Felietony

Niż demograficzny a rozwiązania w systemie emerytalnym

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Jednym z najpoważniejszych problemów, z jakim zmagają się współczesne państwa europejskie, w tym również Polska, jest problem niskiej dzietności. Analityk Ordo Iuris – radca prawny Marek Puzio omawia propozycję „wspólnej emerytury”, która mogłaby zrekompensować gorszą sytuację emerytalną matki, która rezygnuje z pracy, aby poświęcić się wychowaniu dzieci.

Polska znajduje się w grupie państw Europy, w których współczynnik dzietności – oznaczający średnią liczbę dzieci żywo urodzonych przez kobietę w ciągu jej dorosłego życia – jest jednym z najniższych. Jak wynika z Rocznika Demograficznego na rok 2021 Głównego Urzędu Statystycznego, w latach 50 XX wieku przyrost naturalny przekraczał w Polsce 500 tys. (o tyle liczba urodzeń żywych była większa niż liczba zgonów). W latach 70 i 80 przyrost naturalny wynosił średnio powyżej 300 tys. Po zakończeniu II wojny światowej po raz pierwszy przyrost naturalny spadł poniżej poziomu 200 tys. w roku 1989. W kolejnych latach wynik ten z roku na rok obniżał się, by w 2002 r. spaść poniżej zera, kiedy to więcej było w naszym kraju zgonów niż urodzeń. Przez większość lat XXI przyrost naturalny utrzymywał się na ujemnym poziomie, a w 2020 r. osiągnął rekordowo niski pułap: 122 tys.

Wśród rozwiązań mających przeciwdziałać temu niekorzystnemu i niebezpiecznemu trendowi, warto rozważyć wprowadzenie zmian w systemie emerytalnym, które działałyby motywująco oraz stwarzały bardziej sprawiedliwie warunki korzystania z uprawnień emerytalnych, zwłaszcza dla matek, które część swojego życia poświęciły na urodzenie i wychowanie dzieci.

Vladimír Palko – słowacki polityk i matematyk, minister spraw wewnętrznych Słowacji w latach 2002–2006, zauważył: „Jeśli wychowujemy dziecko, w kwestii emerytur pomożemy wszystkim, tylko nie sobie. Wszystkim innym, ponieważ później nasze pracujące dziecko będzie przez dekady napełniać kasę zakładu ubezpieczeń społecznych, aby było z czego wypłacać emerytury. Zaszkodzimy jednak sobie, ponieważ nasza emerytura będzie niższa. Dlaczego? Otóż decyzja o posiadaniu dziecka ma swoją „cenę”. Ekonomiści używają trochę brutalnego pojęcia „cena dziecka”. W skład tej ceny wchodzą też tzw. utracone korzyści. Kobieta, która urodzi dziecko i pójdzie na urlop macierzyński, zostanie w domu z dziećmi nawet kilka lat. Nie buduje wtedy tej części swojego ludzkiego kapitału, który jest potrzebny w karierze zawodowej. (…) Dlatego czasem nawet przez całe życie zawodowe ma niższą płacę – w rezultacie niższą emeryturę”.

Zwrócić należy również uwagę na powszechne przekonanie, że realną wartość ekonomiczną ma jedynie praca zarobkowa, w przeciwieństwie do pracy związanej z wychowaniem dzieci oraz wykonywanymi przy tej okazji pracami domowymi. Tymczasem zatrudnienie opiekunki dla dziecka oraz pomocy domowej, wiąże się z regularnym – miesięcznym, niemałym wydatkiem, którego można uniknąć, jeśli te czynności są sprawowane przez jednego z rodziców, którym w praktyce najczęściej jest matka.

W sporządzonym, przez Pełnomocnika Rządu do Spraw Polityki Demograficznej, projekcie „Strategia Demograficzna 2040” czytamy: „Analizy światowe oceniają wartość prac domowych od 10% do 50% PKB, w Polsce w roku 2004 była szacowana na 28,8% PKB. Mimo to, rzadko praca ta w odbiorze społecznym, posiada taką samą wartość i prestiż jak praca płatna. Nie jest ona także w żaden sposób rozpoznawana, jako miejsce nabywania nowych umiejętności, mimo że kobiety pracujące w domu nabywają szereg kompetencji, właściwych dla 25 rożnych zawodów”.

