Felietony

WODZENIE ZA NOS – PROSIMY, BY NAS W TO NIE MIESZAĆ – WOKÓŁ „SŁOWA BISKUPÓW DO WIERNYCH” Z DNIA 26 MAJA 2019 R. CZĘŚĆ PIERWSZA

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

W ubiegłym roku wydano zbiór zatytułowany „Listy pasterskie, orędzia, odezwy Episkopatu Polski 1918-1939”. Wskazywaliśmy na portalu „Magna Polonia” z okazji Setnej Rocznicy Odzyskania Niepodległości na listy ówczesnych biskupów polskich do wiernych z lat 1918-1919. Tam, wtedy i przez tamtych ludzi wszystko podane było jasno i wyraźnie. My potomni czytamy dziś tamte teksty kiwając głową ze zrozumieniem; nasi Pradziadowie też tak najpewniej musieli reagować, zwłaszcza że oni żyli pośród rzeczywistości, do jakiej właśnie odnosili się pasterze Kościoła na Ziemiach Polskich, jednoczonych wtedy po ponad wiekowym rozdarciu.

Minęło Sto Lat. I oto w dniu 26 maja 2019 roku (będącym także dniem kolejnych wyborów do Parlamentu Europejskiego) słuchamy na Mszy Św., jak ksiądz zamiast wygłaszania niedzielnego kazania odczytuje tekst zatytułowany „Wrażliwość i Odpowiedzialność. Słowo biskupów do wiernych” – a dzieje się to w świątyniach po całej Polsce, jak długa i szeroka.

Słuchamy tego… i słuchamy… z rozdziawioną buzią, a później, dotarłszy do tekstu drukowanego, czytamy… raz, i drugi, i trzeci, nic z tego nie rozumiejąc. Oto jacyś nieznani ludzie o nieznanej nam obyczajowości załatwiają pomiędzy sobą jakieś swoje najwidoczniej brudne sprawy, lecz nas, z niewiadomych powodów, koniecznie chcą w to uwikłać, a nawet brać nas na świadków. W kościele, na Mszy Niedzielnej!!!

Co tak naprawdę nadawcy tego komunikatu chcieli przekazać nam, milionom szeregowych Polaków-katolików? Dlaczego akurat w tym, a nie innym czasie (na wybory europejskie?)? Do jakich działań chcieli skłonić? O jakich, oby tylko wyraźnie z Małego Katechizmu wziętych i nazwanych prawdach moralnych pouczyć? I jak to się wszystko ma do odwiecznej Świętej Teologii?

Była już nawet seria nader dziwnych listów, na różne tematy, ogłaszanych w latach 2012-2013. Czy to pamiętacie? W sierpniu 2012 r. odczytywano w kościołach w niedzielę wspólne oświadczenie prawosławnego Patriarchy Moskwy i Wszechrusi Cyryla I oraz ówczesnego Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, w swojej części historyczno-politycznej nader zawiłe, niezrozumiałe i nie do przyjęcia. W ostatnią niedzielę roku 2013 – wszakże w Oktawie Bożego Narodzenia – czytano ludziom na Mszach Św. list „pasterzy kościoła w Polsce” o jakimś tajemniczym „genderze”. Zupełna abra-kadabra – buzie słuchaczy rozdziawione, a wzrok zbaraniały. O takich rzeczach…? W kościele…?

Pomiędzy tymi dwoma był list biskupów z lipca 2013 r. o „rzezi wołyńskiej” (bo nie o „wołyńsko-galicyjsko-chełmskiej”), lecz tego, o ile nas pamięć nie myli, w kościołach już nie czytano. Zawarta tam historyczna analiza stosunków Polaków z Ukraińcami była mniej więcej na tym poziomie, jak ta dotycząca stosunków z Rosją z sierpnia 2012 r.

Po co to wszystko? Po co mącić ludziom w głowach? Po co zabierać się za coś, do czego najwidoczniej nie jest się należycie przygotowanym? Minęło pięć i pół roku od listu o „tajemniczym genderze” i musieliśmy oto wszyscy wysłuchać ex cathedra wynurzeń… No właśnie – o czym?

