Felietony

Po Powstaniu i przed powstaniem

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Jeszcze nie ucichły echa syren, przypominające „godzinę W”, to znaczy- wybuch Powstania Warszawskiego, a już w Warszawie ruszyły przygotowania do następnego zrywu. Tym razem liczymy nie tyle na Stalina, bo ten jest już bardzo starym nieboszczykiem, ani na aliantów – bo jakże tu liczyć na jakichś „aliantów”, kiedy oto Nasz Najważniejszy Aliant właśnie podpisał ustawę numer 447 JUST, zobowiązując się na jej podstawie do dopilnowania, by Polska zadośćuczyniła żydowskim tak zwanym „roszczeniom” do ostatniego centa, co doprowadzi do żydowskiej okupacji naszego i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwego kraju? Toteż teraz liczymy na Niemców, którzy już są „dobrzy”, kochają wolność i demokrację, a nade wszystko – praworządność i sprawiedliwość. Toteż nic dziwnego, że właśnie ku nim kierują się tęskne spojrzenia płomiennych bojowników o praworządność i sprawiedliwość, no i oczywiście – o demokrację, bez której – ani rusz. Okazało się, że i powstańcy warszawscy też walczyli o demokrację, co prawda niekiedy „bez swojej wiedzy i zgody”, ale ani wiedza ani zgoda nie ma tu nic do rzeczy, bo ocena takiego czy innego zachowania wynika z przesłanek obiektywnych. Nawet gdy niektórym z nich się wydawało, że walczą o niepodległość, to był to błąd, a ten błąd się bierze stąd, że jeszcze nie słyszeli nie tylko o obiektywnych prawach dziejowych, ale nawet – o zwyczajnej mądrości etapu, której przykładów dostarcza nam żydowska gazeta dla Polaków, pod redakcją pana redaktora Adama Michnika. W domu wisielca nie wypada rozprawiać o sznurze, więc w najbardziej postępowej interpretacji Powstania, chodziło w nim nie o żadną tam „niepodległość, tylko o demokrację i praworządność. Jakże tu bowiem eksponować niepodległość w sytuacji, gdy po Anschussie Polska stała się częścią składową Unii Europejskiej, a nigdy w historii żadna część składowa jakiegokolwiek państwa nie była niepodległa. Mogła mieć taki czy inny zakres autonomii, ale podlegała władzom państwa, którego część składową stanowiła. Jakże zatem mówić o „niepodległości” w sytuacji, gdy ponad 80 procent uchwalanego u nas prawa stanowią dyrektywy Komisji Europejskiej, bombardującej podległe jej bantustany nie kiedy nawet w ilości większej, niż jedna dziennie? Kiedy Komisja Europejska prowadzi przeciwko naszemu bantustanowi surowe postępowanie, po którego zakończeniu na pewno poleci niejedna głowa – co już teraz zapowiadają płomienni szermierze, komunikując: „będziesz siedział!” nawet panu prezydentowi Dudzie?

Toteż jeszcze przed wybiciem „godziny W”, przez Warszawę ruszył „Marsz Milczenia” z inicjatywy pana Henryka Wujca. Takie intensywne milczenie jeśli nawet nie przekłada się na złoto, to i tak jest bardzo korzystne. Pod taki Marsz można bowiem podłożyć intencje i treści, które akurat spodobają się Naszej Złotej Pani z Berlina. Kto wie, czy nie wypowie ona słów zachęty do następnego zrywu w obronie demokracji i praworządności? Nie jest przecież żadną tajemnicą, ze na początek września planowany jest w Warszawie Kongres Opozycji Ulicznej, w którym ponad podziałami wezmą udział ulicznice i ulicznicy z całej Polski, a moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus rzuciła myśl, by ten Kongres przekształcił się w alternatywny, a właściwie nie „alternatywny”, ale jedynie słuszny organ władzy ustawodawczej? Jeśli tedy mamy tak wyraźną zapowiedź pojawienia się dwuwładzy, to próba sił wydaje się nieunikniona. Nie inaczej było w roku 1981, kiedy to, w następstwie wyborów w „Solidarności”, liczącej podówczas co najmniej 10 mln członków, do których trzeba by dodać około 3 mln członków Solidarności Rolników Indywidualnych i dorzucić jeszcze członków Solidarności rzemieślniczej – pojawiła się narodowa reprezentacja polityczna. W tej sytuacji generał Jaruzelski już nie czekał długo, tylko proklamował stan wojenny, który polegał spacyfikowaniu historycznego narodu polskiego przez polskojęzyczną wspólnotę rozbójniczą przy użyciu naszej niezwyciężonej armii, która wybiła mu z głowy mrzonki o jakiejś „niepodległości”.