Pomimo przytoczonych wyżej danych, obecnie kobiety, która rezygnują z kariery zawodowej, by poświęcić swój czas i energię na wychowanie dzieci, wciąż znajdują się w na wiele gorszej pozycji, pod względem zabezpieczenia emerytalnego, od osób pracujących zarobkowo.

Dla porównania, praca zawodowa niani wiąże się z wynagrodzeniem ekonomicznym, odprowadzaniem składek emerytalnych i budowaniem tym samym stażu emerytalnego mającego wpływ na wysokość przyszłej emerytury. Ta sama praca kobiety, tyle że we własnym domu, nie jest zaś honorowana i to pomimo tego, że z punktu widzenia dziecka, jego rozwoju, relacji rodzinnych, niewątpliwie o wiele bardziej pożądaną sytuacją jest ta, w której pieczę nad nim sprawuje jego biologiczny rodzic niż choćby dziadkowie, nie mówiąc już o osobach obcych.

Należy również przypomnieć, że dzieci, które matka rodzi i wychowuje, są także dziećmi ich ojca. Robi to zatem we wspólnym interesie obydwojga rodziców. Co za tym idzie, jako niesprawiedliwa jawi się sytuacja, w której tylko matka ponosi tego negatywne, emerytalne konsekwencje.

Poza tym, nie budzi wątpliwości, że niezależnie od wychowania dziecka, to wyłącznie matka jest narażano na przerwę w zatrudnieniu, nabywaniu doświadczenia i kwalifikacji zawodowych, w związku z okresem ciąży i porodem oraz rekonwalescencją i dochodzeniem do sił po porodzie.

Wśród funkcjonujących dziś w Polsce przepisów, zapewniających kobietom, po osiągnięciu wieku emerytalnego, gratyfikację z tytułu urodzenia dzieci, wymienić można ustawę z dnia 31 stycznia 2019 r. o rodzicielskim świadczeniu uzupełniającym. Ustawa ta pozwala kobiecie – która (przy spełnieniu szczegółowych warunków dot. m. in. posiadania centrum interesów osobistych lub gospodarczych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej przez okres co najmniej 10 lat) urodziła i wychowała co najmniej 4 dzieci oraz nie nabyła prawa do emerytury, lub przysługująca jej emerytura jest niższa od najniższego świadczenia emerytalnego – pobierać świadczenie w wysokości najniższej emerytury.

Oczywiście trzeba również wspomnieć o zasiłku macierzyńskim, przysługującym osobom pracującym zawodowo oraz o świadczeniu rodzicielskim (tzw. „kosiniakowe”), przysługującym osobom niepozostającym w zatrudnieniu, a także o finansowaniu składek na ubezpieczenia społeczne kobiecie pobierającej zasiłek macierzyński, zasiłek chorobowy w okresie ciąży oraz przebywającej na urlopie wychowawczym.

Rozwiązania te, choć z pewnością należy ocenić je pozytywnie, nie rekompensują kobiecie poświęconych lat potencjalnej kariery zawodowej, które pozwoliłby jej na szybszy awans zawodowy i związane z tym wyższe wynagrodzenie oraz możliwość samodzielnego odkładania części zarobionych pieniędzy np. w ramach indywidualnych kont emerytalnych (IKE) oraz indywidualnych kont zabezpieczenia emerytalnego (IKZE). Poza tym możliwość finansowania składek z budżetu państwa osobom przebywającym na urlopie macierzyńskim, rodzicielskim i wychowawczym dotyczy wyłącznie osób pozostających w stosunku pracy lub prowadzących działalność gospodarczą.

Jedną z koncepcji, która w pewnym stopniu miałaby zaradzić przedstawionym wyżej problemom, jest propozycja zmian w systemie ubezpieczeń społecznych, obecna już w polskiej debacie publicznej, nazywana: „alimentacyjnym systemem emerytalnym”. System ten polega na powiązaniu wysokości emerytury rodziców z liczbą posiadanych dzieci, ich przyszłymi dochodami, względnie z wysokością odprowadzanych przez nie składek emerytalnych. Zwolennicy tego rozwiązania wskazują, że sprawiedliwe jest uzależnienie wysokości emerytury od liczby posiadanych dzieci, skoro wkład osobisty i finansowy włożony w ich wychowanie, z jednej strony ogranicza możliwości zarobkowe rodziców, zaś z drugiej, ze składek odprowadzanych przez dorosłe już potomstwo finansowane będą emerytury przyszłych pokoleń. Przeciwnicy obawiają się, że tego typu rozwiązanie powiększyłoby nierówności społeczne, podnosząc, że dochody jednostki w dużej mierze wynikają z zamożności rodziny, z której się wywodzi, przez co dodatkowo wzrosłyby świadczenia bogatszych emerytów.

