Tylko bardzo mało spostrzegawczy człowiek nie zauważy analogii miedzy sytuacją obecną, a tą, w jakiej znajdowała się Polska w wieku XVIII. W wieku XVIII zapanowała w Polsce całkowita anarchia. Żaden organ władzy państwowej nie był ani uznawany, ani nawet szanowany. Czyż dzisiaj jest inaczej? Oczywiście proces ten dopiero się zaczyna, ale prędzej, czy później – i raczej prędzej, niż później – będzie się rozwijał, aż doprowadzi do całkowitej anarchii. W XVIII wieku czynnikiem anarchizującym państwo była agentura, zarówno wśród magnatów, jak i obywateli drobniejszego płazu. Dzisiaj jest podobnie; agentura, z korzeniami tkwiącymi w pierwszej komunie, cieszy się całkowitą bezkarnością i nawet tworzy najtwardsze jądro korpusu autorytetów moralnych. W rezultacie – jak to niedawno zauważył prezes NIK, pan Marian Banaś – całe państwo wodzone jest za nos przez bezpieczniaków, którzy w dodatku, Bóg jeden wie, komu tak naprawdę służą. Jak wielokrotnie pisałem, obserwujemy u nas tak zwane dziedziczenie pozycji społecznej, które jest podobne do dziedziczenia indygentatu w wieku XVIII. Wtedy dziedziczyło się majątki i tytuły, a dzisiaj – również talenty i inne umiejętności, a nawet – cechy charakteru. Dzieci aktorów zostają aktorami, dzieci piosenkarzy – piosenkarzami – nawet jak mają pierwszy stopień muzykalności, to znaczy – rozróżniają, kiedy grają, a kiedy nie, a dzieci konfidentów zostają konfidentami. W większości przypadków jest to stary, poczciwy nepotyzm, ale zdarzają się fenomeny godne naukowego rozbioru, jak na przykład casus Wielce Czcigodnego Macieja Gduli, co to domaga się wyrzucenia do kosza książki Henryka Sienkiewicza “W pustyni i w puszczy”, jako propagującej rasizm, kolonializm i patriarchat. Wielce Czcigodny Maciej Gdula, z porządnej resortowej rodziny, najwyraźniej odziedziczył zamiłowanie do nieubłaganej walki. Ojciec Wielce Czcigodnego, wojował z “ekstremą”, ale Wielce Czcigodny wie, że z tamtego klucza na razie ćwierkać nie wypada, więc walczy zgodnie z mądrością etapu. ”Już z nowym wrogiem toczy walkę, już ma lodówkę, wózek, pralkę…” – pisze poeta o Towarzyszu Szmaciaku. Ale na tym analogie się nie wyczerpują; natura ciągnie wilka do lasu i Wielce Czcigodny, będący członkiem stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego, co to był oskarżany, iż był konfidentem Ochrany, przychyla obywatelom nieba w Komisji Służb Specjalnych. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak zainicjuje rewolucję kulturalną i zamiast “W pustyni i w puszczy”, podobnie jak zamiast “Ogniem i mieczem”, czy “Potopu”, młodzież będzie czytała małe czerwone książeczki, wydawane przez uczonków z Instytutu Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, czy jakiegoś innego parku jurajskiego, o tym, jak “jebać”, “zapierdalać” i “wypierdalać”. 18-letni Michał Matczak, syn profesora UW Marcina Matczaka, robi oszałamiającą karierę, nawołując, by “jebać TVP”, proponując swoim nieprzyjaciołom “chuja w dziąsło” – i tak dalej. Cała postępowa inteligencja niezwykle się młodym Matczakiem nasładza, chociaż z drugiej strony gołym okiem widać, że mierzy on siły na zamiary. Wprawdzie chciałby “jebać TVP”, ale widać, że jeszcze nie wie, gdzie wkłada się “chuja” i naiwnie myśli, że “w dziąsło”, więc może by tak ociec zaprowadził go do jakiejś zaprzyjaźnionej agencji towarzyskiej, gdzie bajzelmama (“na starej p… młody ułan ćwiczy”) rewolucyjną teorię uzupełniła mu rewolucyjną praktyką i pokazała, co i jak, bo w przeciwnym razie edukacja seksualna może się gwałtownie wypaczyć.
