W massmediach drugiego obiegu (a także trzeciego, o ile taki też u nas jest), czyli na niektórych portalach internetowych i w bardzo nielicznych czasopismach, co raz słyszymy lub czytamy o nadchodzącej realizacji podpisanego w połowie minionego roku przez prezydenta Donalda Trumpa prawa o – najogólniej rzecz ujmując – wspieraniu przez Stany Zjednoczone AP żydowskich roszczeń wobec Polski.
W szerokodostępnych massmediach obiegu pierwszego, czyli tak zwanego mainstreamu – przeciwnie – o tej sprawie nie słyszymy nic!
Atoli, w pierwszych dniach stycznia roku 2019 zaszumiało tam troszkę o wchodzącej ostatecznie z dniem 1 stycznia tegoż roku w życie „Ustawie z dn. 20 lipca 2018 r. o przekształceniu prawa użytkowania wieczystego gruntów zabudowanych na cele mieszkaniowe w prawo własności tych gruntów” (Dz.U. 2018, poz. 1716). Telewizyjni spikerzy odetchnęli z ulgą w imieniu słuchaczy, że oto „nareszcie pozbywamy się długoletniego reliktu PRL-u”. Jakoś dziwnie nie przypominano, ale niektórzy i bez tego pamiętają, że taki ruch starał się wykonać już prezydent Lech Kaczyński. Dlaczego chciał on to uczynić?
Nagłośniono za to huczek, jaki rozebrzmiał w sporze o procentowy wymiar „bonifikat za przekształcenie”, jakie będą naliczane w Warszawie. Nowy prezydent miasta miał w tym zakresie „łamać obietnice wyborcze”, a na „obrońców praw mieszkańców” wyrośli jego adwersarze. Zdezorientowani telewidzowie, a raczej „polityczni kibice”, po raz tysiąc i pierwszy ochoczo brali stronę – każdy swoją. Jak to u nas, w dzisiejszych czasach.
Czy aby to wszystko nie jest kolejną wielką zmyłką mającą przed Polakami zasłonić tę doniosłą kwestię, w jakiej wypowiedział się składając swój podpis pan prezydent Trump? Wszakże roszczenia żydowskie wobec Polski postrzegane są jako „największe zagrożenie dla naszego kraju od czasów drugiej wojny światowej”. Jest coś na rzeczy! O tak!
Zanim przyjrzymy się wzmiankowanej „Ustawie o przekształceniu…”, przypomnijcie sobie Państwo podobny medialny, acz krótkotrwały huczek z października roku 2017, kiedy to Ministerstwo Sprawiedliwości ogłosiło kolejny w najnowszych dziejach Polski projekt restytucji mienia, zwłaszcza nieruchomego, zagrabionego Polakom przez komunę – tym razem projekt szczególnie haniebny, gdyż ledwie dwudziestoprocentowy [na portalu „Magna Polonia” pisaliśmy o tym w artykułach „Dwadzieścia procent jak grom z jasnego nieba” oraz „Za (niewielkim) ograniczeniem prawa do odzyskanej własności”].
Przypomnijmy, że pośród dawnych KDL-ów, czyli Krajów Demokracji Ludowej tylko w naszym kraju, zresztą do dziś dnia, nie przeprowadzono zadośćuczynienia obrabowanym przez komunistyczne państwo setkom tysięcy polskich rodzin, dziś już następcom-spadkobiercom.
Tamten październikowy (2017) pomysł wjechał do telewizyjnych dzienników na fali wielkiej afery tzw. prywatyzacji kamienic warszawskich połączonej, nieodmiennie – jak nam przez długie miesiące wykazywano – z wielorakim nękaniem, wyrzucaniem na bruk i poniewierką wielu tysięcy wieloletnich często lokatorów tychże kamienic. Nowy projekt ustawy „reprywatyzacyjnej” miała z polskim Rządem ponoć konsultować ambasada Izraela, podobnie jak projekt nagłośnionej trzy miesiące później, w końcu stycznia 2018 r., ustawy o IPN-ie. Wszelako do uchwalenia prawa o restytucji mienia w Polsce ponownie nie doszło.