Pewne jest, że ma to związek z jakimiś bliżej nieokreślonymi „niszowymi” i zdecydowanie nieprzyzwoitymi zachowaniami motywowanymi ludzką płciowością, czyli, jak to się dzisiaj mówi – z seksem. Już samo poruszanie owego zagadnienia jest nieprzyzwoite, więc, jak świat światem, nie było przedmiotem debaty ani w kościele, ani w towarzystwie, ani przy rodzinnym stole; a dzieci się jednak rodziły i ludzie byli szczęśliwi. Ale… co to za jakiś dziwaczny nowy seks? Już na pewno nie taki, o jakim należy koniecznie, bez liczenia się z nikim i z niczym, głosić wszystkim tym, bez wyjątku, milionowym rzeszom obecnym na Mszy Niedzielnej. Przecież małe dzieci, młode panienki, chłopcy u progu najwcześniejszej młodości – widzieliśmy to – też byli znienacka skazani na wysłuchanie tych bezeceństw. Niektóre dzieci – a sami to przecież słyszeliśmy – z niepokojem w oczach starały się pytać swych rodziców jeszcze przed zakończeniem Mszy. „A co to…?”. Jeszcze liczniejsze przy wychodzeniu z kościoła.

Atoli niektórzy dorośli, i to raczej ci starszej daty, rozumieli z tego zapewne jeszcze mniej:

„Aha, czyli chodzi o to, że co poniektórzy księża mają „na boku” kochanki, a może i z tymi kochankami spłodzone bękarty. W dawniejszych czasach też niekiedy chodziły słuchy o takich zjawiskach. Niechże tam Władza Kościelna, jak i dawniej, tak i teraz załatwi sprawę zgodnie z wypracowanymi przez wieki przepisami. Co to może obchodzić nas, którzyśmy w pobożnym skupieniu przybyli jak co tydzień na Mszę Niedzielną? Z jakiego to powodu księża biskupi nagle postanowili ludzi gorszyć i takimi bezeceństwami nam, właśnie w maju, głowę zawracać?”.

Ale nie! Tu nie chodzi wcale o tę, jako pierwszą narzucającą się na myśl ludzką w danym kontekście przypadłość, że mianowicie ten czy ów – jak o tym mawiano – „nie wytrwał w celibacie”; i z zazwyczaj już pełnoletnią, choć nadal młodą kobietą robił to, czego nie wolno katolickiemu księdzu, a do czego powołany jest małżonek, i to – bo w dzisiejszych czasach trzeba rzecz wyraźnie dopowiedzieć – małżonek sakramentalny.

No bo dwa owe Sakramenty – Kapłaństwo i Małżeństwo – wykluczają się (owszem, wdowiec może zostać księdzem, a wdowa zakonnicą, po złożeniu ślubów zakonnych).

Zupełnie tu żeśmy odjechali od tamtej zagadkowej tematyki majowego listu biskupów pt. „Wrażliwość i Odpowiedzialność”, aleśmy to uczynili celowo. Skoro bowiem mamy słuchać w kościele na Mszy Św. o ludzkiej płci – bo z łacińska, a dziś z angielska wzięty „sex” obejmuje wszakże inną nieco tematykę – to należałoby tam mówić właśnie, w ślad za Małym Katechizmem – o Czystości i Cudzołóstwie, o Wierności i Zdradzie, o Opiece i o Zaniedbaniu, o Rodzicielstwie biologicznym i duchowym, o Miłości i Nienawiści, o Małżeństwie i o konkubinacie, o Cnocie i o Grzechu… etc.

W takiej analizie miejsce na wzmiankowanie o rozmaitych ludzkich przypadłościach, a nawet zboczeniach, też jest; właśnie dlatego, że także one są ludzkie. Jednakże tematyką zboczeń nie wolno, ot tak, bombardować, i to znienacka, Bogu ducha winnych katolickich rzesz.

Jak żyć, aby nasze życie się Panu Bogu podobało? Jak współżyć i jak się rozmnażać, aby to współżycie i rozmnażanie było przez Pana Boga pobłogosławione? Co o tym głosi Odwieczna Teologia Moralna? To są właśnie tematy dla owych milionowych rzesz przybyłych w dobrej wierze do świątyni na Niedzielną Mszę Świętą, a w dniu powszednim dla setek tysięcy przybyłych na lekcje religii w najstarszej klasie. O co poniektórych z tych spraw to już nawet małe dzieci mogą i powinny posłuchać (aczkolwiek, chyba jednak, nie o wszystkim od razu). Wszyscy albowiem słuchają czytań z Pisma Świętego, a tam, zwłaszcza w Starym Testamencie, opisane są nader rozmaite ludzkie zachowania.

Ostatnio podejmował te i podobne tematy Sławomir N. Goworzycki w książce pod znamiennym tytułem: „Kobiety-Rewolucja-Kaznodziejstwo”. Otóż właśnie: Kaznodziejstwo!

