Felietony

Samodestrukcja kontrolowana

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Obserwując nasilające się ostatnio manifestacje organizacji mianujących się prokobiecymi, nie mogę pozbyć się wrażenia, iż działa przy tym wszystkim pewien Geniusz. Geniusz męski, co prawda, Geniusz wyjątkowo na płeć piękną łasy, ale tak genialny, że ochoczo przyjmowany na sztandary środowisk gardzących wszelkimi przejawami patriarchatu, męskiej dominacji, maskulinistycznego obrazu świata. Organizatorki znanych nam marszów protestacyjnych, postulatów wyzwoleńczych, haseł jakże nadobnych i rażących po oczach niesłychanym światłem intelektu, wierzą, iż walczą o poprawę bytu wszystkich kobiet, a w rzeczywistości spełniają kawał dobrej roboty dla tych mężczyzn, którzy według popularnego porzekadła myślą tym, co im dynda niżej pasa. Otóż głównym oraz najsilniejszym imperatywem podobnych ruchów społecznych okazuje się podstępny i inteligentny jak sam szatan pierwiastek samczy – czy to samoświadomy, czy odruchowy – który dąży do stworzenia rękami kobiet świata doskonale samczego, skrojonego na wzór erotycznych fantazji dojrzewających nastolatków oraz sprośnych staruchów.

Dla jasności – ja sobie wcale nie żartuję. Dalibóg, nawet jeden mięsień twarzy mi nie drgnie, gdy piszę te z pozoru prześmiewcze słowa. Oto kobiety, które kiedyś broniły do siebie przystępu, policzkowały za obcesową uwagę, wodziły mężczyzn za nosy i złośliwie nie dawały byle komu i byle za co, teraz same zrzucają szatki zarumienionej cnotliwości, niewieściej roztropności czy tego znienawidzonego przez grono napalonych byczków wyższego uczucia, które zamiast przelotnego przelecenia wymaga ZAANGAŻOWANIA, MIŁOŚCI oraz SZACUNKU dla kobiet jako tych stworzeń Bożych, które posiadły wyższy stopień emocjonalnej dojrzałości. Dzisiaj należy uczyć dziewczęta już od poziomu szkół elementarnych a nawet i przedszkoli, że seks wcale nie boli i w nowoczesnym świecie wywłoką być bynajmniej nie uwłacza, a nawet przynosi poklask oraz nimb kobiety wyzwolonej. Nie ma się czego wstydzić, no chyba że dziewictwa.

Tak zaprogramowane dziewuszki są marzeniem każdego szanującego się zbereźnika. Ukształtowane na wzór chutliwych bałamutników, którzy za nic sobie mają głębsze uczucia, hołdują za to zasadom właściwego dla samczych popędów promiskuityzmu, nie będą już hamulcem dla niezobowiązujących uciech. Wszystko pójdzie gładko i bez płaczu. Jeśli bowiem mamy zrównywać płcie, to równajmy je w dół, do poziomu najniższych męskich instynktów. Sądzę, że tysiące obślinionych, czerwonych z zachwytu gęb w zniecierpliwieniu czeka na te produkty nowoczesnej feministycznej edukacji, bo przecież po to formułuje się teorię, aby przekuwać ją w praktykę. Proponuję więc, aby w ramach kolejnego ‘marszu szmat’ przejść od teorii do praktyki i tak już na poważnie, po ludzku i jawnie zeszmacić się miast o tym tylko krzyczeć. Wszelkie romantyczne podchody, drogie podarki, obiecanki i cacanki, na jakie silić się musieli przez wieki mężczyźni gorejący od nadmiaru uderzającego do głowy nasienia, nie przystają do dzisiejszego dynamicznego świata. Mamy już fast fooda, czekamy na fast uda. Jeśli wszystkie panie na to pójdą, gwarantuję, że odwieczny problem gwałtów rozwiąże się sam.

Ale zachęcenie kobiet do behawiorów typowo męskich to nie wszystko. Nie można przecież zapominać, iż z przygodnych stosunków seksualnych rodzić się mogą niechciane płody, które bywają później sporym kłopotem potrafiącym przyprawić o siwiznę. Tak więc istotnym przedmiotem walki, jaki podpowiada środowiskom prokobiecym podstępny i inteligentny jak sam szatan pierwiastek samczy, jest popularyzacja żeńskiej antykoncepcji. Bo przecież bez prezerwatywy o wiele przyjemniej, a i pamiętać o tym nie trzeba, więc nie ma lepszego dla zbereźnika rozwiązania, jak nie dość że łatwe, to jeszcze zabezpieczone przed zabękarceniem obiekty. Niech żrą tabletki bez recepty, najlepiej codziennie, i koniecznie refundowane, bo za darmo opłaca się bardziej. A dla tych zapominalskich trzpiotek, które migają się od roztropnej profilaktyki, pozostają w ofercie tabletki wczesnoporonne, które – słowo honoru – w żaden sposób nie zagrażają zdrowiu czy płodności mężczyzn.

