Gospodarka

ZAKLINAM WAS – POZOSTAŃMY PRZY UŻYTKOWANIU WIECZYSTYM!!! CZĘŚĆ DRUGA: OBCA KOLONIZACJA A NIEDOCZEKANIE SPRAWIEDLIWOŚCI

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

W telewizji nazywają „użytkowanie wieczyste” – „reliktem PRL-u”. Słusznie! Albowiem ta forma użytkowania jest sprzęgnięta z innym reliktem PRL-u, czyli z utrzymywaniem jako obowiązujące wciąż prawo wszystkich tych komunistycznych dekretów i ustaw wywłaszczeniowych (którym trzeba by chyba poświęcić osobną serię artykułów).

„Użytkowanie wieczyste” jako takie nikomu dotąd u nas specjalnie nie wadziło. Owszem, tam i wtedy, gdy co poniektóry samorząd, tak jak podnosił podatki z różnych tytułów, tak i stawki za owo „wieczyste użytkowanie”. Opłaty lub podatki można wszakże obniżać, „zamrażać”, likwidować, prolongować itd. Sama jednak istota takiej konstrukcji prawnej, jak owo „użytkowanie”, samym użytkownikom nie ciążyła.

Tak więc, sami się sobie dziwiąc, występujemy tu jako obrońcy tego właśnie „wieczystego przeżytku PRL-u”, ale warunkowo.

Oto dopóki nie zostanie w Polsce przeprowadzona rzetelna restytucja mienia zagrabionego przez państwo komunistyczne w okresie – niech będzie, że „ustawowo”, czyli do wspomnianego dnia 5 grudnia 1990 r. – dopóty niech obowiązują dotychczasowe przepisy o „użytkowaniu wieczystym”.

Tak więc omawianą tu Ustawę z dn. 20 lipca 2018 (Dz.U. 2018, poz. 1716) trzeba czym prędzej unieważnić!!! Żadnych zaświadczeń!!! Żadnych „bonifikat”!!!

Zadaniem natomiast dla mądrych głów niech będzie sprawiedliwe – po tylu dziesięcioleciach niesprawiedliwości! – potraktowanie interesów owych setek tysięcy polskich rodzin, jakie miałyby odzyskać mienie zagrabione przez komunistyczne państwo (a wcześniej przez hitlerowców) ich dziadom i pradziadom, oraz tych jeszcze liczniejszych polskich rodzin, jakie niekiedy w drugim lub trzecim pokoleniu „wieczyście” użytkują to mienie z państwowego nadania.

Należy wypracować taką metodę, jakiej skrajnym przeciwieństwem – powtarzamy! – skrajnym przeciwieństwem jest owo warszawskie „czyszczenie kamienic z lokatorów”.

Do tego, że sprawa owego „czyszczenia” nadal jest zagadkowa wypada dodać pewne nasze intuicyjne domniemanie. Otóż nasza hipoteza jest taka, że decyzje w tej sprawie, no i pieniądze, nie pochodziły od jakiegoś czynnika polskiego, to znaczy choćby nawet szczątkowo mającego polską kulturę za tak zwany background.

Powiecie, że przecież była także i rodzima polska-etniczna komuna, co to w swej większości może jeszcze bierzmowanie od biskupa we wczesnej swej młodości odebrała; owe jeszcze z początków PRL-u „chamy”, później zaś SB-cja, stan wojenny i „powojenny”, internowania, uwięzienia, nękania, poniewierania… Więc, że to jakaś rodzima post-komuna mogłaby tam na górze decydować o „czyszczeniu”. Tak, owszem. Niedostateczna jest wciąż nasza wiedza, lecz słyszało się także i za późniejszego PRL-u, że gdzieś tam z jakichś powodów, daleko od stołecznej Warszawy, wysiedlono całą wieś i ludziom tym wskazano jakieś nowe miejsce osiedlenia, lecz w warunkach o wiele gorszych od dotychczasowych; choć już i te dotychczasowe były przecież niebogate.

