Felietony Kultura

Marcin Drewicz: Warszawiak góralowi z odpowiedzią Cz.5

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Marcin Drewicz: Warszawiak góralowi z odpowiedzią w sprawie urbanistycznego projektu „Repolonizacja Warszawy” autorstwa Sebastiana Pitonia. Część 5: Funkcje – grunty – władza.

   Pałac Kultury od lat pełni swoje funkcje, mieści się w nim wiele instytucji, toteż pod tym względem – jak rozumiemy – nie on jest obiektem naszych tu rozważań, lecz funkcje obiektów wzniesionych wedle projektu Sebastiana Pitonia. Jak wszędzie: parkingi – galerie handlowe – knajpki i restauracje – muzea – przestrzeń „do zwiedzania” dla przyjezdnych – o tym słyszymy w ww. filmie. Lecz wokoło na mieście już są liczne galerie handlowe, knajpki, a muzeów też przybywa (chociaż teraz pod tą nazwą kryje się tzw. galeria multimedialna, w której może nie być nawet ani jednego eksponatu z epoki).

Więc jeszcze więcej knajpek? Toż to ci, którzy dotąd je prowadzili, wreszcie stracą klientelę na rzecz tych nowych, a ci nowi na rzecz jeszcze nowszych i wreszcie wszyscy zbankrutują. O ile to nie będą nadal uprzywilejowani w Polsce obcoplemienni nachodźcy (sic!) lub takoż nachodźczy pracownicy lub podnajemcy obcych firm, których powodzenie gwarantują w Polsce obce ambasady (sic! no i taki to mamy u nas „wolny rynek dla Polaków”).

   Co do zapowiadanego zaburzenia propozycji p. inż. Pitonia w aspekcie horyzontalnym – rozważając pewien wariant-możliwość – czyli w dziedzinie poziomego rozplanowania obiektów i w nawiązaniu do zmiany zaproponowanej przez niego funkcji tychże obiektów, targa nami ciężkie westchnienie: „Spójrzcie tylko, co też 'Oni’ (komuniści, 'starsi i mądrzejsi’ etc.) z nami zrobili; jakże głęboko nas uderzyli”.

   Oto złamanie koncepcji Sebastiana Pitonia poprzez choćby częściowe w omawianej tu przestrzeni odtworzenie przedwojennej, godnej i na ludzką miarę zabudowy mieszkalnej nie wchodzi w grę. A dlaczego? Ano dlatego, że w samym środeczku stolicy Polski pojawi się wtedy droga dzielnica, na zamieszkanie w której stać będzie tylko owych z wielu już dziś narodów bogatych cudzoziemców-nachodźców-obcoplemieńców-nie-katolików, u których my miejscowi Polacy będziemy pachołkami. Już nimi jesteśmy.

   Kilka dawnych warszawskich ulic jest niejako przeciętych tym rozległym placem, na jakim stoi Pałac Kultury – kawałek ulicy o danej nazwie, potem owa pustać „pałacowa”, a za nią – tak! tak! – też kawałek ulicy o nazwie tej samej co tamten. Tak to komuniści pozostawili. Ostatnio nie sprawdzaliśmy, lecz kiedyś w bruk owej pustaci były wkomponowane kamienne napisy: „tu była ulica…” taka to a taka.

   Tak więc – odstępując od projektu Sebastiana Pitonia – można by przecież od południa uzupełnić środkowy odcinek ul. Chmielnej i może także Złotej, od północy odcinki ulic Pańskiej i Śliskiej, a od wschodu większą część ul. Zielnej oraz całą ul. Wielką i obustronnie zabudować ciągi tychże ulic domami na wzór przedwojennych, może nawet niektóre z tych domów odtwarzając na podstawie starych fotografii. Lecz jeśli to miała by być w ostateczności jakaś dzielnica „nur für ausländer”, „nur für fremden Stamm angehörend” (niem. tylko dla cudzoziemców/obcoplemieńców), nie róbmy tego.