Bywa jednak, że zdarzy się klops i niechciany płód zapuści w kobiecie swe niecne korzenie. Należy więc również, podpowiada podstępny i inteligentny jak sam szatan pierwiastek samczy, zagwarantować kobietom prawo do dowolnego powstrzymywania przejścia płodu ze stadium nienarodzonego do narodzonego. Aborcja na życzenie jest rozwiązaniem wysoce cywilizowanym, oświeconym i jak najbardziej nieszkodliwym. Mężczyzna po takiej aborcji nie przeżywa depresji, jego instynkt macierzyński ani sumienie nie doznają żadnego gwałtu, zdrowie pozostaje w stanie nienaruszonym, zaś problem odpowiedzialności za własną progeniturę, bądź to ojcowskiej, bądź to alimentacyjnej, znika bez śladu – w worku na śmieci. Nic tylko płodzić!

A tak bez brzydkiego sarkazmu: robiące dziś raban środowiska feministyczne czy homoseksualne, a tak naprawdę obyczajowi anarchiści, urządzają sobie ubawne happeningi, w ramach których, zgodnie z demokratycznym prawem do wypowiedzi, na podstawie którego każdy nonsens może zjednać sobie wierną publikę, przekraczają kolejne granice dopuszczalności. Takie niepoważne i niemądre wydarzenia są promowane i przedstawiane przez media jako dotykające ważnych (jak nie najważniejszych) problemów społecznych. Że wbrew tym pozorom są niemądre, udowodnię na podstawie aktualnego i wysoce reprezentatywnego przykładu, czyli postulatu o refundowanie antykoncepcji. W sytuacji, gdy państwa nie stać na refundację wielu leków dla ciężko chorych ludzi, na środki uśmierzające ból cierpiących rzadkie choroby dzieci, na rehabilitację poszkodowanych w wypadkach, domaganie się finansowania seksu bez zobowiązań jest dowodem albo wyjątkowo złej woli protestujących, albo ich skrajnej ignorancji i nieznajomości realiów, bądź też wprost – debilizmu. Jeśli w głowach liderek ruchów prokobiecych powstają takie potworki i są traktowane jako zasadnicze wnioski, to na mój rozum dyskwalifikuje to sens ich uczestnictwa w debacie publicznej na jakiekolwiek systemowe tematy i nakazuje traktować jako element jedynie niepoważny.

Anarchiści obyczajowi tłumaczą sobie nawzajem, iż walczą z zamordystycznym systemem klerykalnym, narzucającym zwykłym obywatelom swą sfrustrowaną celibatem wolę – jak to mniej więcej raczą oni, one, oneni(?) określać – i jest to walka o wzniosłą ideę wolności. W praktyce jednak atakują etykę społeczną, która ma za zadanie ułożyć nam życie tak, aby było w nim jak najmniej problemów spowodowanych przez niezbywalne ludzkie niedoskonałości – to jak rodzice próbujący kiełznać niemądre zapędy swych rozwydrzonych dzieci. Przykładowo należy potępić seksualną rozwiązłość, ponieważ niesie ona za sobą wiele problemów społecznych, jak na przykład ten związany z niechcianymi ciążami. Nachalna seksualizacja ludzi już od wieku dziecięcego, rozumiem, ma doprowadzić do spotęgowania rozwiązłości, a przynajmniej do zlikwidowania społecznej presji ku bardziej właściwym postawom współżycia, co na Zachodzie udało się wprost ekspozycyjnie. Na wynikły z tej racji problem drastycznego wzrostu niechcianych ciąż najlepszą odpowiedzią jest aborcja.

Dewaluacja życia rodzinnego oraz rozpowszechnienie programu aborcyjnego przyczynią się w swym następstwie do jeszcze większego kryzysu demograficznego, dzięki któremu manifestujący dziś nieszczęśnicy bądź już ich potomkowie odpokutują starością w chłodzie osamotnienia i o głodowej emeryturze lub jej braku. Na szczęście anarchiści obyczajowi starają się również o popularyzację eutanazji, oswojenie się z nią społeczeństwa, tak więc problem samotnych starców będących śmiertelnym obciążeniem dla gospodarek przyszłości uzyska bardzo proste rozwiązanie. Żeby temu sprostać, będzie trzeba jeszcze bardziej zdehumanizować istotę ludzką, odebrać świętość jej życiu, a gdy się już istotę ludzką zdehumanizuje wystarczająco – cóż, piekło na ziemi zawsze budowaliśmy sobie wspólnym, konsekwentnym wysiłkiem.

Tak, kroczek za kroczkiem, jeden problem będzie poganiał kolejny, a oglądana dziś przez nas szarańcza nie ustanie w podgryzaniu przypadającego jej listka z trudem wypracowanej etyki społecznej, aż nie padnie ona cała, a my wszyscy nie padniemy pod ciężarem towarzyszących temu konsekwencji. Krótkowzroczność to bardzo groźne zjawisko, dekadenckie, a mimo to opiewane wszem i wobec jako postęp i normalność. Dzieje się tak, ponieważ obyczajowi anarchiści coraz silniej ulegają podstępnemu i inteligentnemu jak sam szatan pierwiastkowi samodestrukcji. Z maniackim uporem piłują gałąź, na której siedzimy my wszyscy. Ten upadek zaboli nas o tyle mocniej, iż udało nam się dzisiaj wspiąć naprawdę wysoko, a to dzięki znienawidzonej przez obyczajowych anarchistów etyce chrześcijańskiej, która dała nam tak wiele pozytywnych wynalazków społecznych, że z ich wiatrem w żaglach zwojowaliśmy cały świat i stworzyliśmy najwspanialszą jak dotąd cywilizację. Żebyśmy tylko nie musieli wkrótce zakrzyknąć: Ama nos et vale, opus noster!

Maciej Bukowski

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!