Felietony

Nasza sybiracka rzeczywistość jaką chcę państwu ukazać w załączniku bardziej przypomina mi PRL-bis niż III Rzeczpospolitą Polską – list do redakcji

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Szanowna Redakcjo mój życiorys sięga tak okrutnego miejsca jakim był stalinowski łagier, to też tamten epizod mojego życia związany z sybirem wciąż był czymś w rodzaju kuli u moich nóg, wręcz nieustanną moją winą zupełnie niezawinioną. Z tego też powodu doświadczałem wielu udręk w czasach PRL-u. Gdyż nieraz zdarzało się że poprzez zapomnienie, lub od niechcenia, czy też ze zwykłej irytacji ujawniałem publicznie swój syberyjski życiorys i automatycznie poprzez taki fakt nabawiałem się mniej lub bardziej poważnych szykan, wykluczenia społecznego, ostracyzmu a wręcz i represji. A przecież, tak jak niegodnym a wręcz nieprawdopodobnym byłoby aby wymagać od ofiary obozu hitlerowskiego gloryfikacji faszyzmu, tak też i od byłych stalinowskich łagierników nie sposób wymagać ani zmuszać do gloryfikacji komunizmu.
-Pierwszy taki epizodzik spotkał mnie tuż u progu mojej pełnoletności. Gdzie podczas kontynuacji praktycznej nauki zawodu w 1963 r. w szczecińskim SPBM nr1 instruktor nauki zawodu uczynił ze mnie taką czarną owcę i obiekt pośmiewiska przed pozostałymi kolegami. A pretekstem tej dyskryminacji z powodów politycznych, było to, iż z pozycji Sybiraka, wychowanego w dość licznej rodzinie Sybiraków, dość niepochlebnie odniosłem się do PZPR-u i wszystkich towarzyszy, gdy tenże namawiał mnie do przyjęcia łatwiejszego życia w szeregach jego partii. –Po kilku miesiącach takich jawnych szykan, w dzisiejszych czasach mobbingiem zwanych, przeniosłem się do innego instruktora zawodu i tamten zauważał we mnie normalnego a wręcz wyróżniającego się ucznia zawodu. Tam wraz z innym uczniem także z syberyjskim życiorysem, odnosiliśmy się całkiem oficjalnie do swoich, widzianych z perspektywy naszych życiorysów wpływających na poglądy polityczne i instruktor zawodu z powodu naszych osobistych poglądów nie czynił nam żadnego wstrętu.

Następnej znacznie boleśniejszej przykrości jaka mnie spotkała z powodu mojej znajomości syberyjskich realiów, doznałem w 1966 r. podczas odbywania służby wojskowej w Stargardzie Szczec. w J.W. 3453. Bowiem to wówczas do miasta Stargardu Szcz. przybyła załoga rudego wraz z czołgiem i psem, a 1 batalion z mojej jednostki wojskowej miał za zadanie utworzenia czegoś w rodzaju kordonu oddzielającego czołg i resztę „bohaterów” serialu filmowego od tłumnie zgromadzonych mieszkańców miasta. Lecz dla mnie Sybiraka, wychowanego wśród rozległej rodziny Sybiraków i w ogóle pośród społeczności sybirackiej, fabuła tego filmu była nie tylko zaprzeczeniem a wręcz jednoznacznie bolesną obrazą tamtych faktów ludobójstwa i nieludzkiego wręcz traktowania Sybiraków na obszarach ZSSR. Gdyż w tak żałosny sposób kłamstwem usiłowano wówczas zakłamywać tamtą okrutną rzeczywistość. Społeczność sybiracka z ogromnym oburzeniem przyjęła skandal szyderstwa z martyrologi naszego narodu na sybirze, lecz z powodu zamordyzmu nie mogła głośno wyrazić swojej opinii. -Podczas tamtejszej akcji zabezpieczania imprezy pomiędzy kolegami podzieliłem się swoim spostrzeżeniem jakże potwornego zaprzeczenia filmowej fabuły, z bardzo dobrze znaną mi z życia Sybiraków okrutną rzeczywistością jakiej deportowani doświadczyli w sowieckiej niewoli. –Więc w dość krótkim czasie, po wizycie owych filmowych „bohaterów” szerzących kłamliwą propagandę także i poza ekranami, moja sytuacja w szeregach armii zmieniła się raptowne o 180 stopni.

Tak jak wcześniej stawiany byłem za wzór kolegom za właściwe morale. Nawet z tego powodu w nagrodę zostałem wyznaczony do udziału w wielkiej defiladzie wojskowej w Warszawie na tysiąclecie Państwa Polskiego, tak wkrótce po byłej wizycie pancernych w Stargardzie widziano we mnie już tylko wszystko to co najgorsze chociaż moje morale i prawość nie zmieniły się ani na jotę aż po dzień dzisiejszy. Jako tego rzekomo najgorszego, mnie jedynego z 1 batalionu wysłano karnie wraz z 2 bat. na zimowe ćwiczenia poligonowe. Tam podczas poligonowych manewrów mój bezpośredni dowódca ze świadomą premedytacją doprowadził do mojej kontuzji. Świadkowie tamtego zdarzenia oznajmili mi że w razie czego mogą poświadczyć. Jednak po kontuzji rannemu, ani bezpośredni sprawca kontuzji, ani nikt z kadry 2 bat. nie zainteresował się moim stanem zdrowotnym, bowiem nie otrzymałem żadnego zabezpieczenia przeciwbólowego ani przeciwzakaźnego. Całe popołudnie i całą noc aż do następnego dnia cierpiałem boleśnie w żołnierskim namiocie. Nikt z kadry zawodowej nie zainteresował się stanem rannego żołnierza. Świadkami tego zdarzenia było wielu nieznanych mi dzisiaj z nazwisk żołnierzy, gdyż pochodziłem z zupełnie innej kompanii i z innego batalionu. Wina porucznika była w tym wypadku ewidentna. A pomimo to dow. bat. 1 przyrzekł mi że gdy będę próbował upomnieć się o naświetlenie sprawy swojego okaleczenia, to on jest władny oskarżyć mnie o samookaleczenie się i przyczynić do skazania za takiego rodzaju formę dezercji. Tak że od tamtej wizyty czterech pancernych w Stargardzie, aż do końca służby wojskowej posiadałem piętno tego najgorszego. Do tego stopnia zostałem wykluczony że nie otrzymałem awansu za udział w defiladzie tysiąclecia podczas gdy cały stan osobowy biorący udział w tym historycznym wydarzeniu je otrzymał. Nie poinformowano mnie ani nigdy nie dostarczono mi pilnego telegramu będącego jednocześnie powiadomieniem i zaproszeniem na ślub siostry.

