Felietony

Skazani na “sojuszników”

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

W środę, 13 lutego w Warszawie została podpisana umowa na dostawę amerykańskiego systemu artylerii rakietowej HIMARS. Cena za 20 wyrzutni z amunicją, kupowanych w ramach programu Homar, to 414 mln dolarów. HIMARS po rakietach NSM i JASSM-ER będzie trzecim systemem uzbrojenia dalekiego zasięgu, jaki znajdzie się na wyposażeniu polskiej armii. Żaden z nich nie będzie jednak wykorzystany nawet w jednej piątej swoich możliwości, ponieważ Ministerstwo Obrony Narodowej kupuje pociski lecące kilkaset kilometrów konsekwentnie nie wprowadzając dla nich systemu wskazywania celów – opartego np. o satelity obserwacyjne.

– Do wojska polskiego trafią rakiety HIMARS, system HIMARS – to broń nowoczesna, która jest wykorzystywana przez najpotężniejszą dziś armię na świecie – armię USA. To broń, która została kupiona poprzez procedurę związaną z rozmowami pomiędzy rządem USA, administracją prezydenta Donalda Trumpa i polskim rządem – mówił szef MON Mariusz Błaszczak przed podpisaniem umowy na dostawę zestawów artylerii rakietowej HIMARS.

– To broń, która zapewni Polsce bezpieczeństwo, która zwiększy zdolności bojowe wojska polskiego, która przysłuży się do tego, że wschodnia flanka NATO będzie zabezpieczona – dodał wówczas Błaszczak.

No właśnie, o ile istotnie system ów wydatnie wzmacnia wschodnią flankę NATO, o tyle wcale nie musi to być równoznaczne ze wzmocnieniem bezpieczeństwa Polski. Bo co się stanie, jeśli Amerykanie uznają, że Polska powinna zrezygnować z obrony swojego terytorium?

HIMARS po rakietach NSM i JASSM-ER będzie trzecim systemem uzbrojenia dalekiego zasięgu, jaki znajdzie się na wyposażeniu polskiej armii. Jak jednak zauważa portal space24.pl, żaden z nich nie będzie wykorzystany nawet w jednej piątej swoich możliwości.

Na problem ten po raz pierwszy zwrócono uwagę w czerwcu 2013 roku, kiedy to Marynarka Wojenna wzbogaciła się o Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy (NDR), wyposażony w rozstawione wzdłuż wybrzeża wyrzutnie rakiet przeciwokrętowych NSM. Problem w tym, że o ile pociski NSM mogły razić cele nawet w odległości większej niż 220 km, to radary TRS-15C, w które wyposażono Dywizjon, nawet rozstawione na plaży, nie mogły wykrywać obiektów nawodnych znajdujących się dalej niż 30-40 km od brzegu, a więc zgodnie z prawami fizyki – tylko do horyzontu radiolokacyjnego.

W 2014 roku polskie lotnictwo otrzymało czterdzieści pocisków manewrujących AGM-158A JASSM (o zasięgu 300 km), a w 2016 r. dodatkowo – pociski AGM-158B JASSM-ER (o zasięgu 900 km). To oczywiście broń o bardzo dużych możliwościach, ale nie dysponując własnymi systemami satelitarnymi można je odpalać wyłącznie do celów lądowych wskazanych przez systemy sojuszników lub widzianych przez własnych żołnierzy – będących na styku z przeciwnikiem lub wysłanych poza linię frontu w ramach operacji specjalnych.

„Oczywiście zawsze można atakować obiekty wcześniej wyznaczane przez służby rozpoznawcze i wywiadowcze, ale w momencie wybuchu konfliktu, przy zmianie dyslokacji sił przeciwnika i dynamicznie rozwijającej się sytuacji operacyjno-taktycznej, najczęściej nie będą to cele aktualne i mogą być one np. opuszczone przez przeciwnika lub co gorsza, zajęte przez ludność cywilną. Sposobu na zweryfikowanie tego Siły Powietrzne jak na razie nie znalazły” – stwierdza portal space24.pl.