Już się przyzwyczailiśmy do takich zmyłek, w wykonaniu kolejnych rządzących partii. A poza tym… nie ma tego złego… Przypomniano chociaż, że nadal istnieją poważne polskie roszczenia wobec Państwa Polskiego, a nie tylko te „urojone żydowskie”.
O szczegółach tamtej sprawy poczytajcie sobie gdzie indziej. My tu chcemy zaznaczyć, że nikt, ani w owym pierwszym, lecz chyba także w drugim, a nawet trzecim (o ile taki jest) obiegu medialnym nie pytał o tenże dziwaczny przecież związek – pomiędzy zmianą właściciela kamienicy (ktokolwiek by miał być tym nowym oraz poprzednim właścicielem), a nieodmiennie gwałtownym „wygrużaniem” na bruk wszystkich dotychczasowych lokatorów, od góry do dołu, i co do jednego. W jakim celu?
Przecież owe kamienice, jedna w drugą, zlokalizowane były przed laty w centrum wielkiego miasta, zaprojektowane i wybudowane na cele nie żadne inne, jak właśnie mieszkaniowe, inaczej mówiąc – lokatorskie. Ich wnętrza, jak każdego innego budynku wielorodzinnego, podzielone były i są na piętra, na klatki schodowe i wreszcie na ciągnące się jeden za drugim i ponumerowane lokale mieszkalne. Owszem, w lokalu takim można prowadzić np. pracownię krawiecką, kancelarię adwokacką, czy też praktykę lekarską; i tak się działo, jak świat światem, kamienica kamienicą, a miasto miastem.
Na podwórku miejscowe dzieciary grały w piłkę. Ale że robiły hałas i wybijały piłką szyby w piwnicach i w lokalach na parterze, przeto im tego kiedyś zabroniono. Teraz i dzieci już nie ma, bo się nie rodzą; i czasem tęsknimy za tym ich rozgwarem, jaki dawniej uważaliśmy za coś zwykłego, pospolitego, a często nawet uciążliwego. Nostra culpa!
Jednak – do rzeczy! Dlaczego nowi – jak się na masową skalę okazało – nielegalni i w ogóle przestępczy „właściciele” owych wielkomiejskich mieszkalnych wielorodzinnych kamienic za pierwszy swój cel stawiali wyrzucenie dotychczasowych lokatorów? Gdyby to nie była nadal przed nami ukrywana tajemnica, wykrzyknęlibyśmy zwyczajnie: „To jakiś absurd!”. Ale za tym musi kryć się coś jeszcze. Czy nie związane jest to aby z ową wspomnianą amerykańską ustawą?
Przecież, jak świat światem, a miasto miastem, ktoś kupował mieszalną kamienicę aby czerpać z niej zyski takiego właśnie rodzaju, jakie czerpał poprzedni właściciel, to znaczy z comiesięcznego czynszu płaconego przez lokatorów. Niechże więc lokatorzy zostają – zawołamy – i niech nadal płacą ten czynsz, nie zauważając nawet, że zmienił się właściciel obiektu, czyli beneficjent tychże opłat! Przecież z pustych, niezamieszkanych lokali nikt czynszu nie zapłaci, ale kamienicznik sam musi regularnie płacić z tytułu swej kamienicznej własności podatek (państwu, samorządowi), a tzw. dostarczycielom mediów przynajmniej „opłaty przesyłowe”, a także „opłaty eksploatacyjne”, itp. Każdy administrator budynku dobrze wie, że miesięcznie się tego zbiera nie mało – za takie wielkie domisko!
Płacić, ale z czego?! Jak widać, wszyscy „oni” mieli z czego. Skąd „oni” na to mieli, skoro z opróżnionej przez nich samych kamienicy czynszów nikt już im nie płacił? Z krajowych środków na to mieli, czy z zagranicznych? Z „polskojęzycznych”, czy z „obcojęzycznych”? Jakiego obcego języka? Z której strony szerokiego świata? W warunkach powszechnej „globalizacji”…
Na kogo i na co czekały – czy nadal czekają? – w samym centrum stolicy Polski, i gdzie indziej też, owe dziesiątki już pustych kamienic? W każdej z nich mamy od kilkunastu do wieludziesięciu lokali mieszkalnych. Mówiliśmy dotąd o kamienicach „starych przedwojennych”. Ale to nie wszystko! W bieżące wczesne zimowe wieczory wystarczy się przespacerować pod oknami niejednego z wybudowanych w ostatnich latach owych „nowoczesnych” bloków-apartamentowców, jakimi Warszawa i inne polskie miasta zostały wręcz zapchane (sic!!!), bez związku z jakimikolwiek już zasadami urbanistyki, estetyki, czy nawet higieny (sic!!!). I wszystko to jawi się jakby „trzaskane” według jednego tylko projektu, „aby taniej”, w bardzo brzydkim stylu, jaki my nazywamy „stylem tajnych laboratoriów na pustyni (nie powiemy już jakiej)”. Takie obiekty tworzą już nawet swoiste minidzielnice, nawet wewnątrz miasta, a na jego obrzeżach często już ogrodzone porządnym parkanem.