Kolejna represja dotknęła mnie z powodu mojego syberyjskiego życiorysu w szczecińskim KB0-1, byłego SPBM-1, gdzie powróciłem do pracy po odbyciu służby wojskowej. 0tóż w tym Kombinacie budowlanym zaistniała taka możliwość, że każdy pracownik który posiadał pełnoprawne członkostwo w spółdzielni mieszkaniowej i oczekiwał na przydział, miał możliwość po godzinach pracy odpracować wkład na to mieszkanie spółdzielcze, wraz z możliwością dość krótkiego terminu otrzymania tegoż mieszkania. Jednak ja posiadając za sobą kilkunastoletni staż pracy i całkowicie odpracowany dodatkowy wkład mieszkaniowy, dość długo nie mogłem otrzymać obiecanego mieszkania. Natomiast znany mi pracownik o identycznych kwalifikacjach, po zaledwie dwu latach zatrudnienia takie mieszkanie otrzymał bez najmniejszej zwłoki a tuż po otrzymaniu mieszkania zwolnił się z pracy co było dla mnie nie do przyjęcia. Lecz w Radzie Zakładowej do której zwróciłem się o jakieś sprostowanie według jakiego to kryterium mieszkania są przyznawane, oznajmiono mi że owemu pracownikowi z całą poprawnością należało się pierwszeństwo gdyż on jest członkiem ZMS-u. Wówczas to oświadczyłem że jeżeli mam się licytować o to kto powinien być przychylniej potraktowany to zapewne są nimi Sybiracy którzy za swoje zasługi wobec naszej ojczyzny byli całymi rodzinami deportowani na masową zagładę. Powiedziałem co z pozycji Sybiraka poszkodowanego na zdrowiu w sowieckiej niewoli tylko za to że jest Polakiem, sądzę o tym całym ich ZMS-ie i o PZPR-ze i o wszystkich towarzyszach i towarzysko podobnych. Udowadniając że to raczej Sybiracy skazani na deportację z powodu swoich zasług wobec II Rzeczypospolitej Polskiej, powinni być w naszym kraju bardziej honorowani niż jacyś tam ZMS-owcy. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo w dość krótkim czasie po tym incydencie w 1975 roku otrzymałem wypowiedzenie pracy z powodu redukcji etatu. Jednak powołanie się zakładu pracy na redukcję etatu, było tylko żałosną kpiną, ponieważ kilkadziesiąt dni wcześniej pragnąłem wykorzystać zaległy urlop z poprzedniego roku, lecz z braku zastępcy na etacie majstra budowy otrzymałem odpowiedź odmowną. Także opinia z miejsca pracy jaką kadry KB0-1 mi wystawiły była bardzo pochlebna, a przecież pracowników z aż tak pozytywną opinią raczej z powodu redukcji etatu się nie zwalnia z pracy.

Po zwolnieniu z pracy w KBO przyjąłem się do Pracowni Konserwacji Zabytków na Podzamczu w miejsce kogoś kogo zwolniono z pracy za notoryczne pijaństwo. Nawet dobrze się złożyło ku radości pani personalnej z Działu Kadr, gdy okazało się że jestem budowlańcem bez trunkowym. Bowiem dożywotnie dolegliwości zdrowotne jakich doznałem u progu swego życia na sybirze nie pozwalają mi spożywać wielu rodzajów potraw, a w tym kategorycznie pić żadnych napojów alkoholowych. Niestety ale w ciągu zaledwie niewielu dni zmartwiona personalna oznajmiła mi w pełnej dyskrecji, abym uprzedzająco złożył podanie o zwolnienie z pracy gdyż ona zmuszona jest w trybie pilnym wystawić mi wypowiedzenie zatrudnienia. Identycznie podobnie odbyło się w Zakładzie Remontowym S0WI przy Rzeźni na Wendy 1 w kolejnym miejscu zatrudnienia. Także musiałem w podobny uprzedzający sposób złożyć tam podanie o zwolnienie z pracy.

Następnie zatrudniłem się w SPBP ul. Storrady i pracowałem tam kilka miesięcy aż do zakończenia powierzonego mi zadania, czyli do odbioru prowadzonego przeze mnie zespołu obiektów. Jednak wraz z zakończeniem powierzonego mi zadania, kierownik odcinka robót posądził mnie publicznie o rozpijanie pracowników budowlanych?!? Temu naprędce wydumanemu pretekstowi zdecydowanie zaprzeczył mój bezpośredni przełożony kierownik budowy, gdyż on doskonale znał podwładnego i wiedział że jestem całkowitym abstynentem. Bo nie tylko alkoholu w każdej jego najmniejszej postaci ale i wielu innych potraw od zawsze jak siebie pamiętam nie mogę spożywać z powodu ostrych dolegliwości trawiennych doprowadzających mnie w moich dziecięcych latach nieraz aż do utraty przytomności co zafundowano mi w niewoli. Wówczas zorientowałem się że to jakże chybione haniebne i naprędce skonstruowane posądzenie, było jedynie miernym pretekstem do zwolnienia bo równolegle z zakończeniem budowy i oddaniem odcinka zadania otrzymałem wypowiedzenie zatrudnienia w SPBP. -Mając na uwadze ciąg powyższych jakże poniżających zdarzeń nie starałem się już szukać zatrudnienia w państwowych zakładach pracy, wiedząc że przeciwnicy nie popuszczą Sybirakowi za jego zbyt wyrazistą postawę. A poskarżyć się mogłem w tamtych czasach niestety tylko Panu Bogu. Dlatego założyłem swoją własną działalność rzemieślniczą aby uwolnić się od podobnych represji. Lecz podczas własnej działalności z kolei dręczono mnie nieustannymi, uciążliwymi i częstymi, aż do bólu drobiazgowymi lustracjami z ramienia Miejskiego Urzędu Finansowego, tak jak żadnego innego rzemieślnika a znałem wówczas mnóstwo rzemieślników. Wprawdzie nigdy żadnego nadużycia u mnie nie wykryto a pomimo to nieustannie przez szereg lat dręczono pilnymi wezwaniami rozliczając za każdym razem co do grosika.

