Felietony

Strzelanie z pestek do Narodu

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Cały sztab doradczy w Pałacu Prezydenckiego (bo prezydent Doda dał już przykład braku samodzielności) nie zamierza ustępować Zjednoczonej Prawicy jako ustawodawcy z zajętego stanowiska w sprawie ustawowego kształtu wyboru przyszłych członków do Krajowej Rady Sądownictwa (KRS) oraz sędziów do Sądu Najwyższego (SN). Wariant poselsko-rządowych ustaw w tym przedmiocie, mimo ich uchwalenia przez parlament na początku drugiej połowy tego roku, nie zyskał akceptacji byłej opozycjonistki, Zofii Romaszewskiej, której negatywna opinia przeważyła o zastosowanym wecie (niedoświadczonego?) prezydenta. Po raz pierwszy w historii polskiego parlamentaryzmu o niepowodzeniu uchwalanych ustaw zadecydowały względy skądinąd miłej (aczkolwiek podejrzliwej i pretensjonalnej), starszej Pani – której wizje demokratycznego państwa prawa z przed lat tak pasują do obecnej sytuacji w parlamencie RP i w rządzie, jak wybór ówczesnego przewodniczącego NSZZ Solidarność, Lecha Wałęsy, na prezydenta Polski w 1990 roku.

Mówiąc wprost, źle to wygląda po stronie urzędu prezydenta nie radzącego sobie z samodzielną oceną uchwalanych aktów prawnych w kontekście dokonywanych zmian ustrojowych; tak jak problematyczne jest uporczywe dążenie do wprowadzenia regulacji ustawowej pozwalającej prezydentowi na merytoryczne rozpatrywanie indywidualnych wniosków sędziów SN, wchodzących w wiek emerytalny, o wyrażenie zgody na kontynuację funkcji sędziego. Przecież konstytucyjne prawo łaski przynależne głowie państwa jest w opozycji do wyroków skazujących. Materia sędziowska (kadrowa) oraz sądownicza (procesowa) – nawet na szczeblu SN – nie może być kreowana ani korygowana przez prezydenta. Takie rozwiązanie kłóciłoby się ze spójnością wymiaru sprawiedliwości oraz administracyjną kontrolą jaką posiada przede wszystkim urząd ministra sprawiedliwości nad sądami powszechnymi. Można mieć poważne wątpliwości czy w tym boczeniu się na obecnego ustawodawcę nie ma jakiegoś drugiego dna – typowej ludzkiej zawiści jaka cechuje najczęściej tylko te jednostki, które najwięcej mają z korporacyjnego egoizmu jaki zapoczątkował intelektualny schyłek z początku lat 90. Których oczekiwania na awans zawodowy do tej pory nie spełniły się – i przez to teraz próbują, w swoim stylu, wszelkimi sposobami wpychać ustawodawcy (i rządowi premier Szydło) przysłowiowy kij w szprychy, żeby tylko spowolnić ten proces zmian legislacyjnych, szczególnie w polskim sądownictwie; gdzie resort sprawiedliwości pod kierunkiem ministra Zbigniewa Ziobro szykuje prawdziwą rewolucję w pozytywnym sensie. Bo tam o dziwo – jakby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości – jest najwrażliwszy punkt strategicznego zniewolenia Narodu, zupełnie wyjęty spod administracyjnej i społecznej kontroli; gdzie umiejscowiony jest najtwardszy oścień politycznego rażenia, służący do skutecznego poskramiania niesfornych obywateli, coraz bardziej skołowanych poprawnością polityczną. Niezorientowanym, których jest znaczna większość w polskim społeczeństwie, sprzedaje się tanie hasła o niezależności sądów powszechnych i niezawisłości konstytucyjnej sędziów; dla wtajemniczonych natomiast, to nie przebierająca w środkach, pilnie strzeżona, kasta urzędniczych najemników (przepraszam uczciwych sędziów!); w łagodniejszym wariancie – jako wysublimowana sfera politycznych wpływów i zawodowej zamożności.

Ministrowie prezydenccy (Mucha, Łapiński – rzecznik), negocjujący warunki ewentualnego porozumienia z ustawodawcą w sprawie prezydenckich projektów ustaw o SN i KRS, to typowi spece od łatwiejszych zadań operacyjnych – zaklinacze wolnego czasu, którym prawdopodobnie wredna czarownica podczas twardego snu rozsypała korzec maku na podłogę, karząc za karę przez całe dnie, dla lepszej wprawy, zbierać ziarnko do ziarnka. Nawet prezydent Duda musi mieć z tego powodu nie mniejsze zmartwienie, bo jak im się nie powiedzie ten test z cierpliwości i staranności, to prawdopodobnie będzie przymuszony przejść go sam. A wtedy z wizyt zagranicznych do końca (pierwszej i ostatniej?) kadencji mogą być nici z pętelką. SKW pod osobistym nadzorem ministra Macierewicza wywiązuje się z obowiązków służbowych prawie że bez zarzutów. Proces weryfikacji danych może niecierpliwić niektórych generałów z BBN – co raczej nie powinno niepokoić prezydenta Dudy; chyba że ma wstręt do swoich własnych myśli, mógł przecież w młodości rozważać swój udział np. w szeregach ZSMP? zanim zdecydował się na złożenie przyrzeczenia harcerskiego. Nieważne, amerykańskie zapomogi z początku lat 80. dla opozycjonistów do walki z komuną już dawno się wyczerpały, więc w obecnych warunkach politycznych pozostaje wytężona praca zespołowa dla dobra wspólnego w oparciu o krajową walutę.

