Historia Wiadomości

Odszedł na wieczną wartę ostatni żołnierz zgrupowania „Hardego”

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Wczoraj w wieku 95 lat zmarł por. Jan Jurczyk ps. „Klon”, prawdopodobnie ostatni żołnierz zgrupowania partyzanckiego „Surowiec” Okręgu Śląskiego Armii Krajowej. Pogrzeb odbędzie się jutro, tj. w środę o godzinie 15.00 w Kwaśniowie Dolnym.

Największą siłę wśród zgrupowań partyzanckich Okręgu Śląskiego Armii Krajowej przedstawiał sobą batalion partyzancki „Surowiec”, który w ramach Odtwarzania Sił Zbrojnych tworzyć miał Oddział Rozpoznawczy 23 Górnośląskiej Dywizji Piechoty AK i który utworzony został w roku 1944 na bazie dwóch niewielkich oddziałów partyzanckich powstałych w powiatach zawierciańskim i olkuskim.

Wiosną 1944 roku rozwinęły się one w kompanie. Obydwie kompanie operowały głównie w rejonach przygranicznych należących do Generalnej Guberni. 1. kompanią dowodził ppor. Stanisław Wencel ps. „Twardy” (latem 1944 roku kompania „Twardego” osiągnęła stan ok. 180 ludzi), a 2. kompanią – początkowo dowodził ppor. Gerard Woźnica ps. „Hardy”. Pod koniec czerwca 1944 roku kompania „Hardego” została przekształcona w zgrupowanie, w skład którego wchodziły dwie kompanie – 2 kompania batalionu „Surowiec”, którą dowodził ppor. Józef Mrówka ps. „Mat” oraz kompania szkolna, dowodzona przez pchor. Antoniego Ścibicha ps. „Trzepak” (dowództwo nad całością sprawował por./kpt. Gerard Woźnica – „Hardy”). W sumie zgrupowanie „Hardego” w drugiej połowie sierpnia 1944 roku osiągnęło stan ponad 200 ludzi (nie licząc wchodzącego w jego skład rezerwowego plutonu terenowego (określanego czasami mianem kompanii rezerwowej) ppor. Edwarda Nowaka – „Jodły”, w sile 72 ludzi, oraz 34 ludzi w punktach informacyjnych). Latem 1944 roku utworzono jeszcze 3. kompanię batalionu „Surowiec”, którą dowodził por. Zygmunt Lankosz – „Boruta, jednakże została ona rozbita we wrześniu 1944 roku w Biskupim Borze.

Por. Jan Jurczyk ps. „Klon” należał do oddziału rezerwy ppor. Edwarda Nowaka – „Jodły”, który do zgrupowania „Hardego” włączony został 26 czerwca 1944 roku. Niedawno niezwykle ciekawą rozmowę z por. „Klonem” przeprowadził Konrad Kulig.

– Wiosną 1944 r. pomyślałem, że teraz się trzeba zapisać – bo to może już być koniec wojny – do tych partyzantów. Wcześniej współpracowałem z nimi. W umówione miejsca miałem coś donieść, wywiad jakiś zrobić. Przysięgę składaliśmy koło kapliczki. Podnieśliśmy palce i składaliśmy: wiernie służyć ojczyźnie, do pokonania wroga, do śmierci – mówił por. Jurczyk.

Członkowie oddziału rezerwy prowadzą podwójne życie. Z jednej strony mieszkają w swoich domach i żyją starając się nie wzbudzać podejrzeń, że mają styczność z konspiracją. Oprócz tego jednak nieustannie prowadzą wywiad dla „Hardego” i biorą udział w szkoleniach.

– Chodziliśmy na wykłady. Bo człowiek był „surowy”, nie widział karabinu, nie widział automatu…. Ćwiczenia były w lesie. Raz przed samym wieczorem, raz po obiedzie. Dwa razy w tygodniu, po dwie godziny. Broń, granaty, wszystko to trzeba było rozbierać, składać, ćwiczenia jak się kryć… Z Huciska nas należało siedmiu do partyzantki. To jeszcze ino ja żyję – opowiadał por. „Klon”.