Próbowałem także zrzeszyć się w Spółdzielniach Rzemieślniczych, początkowo w Spółdzielni „Budowa”, następnie w „Budometalu” a także w Gryfinie w „Wielobranżowej”, gdyż w tych spółdzielniach zrzeszeni byli tak zwani wprowadzający, którzy znali mnie osobiście wraz z moją nienaganną osobowością, jednak w każdej z tych Spółdzielni, właśnie tylko mnie odmawiano prawa zrzeszenia się. Wobec innych rzemieślników mających za sobą członków wprowadzających nie stosowano właściwie żadnych przeszkód. A rzemieślnik niezrzeszony, zgodnie z ówczesnymi przepisami, trwał nieustannie w pozycji nędznej wegetacji. Bowiem bezwzględne pierwszeństwo w podjęciu zleceń przysługiwało firmom państwowym, w następnej kolejności zrzeszonym w spółdzielniach a w końcu niezrzeszonym, czyli praktycznie nigdy. –Dopiero po przemianach w 1989 roku uciążliwe lustracje Urz. Fin. Ustały tak jakby ręką odjął, chociaż działalność swoją prowadziłem aż do przejścia na przedwczesną rentę chorobową w 1998 roku, spowodowaną dożywotnimi niedomaganiami zdrowotnymi doznanymi w początkowej fazie życia na sybirze. Jednak tamte dolegliwości powodowane ostracyzmem w PRL-u, dotykały nie tylko mnie osobiście, głęboko dotykały także i moją rodzinę, żonę i dzieci, co miało znamiona zbiorowego upokarzania. Tak szczerze mówiąc wolałbym aby esbecy zbili mnie wówczas na kwaśne jabłko za przekazywanie prawdy o sybirze. Bolałoby niewątpliwie mocno, ale przynajmniej nie tak długo, jak poprzez takie systematyczne psychologiczne długotrwałe uderzanie tym razem w całą moją rodzinę.

Moja ciocia Sybiraczka Agnieszka Szpecht za publiczne odniesienie się do swojego syberyjskiego życiorysu nabawiła się strasznych kłopotów z UB tuż po powrocie z sybiru i nie wiadomo jak by się to zakończyło gdyż nagle zmarła. Dlatego pozostała część mojej dość rozleglej sybirackiej rodziny do końca swojego życia ze strachu nabrała wody w usta i trzymając język za zębami, poza domem milczeli niczym grób na temat swojego syberyjskiego życiorysu, tak jak całe tamto milczące pokolenie. Choć powrót z sybiru do 0jczyzny traktowaliśmy początkowo niczym dar Niebios to jednak ówczesna administracja państwowa czyniła wszystko aby tak nie było. Pomimo tego że w niewoli znajdowaliśmy się nierzadko w tragiczniejszym położeniu i okolicznościach niż więźniowie obozów hitlerowskich, to jednak 0jczyzna była nam wykluczonym Sybirakom przez długie lata jedynie złą macochą. No i w pewnym sensie wobec mnie jest nią aż do dzisiaj. Czymś jakoby na wzór PRL-u bis.
. Zapewne nie przedstawiałbym redakcji tamtej ponurej przeszłości PRL-owskiej która nigdy i nigdzie nie powinna zaistnieć ani się wydarzyć, gdyby macki byłych służb nie sięgały głęboko aż poza 1989 rok. Bowiem nadal dosięgają mojej osoby. Gdy garstka moich krewnych, Anna Raczyńska-moja mama, Stefania Woniakowska-ciocia, Maria Perłowska-kuzynka, Kazimierz Szpecht, Mieczysław Szpecht i Jan Szpecht-kuzyni, którym udało się jakoś szczęśliwie dożyć do lat dziewięćdziesiątych, na podstawie Ustawy z dnia 24 stycznia 1991 r. o Kombatantach oraz niektórych osobach będących ofiarami represji wojennych i okresu powojennego otrzymali uprawnienia do renty wojennej z powodu utraty zdrowia w sowieckiej niewoli. Ponieważ tam na sybirze poprzez nieludzkie ekstremalne warunki bytu, w ramach masowej eksterminacji systematyczne odbierano deportowanym ludziom zdrowie, odbierając właśnie w ten sposób masowo życie przy pomocy tak nieludzko ekstremalnych warunków. Jedynie mnie spośród najmłodszych dzieciątek z rodziny szczęśliwie udało się jakoś tamto okropieństwo przeżyć, gdyż ginęły tam nawet całe wielopokoleniowe rodziny bezpotomnie, czyli WSZYCY. A jednak wyłącznie w moim przypadku wręcz brutalnie i z pełną premedytacją dokonano segregacji i oddzielono mnie od pozostałych moich krewnych Sybiraków i pomimo tego że będąc wówczas niemowlęciem i zostałem najbardziej spośród krewnych zdrowotnie poszkodowanym w niewoli, to w 1998 r. „wybitni” specjaliści szczecińskiego ZUS-u uznali Decyzją odmowną Rp. 0ZIW-375231 z dnia 20.11.1998 r. wręcz „uczenie” że absolutnie nic mi tam w niewoli na zdrowiu zaszkodzić nie mogło. Po moim odwołaniu się ponownie Decyzją odmowną z dnia 13.12.1998 r. uznano że nic mnie w niewoli zaszkodzić na zdrowiu nie mogło. I podjęto tak kontrowersyjną decyzję pomimo faktu że decydenci z tego samego 0ddziału ZUS-u przyznający mi we wcześniejszym okresie przedwczesną rentę chorobową bez najmniejszych wątpliwości stwierdzili że do moich przewlekłych choróbsk bezwzględnie przyczyniły się nieludzkie warunki w niewoli zafundowane, które dopadły mnie w wieku niemowlęcym, włącznie z moim życiem prenatalnym w tak ekstremalnych warunkach.