Tak więc mamy już głęboką zimową noc, a całe fasady owych budynków są ciemne, co świadczy o tym, że nikt tam nie mieszka. Owszem, o tu, na rogu, coś się świeci; na przedostatnim piętrze też jakieś światełko, a poza tym ciemność. Jakże to kontrastuje z normalnym – nie za dużym i nie za małym – oświetleniem okien sąsiednich mieszkalnych „starych bloków”!
Na kogo czekają te liczne puste nowo postawione budynki mieszkalne? Niektóre już od lat. Na kogo czekają owe stare kamienice, z których powyrzucano lokatorów-Polaków?
Prawda, że wielka to zagadka? Może znajdzie się kiedyś u nas jakiś „dziennikarz śledczy”, może dopiero w stopniu „doktora nauk”, który nam lub dopiero naszym potomnym tę zagadkę na dobrej źródłowej podstawie rozwiąże. Oby „samo życie” jednak nie przyniosło nam tego widzialnego i słyszalnego dla każdego przechodnia rozwiązania! Bo to by oznaczało, że „oni” osiągnęli skutki prowadzonej przeciw nam wojny zdobywczej i osiedleńczej, acz metodą „bez jednego wystrzału”. Uchowaj Boże!
Lecz co może mieć z tym wspólnego „upragnione pozbycie się PRL-owskiego reliktu” w postaci obejmującego ponoć w Polsce dobrze ponad dwa miliony rodzin „prawa użytkowania wieczystego”? Owszem, może. Poczytajcie, posłuchajcie i sami się w internecie rozpatrzcie. Przecież polskie prawodawstwo jest teraz dostępne bez ruszania się z domu, za pośrednictwem li tylko kilku kliknięć myszką lub na klawiaturze komputera.
Przede wszystkiem stawiamy hipotezę, że zbiorowość polska na „przekształceniu prawa użytkowania wieczystego gruntów zabudowanych na cele mieszkaniowe w prawo własności tych gruntów” wcale nie zyska. Druga teza to ta, że owa polska zbiorowość w następstwie realizacji tegoż prawa straci. A trzecia to ta, że ona na tym straci „więcej niż to warte”, o ile nie wszystko to, co na skutek różnych wydarzeń zyskała na przestrzeni XX wieku. Klęska Na Stulecie Odzyskania Niepodległości; przed czym strzeż nas Panie Boże!
Tak więc „użytkownik wieczysty” jak dotąd płacił, tak i odtąd też będzie płacił. Owszem, wspomniane straty mogą także obejmować skutki podnoszenia opłat. O tym jednak tu nie piszemy; a zresztą podnoszenie lub obniżanie przez władze publiczne stawek do płacenia jest w omawianym tu kontekście – uwierzcie! – sprawą właśnie najłatwiejszą do opanowania.
W Art. 1 ust. 6 Ustawy czytamy wyraźnie: „Istniejące w dniu przekształcenia obciążenia użytkowania wieczystego stają się obciążeniami nieruchomości, zaś obciążenia udziałów we współużytkowaniu wieczystym gruntu stają się obciążeniami udziałów we współwłasności nieruchomości. Prawa związane z użytkowaniem wieczystym stają się prawami związanymi z własnością nieruchomości”.
Pozostaje więc to co było – to samo! Tylko nazwa inna. Po co więc cała ta zmiana? Przecież takie obiekty na gruncie „wieczyście użytkowanym”, w tym mieszkania w blokach, można było dotąd kupować i sprzedawać; to i dalej będzie można to robić.