Toteż nic dziwnego, że i teraz żydowska gazeta dla Polaków podgrzewa atmosferę, licząc być może na to, że Nasza Złota Pani w obronie demokracji i praworządności w Polsce, uruchomi Hilfswilligen w postaci zadaniowanych dywersyjnie członków prawie dwumilionowej diaspory ukraińskiej w Polsce do wszczęcia „wołynki”, skierowanej w pierwszej kolejności przeciwko „obozowi narodowo-polskiemu” – jak to napisał w swoim „Dzienniku” Józef Goebbels pod datą 16 sierpnia 1944 roku. Ten „obóz”, wbrew pozorom, wcale nie obejmuje tak zwanej „dobrej zmiany”, która przecież milcząco pogodziła się już z z perspektywą żydowskiej okupacji Polski i tylko kombinuje, jakby się tu w niej urządzić. Widać to choćby w postępowaniu pana wicepremiera Glińskiego, który nie szczędzi wydatków na rozmaite, miłe Żydom przedsięwzięcia, pewnie w nadziei, że kiedy już wejdą do swego królestwa, to wspomną życzliwie i o nim – podobnie jak w postępowaniu niektórych przedstawicieli przewielebnego duchowieństwa, którzy od lat stręczą mniej wartościowemu narodowi tubylczemu tak zwane „judeochrześcijaństwo”. Również i tym razem „katynizacja” (tego właśnie określenia użył we wspomnianym zapisie Goebbels) może objąć właśnie „obóz narodowo-polski”, co – mówiąc nawiasem – jeszcze w styczniu zapowiedział pan minister Joachim Brudziński, no a 1 sierpnia wykonała niby to stojąca po przeciwnej stronie barykady i reprezentująca obóz zdrady i zaprzaństwa pani prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, nakazując policji zablokowanie ONR-owskiego Marszu Powstania Warszawskiego pod pretekstem, jakoby jeden z jego uczestników miał na koszuli marksistowskie emblematy w postaci sierpa i młota. Toteż dobrze szczwana w produkowania tzw. „faktów prasowych” „Gazeta Wyborcza” publikuje rewelacje, że „byli prezydenci, opozycjoniści, ludzie nauki i sztuki apelują: policja nie jest własnością jednej partii!” To jasne, dlaczego miałaby być własnością jeden partii, kiedy pan Daniel Fried i generał Kiszczak, w ramach przygotowań do sławnej transformacji ustrojowej ustalili, że będą dwie partie; z których jedna będzie postępowa, a druga – zachowawcza? W tym właśnie kierunku zmierzają postanowienia ordynacji wyborczej, a jeśli jeszcze ktoś miałby co do tego wątpliwości, to ostatecznie powinien przekonać go zaskakujący gest Kukuńka, który zwrócił się do Jarosława Kaczyńskiego z ofertą wybaczenia z jednej strony i z prośbą o przebaczenie z drugiej. Najwyraźniej oficer prowadzący musiał uświadomić mu nadciągającą zgrozę, zademonstrować mu czeluście piekielne i przestrzec, że jeśli się nie opamięta, to cały czas będzie bolało, więc nasz Kukuniek, co to jeszcze niedawno wybierał się do Warszawy z pistoletem, wystraszył się nie na żarty. Ciekawe, czy prezes Jarosław Kaczyński Kukuńkowi przebaczy i też poprosi o przebaczenie, czy też będzie trwał w sprośnych błędach Niebu obrzydłych?

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!