Zapytany przeze mnie zusowski przedstawiciel jednoosobowej komisji, dlaczego aż tak bardzo zostałem skrzywdzony. Że jest to jawna forma ostracyzmu, gdyż to ja zostałem najbardziej poszkodowanym spośród swoich krewnych, którym udało się jakoś szczęśliwie przeżyć syberyjską niewolę. To ów przedstawiciel ZUS wyznał mi wprost że taka a nie inna decyzja, niestety nie od jego woli zależy i zapewniał że nie z jego inicjatywy została podjęta. Wyznał że w przypadku mojej sprawy jest zupełnie bezradny i dlatego że aż za dobrze zna gehennę jakiej w niewoli doświadczyli Sybiracy może mi tylko głęboko współczuć. Z postawy jego ogromnego zażenowania można było z łatwością wywnioskować że został do tego procederu zobligowany, przymuszony. Tak się przypadkowo zbiegło że w tym samym 0ddziale ZUS złożył także wniosek o prawo do przyznania renty wojennej Edward Kowalski z powodu rzekomej utraty zdrowia na sybirze, były wysoki funkcjonariusz w stopniu podpułownika w strukturach SB (Sygnatura: IPN Sz 0019/6359). Mężczyzna zdrowy i niezwykle prężny psychomotorycznie, zdolny przez całe życie do pełnienia wszelkich zadań nadzwyczajnych w swoim “rzemiośle” przez ZUS został uznany za kompletnie zniszczonego zdrowotnie podczas pobytu na sybirze. A przecież musiał posiadać nieustannie zdrowie przysłowiowego tura, aby wyrąbać sobie drogę od szeregowca aż do podpułkownika. Wprawdzie pan Edward Kowalski, gdy publicznie wydało się że jest byłym ubekiem i to w tak wysokiej randze, zapewniał nas Sybiraków że z pobytu w ZSRR przybył w 1945 r. do Polski. Ale Sybiracy wiedzą swoje, wiedzą doskonale powołując się na własne doświadczenie że z syberyjskiej deportacji wracano do kraju dopiero w 1946 r. Natomiast w 1945 r. owszem przybywali z terytorium ZSRR, lecz zupełnie innego rodzaju osobnicy. I tak w porównaniu do wspomnianego podpułkownika, zostałem w tym samym ZUS-ie w jednej chwili cudownie uzdrowiony gdyż powyższe decyzje były oparte o podłoże polityczne a nie medyczne, mocno uchybiające godności urzędu co ni jak nie ma się do zapisów Konstytucji. Bowiem ja jestem chorującym nieustannie od chwili urodzenia na szereg dolegliwości. A bóle mojego układu pokarmowego były tak intensywnie silne w dzieciństwie i we wczesnej młodości że aż powodowały częste zemdlenia.

W związku z powyższym ostracyzmem zastosowanym przez układ zamknięty PRL-owskich powiązań łamiącym wszelkie standardy ludzkiej przyzwoitości, postanowiłem poddać się zupełnie niezależnemu wszechstronnemu procesowi specjalistycznych i szczegółowych badań prowadzonych w ramach programu badań następstw zdrowotnych u ofiar represji politycznych, bowiem programu zaleconego i afirmowanego przez Unię Europejską. Jest to program badań następstw zdrowotnych u ofiar represji politycznych przeprowadzany w Szpitalu Uniwersyteckim Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego 0ddział Kliniczny Kliniki Psychiatrii Dorosłych Przychodni dla 0sób Prześladowanych ze Względów Politycznych. 0rzeczenie specjalistyczne tamtego badania jednoznacznie potwierdza że badany Kazimierz Raczyński cierpi na szereg dolegliwości pozostających w bezpośrednim związku z urazami nabytymi podczas deportacji w ZSRR. Sąd 0kręgowy w Szczecinie jest w posiadaniu kopii szpitalnego 0rzeczenia z krakowskiej kliniki. A więc tym samym w odniesieniu do 0rzeczenia szpitalnego Szpitala Uniwersyteckiego, spreparowanie odpowiedniej Decyzji przez ZUS szytej zbyt grubymi nićmi już samo w sobie posiadało znamiona czynu zabronionego, od którego jako poszkodowany odwołałem się do Sądu 0kręgowego w Szczecinie. A sąd z nieznanych mi dotychczas przyczyn usłużnie przychylił się do jakże kontrowersyjnej decyzji ZUS-u. Właściwie mając za sobą przeszłość osobnika szczególnie niepoprawnego w kwestii zmagania się o prawdę o syberyjskiej niedoli naszych rodaków, nadal obawiałem się ataku takiej wielu poziomowej przemocy instytucjonalnej zadawanej także i w III RP. Gdyż biegły sądowy tuż na przywitanie z rubaszną wręcz ironią i swadą, w kontekście zupełnie całkowicie oderwanym od terminów medycznych, zapytał mnie dlaczego dopiero teraz po koniec lat dziewięćdziesiątych zwracam się o prawo do zadośćuczynienia za odebrane zdrowie, skoro zdrowie rzekomo miałem utracić dość dawno bo w połowie lat czterdziestych?! Zorientowałem się w tamtym momencie że jest to specjalne zlecenie na mnie, tak jak i na innych mnie podobnych Sybiraków, gdyż już wówczas słyszałem o takim bezprawnym procederze wobec niepokornie poszukujących prawdy stosowanym. Bo i „badania lekarskie” przez biegłych przeprowadzane polegały wyłącznie na moim uskarżaniu się na poszczególne dolegliwości i ich słowne negowanie przez biegłych.