Nie my wymyśliliśmy slogan o „zwiększeniu roli świeckich w Kościele”. Na przestrzeni minionego ponad półwiecza z tego „zwiększania” wynikło wiele kłopotów. Ale, że świecki też nie jest gapa, pozwolimy sobie tu poczynić nieco uwag o tekście, jakim naszą uwagę znienacka zaprzątnięto w polskich świątyniach w dniu 26 maja 2019 roku.

Pierwsze zdanie listu biskupów brzmi: „W ostatnim czasie wspólnota Kościoła w Polsce wstrząsana jest kolejnymi bolesnymi informacjami o wykorzystywaniu seksualnym dzieci i młodzieży przez niektórych duchownych”.

Poczytajmy to w stylu Goworzyckiego! Co to takiego jest więc „wykorzystywanie seksualne dzieci i młodzieży”? Tego księża biskupi wobec milionów swoich słuchaczy nie definiują (może to jednak lepiej?), więc i my, bezwiedni słuchacze, nie wiemy o co chodzi. Kto wykorzystuje? Dorosły czy niedorosły? Kobieta czy mężczyzna? Kto jest wykorzystywany? Dorosły czy niedorosły? Chłopiec czy dziewczynka? Młodzieniec czy panna? Mężczyzna czy kobieta?

Wystarczy to wszystko przemieszać, aby – niech nam to będzie wybaczone – osiągnąć pewnie i kilkadziesiąt rozmaitych wariantów. Wariantów, ale – czego? Wciąż tego nie wiemy. Gdzie jest ta granica pomiędzy dobrowolnym, zgodnym i beztroskim przebywaniem ze sobą dwóch lub więcej osób, a owym „wykorzystywaniem seksualnym”?

Czy szczęśliwy młody ojciec bawiący się ze swoim kilkuletnim dzieckiem (jakiej płci?) już się zbliża do tej tajemniczej granicy, jaką nawet biskupi wzbraniają się wskazać milionom swoich polskich wiernych? Czy czyni to przewodnik, wychowawca, nauczyciel, instruktor harcerski, gdy po całym dniu wędrówki w letnim upale zarządza – jeśli w grupie wszyscy są płci męskiej – „wyskakiwanie z gaci” i upragnioną kąpiel w jeziorze? A co powiedzieć o sierżancie w wojsku, który regulaminowo zapędza całe towarzystwo do łaźni?

O czym jest zatem mowa? Bo skoro mowa o ludzkiej płci, to wiemy przecież, co to jest ów „coitus”, który zazwyczaj „effecit gravitatem”. To jasne! W świecie zwierząt także; w świecie roślin rzecz odbywa się nieco inaczej, acz ogólna zasada jest taka sama. Lecz, na co już wyżej wskazywaliśmy, nie o tym była mowa w tysiącach polskich świątyń w dniu 26 maja 2019 roku.

Kto nie ogląda telewizji, ani nie słucha radia, ani nie czyta czasopism, ani nie buszuje w internecie, a w każdym bądź razie nie przywiązuje zbytniej wagi do coraz to innych ogłaszanych w massmediach nowinek, ten rzeczywiście nie ma pod ręką skojarzeń na hasło „wykorzystywania seksualnego dzieci i młodzieży”, i to w dodatku w wykonaniu nikogo innego, jak właśnie katolickiego księdza. Co za absurd! Zwłaszcza ludzie najstarszej dziś daty machają znacząco ręką na znak, że takimi bezecnymi dyrdymałami, zwłaszcza że antykościelnymi i antyklerykalnymi, w ogóle nie zamierzają się zajmować i nam młodszym to samo doradzają.

Czy Pan lub Pani spotkaliście w swoim (długim) życiu – ale „w realu”, a nie w wirtualnym przekazie massmediów – człowieka duchownego lub świeckiego, który by się trudził – no, jak oni to teraz nazywają? – „wykorzystywaniem seksualnym dzieci i młodzieży”?

Nie spotkał Pan? Nigdy? A może Pani zna osobę, która takiego „wykorzystywacza” znała? Też nie? My również nie! Warto dodać, że takie pytania zadajemy w odniesieniu także do osób „homoseksualnych”, „LGBT”, „gender”… i tym posobnych; a odpowiedź zawsze jest ta sama: „Nie – ja nie znam, on nie zna, my nie znamy”.

