Felietony

Może jakiś inny kraj?

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

W ramach walki z faworytem Naszej Złotej Pani Donaldem Tuskiem o rząd dusz w obozie zdrady i zaprzaństwa, prezydent Warszawy, pan Rafał Trzaskowski, urządził w Olsztynie imprezę, pretensjonalnie nazwaną  “Campusem Polska Przyszłości”, czy jakoś tak – że to niby przyszłością naszego nieszczęśliwego kraju jest pan prezydent Trzaskowski i jego komanda.  Mam nadzieję, że Pan Bóg jednak się nad nami zlituje i do tego nie dopuści, zwłaszcza, gdy za namową Prymasa Wyszyńskiego, wstawi się za nami u Niego Królowa Polski. Inna rzecz, że – jak głosi podobno niepoprawna teologicznie stara pieśń pobożna – “zasłużyliśmy co prawda przez złości, by nas Bóg karał rózgą surowości”  – ale może miłosierdzie przeważy nad sprawiedliwością tym bardziej, że w tym przypadku nie tyle chodzi o “złości”, co o poczciwą głupotę i lekkomyślność, którą naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu nieubłaganym palcem wytykał Winston Churchill. I słuszna jego racja, bo najlepszym dowodem naszej lekkomyślności było to, że uwierzyliśmy akurat jemu, podobnie jak teraz całkiem spora rzesza naszych rodaków wierzy panu redaktorowi Adamowi Michnikowi, czy choćby panu Rafałowi Trzaskowskiemu.  Teraz zresztą wygląda to znacznie gorzej, bo cokolwiek by nie powiedzieć o Churchillu, był to człowiek wybitny, podczas gdy ci… – no, mniejsza z tym. Zatem być może i Pan Bóg dopatrzy się w tej sytuacji jakichś okoliczności łagodzących tym bardziej, że w swej najbardziej niepoprawnej teologicznie części, wspomniana pobożna pieśń przynosi nadzieję: “lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy kto się do Matki uciecze”. Dzisiejsze pieśni pobożne są podobno teologicznie całkowicie poprawne, chociaż z drugiej strony niepodobna nie zauważyć, że większość ich tekstów jest tak samo grafomańska, jak u większości współczesnych piosenkarzy, którzy muszą sztukować sobie mały talent rozmaitymi rekwizytami. A to występują w majtkach, albo i bez majtek, a to otaczają się  panienkami, które się wypinają i od przodu i od tyłu – żeby lepiej można było dostrzec ich zalety intelektualnen – albo wreszcie  charakteryzują się na demoniczne demony – jak uważany za delegata Belzebuba na Polskę pan Adam Darski – i tak dalej. Z tym panem Darskim może być tak, jak z fakirem ze skeczu Tuwima i Słonimskiego o procesie cyrkowców. Przesłuchiwany fakir grobowym głosem zeznał, że nazywa się Ben Buja Nago Bramaputra oraz że stawiał horoskopy i zdrowoskopy na dworze króla Wigwama Starego. Na to niezawisły sędzia, podejrzewając, iż fakir sobie z niego pokpiwa, zagroził mu grzywną, a na takie dictum spokorniały fakir oswiadczył, że nazywa się Myrdzik Antoni i mieszka przy ulicy Solec.