Z tego powodu aż po dzień dzisiejszy jako powód zmagam się ze szczecińskimi Sądami 0kręgowym i Apelacyjnym i ogólnie z wymiarem niesprawiedliwości także szczebla centralnego, włącznie z biurem Rzecznika Praw 0bywatelskich. Bo posiedzenie Sądu 0kręgowego do którego jako powód się odwołałem od decyzji ZUS-u odbyło się w dziwnie tajemniczych dla powoda okolicznościach i uzasadnienie wyroku także wciąż pozostaje przed powodem w tajemnicy. Tak że przez szereg lat jako powód nie miałem żadnej wiedzy iż odbyło się jakieś posiedzenie sądu w sprawie mojego odwołania od Decyzji ZUS i że zapadł wówczas tak niesprawiedliwy wyrok. A przecież gdyby sąd pragnął wydać prawidłowy i zrozumiały wyrok musiałby szczerze i dogłębnie ustosunkować się do argumentów każdej ze stron procesu. Musiałby te argumenty racjonalnie zreferować w obecności powoda lub jego pełnomocnika a następnie rzetelnie uzasadnić z jakich powodów je akceptuje, bądź uzasadnić z jakich powodów je odrzuca. Moim zdaniem mamy tutaj do czynienia z uznaniową rolą sądu trzymającego wyłącznie stronę pozwanego czyli ZUS-owskiej decyzji. Zapewne werdykt o orzeczeniu sądu, że niby nic mnie na zdrowiu w łagrze rzekomo zaszkodzić nie mogło zapadł znacznie wcześniej i dlatego wszystko owiane jest jakąś mgłą tajemnicy. A przecież każda instytucja która w pełni przyzwala na zabroniony czyn jakiego dopuścił się wobec powoda ZUS, także tym samym z mocy prawa przyjmuje na siebie dokonanie czynu zabronionego. Dlatego przy każdej zmianie prezesa RPO ponownie odwołuję się do tegoż urzędu, który to ów Urząd dosłownie usiłuje dzielić przysłowiowy włos na czworo aby tylko nie uznać mojej skargi na szczeciński 0ddział ZUS i na szczecińskie Sądy – ostatnie pismo PRO III.7061.83.2014.KD z dnia 09.08.2017 r. Gdyż wciąż od 1998 roku zmagam się o przyznanie statusu ofiary stalinowskich łagrów uprawniającego mnie do renty wojennej, a takie pełne złośliwości ciągłe odmowy i poniżającą segregację, jakich od wielu lat doświadczam, poprzez odsyłanie się mnie od przysłowiowego Annasza do Kajfasza. I to dzieje się w czasie gdy jako powód znajduję się w tak kiepskim stanie zdrowia, że dość często nie pamiętam czy przed chwilą przyjąłem leki, jakże bardzo muszą boleć. Gdyż tylko pomiędzy bajeczki można włożyć załgany mit jeszcze z okresu peerelu zaczerpnięty, że w sowieckich łagrach masowej zagłady nic na zdrowiu takiemu jak ja niemowlęciu nie mogło zaszkodzić. A przecież właśnie poprzez takie postępowanie we wręcz niebywale kłamliwy i karygodny sposób z instytucji konstytucyjnych organów państwa III Rzeczypospolitej Polskiej usiłuje się w rażąco sztuczny sposób zaniżać ogrom martyrologii dokonanej na naszym narodzie na sybirze i poprzez całą Golgotę Wschodu. Są państwa które w sztuczny sposób zawyżają ogrom martyrologii swoich obywateli podczas II wojny światowej i okupacji, aby poprzez tak obrzydliwą nieuczciwość coś na tym ugrać. Natomiast wspomniane organa naszego państwa martyrologię naszych rodaków wręcz nieuczciwie zaniżają poprzez różne manipulacje, aż do czynów zabronionych w tej kwestii się posuwając, co też jest swojego rodzaju obrzydliwością. Bowiem oprócz tego rodzaju i sposobu zaniżania martyrologii jakim są cudowne uzdrowienia ofiar niewoli jakich ocaleni z sybiru doświadczają, można napotkać także i inne sposoby zaniżania ogromu martyrologii także mające znamiona czynów niegodnych a nawet czynów zabronionych. Bo jeżeli ktoś uważa, że jego zdaniem w stosunku do ludzi przeznaczonych w obozach, czy łagrach masowej zagłady na bezwzględną i męczeńską śmierć przez całkowitą utylizację, w zasadzie absolutnie nic nie mogło wpłynąć na zdrowotność deportowanych ofiar, to albo głosi wyłącznie denną demagogię. Albo świadczy o tym, że sam ma poważne kłopoty zdrowotne z odpowiednimi organami, głównie odpowiedzialnymi za myślenie. Gdyż nawet na tak zwany chłopski rozum to tylko jakimś cyborgom zapewne nic by nie mogło w tak okrutnej niewoli na zdrowiu zaszkodzić.

Było to redakcjo pierwsze w życiu i daj Panie Boże aby ostatnie moje spotkanie z tak przewrotnym sądownictwem. Bo z analizy kolejnych sądowych Postanowień wynika, że orzekający sędziowie absolutnie nie przywiązywali uwagi do mojej sprawy i bagatelizując mój pozew nigdy nie analizowali ani pozwu ani akt. Taki fakt można stwierdzić na podstawie wpisu do każdego kolejnego petitum. –A ponieważ wciąż nieustannie domagałem się od sądu sprawiedliwego podejścia do rzeczy, to aby mnie tak doszczętnie zdołować, stwierdzono ad hoc że przebywałem w obozie hitlerowskim. Przecież jako osoby prawne, nie mogli aż w tak rażący sposób orzekać w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej, twierdząc że byłem w obozie hitlerowskim? – Sygn. akt VII U 1755/08. Natomiast sędziowie orzekający moje zażalenia na owo powołanie się na hitlerowski obóz, aż do dzisiaj nie wskazali z jakich to źródeł sąd czerpał informacje o obozach hitlerowskich na sybirze. Takie stwierdzenie jest obraźliwe i można na tej podstawie wytknąć kolejnym SSO lekceważenie powoda i w tym przypadku godzi się w niezawisłość takiego 0rzeczenia, gdyż kolejny SSO nie tylko popełnia błąd w ustaleniu faktycznym, lecz działa z obrazą przepisów prawa, jak i zaprzecza świadomości że sprawiedliwość należy się każdemu, że prawo (z Konstytucją włącznie) jest dla wszystkich i dla każdego, także i dla Sybiraka który usilnie zmagał się o zaistnienie prawdy historycznej w przestrzeni publicznej. A ponieważ z powodu wypadku komunikacyjnego, od 2001 r. cierpię na poważną i trwałą ułomność pamięci co stwarza także zaburzenia w komunikacji między ludzkiej, a tym samym moje skargi i zażalenia brzmią w swej treści także dość ułomnie i nieporadnie. Więc gdy ktoś zupełnie przypadkowy, znający się perfekcyjnie na pismach sądowych litościwie pochylił się nad moją niedolą i wręcz precyzyjnie napisał mi zażalenie. To sędzia Sądu Apelacyjnego Z. Rybicka-Szlibel, jak wynika z dokumentów, nomen omen ta sama sędzia która dnia 20.12.1999 r. wydała wyrok Sygn. akt VII U 4366/99 w sposób zaoczny i potajemny, potwierdzając owym orzeczeniem wydumany mit Zusowskiego decydenta że jakoby nic mi na zdrowiu w sowieckiej niewoli zaszkodzić nie mogło. W odpowiedzi na zażalenie owego wyroku, który ongiś sama wydała, wręcz z powoda zakpiła w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej, twierdząc – Sygn. akt III Auz 108/09, że wcale nie jest aż tak źle z moją pamięcią, skoro dość rzeczowo napisałem swoje zażalenie?! Tym samym do długotrwale trwającej przemocy instytucjonalnej dodając także przemoc psychiczną. Pragnę zaznaczyć że jestem w takim trudnym stanie zdrowotnym że zazwyczaj nawet nie pamiętam czy przed chwilą przyjąłem leki i dlatego pośród mojej bezradności z taką łatwością sędziowie z taką łatwością górują nade mną. I tak kolejni SSO, SSA i SSR poprzez kolejne 0rzeczenia naruszają moje prawo Konstytucyjne zawarte w art. 30, 31 pkt. 1 z wz. z art. 32 pkt.

