojny światowej Niemcy i tutaj przyszli „jak po swoje”, zwłaszcza że ten teren był wcielony już wprost do Rzeszy. Ponoć rujnując część polskiej kwatery z roku 1920 urządzili tu oni swoje wojskowe cmentarzysko. Na jednej z tablic informacyjnych podano, że znaczna jego część była zajęta przez pochówki żołnierzy dywizji pancernych SS „Viking” i „Totenkopf” poległych w bitwie pancernej „pod Wołominem” w lipcu 1944 roku.

Tak, to ta sama bitwa, do której końca – zwycięskiego wszakże dla Niemców – dowództwo Armii Krajowej nie doczekało, wnioskując z początkowego jej przebiegu, że „czołgi sowieckie wdzierają się już na Pragę” i że czas już w Warszawie na wydanie rozkazu do powstania. Niektórzy utrzymują, że to ostatnie na froncie wschodnim duże niemieckie zwycięstwo zostało Niemcom przez Stalina niejako podarowane zaraz po tym, gdy tenże dowiedział się był o wybuchu polskiego powstania w Warszawie, czyli na tyłach występujących przeciwko sowietom wojsk niemieckich.

Według kogoś spośród piszących o modlińskim cmentarzu mają być tam pochowani również żołnierze bezpośrednio uczestniczący w zwalczaniu Powstania Warszawskiego.

Obecnie hitlerowska kwatera wojskowa wygląda tam tak, jak inne takie obiekty w Polsce:

Na rozległej trawiastej przestrzeni co kilkadziesiąt metrów stoją po trzy kamienne krzyże na wysokość człowieka. W miejscu mniej więcej centralnym posadowiono jeden większy krzyż, a obok niego pionowe kamienne tablice z wypisanymi na nich cięgiem i alfabetycznie imionami, nazwiskami i datami życia oraz śmierci poległych żołnierzy. Na maszcie zwisa jakaś niebieska sfatygowana flaga – czy nie Sojuszu Północnoatlantyckiego (sic!)?

Wysoki maszt z flagą polską znajduje się w innej, tej „polskiej” części cmentarza.

Lecz mamy oto, jak się rzekło, dzień Wszystkich Świętych, popołudnie, już po obiedzie. I oto powoli, nie tłumnie, ani w większych grupach, ale pojedyńczo lub w kilka osób, odwiedzający przenikają na teren Cmentarza Fortecznego. Coraz więcej pojawia się rodzin z dziećmi, zwłaszcza z małymi dziećmi. Rodzice niosą woreczki z lampkami nagrobnymi, dzieci ustawiają je w wybranych miejscach, tatusiowie zapalają. Tu i owdzie taka grupka nieruchomieje z rękami w charakterystyczny dzisiaj u nas sposób splecionymi na padołku – najpewniej modlą się oni teraz za zmarłych. A tam pani starsza spaceruje pośród grobów, półszeptem modląc się na różańcu zwisającym na jej dłoni.

Miejmy tę świadomość, że ludzie ci nikogo spośród swych krewnych lub znajomych pochowanego na tym cmentarzu nie mają, o nie. Obok Cmentarza Fortecznego, na ulicy, nie widać zaparkowanych samochodów; może kilka na placu parkingowym opodal. Przybywają tu zatem ludzie przeważnie miejscowi, spacerem, mieszkańcy Modlina, także Nowego Dworu Mazowieckiego. Owszem, widok owych samochodów by się przydał, albowiem świadczyłby o niejakim rozreklamowaniu tego miejsca, w czego następstwie nawiedzali by je również przybysze z dalszych okolic, choćby z Warszawy.

Mrok gęstnieje, a ludzi przybywa! Około godziny szesnastej wmaszerowuje na cmentarz kilkunastoosobowa ekipa zasadniczo młodzieżowa – rośli mężczyźni w towarzystwie pięknych dziewcząt (ale dlaczego one i oni w taki ziąb nie noszą czapeczek?, jeszcze się pozaziębiają). Każdy i każda niesie paletę z kilkudziesięcioma lampkami nagrobnymi. I co to będzie?