Art. 4 ust. 6 głosi: „Właściwy organ doręcza zaświadczenie (o przekształceniu własnościowym – M.D.) dotychczasowym użytkownikom wieczystym na adresy wskazane w ewidencji gruntów i budynków lub inne adresy, na które przed dniem przekształcenia doręczano korespondencję dotyczącą użytkowania wieczystego. Doręczenie zaświadczenia na takie adresy uważa się za dokonane”.
I nie może być inaczej – przyznajmy – skoro chodzi tu o ten sam obiekt, o to samo mieszkanie, w którym dotąd mieszkaliśmy i mamy w nim zamiar nadal mieszkać. Akurat tu, na tym etapie („mądrość etapu”!), nie chodzi o żadne tam „czyszczenie” z lokatorów-Polaków kamienic warszawskich ani żadnych innych. Wciąż jeszcze jest miło, skoro – jak głosi Art. 7 ust. 1-2 Ustawy – „z tytułu przekształcenia nowy właściciel gruntu ponosi na rzecz dotychczasowego właściciela gruntu opłatę; wysokość opłaty jest równa wysokości opłaty rocznej z tytułu użytkowania wieczystego, która obowiązywałaby w dniu przekształcenia”.
Doprecyzujmy, że w tym żargonie „nowym właścicielem gruntu” nazywany jest ów dotychczasowy przeważnie lokator lub inny dotychczasowy użytkownik całości lub części budynku (np. mieszkania w bloku) stojącego na „uwłaszczanym” gruncie, a „dotychczasowym właścicielem gruntu” nazywa się tutaj obecne polskie władze publiczne, państwowe lub samorządowe (o czym także dalej).
Jak więc płaciłeś człowiecze, to i dalej będziesz płacił, skoro – jak głosi Art. 7 ust. 6-7 – „opłata jest wnoszona przez okres 20 lat, licząc od dnia przekształcenia”, atoli „właściciel gruntu (czyli ów dotychczasowy ‘użytkownik wieczysty’ – M.D.) w każdym czasie trwania obowiązku wnoszenia opłaty może zgłosić właściwemu organowi na piśmie zamiar jednorazowego jej wniesienia w kwocie pozostającej do spłaty (opłata jednorazowa)”.
Zauważmy w tym miejscu, że mamy tu wewnętrzną sprzeczność. Niby już przekształciłeś się człowiecze z „wieczystego użytkownika” we „(współ)właściciela” gruntu, na którym stoi blok, w jakim mieszkasz, lecz jednak ciągnie się za tobą obowiązek dwudziestoletnich spłat z tego tytułu. Czyli że owa „własność” jest, co by nie mówić, wciąż niepełna (co w historii prawa jest rzeczą dobrze znaną), a zatem z kimś jeszcze podzielona, w tym przypadku nadal z władzami państwowymi/samorządowymi. Ale te władze same proponują tobie w Ustawie rychłe wyzwoliny od tej wspólności. Stąd bierze się kwestia owych „bonifikat” (o jakich procentową wysokość ścierano się niedawno z nowym prezydentem Warszawy). Zasada jest taka, że im kto wcześniej zapłaci za całe wspomniane dwudziestolecie, tym mniej będzie miał z tego do zapłacenia.
Na nieszczęście, liczne komentarze medialne (w tym internetowe) dotyczące omawianego tu „przekształcenia prawa użytkowania wieczystego” tylko na kwestii „bonifikat” się skupiają, więc i my do tych komentarzy zainteresowanych Czytelników odsyłamy, wskazując zarazem na tabelę zamieszczoną w Art. 9 ust. 3 Ustawy. Właśnie to i – uwaga! – tylko to ma rozpalać emocje niebogatych przecież dzisiejszych Polaków: czy „bonifikata” w przypadku spłaty całości już w pierwszym roku (2019) ma wynosić „tylko” 60%, bo tak jest w przypadku „przekształcenia gruntu stanowiącego własność Skarbu Państwa”, czy może aż 95% lub nawet 99%, skoro aż tak wielką ulgą może obdarzyć obywateli rada tego lub innego miasta.