Prezes Sądu 0kręgowego pismem -IX W-0510-406/12 Sk. z dnia 03.12.2012 r. także uznał, że powód niepotrzebnie do niego się odwołuje ze skargą, gdyż Sąd jego zdaniem postąpił zupełnie słusznie, w pełni aprobując ZUS-owską fikcję o tym że nic mi w tak strasznej niewoli na zdrowiu zaszkodzić nie mogło, chociaż szczeciński ZUS zaplątany był wówczas w dość głośne afery. 0dniosłem wówczas takie odczucie że prezesowi Sądu zabrakło determinacji i staranności a nawet zwykłej ludzkiej przyzwoitości, zupełnie bezsensownie popierając nielogiczność sentencji wydanego wyroku że jakoby nic mi nie mogło na zdrowiu zaszkodzić podczas pobytu w niewoli. Prezesowi absolutnie nie przeszkadzało to że Sąd wymyślił bajeczkę o obozie hitlerowskim? Dlatego nie bez znaczenia jest fakt że od kilkunastu lat trwa to postępowanie co już od dawna spełnia warunki nieuzasadnionej przewlekłości. I jak z powyższego wynika, macki byłych służb PRL-u sięgają głęboko poza 1989 rok i wciąż nic nie stanowi dla nich w tej kwestii żadnej granicy. -Zwracałem się także z prośbą o podanie pomocnej dłoni do Ministerstwa Sprawiedliwości w kwestii takiego stronniczego traktowania przez sądy. Lecz Wydział Skarg i Wniosków pismem BM III -051-3239/08/R z dnia 11.06.2008 r. także w podobny sposób mnie potraktował, twierdząc że dalszą korespondencję w tej sprawie należy uznać za bezcelową?! Prokuratura Krajowa pismem PK IV Sn 782.2018 z dnia 19.10.2018 r. na złożoną Skargę Nadzwyczajną także oznajmiła że ”(…) w ww. sprawie, w której stwierdzono brak podstaw do wniesienia żądanego środka, zostanie pozostawione bez biegu, o czym nie zostanie Pan zawiadomiony odrębnym pismem.” Zupełnie lekceważąc wynik specjalistycznych badań przeprowadzonych przez Szpital Uniwersytecki, tym samym łamiąc wszelkie standardy ludzkiej przyzwoitości. A więc zarówno korporacja wymiaru sprawiedliwości jak i organa ścigania nadal nie chcą dostrzec czynów zabronionych przez ZUS przed wielu laty dokonanych i tamtejsze niesprawiedliwe wykluczenie powoda wciąż zamiata się pod przysłowiowy dywan. Z ogromną trwogą spodziewałem się takiego wykluczenia w 1998 r. gdyż nasze konstytucyjne instytucje zazwyczaj obsadzone były wówczas jeszcze przez strukturę licznych urzędników afirmujących zbrodniczy stalinizm, ale to że i w 2018 r. od Prokuratury Krajowej nadal czegoś tak niegodnego doświadczyłem jest zupełnym nieporozumieniem. Bo gdy oni wszyscy mądralińscy mogli sobie normalnie żyć i funkcjonować, zawodowo i społecznie awansować, to my ocaleni z okrutnej kaźni syberyjskiej wówczas musieliśmy zmagać się ze swoimi chorobami i zdrowotnymi niedomaganiami w niewoli dożywotnio nabytymi. A będąc dzisiaj na nędznych rencinkach czy na emeryturkach przyszło nam trwać na nieustannym poszukiwaniu promocji i upustów cenowych w handlu aby jakoś przeżyć. A o leczeniu i rehabilitacji chorób ongiś przywleczonych z sybiru możemy tylko sobie pomarzyć. 0d zawsze cierpiałem na różne schorzenia utrudniające codzienne życie, w tym także na mocny ból kręgosłupa. Z tego powodu podczas szkolnego wuefu nawet stałem się zupełnie niesłusznie pośmiewiskiem kolegów gdyż moja dolegliwość zafundowana w niewoli trwa dożywotnio. Moje niedomagania z czasem stały się dosłowną udręką dlatego między innymi z powodu tego schorzenia otrzymałem rentę chorobową. Ta dolegliwość utrudnia mi codzienne życie tak że dość często staram się przed ruszeniem tramwaju wbić mocno w siedzenie jeżeli w pobliżu jest wolne, albo mocno zawisnąć rękoma na uchwytach, chroniąc w ten sposób swój niedomagający układ ruchowy przed zbędnym urazem. Dla przykładu w dniu 25.01.2000 r. wsiadłem do ósemki na Bramie Portowej jadącej w kierunku Basenu Górniczego. Ponieważ tramwaj natychmiast po moim wejściu ruszył dosłownie z kopyta, gdyż motorniczy prawdopodobnie zapragnął zmieścić się w cyklu świateł ulicznych, więc mocno zawisnąłem na uchwytach. Następnie szarpiąc wagonem na boki, tramwaj przejeżdżał przez cały splot rozklekotanych skrzyżowań torowych i rozjazdów szynowych a ja tym bardziej musiał dosłownie zwisać na ramionach aby całkowicie w takiej trudnej sytuacji się nie uszkodzić. Po przejechaniu niebezpiecznych dla mnie rozklekotanych wertepów rozjazdowych i skrzyżowań torów, przystąpiłem do czynności skasowania biletu który miałem przygotowany celem natychmiastowego skasowania ale kasownik nie zadziałał. Następny kasownik także był nieczynny. Jak się zorientowałem to kontrolerzy w tak krótkim międzyczasie unieruchomili wszystkie kasowniki w wagonie abym nie mógł przypadkiem skasować biletu przed skontrolowaniem. –Panowie nie róbcie sobie jakichś żartów z niepełnosprawnego człowieka oświadczyłem, gdyż ja w moim stanie zdrowotnym nie posiadam takiej fizycznej możliwości aby tak błyskawicznie skasować bilet, pokazując im legitymację rencisty, jako że miałem ją także tuż na podorędziu. Jednak oni otoczyli mnie dosłownie niczym hieny i uparcie zażądali dowodu osobistego. Nie byłem w stanie natychmiast spełnić ich natarczywego żądania bo nadal musiałem mocno oburącz przytrzymywać się uchwytów a dokument miałem umieszczony dość głęboko w odzieży, jako że był to wyjątkowo mroźny dzień. Wówczas zastraszając mnie gorączkowo próbowali dodzwonić się na policję, dlatego na chwilę puściłem się uchwytów sięgając po żądany dokument. I ten nieszczęsny incydent kosztował mnie unieruchomienia w chorobie aż na pół roku leżenia na łożu boleści. –Poczułem się w ten sposób w tramwaju w biały dzień dosłownie napadniętym, jakby to się stało co najmniej gdzieś w najciemniejszym zaułku. Dlatego