Europa Wiadomości

W imię politycznej poprawności biali nie powinni nosić dredów ani grać jazzu…

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Polit-poprawna propaganda lewackich „postępowców” wytworzyła już wiele bzdur, ale nie spoczywa na laurach i nie zasypia grusze w popiele. Walka o wyzwolenie prześladowanych mniejszości trwa i trwa mać!  W ramach tej walki na agendę wprowadzony został problem kołtuna. Komu kołtun przynależy, a komu od kołtuna wara. I to wszystko podlane sosem o nazwie „kulturowe przywłaszczenie”.

Sprawa została opisana w szwajcarskiej prasie w artykule pt. „Kulturowa kradzież czy szansa na promocję Afryki?”. A oto jedna z postawionych w nim tez: biali nie powinni nosić dredów. Dlaczego nie powinni? Bo to „kulturowe przywłaszczenie”, a więc działanie opresyjne i najwyższa pora z tym skończyć.

Tezę tę lansuje Yvonne Apiyo Brändle-Amolo, mieszkająca w Szwecji od 17 lat kenijska aktywistka walcząca o prawa czarnych migrantów. Brändle-Amolo uważa też, że biali nie powinni zarabiać na graniu bluesa i jazzu. „Biali, przestańcie przejmować naszą kulturę i robić na niej pieniądze oraz nosić nasze ubrania i biżuterię. (…) Słuchajcie naszej muzyki jako znak uznania naszej kultury.” – apeluje Kenijka .

Z kolei Celeste Ugochukwu, członkini Afrykańskiej Diaspory w Szwajcarii, widzi ruch „kulturowego przywłaszczenia” jako szansę. „Jestem dumna, gdy tak wielu ludzi nawiązuje do afrykańskiej kultury. To świetne działanie marketingowe, żeby promować Afrykę w całym świecie zachodnim. Tym sposobem możemy pokazać światu jak bogata jest afrykańska kultura. W najlepszym wypadu skorzysta na tym afrykańska gospodarka.” – mówi Ugochukwu.

Jak widzicie w neomarksistowskim świecie nastawionym na nieustanne generowanie konfliktu, problemem może być wszystko. Takim problemem są nawet dredy, czyli – mówiąc po polsku – kołtun, który okazał się afrykańskim dziedzictwem zawłaszczanym przez białych. Dyskusja nad kołtunem, w której albo ma on być dla białych zakazany, albo też ma być postrzegany jako promocja Afryki, jest chyba najbardziej absurdalnym przykładem polit-poprawnego prania mózgów. Pomijając już fakt, że kołtun ma swoją długą tradycję w Europie (i nie jest to tradycja chwalebna), trzeba mieć doprawdy kiełbie we łbie, żeby z kwestii fryzury zrobić problem o charakterze kulturowym.

Do tego mamy jeszcze problem muzyczny, czyli postulowany zakaz grania bluesa i jazzu przez białych. Czy oznacza to, że czarni powinni mieć zakaz grania np. muzyki klasycznej? Czy prawo do wykonywania danych utworów ma być skorelowane z kolorem skóry? Czy to nie jest rasizm w czystej postaci? Czy pomysł walki z „kulturowym przywłaszczeniem” nie jest przypadkiem kolejnym neomarksistowskim młotkiem do bicia, którym lewactwo będzie okładać swoich przeciwników przy każdej okazji?

Oto fragment artykułu opublikowanego na stronie codziennikfeministyczny.pl: „Przywłaszczenie kulturowe jest pokłosiem imperializmu, kapitalizmu, opresji i asymilacji. (…) Przywłaszczenie kulturowe jest szkodliwe, ponieważ jest przedłużeniem trwających od wieków zbrodni przeciwko ludzkości, jest przedłużeniem rasizmu i opresji. Traktuje wszystkie aspekty marginalizowanych kultur (określanych także jako cel opresji) jak źródło, z którego można dowolnie czerpać. Przywłaszczenie kulturowe nie jest właściwym sposobem na uczczenie, uszanowanie czy docenienie odmiennych tradycji. (…) Przywłaszczanie obrzędów i symboli pozbawia te tradycje oryginalnego kontekstu, zmieniając je w karykatury, będące potwarzą dla ludzi, którzy praktykowali je jako pierwsi. (…) Przywłaszczenie kulturowe w najlepszym wypadku jest wyrazem głębokiej ignorancji, w najgorszym świadomego rasizmu.(…) Decyzja o noszeniu dredów musi zostać podjęta z ostrożnością, przy dodatkowej świadomości, że może wywoływać dyskusje o znaczeniu tej fryzury w różnych kulturach.”

Jak widzicie, mamy oto kolejne lewackie hasło, na którym buduje się narrację w taki sam sposób, w jaki zbudowano narrację promującą gender i LGBT. Zła, opresyjna większość gnębi dobrą, represjonowaną mniejszość, więc trzeba odwrócić wektory i sprawić, żeby mniejszość otrzymała prawo do represjonowania większości. A na czele tej mniejszości staną najbardziej światli i postępowi eksperci od baby z wąsami, chłopa z macicą i afrykańskiego kołtuna. Na głoszenie tych „mądrości” dostaną sute granty, za które będą organizować pseudonaukowe konferencje w pięciogwiazdkowych hotelach, z przerwami na konsumpcję carpaccio z żubra w ekskluzywnych restauracjach. A każdy głos rozsądku zostanie przez nich natychmiast nazwany faszyzmem, rasizmem i ksenofobią.

Tak właśnie wygląda neomarksistowska, polit-poprawna kołtuneria, która chce zmienić świat wyrzucając do kosza zdrowy rozsądek. Propagatorzy „przywłaszczenia kulturowego” próbują nam wmówić, że biały człowiek nie ma prawa nawet powierzchownie nawiązać do kultury ludzi o innym kolorze skóry, bo tym samym ich okrada i deprecjonuje. Za chwilę dowiemy się, że biały człowiek w ogóle nie ma prawa do kultury, bo jej nie wytworzył, tylko ukradł represjonowanym mniejszościom. Dowiemy się, że biały człowiek jest wrzodem na ciele ludzkości i należy się go pozbyć. Prawo do egzystencji przyznane zostanie wyłącznie odmóżdżonym, bezpłciowym istotom transgenderowym plującym na historię i dorobek chrześcijańskiej Europy jako na symbol opresji.

Czym to się skończy? Czym skończy się nieustanne pranie mózgów białym Europejczykom, którym dzień po dniu odbiera się prawo do zachowań zdroworozsądkowych? Skończy się tym, że sztandar z półksiężycem zawiśnie na bazylice Św. Piotra. Taki będzie kres neomarksistowskiej zabawy w gender, LGBT i przywłaszczenie kulturowe.

Źródlo: wprawo.pl

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!