Zaczynają od krzyża z napisem „1914-1920”, zapalają lampki, kładą jakiś wieniec, później jakby się modlą; ale szkoda, że bezgłośnie, indywidualnie, zamiast właśnie tu i teraz chórem wyrecytować „Wieczny odpoczynek…” i w ogóle pacierz. Podchodzimy i my, by przeczytać napis na szarfie wieńca: „Bohaterom – kibice Legii”. Świetnie! Tak trzymać!

Ludzie ci owe czynności w tym miejscu wykonują nie po raz pierwszy, o czym świadczy, że oto w zaledwie pół godziny na kwaterach z roku 1920 i 1939 rozbłyskają wojskowymi równymi szeregami setki nagrobnych lampek – po jednej na mogiłę, a gdzie nie gdzie to i po dwie.

Mrok gęstnieje, lecz cmentarz się jeszcze bardziej ożywia. Od bramy wchodzi nań oto procesja modlitewna z miejscowej parafii. Na czele około czterdziestoosobowej grupy, przeważnie kobiet, kroczy ksiądz. Procesja na głos odmawia na przemian dwa nabożeństwa: kolejne dziesiątki Różańca oraz wypominki za zmarłych.

W zapadających ciemnościach, jak to w te dni w Polsce bywa, niezliczone ogniki lampek robią niesamowite wrażenie. Tutaj – ich skupiska na wspomnianej kwaterze wojskowej oraz w tej wydzielonej części cmentarza, gdzie znajdują się pochówki z ostatniego czasu, lecz także, na znacznych przestrzeniach owego „parku” – tam i sam grupki światełek oraz pojedyncze ogniki, gdzieś dalej, pod parkanem (wojskowym: betonowe słupy pomiędzy którymi przepleciono drut kolczasty). Także i tym poległym Niemcom-hitlerowcom dostało się od dzisiejszych Polaków trochę nagrobnych lampek. No cóż… wypada nam oczekiwać wzajemności na polskich grobach w Niemczech.

Piszemy „ogniki”, który to wyraz sugerowałby, że światełka migają, pełgają, żyją. Lecz – jak od tych już trzydziestu lat wiemy – nie. Jak i wszędzie w Polsce, tak i tutaj, rozpowszechnione są lampki z metalowym kapturkiem, co powoduje, że ogień nie migoce – jak to było kiedyś – lecz pali się nieruchomo. Szkoda… od trzydziestu lat wielka szkoda.

Spoglądamy w nocne już niebo – a ono jest, jak my to od pewnego czasu nazywamy, zamknięte (sic!). Jesteśmy przecież już na tyle daleko od Warszawy, że bijąca stamtąd nocna łuna nawet i piątej części nieba nie „zżera”. Popołudnie było wszak nieco chmurkowate, lecz jednak słoneczne – słońce zza wysokiej powłoki chmur. Przez tę powłokę całkiem wyraźnie prześwieca teraz rożek księżyca, lecz pomimo wszystkich tych okoliczności gwiazdy na niebie nie widać ani jednej (sic!). I nie jest to przecież jakaś specjalnie modlińska specjalność, o nie. Niebawem blade gwiazdy się pojawią – jedna, druga, ósma… A powinny być przecież miliardy miliardów – i tak bywało na polskim jesiennym niebie jeszcze w minionej dekadzie. Co się dzieje?

W części drugiej opowiemy o owym nowym sąsiedztwie Cmentarza Fortecznego w Modlinie, czyli o Mazowieckim Porcie Lotniczym i o obserwacjach w związku z nim poczynionych, wciąż w dniu Wszystkich Świętych.

c.d.n.
Marcin Drewicz, Zaduszki AD 2019

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!