cały obolały powracając powlekłem się zgłosić to gorszące zajście w komisariacie policji przy ul. Mazurskiej. Lecz dyżurujący policjant zamiast wysłuchać i przyjąć moje zgłoszenie i sporządzić notatkę, wyśmiał mnie wręcz szyderczo i rubasznie – panie jeździsz pan bez biletu i jeszcze masz pan do kogoś o to nieuzasadnione pretensje. –Nie po to tutaj do was z bólem i trudem się dowlokłem aby pan z mojej ułomności sobie pokpiwał, odpowiedziałem na odchodne gdy tamten z uporem nieuzasadnionej wyższości i jakiegoś dziwnego solidaryzmu ze służbami kontrolnymi, wzbraniał się przed przyjęciem ani nawet odnotowaniem mojego zgłoszenia. –Nazajutrz w biurze filii Zakładów wielobranżowych „Renoma” Sp. z.o.o. przy ul. Potulicka 54 mającego siedzibę w Gdańsku-0liwa Plac Dworcowy 2 zatrudniającym kontrolerów absolutnie nie uznano mojej skargi z tamtego bolesnego zdarzenia, nie uznano legitymacji rencisty wskazującej na moją niepełnosprawność, ani nie uznano legitymacji sybirackiej, ani kombatanckiej. Uznano tylko kwotę nałożonej kary. W ten sposób ukarano niepełnosprawnego obywatela, za to, że nie z własnej winy w niewoli zafundowano mu dożywotną niepełnosprawność. –Dlatego wówczas zwróciłem się ze skargą do Rzecznika Praw 0bywatelskich, opisując dość szczegółowo całe to dość przykre i zarazem bolesne zajście z kontrolerami, z urzędnikiem „Renomy” i z karygodnym potraktowaniem przez funkcjonariusza policji. I jak się okazało tylko po to się zwróciłem do RPO aby otrzymać zupełnie niedorzeczną odpowiedź. Więc poczułem się w konsekwencji ciągu tych dotkliwych zdarzeń, moralnie i psychicznie tak potraktowany, jakby kontrolerzy poturbowali mnie gdzieś w ciemnym zaułku. Przechodzący przypadkowo tamtędy funkcjonariusz policji dodatkowo kopnął bezładnie leżącego na ulicy a kolejny przechodzeń w randze urzędnika biura RPO, rzekomo moich praw obywatelskich mającego bronić, bezbronnie leżącego na trotuarze jeszcze dodatkowo obsikał. Pomimo faktu że ówczesny Zarząd Komunikacji Miejskiej pismem GP/994/6119/56/2001 z dnia 30.03.2001 r. przyznał mnie bezwzględną rację w tamtym bolesnym zdarzeniu to jednak RP0 stanowczo poparł karygodne zachowanie kontrolerów pismem RP0-486934-X04/MS. Miałem głęboką nadzieję że biuro RP0 wręcz pochyli się nad moją skargą i na jej podstawie podejmie także stosowne starania o to aby przyjęto prawny przepis o legitymowaniu niepełnosprawnych pasażerów w komunikacji zbiorowej wyłącznie w pozycji siedzącej, lecz niestety tak nie postąpiono. Dlatego po kolejnych przykrych doświadczeniach z biurem RPO, nieprzypadkowo dotyczących stanu niepełnosprawności zdrowotnej utraconej w niewoli, zauważyłem że owo biuro w obu przypadkach uchybiając godności urzędu zazwyczaj solidaryzuje się ze sprawcami nieprawości rozkładając nad nimi parasol a nie nad ich ofiarami. I jeszcze dodatkowo okazuje się że biuro RPO jest swoistym państwem w państwie i wręcz nie sposób na jego nieprawości się poskarżyć.
. Nie dość że od czasu swojego niemowlęctwa przez całe życie zmuszony byłem zmagać się z niedomaganiami zdrowotnymi nabytymi na sybirze, że musiałem zmagać się z poniżającą segregacją w okresie peerelu za nieustanne poszukiwanie prawdy o Golgocie Wschodu, to jeszcze wciąż muszę zmagać się z konstytucyjnymi organami państwa także i w III Rzeczypospolitej Polskiej, mając przeciwko sobie tego rodzaju konstytucyjne instytucje które już z samego założenia ustawodawcy powinny wspomagać i bronić obywateli przed każdym tego rodzaju rygorystycznym wykluczeniem. Mam taką nieodpartą nadzieję szanowna redakcjo że redakcja opisze ten chocholi taniec i będzie to ostatnia deska ratunku dla Sybiraków z rękojmi choćby prokuratorskich organów ścigania przed jakże uporczywą segregacją i wykluczeniem społecznym, gdyż w przeciwnym razie będzie naszym rodzinom, krewnym i znajomym, wstyd za stworzenie takiej swoistej hańbiącej formy apartheidu przez konstytucyjne organa w naszym rzekomo demokratycznym państwie. Bowiem jak przez szereg lat przypadkowo i systematycznie się dowiadywałem od Sybiraków podczas wyjazdów na 0gólnoświatowe Pielgrzymki Sybiraków na Jasną Górę i do Krajowego Sanktuarium Matki Boskiej Sybiraków w Grodźcu 0polskim i w innych okolicznościach. To odkrywałem wówczas wcale nieprzypadkowo, co nie było takie łatwe gdyż tamto stłamszone ostracyzmem pokolenie tak łatwo się nie otwierało przed nieznanymi, że wielu mnie podobnych ongiś niepokornych znalazło się pośród wykluczonych ze społeczności Sybiraków, właśnie za to że poszukiwali prawdy o Golgocie Wschodu i ją próbowali głosić. Którzy podobnie tak jak ja byli w identycznie podobny sposób traktowani za podobne słowa prawdy w PRL-u o sybirze i o sowieckich łagrach w których zamęczano ich i ich krewnych. A w III Rzeczypospolitej Polskiej systemowo w sztuczny sposób także objęci podobną segregacją i odseparowanych od pozostałych krewnych, jako pacjentów przez ZUS-y w pełni cudownie uzdrawianych. Pomimo tego że ze swoimi krewnymi identycznie jednakiego okrucieństwa w sowieckiej niewoli doświadczali. Z łatwością można zauważyć, że było to coś w rodzaju typowego false flag operations, czyli działania przeprowadzone w celach innych niż się wydawało?! Bo oto zamiast podziękowań za ofiarne zmaganie się o prawdę historyczną związaną z sybirem, Golgotą Wschodu, otrzymywaliśmy za to wykluczenie i segregację, po prostu wyklęci. Większość tych wyklętych proszę pani senator niestety już zmarła bez otrzymania nawet nikłej cząstki zadośćuczynienia za utracone zdrowie w niewoli, choćby tylko na symboliczne otarcie łez.

