Felietony

Z koszar Sądu Najwyższego prosto na wzgórze Monte Cassino…

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Sytuacja wygląda jak ściśle tajny plan walki przeciwko wolnej Polsce. Sędziowski odział (bojowy?) SN w najwyższej gotowości do przeciwdziałania we wszystkich możliwych kierunkach. Najważniejszy cel to: unieruchomienie demokratycznie prowadzonej legislacji ustaw reformujących niewydolny system służby sądowniczej, po latach zaniechania. Niesubordynacja Sądu Najwyższego powoli zaczyna więc przypominać najzajadlejszy punkt oporu niemieckiego pod koniec II wojny światowej: Bitwę pod Monte Cassino z 1944 roku. Nawet symbolicznie wybrzmiała niedawna wizyta byłej (pierwszej) prezes SN, Małgorzaty Gersdorf, w Karlsruhe (Niemcy), gdzie musiała zainicjować (lub przyjąć do wykonania?) – albo wspólnie obstalować z sojusznikami (?) niemieckimi – instrukcję bojową dla sędziowskiej kontrofensywy; przy decydującym wsparciu jednostek szybkiego reagowania, rozlokowanych grup (dyspozycyjnych specjalistów od prawa unijnego – zamordystycznego) przemieszczających się wewnątrz punktów rozpoznawczych i sztabów dowodzenia UE, zlokalizowanych na terenie Niemiec czy Krajach Beneluksu (Belgii, Holandii, Luxemburga).

Najpierw były marsze z płonącymi świecami, potem (naiwne!) weta prezydenta do uchwalonych ustaw o KRS i SN; znowu zorganizowane akcje protestacyjne środowisk prawniczych z rodowodem komunistycznym, permanentnie niechętnych wszelkim zmianom na lepsze, nawołujących do buntu ulicznego przeciwko legalnie działającej władzy ustawodawczej i wykonawczej. A teraz wywrotowa działalność propagandowa – nawet opłacana sowicie z pieniędzy publicznych w postaci comiesięcznych poborów – szkalująca polską rację stanu na arenie międzynarodowej. Wypisz, wymaluj: gorąca atmosfera z sierpnia 1944 roku, między Berlinem a płonącą Warszawą.

Z Zachodu Europy, jak i wewnątrz naszego kraju, główna oś natarcia wspomnianej kontrofensywy przebiega kanałami informacyjnymi, zależnymi od wydawcy niemieckiego, skupiającego w swoich rękach większość mediów (telewizyjnych, prasowych, radiowych), penetrując rynek nieustannymi sondażami służącymi do opracowywania diagramów (pomysłów) pod kątem kreowania wyboru – i wytyczania konkretnych zadań do posłusznego wykonania przez polskojęzycznych eurokratów (pasożytów). Ten stan faktyczny – nie wyskoczył przecież jak Filip z konopi – dokonywał się na naszych oczach, wcale nie przecieranych ze zdumienia, dopóki “zielona wyspa” PO-PSL dryfowała sobie po morzach i oceanach świata, ciesząc wzrok intensywnością kolorów i obfitością urodzaju afer korupcyjno-korporacyjnych drenujących polski system gospodarczy.

Znamienne są więc obecne próby mentalnego przełamania postępującego procesu odbudowy zniszczeń, podejmowane resztkami sił społeczeństwa polskiego, na barkach którego znowu spoczęła odpowiedzialność za “wolność waszą i naszą”. Strategiczne założenia dekoniunktury neomarksistowskiej, jaką próbują zainstalować na starym kontynencie zwolennicy Manifestu federalistycznego, włoskiego komunisty Altiero Spinellego – więźnia Benito Mussoliniego, odsiadującego wyrok na wyspie Ventotene w okresie 1939-1943 roku – to poddawanie w nieustanną wątpliwość konstytucyjnych prerogatyw dotyczących odrębności narodowej państw tworzących UE – nie znoszącej odrębności decyzyjnych rządów tych państw w obrębie ogólnie stosowanego prawa dyrektywnego. Do tego stopnia przekonanej o wielkości podejmowanych wyzwań na rzecz upolitycznienia całości życia publicznego – jak się okazuje: zależnego od odpowiednio dobranych metod tzw. miękkiego terroru w postaci np. dokręcania śruby tym, co się nie godzą na ten rodzaj administracyjnego bezhołowia – że aż niemożliwej do powstrzymania jakąkolwiek merytoryczną argumentacją, przemawiającą za powrotem do źródeł prawa stanowionego, osadzonego w dobrym obyczaju oraz kulturze i religii rzymskokatolickiej. Jaka do końca lat 80. oraz przez lata 90. i początek pierwszej dekady XXI wieku próbowała jeszcze przemóc wszelką niechęć aksjologiczną w środowiskach lewicowo-liberanych za wymownym wsparciem Stolicy Apostolskiej, kierowanej wówczas przez naszego Rodaka, papieża, Św. Jana Pawła II. To bardzo ważne tło tych usiłowań, ponieważ dzisiejsze zachowanie niektórych ważnych osób w naszym państwie znacząco odbiega od nakreślonych wtedy granic bycia Polakiem odpowiedzialnym za wspólne dobro, jakim są kultywowane wzorce praworządności, wolnej od jakichkolwiek kumoterskich przyzwyczajeń z epoki komunizmu.

Tak, bycie odpowiedzialnym Polakiem zobowiązuje w dwójnasób, ponieważ pozwala na znacznie szerszy punkt widzenia ludzkich problemów, aniżeli tylko podporządkowywanie się tendencjom ideologicznym – nastawionym jedynie na ten sam zamiar absolutyzmu władzy, jaki kiedyś istniał w formie źle zdefiniowanej klasy robotniczej; tyle tylko, że kreowanej teraz przez neomarksistów europejskich według stopnia zdezorganizowanej wolności – czyli zniewalającej umysł poprzez hurtowy model zaspokajania podstawowych potrzeb bytowania całych społeczeństw. Tak pojmowana niezależność oswobodzonej jednostki, jak i “rozpuszczonego” narodu, ma uzasadniać użycie w dowolnym momencie odpowiednich metod wspomnianego terroru, jako słusznego sprzeciwu wobec wszelkich ograniczeń; także w strukturze działania wymiaru sprawiedliwości, gdzie korporacyjne organizacje zawodowe częstokroć dają wyraz swojej wyższości, z racji posiadanego przywileju związanego z wykładnią prawa. Mogącą siać ogniem ciągłym z pozycji całkowicie niewidocznych; przy okazji zaopatrzonych we wszystko co jest niezbędne do okopania się na czas prowadzonej akcji protestacyjnej.

Reasumując: ta poddańcza zależność, jaka cechuje zbuntowany odłam sędziów, adwokatów i radców prawnych w Polsce, gotowa jest znieść wszelki wstyd, wszelką niemoc uwikłanej woli; byle tylko utrzymać swoje pozycje decydowania w konkretnych sprawach, używając do tego celu niekwestionowanych atrybutów władzy państwowej. Gdy tej władzy zaczyna brakować – albo gdy nieoczekiwanie wymyka się z rąk – w pogotowiu są działania odwetowe. Dlatego wszelkie odezwy w obronie praworządności są elementem propagandowej zaciekłości. W tym sensie rzecznik SN, Michał Laskowski – straszący prezydenta RP odpowiedzialnością przed Trybunałem Stanu – niejako forsuje rzekę Rubikon w stroju Tarzana. Z tą różnicą, że sam boi się nurtu rzecznego jak diabeł święconej wody.

Antoni Ciszewski

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!