Wiadomości

Na “placu boju” pozostało już tylko trzech kandydatów ubiegających się o stanowisko prezydenta Iranu

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Amir-Hossein Ghazizadeh Hashemi również zrezygnował z rywalizacji o stanowisko prezydenta Iranu. Wcześniej to samo uczynił Saeed Jalili. Obaj oni zaapelowali o głosowanie na Ebrahima Ra’isi. Tak więc liczba kandydatów, którzy zamierzają ubiegać się o stanowisko prezydenta Iranu w wyborach, które odbędą się 18 czerwca, stopniała do trzech.

Wybierany w wyborach powszechnych na czteroletnią kadencję prezydent Iranu stoi na czele władzy wykonawczej. Głową państwa jest Najwyższy Przywódca Islamskiej Republiki Iranu. Obecny prezydent Hasan Rouhani nie mógł ubiegać się o reelekcję, bowiem dobiegająca właśnie końca kadencja jest już jego drugą, a zgodnie z irańską konstytucją jedna osoba może pełnić ten urząd tylko dwie kadencje pod rząd.

Chociaż z 592 osób, które zarejestrowały swe kandydatury, ok 40 osób złożyło kompletne dokumenty, a ponadto spełniało wyśrubowane kryteria, które trzeba spełnić, by móc ubiegać się o stanowisko prezydenta Iranu, tylko siedmiu kandydatów dopuszczonych zostało przez Radę Strażników Konstytucji, złożoną z 12 szyickich duchownych i prawników, do startu w wyborach, które odbędą się 18 czerwca br.

Wśród tych, których kandydatury zostały odrzucone, były osoby, które były w stanie powalczyć o zwycięstwo. Wymieńmy tu takie postaci jak były prezydent Mahmud Ahmadineżad, przewodniczący parlamentu Ali Laridżani, wiceprezydent Iranu Eszagh Dżahangiri czy wywodzący się z mniejszości tureckiej politycy reprezentujący obóz reformatorski – Mesut Pezeşkiyan i Mustafa Taczade.

O ile od początku za głównego faworyta uchodził szef irańskiego sądownictwa Ebrahim Ra’isi, to najpoważniejszych kontrkandydatów dla niego upatrywano właśnie w Ahmediznażadzie i Laridżanim. Z kolei niektórzy komentatorzy z Południowego Azerbejdżanu byli zdania, że jeśli były minister zdrowia i prezydent Tebriz Mesut Pezeşkiyan przejdzie przez sito Rady Strażników Konstytucji, mogłoby to skłonić część irańskich Turków do udziału w wyborach. W obliczu spodziewanej wysokiej absencji przedstawicieli innych nacji mógłby on liczyć na niezły wynik…

W sytuacji gdy najpoważniejsi rywale zostali wyeliminowani już w przedbiegach, Ebrahim Ra’isi, cieszący się poparciem Strażników Rewolucji Islamskiej, właściwie mógł już poczuć się prezydentem. W tych okolicznościach zaczęto raczej martwić się o frekwencję, która może okazać się rekordowo niska, zwłaszcza w obliczu coraz liczniejszych wezwań do bojkotu wyborów. Przy tym najniższej frekwencji spodziewano się w regionach, gdzie dominuje ludność turecka…

Te przewidywania znalazły odzwierciedlenie w przeprowadzonym na początku wynikach sondażu, z którego wynikało, że zaledwie 18,2% obywateli Iranu zamierza wziąć udział w wyborach, 75,5% na wybory się nie wybiera, a 6,3% jeszcze się waha.

Dodajmy, że w świetle tegoż sondażu, pośród tych, którzy wybierali się na wybory, Ebrahim Ra’isi cieszył się wówczas poparciem 59,2% wyborców, podczas gdy 16,5% jeszcze nie zdecydowało na kogo odda głos. Pozostali kandydaci zdawali się więc być tylko tłem…

I gdy wydawało się, że ta kampania wyborcza niczym nas nie zaskoczy, zaszło coś, co zaczęło przykuwać uwagę obserwatorów. Oto dwaj kandydaci zaczęli zwracać się o poparcie do wyborców tureckich, podkreślając, że sami są Turkami. W sposób szczególnie wyraźny czyni to pochodzący z Hamadanu, w Azerbejdżanie Południowym, prezes irańskiego Banku Centralnego, Abdolnaser Hemmeti, który w wywiadzie telewizyjnym zwrócił się o poparcie do Turków, prowadząc rozmowę w języku tureckim.

Jeszcze wyraźniej kwestię tę akcentował Mohsen Mehralizadeh – guberantor ostanu Chorasan w latach 1997 – 2001, wiceprezydent Iranu (w latach 2001 – 2005) i gubernator ostanu Isfahan (2017 – 2018).

Tureccy działacze z Iranu w dalszym ciągu konsekwentnie wzywali jednak do bojkotu wyborów, zwracając uwagę, że ani Hemmeti, ani Mehralizadeh – biorąc pod uwagę ich dotychczasową działalność – nie dają nadziei, że rzeczywiście w przypadku wygranej w wyborach któryś z nich stanie się rzecznikiem irańskich Turków, którzy to stanowią około 1/4 ludności kraju. Niektórzy z nich zaczęli przekonywać, że to tylko gra, obliczona na podkręcenie frekwencji. Z drugiej jednak strony część z nich zaczęła z zaciekawieniem przyglądać się ich kampanii wyborczej.

Podczas debaty z udziałem wszystkich kandydatów, która odbyła się 5 czerwca, Abdolnaser Hemmeti po raz kolejny zwrócił się do irańskich Turków i poprosił o ich głosy w Azerbejdżanie Południowym.