Jak to, co tego rodzaju obywateli byłych Sybiraków w naszym kraju od dłuższego czasu spotyka, ma się do głównych tez programowych III Rzeczypospolitej Polskiej. Gdyż w głównych tezach programowych III Rzeczypospolitej Polskiej głoszono z patosem, iż w imię praworządności organów władzy trzeba naprawić krzywdy i zadośćuczynić ofiarom komunistycznych prześladowań. A oto opisuję przykład własnego doświadczenia jakże zaprzeczający owym tezom. Dlatego czas nam proszę redakcji bić na alarm, bo Sybiracy męczennicy XX wieku ginęli na sybirze całymi wielopokoleniowymi rodzinami wyłącznie za wybitne zasługi dla II Rzeczypospolitej Polskiej a III Rzeczypospolita Polska tak przepięknie się nam odwzajemnia. Powodując tym samym w jaźni nas Sybiraków poczucie winy z tego powodu że udało się nam jakoś we wręcz nieprawdopodobny sposób przeżyć tamto piekło na ziemi. Jak długo jeszcze my Sybiracy mamy przepraszać za to że jakimś cudem udało się nam wyjść z życiem z tamtej nieludzkiej niewoli.

Biuro Ministerstwa Sprawiedliwości pismem BM-VII.0510.81.2019 z dnia 07.01.2019 r. doradziło mi, ku mojej ogromnej uciesze, abym w powyższej sprawie odwołał się do Krajowej Rady Sądownictwa, zobowiązując tym samym KRS do odpowiednich działań w kwestii wzruszenia tak niestosownego wyroku. Być może rzeczywiście w ostatnim czasie nastąpiły jakieś bardziej humanitarne zmiany w polskim wymiarze sprawiedliwości i tym razem rzeczywiście ktoś zainteresuje się skrzywdzonym obywatelem, a nie jak dotychczas to bywało, gdzie to także i od KRS doświadczałem, odmawiano mi pomocy wymawiając się wyłącznie bezdusznymi, drętwymi przepisami odsyłając do kolejnych odsyłaczy? A jednak niestety gdy zwróciłem się KRS to KRS pismem WP-0510-0203/19/001 z dnia 20.02.2019 r. zupełnie zaprzeczył tamtemu odsyłaczowi, gdyż powyższe czynności rzekomo nie należą do powinności KRS?

Przecież owe powyżej przedstawione zdarzenia szanowana redakcjo nigdy i nigdzie nie powinny się wydarzyć. Nie powinna się wydarzyć masowa deportacja całych wielopokoleniowych rodzin niewinnych ludzi na okrutne zatracenie. Nie powinna się wydarzyć kilkuletnia katorga dziesiątkująca nas nieszczęśników na sybirze. A po powrocie do 0jczyzny my okaleczeni i na ciele i na duszy obywatele nie powinniśmy spotkać się z jakimkolwiek zamordyzmem z powodu niezawinionych syberyjskich życiorysów. Natomiast po odzyskaniu niepodległości i niezawisłości naszej ojczyzny nikt z Sybiraków nie powinien być wykluczony, tylko dlatego że pragnęliśmy publicznie odsłonić owe dramatyczne fakty których osobiście w niewoli doświadczano. I tak szanowna redakcjo ów kryminał trwa nieprzerwanie od lutego 1940 roku aż do 2019 roku włącznie. A ci którzy z założenia powinni nas wspomagać i bronić przed każdym rygorystycznym wykluczeniem nie poczuwają się do takiej powinności. Dlatego cieszy mnie niezmiernie to, że nie tylko do Opatrzności Bożej, tak jak to było w czasach peerelu, ale także możemy poszukiwać pomocy i zwrócić się i do niezależnych redakcji, itp. o podanie nam pomocnej dłoni, o złożenie odpowiedniej petycji, lub o odpowiednie nagłośnienie naszej sprawy.

Przecież szereg byłych afer jakich dokonano w III RP a rozpatrywane obecnie przez Specjalne Komisje Sejmowe uzmysłowiły naszej społeczności publicznie i dość jednoznacznie że z systemem można wygrać, bo winnymi bezprawia byli nie tylko bezpośredni sprawcy konkretnych przestępstw czy rażących zaniedbań ale także wielu innych znanych personalnie oficjeli, czyli cały wianuszek osobników wysoko piastujących stanowiska państwowe, posiadających tytuły naukowe, posiadający różne immunitety a nawet prawników używających kruczków prawnych do czynienia bezprawia, ci wszyscy którzy trzymali nad sprawcami wszelkiego rodzaju ochronne parasole i nikt z owych uchybiających godności urzędów nie jest przez SKS traktowany ulgowo. Identycznie podobnej sytuacji można się dopatrzeć w powyżej przedstawionej sprawie gdzie to przysłowiowa ręka rękę myła.

Kazimierz Raczyński – Sybirak

P.S.
Nie jest to jedyna sprawa warta zainteresowania dotycząca poniżania a nawet dyskryminacji społeczności Sybiraków w III RP.

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!