Redaktor Kamil Durczok nie zapłacił wynagrodzenia za pracę w portalu Silesion.pl studentowi – donosi fakt.pl. Mężczyzna o pieniądze miał walczyć do końca, bo były mu potrzebne na walkę z chorobą. Zmarł, nie odzyskawszy zapłaty.
Fakt.pl opisał historię studenta chorego na nowotwór, który chciał odzyskać pieniądze zarobione w firmie Silesion, której patronował dziennikarz Kamil Durczok. Student zmarł w wieku 25 lat w czerwcu 2020 roku, nie doczekawszy zapłaty.
„Pracowałem dla Ciebie przez trzy miesiące i nie zapłaciłeś mi za nie. Jest teraz świetna okazja, byś tę zaległość nadrobił, bowiem jestem właśnie po rozmowie z moim hematologiem i po trepanobiopsji wiemy już na 100%, że mam chłoniaka. Każde pieniądze mi się przydadzą, a zwłaszcza te, na które sobie zapracowałem” – brzmi ostatnia wiadomość, jaką mężczyzna wysłał Durczokowi.
Gazeta przypomina, że portal Silesion.pl powstał w 2016 roku po tym, jak Durczok odszedł z TVN. Durczok był szefem serwisu i prezesem wydającej go spółki Coal Minders. Po trzech latach portal upadł.
Według fakt.pl jedną z osób zatrudnionych w portalu był student Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Według relacji matki mężczyzny, nie mógł się on doprosić o zaległą wypłatę.
– Mój syn nie mógł się doprosić o swoje ciężko zarobione pieniądze. Robert pracował w Silesion.pl przez trzy miesiące i otrzymał jedynie 400 zł wynagrodzenia. To były pieniądze za listopad – twierdzi matka.
— Kamila Durczoka coraz częściej nie było w firmie, ludzie zaczynali się zwalniać, bo – podobnie jak mój syn – nie dostawali wynagrodzeń. W sprawie pieniędzy pracownicy z kadr odsyłali jeden do drugiego, a Kamila nie było. Ostatecznie, 22 lutego 2019 r. mój syn zrezygnował z pracy. Został bardzo skrzywdzony – powiedziała.
Mężczyzna był zatrudniony na podstawie umowy o dzieło. – Robert wielokrotnie domagał się od Kamila Durczoka zwrotu zaległego wynagrodzenia, jednak wszelkie próby kontaktu z nim pozostawały bez odzewu. Syn wielokrotnie dzwonił do niego i pisał wiadomości, lecz Durczok był nieuchwytny – mówi kobieta.
Student planował też walczyć o swoje prawa w sądzie, ale zrezygnował. Niedługo po odejściu z portalu zdiagnozowano u niego raka.
Fakt.pl z prośbą o komentarz w tej zwrócił się do Kamila Durczoka. W odpowiedzi, którą przesłał jego pełnomocnik mec. Łukasz Isenko, napisano:
„Osobiście przeszedłem długą i ciężką chorobę nowotworową. Przez wiele miesięcy zmagałem się z wyjątkowo złośliwą odmianą raka. Przypisywanie mi złych intencji bądź braku współczucia uważam za wyraz żalu, całkowicie zrozumiałego wobec tragedii, jaka dotknęła rodziców Zmarłego. Jednocześnie zapewniam, że w tak trudnej, bankrutującej sytuacji firmy, nie byłem w stanie zrobić nic więcej. Wielokrotnie oferowałem choremu pomoc w indywidualnym leczeniu, ale p. Bryniak konsekwentnie odmawiał takiej pomocy, domagając się wyłącznie pieniędzy. Rodzinie i bliskim składam wyrazy współczucia, mając świadomość, że w tej sytuacji, blisko 2 lata temu, zrobiłem co w mojej mocy. RIP. “.
— Jest to wierutne kłamstwo. Nigdy nie było ze strony Kamila Durczoka żadnej propozycji pomocy w leczeniu mojego syna, a co więcej, żadnego kontaktu z jego strony, po tym, jak syn odszedł z firmy. Robert, pracując w Silesion.pl był jeszcze zdrowy, więc nie mógł rozmawiać z Kamilem Durczokiem o chorobie. Diagnozę usłyszał 3 lipca 2019 r. i dopiero wtedy, a dokładnie dwa dni później, napisał do niego SMS-a z informacją, że ma chłoniaka. Żadnego odzewu się jednak nie doczekał — przekonuje matka zmarłego mężczyzny.
„Mama Pana Roberta jest pogrążona w rozpaczy. Byłoby nikczemnością z mojej strony odnoszenie się do słów mamy, która straciła syna. Nie była świadkiem tych rozmów, wypada mi tylko milczeć i nic więcej nie komentować. O moim postępowaniu niech świadczą setki, którym pomogłem” – brzmi stanowisko Kamila Durczoka.
– Teraz widzę, że jest to człowiek bez żadnego honoru, który nawet w takiej sytuacji nie potrafi przyznać się do winy i po ludzku przeprosić, tylko wykorzystuje fakt, że mój zmarły syn nie może się już obronić – odpowiada matka zmarłego.
— Chcę podkreślić, że podzieliłam się historią mojego syna nie po to, żeby domagać się zwrotu tych marnych kilkuset złotych, lecz po to, żeby pokazać, że mój syn został skrzywdzony przez człowieka, który w tak dramatycznej sytuacji powinien go rozumieć lepiej, niż inni, a nie okazał mu żadnej empatii. Kłamliwy komentarz pana Durczoka upewnia mnie w przekonaniu, że postąpiłam słusznie – stwierdziła.
/fakt.pl, tvp.info/
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!