Felietony

Z cyklu napięć i tąpnięć

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Rozmyślając ostatnio dużo na temat sytuacji w kraju przypomniałem sobie pewien utwór. Mam wyje… Tytuł z numeru muzycznego Firmy mówi dziś wiele o tak zwanym świecie dżedajów z naszych przedmieść zapełnionych szklarniami pełnymi pomidorów i bazylii, ale i papryczek oraz wielu innych niezbędnych w diecie koksów warzyw. Ja nie zejde ze sceny – słyszymy w trakcie tej rapowej mszy, niepodległej i suwerennej, jak głosi krakowski gwiazdor. Podobnie mówili kiedyś Burowie, gdzieś tam kiedyś w Afryce walczący o niezależność od swoich nie tylko europejskich bossów. Wówczas nawet czarny człowiek będący świadkiem tej wojny przytakiwał, że Bóg zawsze staje po stronie walczących o nieskażoną pieniądzem miłość. Czego przykładem obecnie może być wojna Ukrainy z Golumem i jego ekipą, używając natowskiego nazewnictwa dla rosyjskiej ekipy sierot po-pierestrojkowych. Sierot, dla których przesławny filozof M.Gorbaczow jest nadal synonimem klęski jaką Rodion Raskolnikow poniósł w relacji z przesławną Sońką, która jak wiemy z powieści poszła za nim, z zapłakanymi oczyma, niczym za świętym na katorgę. Nie mniej lata lecą a powieści, choć produkowane w tysiącach, nie wiadomo, czy z powodu lichej kampanii promocyjnej, jakoś nie porywają dziś krytyków.

Takie czasy, powiedziałby z pewnością, gdyby żył Żelenski – Boy, że tylko te teatrzyki jeszcze trzymają poziom. Nie wspominając o naszej cofniętej w czasie noblistce, czy też o rok przesuniętej, tak tej najświeższej i jej powieści, której nie tyle że nie czytałem, co sądząc po całej otoczce towarzyszącej artystce nie mam zamiaru czytać. Coś tam Jakubowego. A o Jakubach na przykład od wróżek i z senników, oraz tablic interpretacyjnych imion wiemy tyle, że przeważnie chodzą poobijani na własne życzenie. No, ale nikt raczej przecież tego nie czyta. Albo jak można usłyszeć w kawałku Bonus coś tam, pod tytułem “Poprawa prawa” domniemanie niewinności, nie tylko w realu, ale i w świecie wyobrażonym prozy zostało wypaczone przez globalne układy towarzysko – biznesowe do kształtu, w jakim zdenazyfikowany dziesiątki lat temu, podobno, widzi dziś Berlin technologię polityczną, która w skrócie polega na chodzeniu nietrzeźwym na spotkania ofiar mobbingu korporacyjnego. Ale to i tak nie wystarczy. W naszej cudownej Unii są jeszcze odważniejsi.

Na przykład taki lord Vader jak przeszacowny Timmermans, który zapewnia, że zapewniał bo zawsze zapewnia, że nigdy nie przestanie zapewniać, że wszystko będzie zapewnione. A może to jednak filmowa kwestia hrabiego Duku? Tak czy siak jednego jako zafascynowani cywile możemy być pewni, nasze klejnoty rodzinne są w dobrych skrytkach sejfowych. Tylko co z tym węglem? Nasz rodzimy zbawca o imieniu na J. mówi ustami swojego ekonoma, że bydzie jak w misiu. Co to, to nie … możemy usłyszeć od pionu wykonawczego zespołu X, który zasłynął przemianowaniem Solidarności na Polin – KGB. Pion pionem, jak mawiają elektrycy wysokich napięć, ale mylisz się tylko raz niczym saper. To się jednak nijak ma do polityki i jej pionów, a jak twierdzili przedwojenni działacze pro – life być tak nie powinno. I nawet wtedy nikt ich nie posłuchał, pomimo tego, że sam Piłsudski na moście tłumaczył, że przyszła polityka będzie mniej więcej nie zależeć, tu w sensie od prostego ludu, a wisieć ponad rzeką, w której niejedna sufrażystka zakończyła kurs na dzisiejszy sławnej szkoły z Howgwardu. Co też być może wkrótce się wydarzy, bowiem jak wiemy wizje przyszłości nie zawsze, jeśli trafne materializują się niczym członkowie załogi Enterprise po sekundach. I tyle dobrego, że do lin wyszedłem, jak mógłby powiedzieć Andrzej Gołota po pojedynku z Mikiem Tysonem, który w rzeczy samej zapowiadał się rutynowo od pierwszych sekund pierwszej rundy. W sensie, że Amerykanie za dużo postawili na ucieczkę polskiego gladiatora, żeby mógł zrobić na odwrót.