Ale mniejsza już z tymi teologicznymi wątpliwościami. Revenons a nos moutons – jak mawiają wymowni Francuzi – co się wykłada, że powróćmy do naszych baranów, czyli do pana prezydenta Rafała Trzaskowskiego i jego wyznawców. Pan Trzaskowski, nawet specjalnie nie ukrywając, że impreza została sfinansowana za pieniądze niemieckiego rządu za posrednictwem Fundacji Adenauera, która – chociaż niezależna – 95 procent swoich środków czerpie z subwencji niemieckiego rządu – więc pan Trzaskowski zapraszał różne osobistości, między innymi – Wielce Czcigodnego posła Nitrasa, z którego wyszło totalniactwo („Tak wylazła z archanioła stara świnia reakcyjna…” – powiada poeta). Wyrażając nadzieję, że już wkrótce katolicy znajdą się w mniejszości zapowiedział, że „za karę” rząd obozu zdrady i zaprzaństwa będzie im „odpiłowywał” różne „przywileje”, bo w przeciwnym razie znowu „podniosą głowę”. Słowem – „gdy tylko w Polsce obejmę władzę, szereg surowych ustaw wprowadzę. Za krowobójstwo, za świniobicie, będę odbierał mienie i życie” – odgrażał się Gnom w słynnej, historycznej „Rozmowie  w kartoflarni”. Pan marszałek Tomasz Grodzki, który też tam został zaproszony, koncentrował się z kolei na sprawach socjalnych, a konkretnie – na znalezieniu  sposobu rozwiązania sobie własnych problemów socjalnych. Oczywiście takie rzeczy trzeba kamuflować pozorem jakiegoś interesu publicznego i trzeba powiedzieć, że pan marszałek zrobił to zręcznie. Zaprezentował program radykalnego zmniejszenia liczby szpitali, z około tysiąca do stu kilkudziesięciu. Nie ma co; kombinuje prawidłowo pan marszałek. Im mniej będzie szpitali, tym grubsze koperty będą musieli przygotowywać pacjenci – to chyba jasne? Z kolei Leszka Balcerowicza młodzieżowe audytorium hunwejbinów omal nie zlinczowało nie tyle może nawet za ciągoty do kapitalizmu, co za wzmiankę o ekspertyzie, według której globalne ocieplenie nie jest przede wszystkim skutkiem działalności człowieka, tylko różnych innych, zagadkowych przyczyn. Najwyraźniej jednak hunwejbini, za panną Gretą i za jeszcze młodszą Angielką WIEDZĄ, że jest odwrotnie, a kto uważa inaczej – tego pod obcasy. Okazuje się, że nawet Leszkowi Balcerowiczowi, o którego, niczym o skałę, rozbijały się wcześniej różne bałwany, coraz trudniej utrzymać autorytet. Pewnie dlatego papież Franciszek ostatnio wpadł na pomysł, żebyśmy wszyscy podążali „za młodymi”, co to „ratują planetę”. Podobnie uważał Mao Zedong, co się młodym hunwejbinom bardzo sposobało i stali się zbrojnym ramieniem „rewolucji kulturalnej”. Dokąd tym razem zaprowadzą nas hunwejbini „skrzyknięci” przez pana Rafała Trzaskowskiego – tego jeszcze nie wiemy, ale z całą pewnością będzie to jakaś forma totalitaryzmu. Ponieważ udział młodzieży w propagandzie zboczeń płciowych i aborcji jest dość duży, to nie jest wykluczone, że czeka nas dyktatura zboczeńców, morderców i wariatów. Bolszewicy swoją dyktaturę przynajmniej masowali nieubłaganymi prawami dziejowymi, toteż życie pod butem zboczeńców, morderców i wariatów z pewnością  stanie się jeszcze bardziej nieznośne, niż za pierwszej komuny.

W tej sytuacji na olsztyńskim sabacie nie mogło zabraknąć pana redaktora Adama Michnika. Ten potomek sowieckich kolaborantów stwierdził, że się „wstydzi” za nasz nieszczęśliwy kraj. Przewidział to poeta, pisząc w poemacie „Wiosna”: „Ha, będą ze wstydu się wiły dziewki fabryczne, brzuchate kobyły, krzywych pędraków sromne nosicielki!” Pan redaktor  Michanik, jako starszy i mądrzejszy, żadną „dziewką fabryczną” oczywiście nie jest, bo już w powiciu do wyższych rzeczy został stworzony, ale to jeszcze gorzej – bo jakże temu zaradzić? Pewnej wskazówki dostarcza nam Bertold Brecht. Kiedy w Berlinie Wschodnim 17 czerwca 1953 roku wybuchło powstanie, sekretarz NRD-owskiego Związku Pisarzy kazał rozdawać w Alei Stalina ulotki, że naród utracił zaufanie rządu i może je odzyskać  bardziej intensywną niż dotą pracą. Komentując tę sprawę Bertold Brecht powiedział, że może w tej sytuacji byłoby lepiej, gdyby rząd rozwiązał naród i wybrał sobie jakiś inny. Skoro tedy pan red. Michnik wije się i pali ze wstydu za nasz nieszczęśliwy kraj, to może jednak wybrałby sobie jakiś inny? Bo jak tak dalej pójdzie, to całkiem spali się ze wstydu, a hunwejbini i mikrocefale nie będą wiedziały, co myślą.

Stanisław Michalkiewicz

 

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!