Żydzi

Poznajemy Żyda cz. 1 – Złudzenia asymilacyjne.

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Złudzenia asymilacyjne.

 Przetrwał w Jerozolimie u stóp góry Moria odłam muru. Są to szczątki świątyni Salomona. Rzeka łez oblała te szczątki szanowne, tych ubogich świadków świetnej przeszłości…

 Bo co piątek gromadzą się pod tym murem Żydzi jerozolimscy i płaczą gorzkimi łzami obcych na własnej ziemi, łzami pariasów ludzkości. Płaczą serdecznie, szczerze, modlą się żalem, skargą, przytulają smutne twarze do niemych kamieni, całują je, jak się całuje pamiątkę najdroższą. „Boże, przyszli poganie na dziedzictwo Twoje, splugawili Kościół Twój, obrócili Jeruzalem w budkę na chowanie jabłek. Porzucili trupy sług Twoich na pożarcie ptakom powietrznym, ciała świętych Twoich zwierzętom ziemskich. Rozlali krew ich, jako wodę, około Jeruzalem, a nie był, ktoby pogrzebł. Staliśmy się pohańbieniem u sąsiad naszych i śmiechowiskiem i igrzyskiem u tych, którzy są w okolicy naszej. Dokądże, Panie, gniewać się będziesz do końca, rozpalać się będzie jako ogień zapalczywość Twoja? Wylej gniew Twój na pogany, którzy Cię nie znają, i na królestwa, które mienia Twego nie wzywały. Albowiem pożarli Jakóba i miejsce jego spustoszyli. Nie wspominaj starych nieprawości naszych; niech nas rychło uprzedzą litości Twoje, bośmy się stali bardzo ubogimi. Wspomóż nas, Boże, zbawicielu nasz, a dla sławy imienia Twego, Panie, wybaw nas; a bądź miłościw grzechom naszym dla imienia Twego itd.“ — lamentują z psalmistą (psalm 78) potomkowie dawnych panów ziemi palestyńskiej.

 Od lat blisko dwóch tysięcy łka skarga serdeczna na gruzach świątyni jerozolimskiej, a echo jej rozlewa się daleko, zatacza szerokie kręgi, ogarnia całą kulę ziemską, potrącając wszędzie, gdzie się w piątek wieczorem, po zachodzie słońca zapalają światła szabasowe, cichem skrzydłem o miliony serc strapionych, tęskniących za dawną świetnością gwiazdy Salomona.

 Dobiega lat dwa tysiące od chwili, kiedy „łagodny“ Tytus zburzył „drugą świątynię“ i rozproszył dzieci Judy po wszem świecie, jak wicher rozprasza nasienie pól i lasów. Zginęła jasna, mądra Grecja, runął potężny Rzym, zlały się z otoczeniem swoim mnogie ludy germańskie i słowiańskie, narody przychodziły i odchodziły, rodziły się i umierały, a Żyd ostał się w całości nietknięty, jak mumia zasuszona.

 Dlaczego?

 Bo nie przestał być nigdy zamkniętym w sobie, od reszty ludzkości odciętym, odrębnym narodem — narodem żydowskim, bo nie zapomniał nigdy swojego Syjonu.

 Gdziekolwiek był, w jakimkolwiek znajdował się położeniu, wszędzie szła za nim pamięć Jerozolimy, jej proroków i prawodawców. Nawet przyjaźń obcych narodów nie stłumiła w nim tęsknoty za Syjonem. W Hiszpanii pozwolono mu na czas dłuższy swobodnie odetchnąć, a mimo to płakał jeden z jego znakomitszych poetów, Jehudah Halewi ben Samuel: „O Syonie, gdy opłakuję twój upadek — to grobowem wyciem szakala, gdy marzę o powrocie do Jerozolimy — to dźwiękami harfy, która niegdyś wtórowała twym boskim pieniom. Czemuż dusza moja nie może unosić się nad temi miejscami, gdzie Bóg się twoim prorokom objawił? Daj mi skrzydła, a do ruin twoich poniosę szczątki serca mojego, uściskam nieme głazy, a czołem zetrę święte popioły! O, jakże miło było stąpać boso po zwaliskach twego przybytku, tam, kędy ziemia otwarła się dla przyjęcia w swe łono arki przymierza z Cherubinami. Zedrę z głowy mojej te nikczemne ozdoby i przeklnę losy za to, że pobożnych twych czcicieli rozniosły po ziemi bezbożnych! Czyż mogę się oddać rozkoszom tego życia, widząc, jak psy rozszarpują twoje lwięta? Oczy moje uciekają od dziennej światłości, aby nie patrzeć na kruki, rozwłóczące trupy twoich orląt. Czara cierpień już pełna! Daj odetchnąć choć chwilę, albowiem wszystkie żyły moje napełniły się goryczą.“

 Najgorętszy syjonista chwili obecnej nie zdobyłby się na tony głębsze, na skargę namiętniejszą od tego poety XII-go stulecia, szanowanego, obsypanego zaszczytami przez innowierców.