   Pustać wokoło Pałacu Kultury – jak to zauważa p. inż. Pitoń – trwała niezabudowana, ale jednak nie cała i nie przez całe dotychczasowe siedemdziesięciolecie. Nam się przypomina dość nadal zagadkowa historia hali KDT, czyli Kupieckich Domów Towarowych, z powodzeniem prosperującej w pierwszej dekadzie XXI wieku na miejscu owego dzisiejszego „Muzeum Sztuki Nowoczesnej” (tego, które Sebastian Pitoń chce obłożyć renesansową kamieniarką).

Co by nie mówić, liczni polscy „mali i średni” (tzw. MiŚ) przedsiębiorcy-handlowcy pomnażali dorobek narodowy w tak bardzo dla warszawskiego handlu uprzywilejowanym „punkcie”. Wcześniej, tj. w latach 90. XX w. tam i w wielu innych miejscach handlowano pod gołym niebem i/lub w blaszanych tzw. szczękach. Służby miejskie uznały w tamtych latach, aby w miejscach rozciągających się w innych „podpałacowych” rejonach wymalować na bruku białą farbą napisy w obcym języku (i innym alfabetem): „Targowli niet”.

   Z drugiej zaś strony owo zadziwiające parcie (!) w kierunku wspomnianej „sztuki nowoczesnej” było u warszawskich czynników decyzyjnych tak silne, że owi handlowcy z hali KDT zostali potraktowani tak, jak to ma w zwyczaju czynić ze swoimi aktywnymi na polu gospodarczym obywatelami owa Trzecia Rzeczpospolita. W roku bodaj 2009 – że przypomnimy – komornicy, ochroniarze i wreszcie policjanci dosłownie szturmowali halę KDT, w której bronili się kupcy. Więcej o tym nie piszemy, gdyż sprawa ma zapewne jakieś drugie i trzecie „dno”, którego my nie znamy.

   Podobnych rozwałek warszawskich „MiS-iów” dokonywano także w innych miejscach pod pretekstem m.in. budowy metra. Całe ciągi dobrze prosperujących handlowo-usługowych pawilonów znikały, po czym wykopywano wielki dół pod metro, wreszcie kiedyś dół zasypywano i teren plantowano do pierwotnego poziomu, lecz polskie pawilony handlowe w to samo miejsce już nie wracały.

   Ale – pocieszmy się – Sebastian Pitoń w projektowanych przez siebie fantazyjnych budynkach przeznacza wiele miejsca dla prowadzenia takiego właśnie handlu i usług.

   Mają być też rozległe wielopoziomowe parkingi. Ktoś z uczestników wstępnej debaty nad zaprezentowanym filmem p. inż. Pitonia wskazał na to, iż okolice Pałacu Kultury stanowią ważny węzeł komunikacyjny; my dodajmy, że bodaj najliczniej w Warszawie uczęszczany, z dominującym opodal Dworcem Centralnym. Pójdźmy tym tropem.

   Tak zwaną patelnię Metro-Centrum należy przy okazji połączyć, jak to mówiono w trakcie ww. spotkania, przejściem podziemnym z od lat istniejącym i takoż podziemnym przystankiem PKP-Śródmieście – jedynym w Warszawie, na którym w pociągu podmiejskim otwierane są drzwi prawe i lewe jednocześnie. Z przesiadkowej-krzyżówkowej stacji Metro-Świętokrzyska można poprowadzić przejście podziemne z wyjściem wprost na planowany Pomnik Cudu nad Wisłą, a zarazem w jednym z owych wielopoziomowych parkingów.

   Wiele ludzi przyjeżdża do Warszawy, także z odległych rejonów Kraju, aby załatwić względnie szybko jakąś ważną sprawę możliwą do załatwienia tylko tutaj, czyli w stolicy-Warszawie. Ludzie ci po przybyciu na nieodległy Dworzec Centralny lub po zaparkowaniu samochodu kombinują jak by tu się dostać do jakichś w innych częściach miasta położonych centralnych biur i urzędów, państwowych i niepaństwowych. I tu w ramach zachowania architektoniczno-urbanistycznej koncepcji Sebastiana Pitonia przychodzi nam na myśl dodanie, zaakcentowanie i wręcz rozwinięcie kolejnej funkcji dla mających być wzniesionymi budynków.