Ale to oczywiście margines, bo na główny nurt współczesnej Targowicy wyrasta środowisko sędziów, zwłaszcza zrzeszonych w partii “Iniuria”. Wprawdzie konstytucja zabrania sędziom należenia do partii, a nawet – związków zawodowych, ale gdzieżby tam sędziowie przejmowali się takimi dyrdymałami, jak konstytucja? Uważają, że skoro rząd ją łamie, to – przez analogię z argumentum a maiori ad minus – im też wolno. Na własne tedy życzenie powiekszają biały orszak męczenników reżymu “dobrej zmiany”, licząc na to, że w ten sposób dostarczą niemieckim owczarkom z Komisji Europejskiej materiału do miotania oskarżeń na Polskę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który aż przewstępuje z nogi na nogę z niecierpliwości, by zadoścuczynić oczekiwaniom Fryderyka Wiel… – to znaczy, pardon – jakiego tam znowu Fryderyka Wielkiego, kiedy Trybunał pragnie zadośćuczynić oczekiwaniom Naszej Złotej Pani, która tych wszystkich jurysprudensów po to właśnie wystrugała z banana? Ponieważ atmosfera w Eurokołchozie już zgęstniała od donosów, to Komisja Europejska wyszła naprzeciw oczekiwaniom niezawisłych sędziów naszego bantustanu i wniosła oskarżenie. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak Trybunał surowo Polskę skarci, a sędziowie-męczennicy nie tylko otrzymają wieniec zwycięstwa, ale może nawet powiększą grono folksdojczów – kawalerów Orderu Karola Wielkiego? W imieniu reżymu “dobrej zmiany” premier Mateusz Morawiecki ma się skarżyć to tubylczego Trybunału Konstytucyjnego, żeby wydusił z siebie, iż konstytucja naszego bantustanu ma pierwszeństwo przed prawem unijnym, ale – po pierwsze – Trybunał Konstytucyjny już raz takie orzeczenie wydał lecz nie zmieniło ono sytuacji, a po drugie – nie zmieniło, ponieważ Europejski Trybunał Sprawiedliwości jeszcze w roku 1964, w sprawie Flaminio Costa przeciwko E.N.E.L. orzekł, że prawo wspólnotowe ma pierwszeństwo przed prawami poszczególnych bantustanów bez względu na rangę ustawy. Nikt spośród tych, którzy w roku 2003 stręczyli Polakom Anschluss, nie może się zasłaniać, że o tym nie wiedział, a zwłaszcza nie może się tym zasłaniać doktor praw Jarosław Kaczyński, będący wówczas jednym z głównych stręczycieli.
Bardzo możliwe, że niektórzy niezawiśli sędziowie – oczywiście poza konfidentami, którzy wykonują zlecone zadania – odwołują się do Komisji Europejskiej w przekonaniu, że w ten sposób wyświadczają przysługę naszemu nieszczęśliwemu krajowi, będącemu w cęgach reżymu, który w dodatku bardzo nie podoba się panu red. Michnikowi. Ale taka intencja przyświecała “Familii” czyli rodzinie książąt Czartoryskich. Chcieli oni przeprowadzić wybór Stanisława Augusta i pożyteczne reformy, ale obawiali się oporu hetmana Branickiego, więc 23 grudnia 1763 roku zdecydowali zaprosić do Polski wojska rosyjskie, które, jak już w 1764 roku weszły, tak już z Polski nie wyszły, aż do roku 1915. Wprawdzie obóz “dobrej zmiany” dokazuje, co się zowie, ale “takie zachowanie panów zmusza nas do obrony tej miernoty”, a właściwie nie tyle “tej miernoty”, co suwerenności państwa. Wtedy bowiem też znalazł się pozór legalności dla zrzeczenia się suwerenności, w postaci “gwarancji”, jakich Rosja miała Polsce udzielić, no a teraz niezawiśli sędziowie chowają się za murem traktatu akcesyjnego i lizbońskiego, który Polska ratyfikowała zarówno z inicjatywy obozu zdrady i zaprzaństwa, jak i obozu “dobrej zmiany”. Świat – jak nas informuje Biblia – stworzony według zasady przyczynowości, głoszącej, że z określonych przyczyn muszą nastąpić określone skutki. Starożytni Rzymianie, którzy każde spostrzeżenie zaraz ubierali w postać pełnej mądrości sentencji mawiali: quidquid agis, prudenter agas et respice finem – co się wykłada, że cokolwiek czynisz, czyń rozsądnie i patrz końca. Dedykuję tę sentencję niezawisłym sędziom, ale oczywiście nie wszystkim, tylko tym, którzy ani nie są konfidentami, ani nie zostali zdeprawowani partyjnictwem, w nadziei, że może się opamiętają, że jak nie będą respektowali władz polskich, to będą musieli pełzać przed Niemcami. Obawiam się, iż mało prawdopodobne, że to zrozumieją, skoro nie zdają sobie sprawy, że podcinają gałąź, na której sami siedzą – ale w coś przecież trzeba wierzyć.
Stanisław Michalkiewicz
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!