Felietony

Proroctwa mnie wspierają!

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Piszę ten felieton tuż przed Sylwestrem i na dwa dni przez Nowym Rokiem. Jak zauważył Boy-Żeleński – “by uniknąć ambarasu, wzięto rok za miarę czasu. Dzielą go bardzo wygodnie na miesiące i tygodnie”. Tydzień zaś – ciągnie poeta – ja tak podzielę: “na dni zwykłe i niedzielę. Do pracy są zwykłe dzionki, a niedziela – dla małżonki”. Widać wyraźnie, że wierszyk pisany był w koszmarnych czasach “belle epoque” przed pierwszą wojną światową, kiedy to eksploatowany przez krwiopijców proletariat pracował od poniedziałku do soboty włącznie – nie to, co teraz, kiedy w sobotę nikt nie pracuje – oczywiście z wyjątkiem tych, co chcą zarobić parę złotych. Nawiasem mówiąc, w tych koszmarnych czasach najbardziej fiskalnym państwem na świecie była monarchia austro-węgierska. Ale nawet tam dzień wolności podatkowej, a więc moment, kiedy obywatel – w tym przypadku – poddany Najjaśniejszego Pana – spłacił wszystkie powinności względem państwa i odtąd pracował dla siebie, przypadał na przełomie stycznia i lutego. Tak w każdym razie było w przypadku wiejskiego rzemieślnika, dajmy na to – kowala. Dzisiaj, kiedy dzień wolności podatkowej przypada w połowie lipca, a i to tylko dlatego, że rządy nauczyły się tzw. kreatywnej księgowości, to znaczy – upychania  wydatków państwowych w pozabudżetowych funduszach, o dniu wolności podatkowej na przełomie stycznia i lutego możemy sobie tylko pomarzyć. Dzięki tej kreatywnej księgowości stan finansów państwowych jest znakomity, w czym utwierdza nas rządowa telewizja, no i oczywiście – statystyka. “Są kłamstwa, ohydne kłamstwa i statystyka” – mawiał Beniamin Disraeli. Ma to oczywiście swoje plusy dodatnie, bo wyznawcy rządu “dobrej zmiany”mogą od rana do wieczora pławić się w dobrym samopoczuciu, a z kolei wyznawcy nieprzejednanej opozycji “w ciasnym kółku, jak w krzywym zwierciadle” mogą się dręczyć własną niemożnością – ale ma też plusy ujemne, bo kiedy nadejdzie godzina prawdy, objawi się ona i jednym drugim w całej straszliwej postaci.

Wprawdzie rok, to tylko okres w jakim Ziemia wykonuje pełny obrót wokół Słońca, z czego nic nie musi wynikać – na co zwrócił uwagę Cyprian Kamil Norwid pisząc o spadającej gwieździe w wierszu “W Weronie”: “Cyprysy mówią, że to dla Julietty i dla Romea ta łza znad planety spada i w groby przecieka. A ludzie mówią i mówią uczenie, że to nie łzy są, ale że kamienie i że nikt na nie nie czeka.” Więc chociaż z pełnego obiegu Ziemi wokół Słońca nic nie musi wynikać, to jednak spragniona cudowności ludzkość czepia się każdej okazji, żeby z tego wysnuć jakieś przepowiednie. Że w przepowiednie wierzyli starożytni, to nawet bardziej zrozumiałe, bo chociaż nie zdawali sobie sprawy ze starożytnego charakteru ich epoki, to przecież instynktownie musieli czuć, że wszystko dopiero przed nimi, ale dlaczego dzisiaj? A przecież w takim Paryżu, stolicy słynącej z racjonalizmu Francji (“ce qui n`est pas claire, n`est pan francais”) od wróżek i wróżbitów aż się roi, a i u nas z ich usług korzystały takie tytany intelektu, jak biłgorajski filozof Janusz Palikot, czy pani Eżbieta Bieńkowska. Inni przezornie się nie przyznają, ale kto wie, czy przypadkiem nie w tym tkwi przyczyna, dla której świat sprawa wrażenie, jakby  pogrążał się w szaleństwie? Jak słusznie zauważył kol. Ziemkiewicz, jeśli ktoś nie wierzy w Boga, to uwierzy w cokolwiek. Nie chodzi przy tym o sytuację, jaka wynikła przy okazji pogrzebu Jacka Kuronia, w którym uczestniczyło przewielebne duchowieństwo wszystkich możliwych wyznań, co dało jakimuś żałobnikowi okazję do melancholijnego westchnienia: “chłop wierzył we wszystko” – tylko o racjonalismus, w coraz większym stopniu podszyty szamaństwem.