Ale żeby tak w milionowej stolicy państwa Unii Europejskiej (cokolwiek by to znaczyć miało), w samym centrum miasta, w pobliżu siedzib centralnych władz państwowych, w biały dzień, pośród wielkomiejskiego tłumu i zgiełku, w terenie nasyconym zarówno rozmaitej pertynencji massmediami, jak i zwykłymi ciekawskimi, i wreszcie tymi oburzonymi, którzy pomimo wszystko „coś jeszcze mogą”, potraktować za jednym razem setki ludzi li tylko jak zawadzające przedmioty, i tylko dlatego, że ci ludzie komuś bezwiednie zawadzali w taki akurat sposób, że zamieszkiwali daną kamienicę, uiszczając przecież należne okresowe opłaty… Dopóki tych opłat gwałtownie, dla „wyczyszczenia” kamienicy, nie podniesiono…

Czegoś takiego robić chyba nawet rodzima polska-etniczna post-komuna się nie ośmielała, choćby dlatego, że widziała w tym więcej dla siebie szkody niż pożytku, bo miała przecież to tutejsze nasze wyczucie rzeczywistości i znała tutejszą naszą miarę przyzwolenia. Więc mogli być to obcoplemienni „zagraniczniacy”, zatem ludzie bez tego wyczucia i bez znajomości tej miary; aczkolwiek niczego tu nie rozstrzygamy, bo nie mamy wystarczającej wiedzy. Więc… kto ją ma?

O jakich i o „czyich” gruntach mowa w Ustawie? Artykuł 1 ust. 1-2, 5 głosi: „Z dniem 1 stycznia 2019 r. prawo użytkowania wieczystego gruntów zabudowanych na cele mieszkaniowe przekształca się w prawo własności tych gruntów. Przez grunty zabudowane na cele mieszkaniowe należy rozumieć nieruchomości zabudowane wyłącznie budynkami: 1. mieszkalnymi jednorodzinnymi lub 2. mieszkalnymi wielorodzinnymi, w których co najmniej połowę liczby lokali (sic!!!) stanowią lokale mieszkalne lub 3. o których mowa w pkt. 1 lub 2, wraz z budynkami gospodarczymi, garażami, innymi obiektami budowlanymi (sic!!!) lub urządzeniami budowlanymi umożliwiającymi prawidłowe i racjonalne korzystanie z budynków mieszkalnych. (…) Obiekty budowlane i urządzenia budowlane, o których mowa w ust. 2, położone na gruncie stają się z dniem przekształcenia częścią składową tego gruntu (sic!!!)”.

Tak więc chodzi tu o wiele więcej, aniżeli tylko o to, aby rodzina zamieszkująca w bloku owo M-3 lub M-4 stała się także współwłaścicielem tego kawałka gruntu, na jakim ów blok w czasach gomułkowskich lub gierkowskich został pobudowany.

„Mieszkalne jednorodzinne” – więc także na wsi. „Co najmniej połowa” na mieszkania; a reszta to co? Fabryki, super-markety, biurowce, hurtownie, magazyny, hangary, folwarki, dawne PGR-y, itd. Ustęp 3. nie stawia już żadnych ograniczeń na linii mieszkalne-niemieszkalne. Mamy tam więc i nieokreślone „budynki gospodarcze”, i wreszcie arcypojemne „inne obiekty budowlane lub urządzenia budowlane”. Słowem – wszystko!!! Nie tylko „mieszkaniówka”.

W Art. 2 ust. 2 czytamy: „W przypadku, gdy zgodnie z ustawą z dnia 24 marca 1920 r. (sic!!!) o nabywaniu nieruchomości przez cudzoziemców (Dz.U. 2017, poz. 2278) wymagane jest zezwolenie ministra właściwego do spraw wewnętrznych na nabycie nieruchomości, przekształcenie następuje z dniem, w którym to zezwolenie stało się ostateczne”. Otóż to! W niniejszym tekście pominiemy już – wybaczcie – analizę treści owej pozycji Dziennika Ustaw 2278 z roku zaledwie zaprzeszłego, bo 2017. Sami to zróbcie, kto ciekawy!