Najwidoczniej są to przypadki nader rzadkie w przyrodzie i w społeczeństwie. Warto jednak sięgnąć do wiarygodnych statystyk, czego my już tu nie robimy. Lecz jednocześnie problemu, byle prawdziwego, a nie rozdętego przez tę czy inną propagandę, bynajmniej nie bagatelizujemy.

Co zaś takiego specjalnego tkwi w owym „wykorzystywaniu seksualnym dzieci i młodzieży”, że to właśnie ono doczekało się aż listu biskupów do odczytania w niedzielę we wszystkich kościołach w Polsce? We wszystkich! A o tym, by ludzie pospolicie przestali cudzołożyć, nie tylko listu biskupów, ale i zwykłego mszalnego kazania jak nie było, tak i nie ma! Choć przecież to właśnie cudzołóstwo jest dziś u nas zjawiskiem nagminnym. O tym, aby polska młodzież koniecznie zawierała Sakrament Małżeństwa, starannie się do tego uprzednio przygotowawszy, ani biskupi ani szeregowi prezbiterzy też nie nawołują. Choć przecież statystyki biją na alarm! Statystyki rozwodów też!

Jakie jest więc obecnie, w „epoce ustroju szkolnego 6+3+3 i egzaminacyjnej testomanii”, WYCHOWANIE POLSKIEJ MŁODZIEŻY, że skutkuje ono coraz liczniejszymi konkubinatami, rozwodami i rozpowszechniającym się cudzołóstwem (tak, tym pospolitym, „heteroseksualnym”, jak najbardziej, że o innych mniejszościowych już nie wspomnimy)? Czy coś nas jeszcze może zdziwić? Czy może to, że ktoś spośród owych młodych „pobożnie” pląsających nad Lednicą zagłosował w wyborach na ledwie co powołaną partię „W…”?

Jednocześnie liczba Polaków maleje, a kraj nasz jest na naszych oczach, w milczeniu lecz nieubłaganie kolonizowany przez kilka ze Wschodu i z Południo-Wschodu przybyłych zbiorowości obcoplemiennych i niekatolickich. Co na to władze polskie – kościelne i państwowe?

Pewna pani starsza opowiadała, jak to kilkadziesiąt lat temu w pewnym mniejszym mieście ksiądz miał kochankę i to się wydało. Ale była afera! PRL-owska Służba Bezpieczeństwa nie ominęła takiej okazji. Czytamy też w opracowaniach historycznych, że często to właśnie SB co poniektórym księżom takie kochanki podsuwała. Niektórzy dali się na to złapać.

Swoją drogą, jak to jest? Wielu mężczyznom, świeckim, którzy celibatu nie ślubowali („heteroseksualnym” – bo dziś zapędzają nas, aby się takim dziwnym wyrazem dookreślać), nie udaje się w naszych czasach zawrzeć katolickiego małżeństwa – „z kobietą”, co też chyba dziś trzeba dookreślić – bo nie ma z kim (sic!), nawet w samym środeczku rojnej milionowej Warszawy, w środeczku jeszcze bardziej rojnej Konurbacji Górnośląskiej, lecz przecież i w Łodzi, Krakowie, Trójmieście, etc. Nie tylko telewizyjny „rolnik” jest to ten, co „szuka żony”. Zresztą, nie mogące znaleźć katolickiego męża „heteroseksualne” kobiety mają więc ten sam powód do narzekań.

Coś tu nie działa! Czegoś tu brakuje! Goworzycki też bije na alarm! Nasze społeczeństwo nawet w tak elementarnej sprawie, jak kojarzenie zdrowych i trwałych par małżeńskich, staje się najwyraźniej niewydolne. Jak świat światem, kojarzyło się zazwyczaj pary młode – więc oto znowu staje na ostrzu noża kwestia WYCHOWANIA MŁODZIEŻY.

A nam tu przyszło, wprawdzie w trybie polemicznym, rozprawiać o jakichś „kochankach księżowskich”, czyli takich kobietach, które udając czy też nie udając swoją pobożność kręcą się wokół akurat nie mężczyzn świeckich, nieżonatych, czyli kawalerów – co by było zrozumiałe i oczekiwane – ale właśnie pośród księży katolickich, wszakże mężczyzn, którzy przed Bogiem celibat przecież ślubowali. Co za pokrętne czasy u nas nastały!