Z okazji zbliżającego się Nowego Roku, racjonalistyczny portal “Onet”, co to właśnie odkrył, że Jezus nie urodził się w Betlejem, tylko w Nazarecie, przytacza przepowiednie “Baby Wangi”, która podobno wszystko przewidziała. Mnie najbardziej poruszyła jej przepowiednia, że od roku 2072  bezklasowe społeczeństwo komunistyczne będzie rozwijało się w zgodzie z naturą. Wszystko to być może, bo jeśli rewolucja komunistyczna będzie rozwijała się w takim tempie, jak dzisiaj, to “społeczeństwo bezklasowe” w postaci “nawozu historii”, używanego przez starszych i mądrzejszych do użyźniania swoich pardesów, może pojawić się nawet wcześniej, a nawóz – jak to nawóz – egzystuje wszak zgodnie z naturą, zgodnie z naturą fermentuje, np. w postaci gender studies, a potem zgodnie z naturą się rozkłada na związki chemiczne i pierwiastki. Ciekaw jestem, czy w roku 2072 ludzie, a w każdym razie – środowiska postępowe – będą już odżywiały się ludziną, bo kto to widział, żeby tyle białka marnowało się bez żadnego pożytku dla “planety”, której przy okazji będzie można trochę ulżyć?

Jak widzimy, zasadniczy kierunek zmian został już wytyczony i teraz tylko organy Unii Europejskiej i prestiżowych organizacji międzynarodowych muszą się sprężyć, żeby  wszystkie przepowiednie “Baby Wangi”się sprawdziły, dzięki czemu nie utraci ona prestiżu i będzie mogła wytyczać nowe perspektywy dla znękanej ludzkości żeby raz na zawsze porzuciła metafizyczne urojenia i weszła w harmonijną sodomię z “naturą”. Zanim jednak to nastąpi, to spróbuję nie tyle zrobić konkurencję dla “Baby Wangi”, bo gdzieżbym tam śmiał, tylko zajmę się przewidywaniami na metę krótszą, z ważnością do 31 grudnia roku 2022.

Tedy przewiduję, że w przyszłym roku zostanie podjęta, a być może nawet – uwieńczona powodzeniem próba reaktywacji strategicznego partnerstwa NATO-Rosja, bo skoro prezydent Józio Biden wstrzymał pomoc wojskową dla Ukrainy, a Francja i Niemcy nalegają, na ostateczne rozwiązanie kwestii ukraińskiej w “formacie normandzkim”, to znaczy – wspólnie z nimi i przy udziale Rosji – to coś musi być na rzeczy, skoro mocarstwa europejskie nie chcą zostać wymiksowane, ani pozostawić spraw europejskich dialogowi Rosji z Ameryką. Niemcy oczywiście będą kontynuowały hybrydową wojnę przeciwko Polsce i Węgrom, żeby raz na zawsze odpędzić od siebie widmo “Trójmorza”, a trawiony “dekompozycją” rząd “dobrej zmiany” będzie ustępował i ustępował, od czasu do czasu tylko podejmując “los ultimos podrigos”, gwoli utwierdzenia swoich wyznawców w wierze. Nieprzejednana opozycja nie będzie w stanie utworzyć żadnej politycznej alternatywy, więc tubylcza scena polityczna nadal pozostanie areną walk kogutów, których gdakanie będzie tylko zataczało coraz szersze kręgi. Krótko mówiąc, żeby tylko gorzej nie było – czego wszystkim życzę – bo na “dobrą zmianę” nie tyle może za wcześnie, co raczej – za późno.

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!