I oto teraz Ministerstwo Obrony Narodowej zawarło umowę dot. zakupienia dla Wojsk Lądowych sytemu „ziemia-ziemia” HIMARS, wyposażonego m.in. w trzydzieści pocisków ATACMS o zasięgu około 300 km. I w tym przypadku zdecydowano się na pozyskanie za setki milionów dolarów uzbrojenia, którego polskie wojsko może samodzielnie naprowadzać na cele obserwowane wzrokiem. Co gorsza jak na razie nie ma deklaracji MON, by coś w tej sytuacji miało się zmienić.

W programie modernizacji technicznej armii (PMT) na okres do 2026 roku nie ma mowy o stworzeniu systemu satelitarnego, a to oznacza, że cele dla polskich rakiet dalekiego zasięgu – jak zauważa portal space24.pl – w czasie zbliżonym do rzeczywistego nadal można będzie wskazywać głównie za pomocą lornetki.

A warto przypomnieć, że Polska już w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, a więc raptem dwadzieścia lat po zakończeniu II wojny światowej przystąpiła do seryjnej produkcji i wystrzeliwania rakiet na orbitę okołoziemską. Byliśmy wówczas piątym krajem w świecie, który miał takie zdolności:

http://www.samolotypolskie.pl/samoloty/1269/126/IL8

W dniu 16.06.1965 r. rakieta Meteor-1 po raz pierwszy wzniosła się na wysokość ponad 35 km. Rakiety “Meteor-1” produkowane były w Zakładzie Produkcji Doświadczalnej Instytutu Lotnictwa w Warszawie. W latach 1963-1970 łącznie wykonano 224 rakiety. Z tej liczby:

– zużyto do prób prototypowych – 30 szt.;
– zużyto do prób dla dopracowania rakiety – 10 szt.;
– zużyto do dodatkowych prób w trakcie eksploatacji – 3 szt.:
– przeznaczono do sondażu – 177 szt.;
– przekazano do adaptacji na rakiety doświadczalne “Meteor-1E” – 4 szt.;

Przewidywano wyprodukowanie ostatniej serii Meteor-1” jeszcze w 1970 r. Jednak w międzyczasie rakieta stała się przestarzała jako sprzęt sondażowy (wysokości 35 km znalazły się w zakresie pułapów osiąganych przez balony sondażowe), wobec czego w 1969 r. uzgodniono, że zamiast 40 rakiet “Meteor-1” zakład wykona w 1970 r. 20 dwustopniowych rakiet Meteor-3″ o pułapie 65 km:

http://www.samolotypolskie.pl/samoloty/1272/126/IL5

Już wcześniej przystąpiono do opracowywania rakiety Meteor-2, będącej konstrukcją większą i cięższą, zdolną do wynoszenia na orbitę sondy RAMZES, zaprojektowanej w Zakładzie Badań Rakietowych i Satelitarnych w Krakowie. 7 października 1970 roku rakieta Meteor-2K osiągnęła pułap 105,6 km, osiągając tym samym granicę kosmosu (za granicę kosmosu Międzynarodowa Federacja Lotnicza uznała wysokość 100 km):

http://www.samolotypolskie.pl/samoloty/1271/126/IL-Meteor-2

Twórcy Meteora-2” w Instytucie Lotnictwa z własnej inicjatywy badali możliwości tworzenia dalszych konstrukcji wykorzystując istniejące już silniki Meteora-1” Meteora-2. Łączenie tych silników w zespoły równoległe (wiązki) i szeregowe (rakiety wielostopniowe) otwierało perspektywy realizacji rakiet o pułapach kilkuset kilometrów. W zasięgu możliwości znalazła się nawet rakieta nośna dla małego sztucznego satelity ziemi.

Aż się chce zadać pytanie: w którym miejscu jesteśmy dzisiaj?

/wk/

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!