Innym rozwiązaniem mogłoby być finansowanie składek na ubezpieczenie emerytalno-rentowe ze środków publicznych tym rodzicom, którzy rezygnują z pracy zarobkowej, by poświęcić się wychowaniu dzieci. Tego typu rozwiązanie wiąże się jednak z dodatkowymi nakładami z budżetu państwa i nie rekompensuje w pełni „gorszej” – pod względem uprawnień emerytalnych – sytuacji rodzica rezygnującego z zatrudnienia, w porównaniu z rodzicem podejmującym w tym czasie pracę zarobkową.

Propozycją, która mogłaby zaradzić temu problemowi mogłaby być tzw. „wspólna emerytura”. Rozwiązanie to miałoby na celu ograniczenie negatywnych konsekwencji w budowaniu stażu emerytalnego oraz gromadzeniu kapitału mającego wpływ na wysokość przyszłej emerytury, jakie w przypadku kobiet wiążą się z przerwą w zatrudnieniu lub rezygnacją z niego, w związku z ciążą i macierzyństwem. Dzięki niemu przyszłe emerytury pobierane przez każdego z rodziców byłyby na zbliżonym poziomie lub co najmniej ich wysokość byłaby mniej zróżnicowana. W praktyce mechanizm ten polegałby na zsumowaniu składek emerytalnych odprowadzanych przez obydwoje rodziców, od momentu przejścia przez kobietę, przy pierwszej ciąży, na zwolnienie chorobowe związane z ciążą lub na urlop macierzyński, do momentu złożenia wniosku o wypłacenie emerytury przez któregokolwiek z rodziców. Zsumowane składki za ten okres, na potrzeby obliczania wysokości emerytury, byłyby następnie dzielone na pół, a otrzymaną wartość uwzględniano by przy wyliczaniu emerytury za wskazany okres dla każdego z osobna. Mielibyśmy zatem do czynienia z czymś na wzór rozszerzonej wspólności majątkowej o składki emerytalne. Aby uchronić się przed patologicznymi sytuacjami, w których ojciec dziecka np. uchylałby się od pracy, można byłoby wprowadzić zastosowanie tego rozwiązania jedynie w tych przypadkach, w których suma składek odprowadzonych na konto emerytalne ojca dziecka w interesującym nas okresie, byłaby wyższa niż suma składek odprowadzonych na konto emerytalne matki.

Oczywiście przedstawiono tu jedynie zarys propozycji zmian, które podlegałyby dopracowaniu przy ewentualnych pracach legislacyjnych. Sama koncepcja wydaje się być jednak godna uwagi. Co równie istotne, niezależnie od aspektu ekonomicznego, „wspólna emerytura” mogłaby stanowić ważny czynnik podkreślający wartość wychowania dzieci i związanej z tym pracy, a zarazem zaprzeczający negatywnym stereotypom związanym z postrzeganiem osób podejmujących tego rodzaju aktywność jako „osób bezrobotnych” lub „nierozwijających się”. Niewykluczone, że rozwiązanie to stanowiłoby przy okazji czynnik wzmacniający wzajemną relację między małżonkami. W sytuacji bowiem, w której emerytura jednego z małżonków jest znacznie niższa, istnieje większe prawdopodobieństwo, że stanie się on w jakimś stopniu uzależniony finansowo, a nawet narażony na przemoc ekonomiczną ze strony współmałżonka pobierającego wysokie świadczenie. Z kolei w braku znaczącej dysproporcji w wysokości świadczeń, obydwoje małżonkowie byliby w większym stopniu od siebie zależni (a zarazem niezależni) finansowo, zaś suma ich emerytur pozwalałby na egzystencję na wyższym poziomie obojgu beneficjentom, prowadzącym wspólnie jedno gospodarstwo domowe. Dodatkowym atutem tego „wspólnej emerytury” jest fakt, że nie stanowiłaby ona obciążenia finansów publicznych, co może być ważnym argumentem przy podjęciu decyzji o wprowadzeniu jej w życie.

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!