Sound of Freedom
Kultura

Sound of Freedom – Caviezel ratuje świat!

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Czy warto obejrzeć Sound Of Freedom?

Sound of Freedom – Caviezel ratuje świat!

Postaram się odpowiedzieć na pytanie, czy warto obejrzeć Sound Of Freedom? Jakiś czas temu wybrałem się na film Sound of Freedom. Dźwięk Wolności. Zanim jednak się przemogłem, towarzyszyły mi ambiwalentne odczucia co do niego. Wynikało to głównie z dwóch powodów. Po pierwsze, dawno nie byłem w kinie, bo i po co? Co dobrego współcześnie można zobaczyć w kinach? Wydaje się, że stare porzekadło wystarczy tutaj za odpowiedź. Otóż w kinie piszczy bieda, o czym już pisałem w innym swoim tekście. Tandeta, kicz i dziadostwo, a także cały zastęp plag wszelakich, od liberalizmu i wyuzdania począwszy, poprzez ideologiczne papko-urabiacze, a skończywszy na zwykłych, bezwartościowych szmirach, płytszych niż zawartość dłoni, które nasze życie czynią podobnym. Po co więc po raz kolejny skazywać się na rozczarowanie? Nie będę ukrywał, musiałem się przełamać i trochę mnie to kosztowało, ale nie mam na myśli cen biletów, bo akurat zostałem do kina zaproszony.

Do tego wszystkiego dochodzi osoba Jima Caviezela. Osobiście nic do niego nie mam, ale jak dla mnie ten aktor pozostanie już na zawsze odtwórcą głównej roli w filmie Pasja, Mela Gibsona. Bynajmniej nie chodzi o to, że zagrał ją źle, bądź że ja sam nie cenię tego filmu. Właśnie dlatego, że Caviezel zagrał Jezusa Chrystusa tak dobrze, to wypłynął na szerokie wody, ale jednocześnie niemal zlał się z Nim w jedno. Sam film, jak powtórnie podkreślam, cenię i na mojej top liście jest naprawdę wysoko, bo aż w pierwszej piątce. Znajdują się na niej filmy, które po obejrzeniu już zawsze gdzieś towarzyszą człowiekowi, i o których po prostu trudno zapomnieć. Tak samo jest w tym przypadku. Jakoś nie mogłem sobie wyobrazić, żeby Caviezel umiał zagrać coś jeszcze lepiej i pokazać, że jest w stanie wyjść poza ramy, które niemal zdeterminowały całą jego karierę. Stało się tak do tego stopnia, że dla niektórych jego fanów, bądź też samej Pasji, Caviezel niemal równa się Jezusowi, jak gdyby można było postawić między nimi znak równości. Tyle o moich motywacjach.

Czemu Sound of Freedom powstawał tak długo? Prace nad scenariuszem rozpoczęto już w 2015 roku, a realizacja zdjęć trwała przez cały 2018 rok. Na tym jednak nie koniec, ponieważ pojawiły się problemy z jego dystrybucją. Niemal każde studio nie chciało podjąć się tego zadania. Może się czegoś bali … a może Hollywood woli mniej ambitne, żeby nie powiedzieć denne, propozycje. Koniec końców główny producent filmu – Pablo Eduardo Verástegui odkupił prawa do dystrybucji Sound of Freedom i po dłuższym czasie zawarł umowę z Angel Studios, które zostało założone niespełna 2 lata przed premierą. W tym miejscu chętnie i całkiem za darmo nadmienię, że Verástegui ma kanał na YouTube gdzie regularnie prowadzi różaniec po łacinie i po hiszpańsku. Sam przypadkiem na niego natrafiłem.

Dzisiaj założyciele Angel Studios są pewnie przeszczęśliwi z powodu podjęcia tak odważnej wówczas decyzji, ponieważ Sound of Freedom w USA całkowicie zmiótł konkurencję i zarobił więcej niż najnowsza odsłona Indiana Jones (Artefakt przeznaczenia) i to przy znacznie mniejszym budżecie, a także mocno zaznaczył swoje miejsce poza Stanami Zjednoczonymi. Co więcej trwają prace nad sequelem, a w planach są ponoć serial fabularny, a może i nawet serial dokumentalny. Z kolei Alejandro Monteverde (reżyser filmu) pracuje już nad kolejną produkcją pt. Cabrini, ale o tym nie będę tutaj pisał. Jedno zdanie poświęcę na przywołanie innego jego filmu. Jeśli ktoś nie miał okazji obejrzeć Małego Chłopca (Little Boy) Monteverde to jest jeszcze jedna rzecz do nadrobienia. Koniecznie! Tyle dygresji.