Lecz ktoś, kto w ostatnich zwłaszcza latach, nawet nie mając z polskością nic wspólnego, zaopatrzył się w polski paszport, owym „ustawowym cudzoziemcem” chyba już nie jest i z tego powodu o wspomniane zezwolenie do MSW zwracać się już nie musi. Niemniej, i o takim cudzoziemcu bez polskiego paszportu Ustawodawca pamiętał, i w innych jeszcze miejscach w Ustawie go wzmiankował.

Słychać czasami, że większość tzw. firm deweloperskich działających w Polsce są to przedsiębiorstwa zagraniczne; z tych większość ma mieć swoje ośrodki decyzyjne w pewnym odległym kraju. To by się potwierdzało, a to z uwagi na przerażającą jednostajność i ustandaryzowaną brzydotę wznoszonej u nas przez te firmy zabudowy. Nakłada się na to rezultat globalizacyjnej internacjonalnej urawniłowki. Komunistyczne blokowiska też są takie, mianowicie jednostajne i brzydkie w swym wyglądzie. Otóż dzisiejszy polski Ustawodawca zadbał także o owych deweloperów zapewniając w Art. 13 ust. 1, że oto „prawo użytkowania wieczystego gruntu przekształca się w prawo własności gruntu z dniem oddania budynku mieszkalnego do użytkowania”.

Bardzo wyrazisty jest to przykład, że współczesne państwo polskie występuje nadal w roli pasera, i teraz już na poszerzającym się rynku międzynarodowym, by nie powiedzieć – globalnym. Oto są jakieś grunta, miejskie, podmiejskie, wiejskie, które przed laty komuna zabrała Polakowi. Stanowiły one od tamtej pory „własność” Skarbu Państwa lub samorządu; i na takich gruntach prowadził budowę ów deweloper – jakiś Polak, a może post-Polak, cudzoziemiec-obcoplemieniec, „o kapitale mieszanym”, „joint venture”, i jaki tam jeszcze. I oto – ciach-trach – „z dniem 1 stycznia 2019 r.” staje się on bez żadnej swojej zasługi „właścicielem” owego gruntu. A właściciele prawdziwi, czyli prawnuki ograbionego pradziada-Polaka mogą sobie do woli i bez końca odwoływać się gdzie bądź, niechby np. „do trybunału w Strassburgu”.

Naszą nadzieję, i zarazem obawę, wywołuje fakt, że Ustawodawca daje inicjatywę władzom publicznym, które mają po prostu informować pisemnie obywateli o dokonanym „przekształceniu prawa użytkowania wieczystego w prawo własności”. Obywatelom oraz cudzoziemcom (sic!!!) pozostawia się inicjatywę w przypadkach, gdy z jakichś powodów zależy im na czasie. Elementarna zatem obrona przed skutkami Ustawy może polegać przede wszystkiem na wstrzymaniu wydawania owych zaświadczeń „do odwołania”. To już będzie coś. Ale wstrzymać to może ten, kto to uruchomił, czyli władza państwowa.

System jest albowiem pomyślany nader podstępnie. Gra się tu na ludzkiej pożądliwości, na emocjach, ambicjach i namiętnościach. Trudno jest przecież apelować do obywateli, aby zbojkotowali tego rodzaju „dobroczynną” akcję państwową i kopert ze wspomnianymi zaświadczeniami nie wyjmowali ze swoich skrzynek pocztowych. Ustawodawca podkreśla przecież, że dany urząd wysławszy zaświadczenie już je tym samym dostarczył. Lecz przede wszystkiem – dlaczego nie przyjmować korespondencji, z której wionie radosna nowina, że oto raptem stajemy się właścicielami nieruchomości? Ot, co! Lecz czy także nie na dziesiątki innych sposobów dzisiejsze państwo przekupuje swoich obywateli? W dodatku za ich własne pieniądze.

Kto włada dziś owymi gruntami, jakie państwo zdecydowało się podarować obywatelom oraz cudzoziemcom? Z Art. 4 Ustawy dowiadujemy się, że są to: starostowie, dyrektorzy oddziałów terenowych Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa (więc coś takiego istnieje i w dodatku dzierży grunta, także te pod budynkami!), dyrektorzy oddziałów regionalnych Agencji Mienia Wojskowego, wójtowie, burmistrze, prezydenci miast, zarządy powiatu, zarządy województwa, dyrektor Zarządu Zasobów Mieszkaniowych WSWiA.