Na wypadek większych akcji zbrojnych żołnierze rezerwy są mobilizowani do wsparcia oddziału leśnego. Tak jest m. in. przy wypadzie na niemieckie koszary w Jaroszowcu w sierpniu 1944 r. Akcją tą dowodzi Piotr Przemyski „Ares”, uciekinier z Auschwitz, oficer w oddziale „Hardego”, zamordowany w 1945 r. przez UB.

– W umówione miejsce się schodzili my –wspomina pan Jurczyk – w każdym tygodniu. Tam się dowiadywaliśmy wszystkiego. Poszliśmy do Jaroszowca, tam był posterunek. Poszliśmy, jako obstawa, koło jedenastu nas było, no i te „asiory” [żołnierze oddziału leśnego] z nami. Napadliśmy na posterunek, broń my zabrali…. Tak podeszliśmy, że nawet się nie spostrzegli Niemcy! Warta stała, rozbroili ich, ale ich nie zabili, bo za zabicie Niemca to była kara: za to ginęli ludzie. Dyscyplina u nas była. Moi rodzice się dowiedzieli, żem należał do partyzantki dopiero po wojnie. A mój kolega powiedział narzeczonej, że należy do partyzantki. To na zbiórkę potem przyszedł nasz dowódca „Kanarek” i pokazał rozkaz od „Hardego”: 30 razów na dupę, za długi język. No i każdy z nas sześciu musiał po pięć razy mu dać – kontynuował swą opowieść były partyzant Armii Krajowej.

Oddział rezerwy miał również osłaniać odbiór zapowiedzianego zrzutu zaopatrzenia przez alianckie lotnictwo. Wydarzenie to wspominał uczestniczący w akcji komendant Okręgu Śląskiego AK Zygmunt Janke „Walter”:

– Teren był bezpieczny, drogi zamknięte przez wzmocnione plutony partyzanckie. „Uroczystość” na dużą skalę. (…) Był lipiec, ciepła, rozgwieżdżona noc. Siedzieliśmy na miedzy, na skraju łąki. Panowała cisza. W dali widniała ciemna plama – to był cmentarz legionistów poległych pod Krzywopłotami. Tam czekały wozy na zrzut.

Dalej relacjonuje „Klon”:

– Obstawili my kawał, wkoło, krzywopłockie łąki, Lisią Górę, całe Krzywopłoty. Słuchamy, słuchamy… słychać samolot. Idzie samolot, snopki mieli na tych łąkach, zapalili snopki. Samolot przyszedł, w koło przeszedł, zabrał się i pojechał, ciach – wszystko zgasło.Rozczarowani byliśmy! Bo miał być zrzut. Miała być broń. W oddziale nie było broni, a jak była to amunicji do niej nie było. Nawet ci bandyci, co rabowali, a my ich tropili, to byli lepiej uzbrojeni jak my.

W sierpniu 1944 r., po wybuchu powstania w Warszawie, komendant okręgu płk „Walter” zarządza koncentrację podległych sobie oddziałów partyzanckich. Cel jest jeden – wymarsz na pomoc walczącej stolicy.

– Przyszedł rozkaz, żeby się teraz szykować: wymarsz na Warszawę, na powstanie warszawskie. Trzeba było szykować przybory do golenia, igłę, nitkę, guziki, koc, każdy musiał się nauczyć na pamięć „Warszawiankę”. Jeszcze nam powiedzieli, że nie wszyscy będziemy mieć broń, będziemy broń zdobywać, jak pójdziemy. I jak już byliśmy umówieni – z Chechła, z Huciska, z Klucz, z Ryczówka – w środę na wieczór przychodzi rozkaz: wstrzymane, zostajemy. Byłem już przygotowany, człowiek młody to jest gotowy na wszystko. Ale chłopy żonate: to im się kwaśno widziało iść. Ale to był rozkaz – mówił por. „Klon”.

Ostatecznie marsz na Warszawę zostaje odwołany z powodu niedostatków amunicji i zaopatrzenia. W październiku 1944 r. „Hardy” z większością ludzi odchodzi w stronę Podhala, gdzie oddział ma lepsze warunki na przezimowanie. W Olkuskiem zostają partyzanci starsi wiekiem, mający oparcie w rodzinach oraz kompania rezerwy. Od tej chwili aktywność ograniczona jest głównie do ochrony ludności przed bandytami i konfidentami.

Źródło:
http://akolkusz.blogspot.com/2018/09/tylko-ja-jeszcze-zyje-ostatnizonierz-kpt.html

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!