Żeby było taniej każdemu z nas z osobna – to ma być jedyną troską dzisiejszego Polaka. Tak aby dopiero „po szkodzie” zauważył on, że na całą już Polskę lub choćby tylko na niektóre jej obszary (np. na wybrane regiony, na duże miasta) zwaliła się niepostrzeżenie cicha inwazja obcych, legitymujących swoją tu u nas w Polsce obecność, i własność (sic!!!) – a jakże – prawem tyleż polskim, co i europejskim, i każdym innym, jakiego wy byście od nich zażądali.
Ty tu będziesz, człowiecze, ściubić grosze i wyliczać, czy już w tym roku, czy może dopiero za dwa lata będzie ci „się opłacać” skorzystać z dobrodziejstw ustawowej lub samorządowej (więc w wielu miejscach bardziej szczodrej) „bonifikaty”, a tu już obce bezkrwawe „rakiety” i „bombowce”, więc całe tabuny obcoplemiennych matek wielodzietnych (sic!!!) celują w to twoje mieszkanko, w cały budynek, w ulicę, dzielnicę i jeszcze szerzej.
Rzeczywistość zaledwie jednym błyskiem przeziera – a jednak! – z Artykułu 8 ust. 2b, czyli spoza reszty Ustawy nieomal szczelnie tę rzeczywistość przed nami zasłaniającej. Czytamy mianowicie: „Za przekształcenie opłaty nie wnoszą (…) osoby fizyczne lub ich spadkobiercy oraz spółdzielnie mieszkaniowe, w przypadku gdy (…) użytkowanie wieczyste uzyskały na podstawie: art. 7 dekretu z dnia 26 października 1945 r. o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy (Dz.U. poz. 279 oraz z 1985 r. poz. 99); innych tytułów prawnych, w zamian za wywłaszczenie lub przejęcie nieruchomości gruntowej na rzecz Skarbu Państwa przed dniem 5 grudnia 1990 r.”.
O tak! To miłe, że Ustawodawca jednak puścił do nas oko, że „zaświergotał” i takim oto zdawkowym „twitnięciem” zasygnalizował, o co tak naprawdę chodzi w całej tej sprawie.
To pierwsze – z dnia 26 października 1945 r. – jest to oczywiście wzmiankowany ostatnio co pewien czas w massmediach „dekret Bieruta” (króciutki – „Bierutowi” wystarczyło półtorej strony). Skoro o „czyszczeniu kamienic z lokatorów-Polaków” trąbiono miesiącami (teraz już o tym nie słychać!) w odniesieniu akurat do Warszawy, no to na dotyczący tego akurat miasta główny akt wywłaszczeniowy w Ustawie wskazano. A to drugie… Ustawodawca uznał za zbędne wymienianie owych innych około dwudziestu komunistycznych ustaw i dekretów wywłaszczeniowych, jakie nadal są prawem w Polsce, kwitując cały ten bezmiar ludzkich nieszczęść rzeczową nazwą właśnie „wywłaszczenia”, lecz i eufemistyczną nazwą „przejęcia nieruchomości”. Dlaczego aż do dnia 5 grudnia 1990 r.? A nie do wyborów kontraktowych 4 czerwca 1989 r.? Bite aż półtora roku różnicy! Czy i wtedy ów „pierwszy niekomunistyczny rząd” oraz nowy „solidarnościowy sejm” też jeszcze kogoś w Polsce wywłaszczał, i to z nieruchomości, aby osiedlić na niej kogoś innego? Niech się temu, kto chętny, przyjrzy z osobna.
My owe zapisy rozumiemy w praktyce tak, że nazwa „opłaty przekształceniowej” jest stosowana do tych osób (w tym zwłaszcza lokatorów), jakie mieszkają w budynkach (blokach mieszkalnych) pobudowanych już po wojnie przez państwo. Nazwa zaś – jak rozumiemy – podatku od nieruchomości już teraz znajduje zastosowanie tam, gdzie dana rodzina lub jej spadkobiercy mieszka w budynku przedwojennym, „przejętym” przez państwo w pierwszym okresie Polski Ludowej. Jak zwał, tak zwał, ale płacić trzeba.
W tym miejscu można już wyjaśnić przyczyny naszego błagania zawartego w tytule niniejszego artykułu (a nie są to przyczyny jedyne).
Koniec części pierwszej. C.D.N.
Marcin Drewicz, styczeń 2019
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!