   Czy nie można albowiem – po uprzednim zbadaniu owych ludzkich-pasażerskich  przepływów (sic!) – ekspozytury tych wszystkich urzędów zlokalizować „obok Pałacu” właśnie w obiektach zaprojektowanych przez p. inż. Pitonia? A i jakaś gastronomia dla podróżujących też tam przecież się znajdzie, i pasaże handlowo-usługowe także – na co już uprzednio wskazywaliśmy.

Niechże to wszystko razem będzie co do swej złożonej funkcji jako coś w rodzaju dzisiejszego „lotniska”, z tą różnicą, że dostęp tam jest wolny, że się tam przybywa lądem i że zamiast kupować bilet w którejś z ulokowanych jedna za drugą kanciap mieszczących biura rozmaitych firm lotniczych będzie się tam załatwiało tę swoją ważną sprawę w kanciapie prowadzonej przez tę lub inną centralną agendę państwową lub nie państwową, choć także o ogólnokrajowym zasięgu.

Dopiero gdyby „pod Pałacem” do danej urzędowej ekspozytury-kanciapy utworzyła się kolejka, następni przybysze otrzymywaliby dokładną informację o tym, jak poprzez Warszawę dotrzeć do znajdującej się gdzieś „na mieście” siedziby danego urzędu w celu załatwienia sprawy jednak tam – bo wtedy tak właśnie będzie… szybciej i sprawniej.

   Kto, wolny od przymusu ciągania się po zatłoczonej Warszawie w celu dotarcia pod jakiś odległy urzędowy adres, szybko i sprawnie załatwi swoją sprawę jednak „pod Pałacem”, ten będzie miał do wyboru: jeśli się śpieszy, wracać jeszcze przed zmierzchem do swojego niekiedy dość daleko od Warszawy znajdującego się domu albo ruszyć na Warszawę, w jakimś wiadomym sobie celu, zaczynając od owych atrakcji już tutaj, „pod Pałacem”, przygotowanych dla niego przez Projektanta tej podpałacowej przestrzeni.

Jego wola – jego wybór. Niemniej w podany wyżej sposób napór gęstniejącego tłumu przybyszów na warszawskie środki komunikacji publicznej zostanie w znacznym stopniu rozładowany. Także pozawarszawskie samochody nie będą wzmagać zanieczyszczenia powietrza w mieście, hałasu, ani komunikacyjnych zatorów, lecz na owych wielopoziomowych „podpałacowych” parkingach będą one czekać na swoich właścicieli.

   O gruntach warszawskich i o tzw. dekrecie Bieruta swego czasu wiele mówiono, sporo dla zamazania tematu w odbiorze powszechnym, mało dla ukazania bieżącego stanu spraw. Czyja ma być inwestycja podjęta dla realizacji projektu, czy raczej poszczególnych części projektu Sebastiana Pitonia?

Czy państwowa, czy prywatna? Mamy nadzieję, w imię polskiego patriotyzmu gospodarczego, więc lekceważąc zasadę „globalnego wolnego rynku”, że zarobią na niej tylko przedsiębiorstwa polskie, płacące pełne podatki w Polsce, zatrudniające pracowników miejscowych-Polaków, także tylko polskich podwykonawców i zakupujące w Polsce materiały, narzędzia i urządzenia polskiej produkcji. Przestrogi z tym razem jakże niedalekiej przeszłości powinny być przez nas wciąż dokładnie pamiętane, wyraziste i przynaglające do tego, aby pilnować swego. „Kijem tego, kto nie pilnuje swego”.

   Nie wchodząc tu w szersze dywagacje widzimy to tak, że inwestor wchodzi na plac budowy po uprzednim ostatecznym i zamykającym sprawę raz na zawsze spłaceniu prawdziwych (!!!) spadkobierców danego gruntu lub po wykupie gruntu bezspadkowego (!) od czynnika samorządowego (lub Skarbu Państwa), o ile sam ten inwestor nie będzie państwowy/samorządowy. Aby sprawa także w wymiarze „międzynarodowym” była czysta i jasna.

   Aliści w dzisiejszych czasach całe przedsięwzięcie już na tym etapie może wziąć w łeb, skoro – wyobraźmy to sobie – grunt pod obydwa końce np. parkingu da się wartko pozyskać, lecz tego pod środek owej budowli z jakichś powodów już nie. Coś nam się zdaje, że bez państwowej „pomocniczości” się nie obejdzie (cudzysłów zdjąć lub zachować).