„Po pierwszej debacie między irańskimi kandydatami na prezydenta, wzrost liczby obserwujących na kontach kandydatów w mediach społecznościowych jest niezwykły. Hemmeti, jeden z kandydatów, znalazł się w czołówce Twittera i Telegrama. Na Instagramie wspiął się na drugie miejsce. Reisi utrzymuje pierwsze miejsce na Instagramie” – zauważa korespondent tureckiego kanału informacyjnego NTV w Iranie Ali Çabuk.

„Może być niespodzianka, jeśli prezes Banku Centralnego Hemmeti, który jest Turkiem pochodzącym z Hamadanu, skłoni tych, którzy są zdecydowani zbojkotować wybory, do zmiany decyzji na jego korzyść” – zauważa Mehmet Koç, politolog z Uniwersytetu w Teheranie.

Debata kandydatów na prezydenta Iranu, która odbyła się 8 czerwca, skoncentrowała się na kwestiach… turecko-azerbejdżańskich. Gdy Mohsen Mehralizadeh i Abdolnaser Hemmeti postanowili w swej kampanii skupić się na podkreślaniu, że są Turkami, do Turków kierując swój przekaz, pozostali kandydaci nieoczekiwanie również zaczęli wyznawać miłość do Turków.

„Niech żyje Azerbejdżan” – wyrzucił z siebie Mohsen Rezaji, jeden z konserwatywnych kandydatów, były dowódca generalny Armii Strażników Rewolucji Islamskiej i sekretarz generalny Rady Diagnozy Pożytku Zakonu.

Uchodzący za faworyta w wyścigu prezydenckim konserwatywny kandydat Ebrahim Ra’isi postanowił nie być gorszy i – również zwrócił się – jak powiedział po… azerbejdżańsku. W reakcji na wystąpienie Ebrahima Ra’isi Mohsen Mehralizadeh powiedział:

„Muszę poprawić słowa pana Ra’isi. Powiedział, że mówi po azerbejdżańsku. Nie mamy obywateli mówiących po azerbejdżańsku. Mamy obywateli mówiących po turecku – we wschodnim Azerbejdżanie, Azerbejdżanie Zachodnim, Ardebilu, Hamadanie, Zandżanie, w Chorasan-e Rezawi, Isfahanie, Szirazie, Chuzestanie i innych miejscach. Pan Ra’isi powinien być bardziej ostrożny, używając słowa Azerowie” – stwierdził Mehralizadeh, zwracając uwagę, że mieszkańcy Azerbejdżanu, określani jako Azerowie, wcale tym terminem siebie nie określają, a mówią o sobie po prostu: Turcy.

Ale oto Abbas Lisani, znany działacz turecki z Południowego Azerbejdżanu, który bronił prawa do nauki w języku tureckim w takich miastach jak Tebriz, Ardabil i Urmia oraz walczył o zapobieżenie asymilacji Turków w regionie i który w październiku 2019 roku został skazany na 15 lat więzienia, podjął w więzieniu w Ardabilu strajk głodowy. Następnego dnia dołączyło do niego czterech więzionych tureckich działaczy, a kolejnego dnia – jeszcze trzech.

Już ośmiu tureckich działaczy prowadzi strajk głodowy w irańskim więzieniu

Pomimo wezwań, ani Mehralizadeh, ani Hemmeti nie wypowiedzieli się w sprawie prowadzonej akcji, a ich kampania wyborcza wyraźnie straciła impet. Fatalna frekwencja na spotkaniu przedwyborczym Mehralizadeha w Tebriz, największym mieście Południowego Azerbejdżanu, liczącym 1,8 mln mieszkańców, wskazuje, iż nie zdołał on przekonać do siebie irańskich Turków.

Tymczasem w miastach Południowego Azerbejdżanie pojawiły się plakaty z poparciem dla prowadzących strajk głodowy uwięzionych tureckich działaczy i protestów przeciwko irańskiej władzy. Plakaty takie pojawiły się na przykład w mieście Meszginszahr, w ostatnie Ardabil, gdzie ponoć wylepione zostało całe miasto.

Plakaty oraz napisy na murach, popierające prowadzących strajk głodowych uwięzionych działaczy tureckich, zaobserwowano też w Ardabilu i w Tebriz…

Tymczasem 14 czerwca irańskie władze spełniły żądania uwięzionych tureckich działaczy i ci zakończyli głodówkę…

Irańskie władze spełniły żądania uwięzionych tureckich działaczy i ci zakończyli głodówkę

Równocześnie poczęła topnieć liczba kandydatów na prezydenta Iranu. Swoją kandydaturę najpierw wycofał Alireza Zakani, który wezwał, by głosować na Ebrahima Ra’isi.

Następnie z rywalizacji zrezygnował Mohsen Mehralizadeh, jeden z dwóch kandydatów na prezydenta Iranu podkreślających, że są Turkami i reprezentujących tzw. obóz „reformatorów”. Tak więc na placu boju pozostał już tylko jeden „reformatorski” Turek – Abdolnaser Hemmeti.

Na tym jednak się nie skończyło. Niemal na ostatniej prostej najpierw wycofał się z wyścigu Saeed Jalili, który zaapelował do swoich potencjalnych wyborców, by oddali głos na Ebrahima Ra’isi…

… Niedługo potem to samo uczynił Amir-Hossein Ghazizadeh Hashemi.

Żeby zrozumieć to, co dzieje się obecnie w Iranie, trzeba cofnąć się w głąb historii:

Persowie straszą azerbejdżańskim imperializmem

Wojciech Kempa

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!