Ameryce się nie podskakuje, o czym nie tylko wiedzą, ale i wspominają wszyscy najmądrzejsi mądrale w historii XX i początków XXI wieku. Ale i nasi wielcy przywódcy zdają się wiedzieć o tym arcyważnym fakcie. W odróżnieniu do co poniektórych wątpiących weń zwolenników słynnego polskiego zawołania, pewnie zapożyczonego, gdzieś z kanonu tych dumnych, które mówi “róbta co chceta”. Można by tutaj przytoczyć super szybkie rymy Krzycha, WWS i reszty w numerze “Wysoko poprzeczka”, które gdyby się przysłuchać cedzą coś o niskim poziomie ludzi w całej Polsce. Niby żenada, ale cóż zrobić, gdy najlepsze wino podano na końcu, niczym miesiące po reformie Balcerowicza. Taka to już technoilogia pewnikiem z lat 90 – tych, gdy do boju zagrzewała nie Dragqueen na obcasach, a Kurt Cobain i prawdziwe nastolatki. Poziom poziomem, ale dziś bardziej słowo to kojarzy się z inflacją, jaki przedrostek by do niej dodać, naszą własną jednak, tutejszą czyli swojską. Denominacja jak pamiętamy była przełomowym momentem dla roszczeń pewnych grup, według pewnych badaczy tematu, które po dziś dzień z zatwardziałą miną udają, że do dziś nie odebrały rzekomych długów. A odebrali, tylko co to za odbiór, jeśli dłużnik nic o tym nie wie. Ot, taka przewrotna filozofia biznesu, która mówi już wprost, że mafii można oddać i 100 razy, a i tak dług nadal kwitnąć niczym kwiat w doniczce będzie. Dopóki Królestwo Jezusa nie nadejdzie i powszechna szczęśliwość, bo pieniądz nie będzie już wtedy potrzebny.

A oni już o to zadbają, żeby nigdy nie przyszło, bowiem mrok i dewiacja to ich reżim, który nie uwłaczając światu już się rozpanoszył po mniej kontrolowanych stacjach kolejowych w rzekomo zapomnianych dziurach i peryferiach diamentowej rzeczywistości tego naszego zatrutego kłamstwem XXI – ego. Jak możemy usłyszeć z ust wielu, niekoniecznie jak się uważa, nawiedzonych kaznodziejów. Jedyna rzecz, która jest pewna jak mówią to śmierć i podatki. To bardzo pocieszające stwierdzenie opisujące kondycję przede wszystkim Europejczyka, którym również w pewnej dobrej wierze jest Rosjanin, ten do Uralu, pomija jednak arcyważny aspekt płacenia podatków. A mianowicie wskaźnik inflacji. Jak by ją nie nazwać, naszej własnej, wyhodowanej z pewnością nie w szklarni na przedmieściach niczym pomidory, a gdzieś na poddaszu małego mieszkanka, w którym polski Józef K. , mówiąc ironicznie opracowuje strategie na przeżycie najbliższej zimy.

Tomasz Zwierz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!