   Można przecież realizować projekt p. inż. Pitonia punktowo. A to postawić pomnik którejś z bitew. A to ulokować owe ogromne rzeźby na dachach i szczytach Pałacu Kultury. A to obłożyć barokową (renesansową?) kamieniarką to nieszczęsne Muzeum Sztuki Nowoczesnej. A to wznieść bardziej ku południowi zlokalizowany jego bliźniaczy budynek. A to wkopać się gdzieś z pierwszym i kolejnym segmentem wielopoziomowego parkingu… A to urządzić pierwszy ogród na dachu tegoż parkingu (skoro Projektant koniecznie tego właśnie chce). I tak dalej.

   Będzie wystawiona nie w holu Pałacu Kultury drewniano-plastikowa, lecz na dworzu (góral powie: na polu) przed wejściem do tego gmachu metalowa, więc odporna na działania atmosferyczne makieta całości, na której zaznaczać się będzie zrealizowane już budowle.

   Lecz jednak pamiętajmy – narodowo-katoliccy Hiszpanie swoją Dolinę Poległych urządzali przez prawie… dwadzieścia lat, począwszy od roku 1940. Ale sowieci-bolszewicy wraz z ich polskimi współpracownikami ów Pałac Kultury i Nauki imienia Stalina w Warszawie wznieśli w zawrotnym tempie lat niewiele ponad… trzech (!!!).

Tego sowieckiego rekordu dzisiejsza „strona polska” najpewniej nie pobije, lecz wypadałoby z realizacją całego projektu Sebastiana Pitonia, czy to jakoś i w jakichś miejscach odmienionego – według na przykład naszych niniejszych wskazówek – czy nie odmienionego, zmieścić się w owych kilkunastu latach, a może i tylko w dziesięciu latach, więc owocnie ścigać się z tym czasokresem, jaki zajęło budowanie wspomnianego hiszpańskiego monumentalnego założenia.

   Ale, nie czarujmy się. Architektoniczne i/lub urbanistyczne założenia monumentalne – bo o takim tu właśnie mowa – były realizowane przez władze państwowe o różnych wszakże charakterystykach ideowych, lecz zawsze jednak silne i trwałe. Przykłady takich władz, nader różnych, przewinęły się poprzez powyższy tekst. Także nowojorski Manhattan – też przecież monumentalny – został wzniesiony pod taką władzą, pomimo że „demokratyczną” (cudzysłów zdjąć albo zostawić), więc o dość często zmieniającej się obsadzie personalnej wysokich państwowych stanowisk.

   Jeszcze inaczej: realizacja monumentalnego zamysłu była sygnałem dawanym światu przez daną władzę w konkretnym państwie. Sowieccy bolszewicy demonstrowali poprzez wznoszone budowle potęgę swojego bezbożniczego komunizmu, gdy w tym samym czasie na drugim krańcu Europy generał Francisco Franco ogłaszał triumf Krzyża Chrystusowego nad rewolucyjnym bezbożnictwem.

Owszem, są projektanci i budowniczowie, czyli bezpośredni autorzy i realizatorzy projektów, od których też pochodzi konkretne przesłanie. Sebastian Pitoń jest właśnie kimś takim i to on w nakręconym przez siebie poglądowym filmie wyraźnie oznajmia swoje zamysły, motywy i cele. Lecz owa pustać wokoło Pałacu Kultury wszak nie do niego należy; ani też on – jak sądzimy – nie ma środków na realizację-materializację swoich projektów; ani jego choćby najliczniejsi i choćby najmożniejsi znajomi-współpracownicy też nie mają – w dzisiejszych warunkach polskich.

   Potrzebna jest silna i wyraźna władza państwowa, polska i katolicka – występująca jako co najmniej życzliwy patron całego przedsięwzięcia, który przynajmniej nie przeszkadza. Te akurat warunki w dzisiejszej Polsce są niestety nie do spełnienia. Może kiedyś…

kwiecień  2025

Polecamy również: Izrael planuje stałą okupację Strefy Gazy oraz wysiedlenia

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!