 Z małymi przerwami chwil jaśniejszych znęcał się wielki i mały nad Żydem. Już cesarz Domicjan, młodszy brat Tytusa, rozpoczął tak zwane prześladowania żydowskie. Tępił Żydów Trajan ogniem i mieczem, zburzył po raz wtóry Jerozolimę Hadrjan, gnębił ich Konstantyn, Konstancjusz i Teodozjusz.

 Świeże ludy germańskie, urządzające się na gruzach cesarstwa rzymskiego, odznaczały się zrazu wielką tolerancją. Już Ostroga Teodoryk marzył o „asymilacji,“ tak samo papież Grzegorz I, który mawiał, że trzeba Żydów „miłością nawrócić.“ Lecz kiedy te pia desideria zawiodły, rozległo się znów w Europie złowrogie: hep, hep!

 Począwszy od r. 1000 aż do 1820-tego są Żydzi kozłem ofiarnym całej ludzkości. Nienawidzą ich, prześladują chrześcijanie, mahometanie i wyznawcy Zoroastra, katolicy i ewangelicy; biją ich rycerze, mieszczanie i chłopi. Co lat kilkadziesiąt powtarzają się pogromy na całym obszarze ziem cywilizowanych. Wypędzają ich Anglicy, Francuzi, Hiszpanie, Niemcy, Węgrzy i Czesi. Dochodzi do tego, że cesarze niemieccy mianują ich „własnością skarbu,“ (Kammerknechte), aby ich zastawić przeciw gniewowi tłumów. Lecz i ta „godność“ nie ochrania ich. Lud nie szanuje „prywatnego majątku“ władców.

 Pada grom po gromie w naród włóczęgów, dziesiątkuje go, pali jego domy, burzy dobytek, pędzi go z miasta do miasta, z kraju do kraju, a on podnosi się zawsze, dźwiga, skupia. Zmieniają się cywilizacje, wierzą przewroty społeczne, religijne, polityczne, przeobraża się oblicze narodów chrześcijańskich, a on trwa zawsze ten sam, niezmienny, nienaruszony, jak gdyby mieszkał w puszczach afrykańskich, odcięty niebotycznym murem od ludów całej kuli ziemskiej. Dokoła niego huczy łoskot przeróżnych prądów, a on idzie własną drogą, zamknąwszy szczelnie okna swojej fortecy na wszelkie wrzawy.

 Dlaczego?

 Bo był i chciał zostać zawsze sobą, narodem innym w pośród narodów innych, bo przyświecał mu zawsze ten sam ideał: ty jesteś narodem wybranym Jehowy, narodem kapłańskim, królewskim i tobie służyć z czasem będą, muszą służyć wszystkie narody. Bądź tylko cierpliwym i czekaj, spoglądając z pogardą na wszystkich innowierców.

 Bo nie chciał i nie chce się dotąd zasymilować z nikim, bo stoi rozmyślnie, świadomie na uboczu, stężały w swojej megalomanii, w swojej chorobliwej pysze.

 Uczy go przecież Talmud (rabi Oszia): „nie za karę zabrał Jehowa Izraelowi jego ziemię, oddając mu cały świat, lecz dlatego, aby cały świat do niego nawrócił“ — i (rabi Eleazar) „jako rolnik rozrzuca nasienie po całem polu, aby wydało dobry owoc, tak rozproszył nas Jehowa po całym świecie, abyśmy wszędzie prawdę Jego głosili.“ A Żyd prawowierny wierzy w przepowiednie i obietnice Talmudu, księgi ksiąg swojego narodu. A nie tylko ciemny chasyd, odcięty od kultury rasy aryjskiej, lecz także uczeni rabini Europy Zachodniej, wykształceni w świeckich szkołach chrześcijańskich.

 Wszakże rabini francuscy, niemieccy, angielscy i włoscy, potępili temu lat kilkanaście marzenia syjonistów, zabraniając im emigrować z Europy, spośród narodów chrześcijańskich, bo „kto marzy już dziś o niezależnym państwie żydowskim, ten odciąga wybrańców Jehowy od posłannictwa, ten grzeszy przeciw Jehowie, bo sprzeciwia się jego planowi.“

 Jakżeż taki naród zasymilować, jakże go przekonać, że misja religii wyłącznie narodowych skończyła się ze zwycięstwem religii powszechnej (chrześcijaństwa)?