Minister resortu obrony narodowej, Antoni Macierewicz, tak łatwo nie zluzuje piastowanego stanowiska. Podobnie przecież, w warunkach podwyższonego ryzyka, radzili sobie z trudnościami żołnierze niezłomni; siłą woli przekraczali granice ludzkiej wytrzymałości. Tracili życie z rąk sowiecko-pezetpeerowskiego aparatu represji niejednokrotnie w sposób urągający honorowi polskiego żołnierza, ale w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku względem Ojczyzny. Gdyby natomiast zapowiadana rekonstrukcja rządu premier Szydło miała z przymusu dotyczyć także urzędu ministra MON, oznaczałoby to nie mniej ni więcej, że prezydent Duda podczas ostatnich spotkań w cztery oczy wystrzelił w kierunku prezesa Kaczyńskiego serię pestek ze śliwek przy użyciu zaledwie łyżeczki do herbaty, co z kolei mogłoby odbić się szerokim echem po świecie – że w Polsce testowana jest broń (stara jak świat) do skutecznego obalania reżimów totalitarnych.

Nie mniej widowiskowa jest wzmożona aktywność helsińskiego syna (Adama) jako RPO, napominającego prezydenta, po raz kolejny zresztą, by nie podpisywał ustaw o SN i KRS z powodu (skąd ta pewność?) zagrożenia dla Polski ze strony europejskiego sądu w Strasburgu; więc firanki w oknach apartamentów prezydenckich przy Krakowskim Przedmieściu poczęły znowu nerwowo się przesuwać. Za szkodliwe dla polskich obywateli Bodnar uznał też rozwiązanie dające możliwość wniesienia skargi nadzwyczajnej od prawomocnych wyroków sądowych wydanych po 1997 roku. W jego opinii zakłóci to porządek prawny wynikający ze stabilności prawa. Jakby przeczuwał, że skrzywdzeni obywatele przez wymiar sprawiedliwości gromadnie wystąpią (w zaproponowanym trybie) o naprawienie wyrządzonych krzywd. A urzędującemu rzecznikowi przy ul. Solidarności 87 w Warszawie aż tak bardzo nie zależy na przestrzeganiu etyki zawodowej ani zachowaniu czystego sumienia przez niezawisłych sędziów podczas orzekania w konkretnych sprawach. Bo musiałby wpierw sam, w swoim urzędzie, zweryfikować tysiące negatywnych opinii jakie wydał w tym okresie RPO w sprawie ewentualnych skarg kasacyjnych, nie wniesionych do SN (w trybie art. 3981 § 1 KPC) z powodu sztampowego stwierdzenia braku przesłanek formalnoprawnych, przewidzianych w ustawie dla danego przypadku. Przy czym ani razu nie wystąpił z inicjatywą ustawodawczą o zweryfikowanie na korzyść obywateli stanu prawnego jaki umożliwiałby należytą ochronę praw cywilnych przed niezależnym sądem powszechnym, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości kto tak naprawdę po 89. stoi na pozycji z góry przegranej. (Sic!)

O wiele ważniejsza – według byłego stratega helsińskiej fundacji praw człowieka (Bodnara) – jest niewzruszalność draństwa jurydycznego (?) – bo (w domyśle) sądzenie ludzkich spraw musi polski lud boleć, a nie cieszyć. Swoją drogą, przeczuwając niekorzystny dla poprzedniej opcji politycznej (PO-PSL) – której z takim poświęceniem wciąż służy – rozwój sytuacji w parlamencie po przegranych wyborach w 2015 roku, latoś musiał najeść się w całości importowanych czereśni; wystarczająco zmagazynował pestkowej amunicji na wysokości lędźwi – a że wygląda jak pół d..py z za krzaka, kiedy poucza wszystkich o prawach człowieka, to i warunki ma nienajgorsze do prowadzenia akcji propagandowych przeciwko reformie sądownictwa. Przyjmując wygodną pozycję horyzontalną, mierzy jednak cokolwiek za wysoko i za każdym razem – wystrzeloną spod uda łupiną – trafia w metalowe ogrodzenie Ministerstwa Sprawiedliwości. Wygląda na to, że to już prawdziwa wojna nerwów w państwie. Prawie w każdym ważniejszym publicznym urzędzie rozlokowane są prywatne działa oblężnicze, przetaczane na z góry upatrzone pozycje za pomocą paska od spodni.

Antoni Ciszewski

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!