Dzisiejsi Polacy nie mają pieniędzy. Problemem Polaka, każdego z osobna, będzie – jak już mówiliśmy – obliczanie, czy płacić raty przez 20 lat, czy może skorzystać z „bonifikaty” i uregulować od razu całość. Lecz czy w tym roku, czy może za dwa lata? Oto jest pułap rozterek naszych.

Natomiast owi cudzoziemcy pieniądze mają. Z pieniędzmi wdzierają się do Polski dziś, aby w średniej i długiej perspektywie czasu wydobyć stąd wielekroć więcej. Oni są zorganizowani, działają gromadnie, zachowując wobec siebie wzajem lojalność i dyscyplinę. Nie to, co u nas. Jakże stare jest owo powiedzenie, jak to Polacy w Ameryce traktują nowo przybyłego tam Polaka, a jak traktują swego nowo przybyłego rodaka tamtejsi Żydzi. Także tamtejsze zachowania zbiorowości pochodzących z narodów Azji Wschodniej przeciwstawia się zachowaniom obserwowanym pomiędzy Polakami-emigrantami. Sto Lat Temu, w czasach „Sokoła” i Błękitnej Armii, działo się ponoć pośród amerykańskich Polaków lepiej, niż po drugiej wojnie światowej.
Nasuwa się pytanie, w świetle tych treści, jakie wydobyliśmy z omawianej Ustawy:

Co obecnie stoi na przeszkodzie cudzoziemcom-obcoplemieńcom – z nader przecież różnych narodowości – aby, zebrawszy się w wielorodzinne grupy, powykupywać i pozasiedlać w najbliższym czasie liczne kamienice, bloki i całe osiedla w Warszawie oraz w innych polskich miastach i miejscowościach? Uzyskanie przez nich tym trybem – nadal paserskim – pełnej własności nieruchomości w Polsce będzie ponadto finansowane przez „stronę polską” w postaci owej potężnej, gdyż ponad dziewięćdziesiąt procent liczącej bonifikaty; owszem, na gruntach skarbowych tylko 60% (w każdym kolejnym roku o 10 punktów procentowych mniej), więc te „droższe” grunta być może przeznaczono właśnie dla Polaków.

Czy zatem zarysowana tu procedura nie posłuży, choćby i w części, do realizacji owych żydowskich roszczeń wobec Polski, od której to sprawy rozpoczęliśmy niniejsze rozważania?

Czy obecne władze nie fundują nam tu – dlaczego? – takiej znanej dawniej warszawskiej ulicy o nazwie na literę N. I co nam z tego, że będzie to „na miarę XXI wieku” – „N z podwyższonym standardem”?

Czy nie są także dla nas przestrogą wydarzenia znane nam choćby z ukrainnego Humania, poprzez nakręcony kilka lat temu film dokumentalny pt. „Dybuk. Rzecz o wędrówce dusz”?

Ostrożne sięganie, za pośrednictwem miejscowych polskich „słupów”, lecz za to wprost do ocalałych z wojny kamienic „żydowskich” w centrum Warszawy, najwidoczniej się obecnie nie sprawdza. I jeszcze te medialne hałasy wywoływane działaniem owej komisji do zbadania „prywatyzacji” nieruchomości warszawskich… Tę sprawę wypada pozostawić sobie na później. Teraz zaś pozostaje znaleźć sposób na pozyskanie „mienia zastępczego”, ale tylko pod warunkiem uzyskania pełnej – jak w przypadku tamtych starych kamienic – a więc razem z gruntem, własności tegoż mienia. Tak aby – że powtórzymy za Ustawodawcą – wszelkie posadowione na tym gruncie obiekty stały się „częścią składową tego gruntu”. Ot, co!