 Tak zwana asymilacja, czyli usiłowania, podjęte w kierunku zlania Żydów ze społeczeństwami, wpośród których rodzili się i umierali, nie jest wcale wynalazkiem czasów ostatnich. Rozpoczyna się ona prawie równocześnie z upadkiem świątyni Salomona. Już imperator Hadrjan zamierzał „zasymilować“ zwyciężonych środkami łagodnymi. Gdy mu jednak Juda odpowiedział na jego dobre chęci powstaniem Bar Kochby (w r. 133 i 134), wówczas posłał do Jerozolimy swoje legiony, kazał ją zburzyć doszczętnie, a na jej miejscu postawić nowe miasto — miasto rzymskie, Aelia Capitolina.

 I cesarz Konstantyn głaskał przez pewien czas Żydów miękką ręką asymilatora. Ale i on odwrócił się od nich, spotkawszy wszędzie opór zaciekły.

 Praktyczniej zabrał się do asymilacji cesarz Justynian. Porozpędzał on szkoły rabinów, zakazał wykładu Talmudu i nakazał wprowadzić do liturgii żydowskiej język łaciński, albo grecki (w r. 530), Żydzi jednak nie poddali się rozporządzeniom mądrego prawodawcy.

 Byli im życzliwi imperatorowie: Nerva, Djoklecjan, Julian Apostata. Mimo to zostali tym, czym ich zrobił Mojżesz, w czym ich utwierdzili Esra, Nehemia i autorzy Talmudu: wybrańcami Jehowy, mającymi prawo gardzić wszelkimi gojami.

 Wstrętu do nich nie miały świeżo ochrzczone ludy germańskie, może dlatego, że uważały ich za bliskich (przez stary Zakon) chrześcijaństwu. Wizygoci zastali ich w Hiszpanii, gdzie siedzieli, jak twierdzą ich historycy, od czasów pierwszego zburzenia Jerozolimy, wzmocnieni przez nowych emigrantów palestyńskich po ostatecznym upadku świątyni (za Tytusa).

 Wizygoci żyli z nimi czas dłuższy w zgodzie, za co obdzierali ich oni jako kupcy ze skóry i zdradzali ich haniebnie, kiedy zaczęli się otrząsać z ich wpływów. Maurów wezwali z Afryki, bramy miast im otworzyli.

 Maurowie przygarnęli ich do siebie, nie z miłości, bo mahometanie nienawidzili ich lecz z wdzięczności. Obsypali ich przywilejami, dopuścili ich do urzędów, do władzy, za co, zmiarkowawszy, że ich dobrodzieje słabną, gasną, a chrześcijańskie Królestwo Kastylijskie się wzmaga, rośnie, zdradzili ich, pomagając nowym mocarzom.

 We Frankonii i Burgundii siedzieli sobie wygodnie, ciepło, jak u Pana Boga za piecem. Lubił ich Karol Wielki, uwielbiał ich jego syn, Ludwik Pobożny, razem ze swoją żoną, Judytą, opiekował się nimi syn Ludwika, Karol Łysy. Jak u siebie gospodarowali, lekceważąc chrześcijan, wciskając się na dwór cesarski, otaczając tron zwartym kołem.

 Nie pomogła nic dobroć, uległość, przyjaźń Franków i Burgundów. Zamiast się zasymilować, gardzili z każdym rokiem więcej innowiercami i tak się nadęli w swojej niemądrej megalomanii „wybrańców Jehowy,“ tak im rogi urosły, iż sponiewierali nawet księcia Kościoła. Biskup lyoński Agobard ochrzcił (w r. 827) zbiegłą niewolnicę żydowską, za co go Żydzi oddali pod sąd. Żyd Eberard przemawiał do niego, jak do sługi, jak do pachołka, gromił go, napominał. I rzecz szczególna, sąd chrześcijański, sąd Ludwika „Pobożnego“, stanął po stronie Żydów przeciw biskupowi. Agobarda złożył z urzędu i wywołał go z kraju.

 Jakżeż nie mieli Żydzi wykoleić się z równowagi, kiedy słaby, nie bardzo mądry Ludwik, narzędzie w ręku zżydziałej żony i swojego żydowskiego otoczenia, zasypywał ich przywilejami ze szkodą chrześcijan? Zabronił on duchowieństwu katolickiemu chrzcić niewolników żydowskich (chrzest wracał niewolnikom wolność), przełożył dla wygody kupców żydowskich jarmarki z soboty na niedzielę, udzielił im pełnej swobody handlowej, uwolnił ich od ordaliów (sądów bożych) i od kar pieniężnych, puścił im w dzierżawę wszystkie cła i myta.

 Nie zdziałały nic próby asymilatorskie imperatorów rzymskich, nic życzliwość Wizygotów i Maurów, nic miłość frankońskich i burgundzkich władców. Żyd, zamiast zbliżać się do swoich przyjaciół i dobrodziejów, oddalał się od nich tem więcej, im…

Fragmenty pochodzą z podziału III  książki pt. “Poznaj Żyda” wznowionej nakładem wydawnictwa Magna Polonia:

Poznaj Żyda! – Teodor Jeske-Choiński

 

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!