A tamten pan przypomniał sobie napisaną przez samego Stanisława Wyspiańskiego na początku XX wieku „Klątwę”; bo to także było o księdzu, co nie wytrwał w celibacie. Sytuacja tamta była wszakże wyjątkowa, i właśnie jako taka, czyli niezwyczajna, przyciągała ludzką uwagę i wywoływała zgorszenie; a wreszcie i trwogę, gdyż Pan Bóg na całą wieś dojmującą suszę zesłał. My obecnie, w roku 2019, też mamy w Polsce suszę! Czy tego nie widzicie? W poprzednim roku Stulecia Odzyskania Niepodległości też mieliśmy!

Jednak zbliżenie mężczyzny i kobiety, więc także to pod względem religijnym i/lub prawnym zakazane, nasz prosty chłopski rozum ogarnia, co by nie mówić. Wszelako w dniu 26 maja 2019 r. po kościołach czytano nam o czymś innym – wiemy to już – o „wykorzystywaniu seksualnym” wcale nie kobiet, ani mężczyzn, ale właśnie „dzieci i młodzieży”; młodzieży zapewne nieletniej, aczkolwiek to nie zostało w liście biskupów dookreślone. Gdy bowiem mamy młodzież żeńską już pełnoletnią, to sprawa staje się – o czym wyżej – zrozumiała. Jednakże nie w tym rzecz. Oczekuje się aliści od nas, że oto my wszyscy musimy się z „wrażliwością” pochylać nad skutkami jakiegoś zboczenia na tyle marginalnego co do liczby, że przez przytłaczającą większość z nas niemożliwego w naszym (czyli pozamedialnym) życiu do zaobserwowania. Ponadto, zdani jesteśmy na domysły, gdyż autorzy listu, jak już na to wskazano, owego zboczenia nie definiują. Już tam ktoś, zapewne daleko stąd, dobrze zaplanował, jak to dzisiejszych wciąż „post-PRL-owskich” Polaków będzie można znowu trochę powodzić za nos.

Aranżuje się więc nam sztuczną zwłaszcza co do swojej skali sytuację, jakby Kościół nie miał innych zmartwień i jakby liczne inne, a jakże częste grzechy nie trapiły ogółu wiernych, w tym i zbiorowości osób duchownych.

Postępując za Goworzyckim zauważamy, że „w ostatnim czasie” – tak się zaczyna omawiany tu list biskupów – massmedia dlatego zanudzają swych bezkrytycznych odbiorców o rozmaitych zboczeniach, na jakich te lub inne służby państwowe przyłapały jakichś pojedynczych duchownych, aby łamanie celibatu (z pełnoletnią kobietą!) przez co poniektórych duchownych katolickich milcząco pozostawić jako „zwykłą sprawę”, poza czyimkolwiek dochodzeniem i poza czyjąkolwiek naganą. „Aby tylko nie z dzieckiem” – podpowiadają antykościelni suflerzy, a my następstw tej podpowiedzi, niestety, musieliśmy wysłuchać w dniu 26 maja 2019 roku.

No bo listu takoż pod tytułem „Wrażliwość i Odpowiedzialność”, ale o tym, że jacyś – nie wiemy jak liczni – księża mają kochanki, pełnoletnie, zdrowe i silne, przecież dotąd nam nie ogłaszano. To i lepiej! Wcale nie chcemy o takich rzeczach słuchać, a już na pewno w poświęconych murach kościoła. Jednakże w massmediach też o tym głucho, ale za to o owej niezdefiniowanej „pedofilii” głośno, aczkolwiek w „Słowie biskupów” z dnia 26 maja 2019 roku wyraz ten ani razu nie pada, co tylko potęguje niemały już zamęt pojęciowy. Tylko czekać, gdy ktoś z niewinnym wyrazem twarzy zapyta, że „właściwie to dlaczego nie z dziećmi i młodzieżą”. Wszakże biskupi rzecz ganią, lecz przyczyn tej nagany, nawet tych osadzonych w Świętej Teologii, przecież nie podają! A skoro nie podają, to co poniektórzy skołowani ludzie będą pytać dalej:

W czym „dzieci i młodzież”, wszakże w epoce „obowiązkowego równouprawnienia”, są gorsze od kobiet, od mężczyzn, od… zwierząt? I czy o tym też ktoś kiedyś koniecznie wywali jakiś nowy, już zupełnie poplątany „list biskupów”? Oto, jakimi drogami neopogaństwo wciska się do wnętrza naszej Cywilizacji.

A wystarczy po prostu sięgnąć do Księgi, jaka w wielu naszych domach stoi sobie na półce. Wszystko już było! Przypomnijcie więc sobie, z jakich to powodów i wobec kogo występowali biblijni Prorocy.

C.D.N.

Marcin Drewicz, czerwiec 2019

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!