Odwlekana przez dziesięciolecia restytucja polskiego mienia zrabowanego przez komunę znajdzie więc nowego, czynnego i zdeterminowanego przeciwnika w postaci owych mających potężne wsparcie za granicą rzesz cudzoziemców-obcoplemieńców, w podany wyżej sposób „uwłaszczonych” na gruntach zabranych uprzednio Polakom przez państwo komunistyczne. Ani najemca, ani inny użytkownik, choćby nawet „wieczysty”, nie może znaleźć na całym świecie takiego poparcia, jak właściciel. Ewentualne polskie próby odwrócenia tego stanu rzeczy będą się „w Europie i na świecie” spotykały – paradoksalnie – z potępieniem kierowanym właśnie ku „stronie polskiej”, a nie ku obcoplemiennym nachodźcom-kolonizatorom.

Pewien pan występując w jednym z telewizyjnych programów publicystycznych pokazywał jakieś rządowe bloki mieszkalne pobudowane dawno już temu na gruntach zabranych przez komunę jego dziadkowi. Zauważmy, że ten etniczny Polak i zarazem polski obywatel miał dotąd naprzeciw siebie innych etnicznych Polaków i zarazem obywateli polskich, będących „wieczystymi użytkownikami” gruntów, na jakich stoją te bloki. Teraz będą już oni „właścicielami” owych gruntów, jak i wzniesionych na nich mieszkań, co sprawę restytucji zagrabionej nieruchomości w oczywisty sposób utrudnia.

Niektórzy zaś nasi rodacy, będący w sytuacji podobnej do tej, w jakiej znajduje się ów pan, znajdą się na mocy omawianej tu Ustawy naprzeciw takichże „właścicieli”, ale narodowości już obcej. W dwóch zasadniczo wariantach. Albo będzie to zbiorowość, wspólnota, spółdzielnia „właścicieli”-lokatorów. Albo będzie to bogaty cudzoziemski i wcale w Polsce nawet nie przebywający kamienicznik-deweloper, czyli „właściciel” całego wielorodzinnego budynku czy też wręcz osiedla mieszkalnego, wynajmujący lokale swoim współplemieńcom.

I taki dodatkowy ciężki garb zwala na barki licznych starających się o odzyskanie Ojcowizny Polaków nie kto inny, jak właśnie „ultrapatriotyczny” i polski z nazwy Ustawodawca. Co więc może dziś Polak w swojej Ojczyźnie?

To są właśnie owe skutki nowej wojny zaborczej i osiedleńczej osiągnięte za pomocą środków niewojennych; inaczej mówiąc – wojny bez wystrzału. Czy akurat my w Polsce naprawdę nie potrafimy wojować także bez wystrzału i nie możemy się obronić przed tego rodzaju najazdem? A potrzeba tak niewiele!

No i szkoda ciężko uciułanych pieniędzy polskiego wynędzniałego podatnika! Oto Rząd na realizację Ustawy „przekształceniowej” przeznacza oficjalnie 1.312 mln zł. na dziesięć lat.

Na zakończenie zacytujemy najbardziej tajemniczy fragment omawianej tu Ustawy, mianowicie Art. 14 ust. 1-2:

„Przepisy ustawy stosuje się z uwzględnieniem przepisów o pomocy publicznej. Udzielenie pomocy publicznej wymaga spełnienia warunków udzielania pomocy de minimis, określonych w szczególności w rozporządzeniu Komisji (UE) nr 1407/2013 z dnia 18 grudnia 2013 r. w sprawie stosowania art. 107 i 108 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej do pomocy de minimis (Dz.Urz. UE L 352 z 24.12.2013, str. 1). W przypadku, gdy nastąpi przekroczenie limitu pomocy de minimis, stosuje się dopłatę do wysokości wartości rynkowej nieruchomości określonej na dzień przekształcenia. Wysokość dopłaty ustalana jest z urzędu w drodze decyzji. Koszty operatu szacunkowego ponosi zobowiązany do dopłaty”.

Może to nie aż takie tajemnicze. Najwyraźniej chodzi o pieniądze. Dla kogo? Pewnie nie dla nas. Czyim kosztem? Czy aby nie naszym?

Tak więc, drodzy Rodacy, zaklinam Was – nie łapmy się na pozornie korzystną przynętę zniesienia „użytkowania wieczystego”!!! W nowym stanie prawnym możemy łatwo stracić – wszyscy razem!!!

Marcin Drewicz, styczeń 2019

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!