Jak zatem widać Sound of Freedom był niemile widziany na salonach i dopiero po pięcioletniej batalii został wpuszczony do kin. Nie ukrywam, że i ja się z tego powodu ucieszyłem. Skoro tyle czasu upłynęło od rozpoczęcia prac, aż do premiery filmu w 2023 r., to czy robi to komuś różnicę, że recenzja powstała z pewnym opóźnieniem? Jeżeli film jest dobry to takim pozostanie, z moją recenzją czy bez. Zresztą kto nie wybrał się do kina, pewnie dotrze do tego filmu i tak innymi sposobami. Osobiście zalecałbym jednak, aby udzielić wsparcia twórcom filmu, zamiast pomniejszać ich możliwości oddziaływania kolejnymi produkcjami, podobnie intrygującymi i wartościowymi jak ta, na to zgniłe społeczeństwo. Więcej dygresji już w tekście nie będzie wy małe piraty.

Skoro wytrwaliście aż do tego miejsca, to pewnie zastanawiacie się nad tym skąd pomysł na taki film i o czym on w zasadzie jest? Wszystko kręci się wokół osoby Tima Ballarda. Już od samego początku bowiem Ballard, były agent rządowy USA, pierwowzór postaci głównego bohatera, miał się ponoć domagać, aby w tę rolę wcielił się właśnie Caviezel. Można powiedzieć, że to w dużej mierze zdeterminowało ostateczny kształt filmu. Czemu akurat jego sobie wybrał? Tego nie wiem. Ku mojemu zaskoczeniu był to jednak strzał w dziesiątkę, no z małym zastrzeżeniem, ale o tym za chwilę. Wróćmy jednak do Ballarda, który będąc w jakiejś mierze blokowanym przez swoich przełożonych, porzucił pracę przy namowie żony, aby móc na własną rękę oddać się całkowicie ratowaniu dzieci z rąk pedofilów. Z jednej strony mamy tutaj historię na naprawdę dobry film, który zresztą szczęśliwie powstał. Z drugiej strony, niestety, ale dotarły do mnie pogłoski już po obejrzeniu filmu, w świetle których sprawa Tima Ballarda nie wygląda już tak kryształowo jak pokazano to w kinie. Miał on bowiem w trakcie tropienia pedofilów dopuszczać się nadużyć wobec kobiet, które zgłaszały się do niego do pomocy, aby podczas jego wypraw, na tereny karteli handlującymi dziećmi, wcielać się w rolę jego małżonki. Miało to na celu zmniejszenie potencjalnego podejrzenia ze strony karteli co do jego osoby. Tego w filmie nie pokazano, choć taka praktyka miała faktycznie miejsce. Według ich relacji Ballard oczekiwał wobec nich zbyt wiele. Sama sprawa zaczęła nabierać dopiero rozgłosu w okolicach premiery. Szkoda, że tak się stało, bo Caviezel, pomijając nadmierny mistycyzm jaki wprowadził w ten film, będąc niejako naznaczonym rolą Jezusa, koniec końców zagrał swoją rolę znakomicie, jak przystało na prawdziwego profesjonalistę. Naprawdę dobrze się go oglądało. Znowu.

A teraz najciekawsze. Jakie film wywołał reakcje i czkawki po lewej stronie? Otóż jego „recenzentom” najbardziej przeszkadzała „jawnie konserwatywna wymowa” filmu i to, że „umorusano go spiskowymi teoriami”. Pozdrawiam z tego miejsca pana Czartoryskiego ze strony Filmweb, któremu ten film tak zawadza. Ja z kolei uważam, że to film przy, którym łzy płyną same, a pięści się mimowolnie zaciskają w obliczu cierpienia dzieci. Nie tylko ja byłem tego zdania. Sala była pełna, a jednak braw nie było… wszyscy wychodzili  w milczeniu, poruszeni do głębi tym obrazem.

Czy potrzebujecie jeszcze jakiejś zachęty? Ja już nie mam pomysłów. Ten film warto obejrzeć, warto wykupić do niego dostęp, powiedzieć o nim innym i szukać podobnych perełek jak on. Ja jednak na sequel nie czekam. Mi ten film powiedział wszystko, co potrzebowałem za pierwszym razem. Tyle z mojej strony. Bez odbioru.

Teraz już wiecie czy warto obejrzeć Sound Of Freedom.

Czytaj też: Dlaczego nie oglądamy katolickich filmów Hiszpańskich?

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!