Felietony

Licytacja o różnicę łajdactwa

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

W odróżnieniu od naszego nieszczęśliwego kraju, w którym panuje zima, w Australii lato w całej pełni. W sobotę w Melbourne i okolicach temperatura wzrosa do 30 stopni, a w niedzielę i dni następne ma wzrosnąć do 40 stopni i więcej. Tu i ówdzie wybuchają pożary, co jest oczywiście bardzo złe, bo przy takich pożarach tworzy się mnóstwo złowrogiego dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych, przybliżając w ten sposób ostateczną katastrofę, przez która ostrzegał pan red. Szynom Hołownia. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo niektóre gatunku eukaliptusa oraz innych tutejszych roślin rozsiewają się właśnie wskutek pożarów. W wysokiej temperaturze wybuchają i w ten sposób rozrzucają nasiona, dzięki czemu wkrótce po pożarze pogorzelisko zaczyna porastać nowymi roślinami. Jak widać, środowisku trudno dogodzić, zwłaszcza że w Chicago temperatury zamiast rosnąć, w myśl globalnego ocieplenia, spadają do poziomu już dawno nie notowanego. Jak tak dalej pójdzie, to stany Illinois i Minnesota upodobnią się do Syberii, gdzie będzie można zsyłać obywateli niepoprawnych politycznie, co to nie wierzą w globalne ocieplenie. Widzimy, że i tutaj nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo czemuż by każde państwo nie miało mieć swojej Syberii, na którą mogłoby zsyłać rozmaitych nienawistników? W dodatku pojawiły się oskarżenia, że za prezyenta Trumpa mrozy są ostrzejsze, niż za prezydenta Obamy, no i spada więcej śniegu. Jeszcze nie wiadomo, czy to dobrze, czy to źle, bo kiedy red. Wasilewski w latach 70-tych napisał, że za Gomułki było więcej śniegu, niż za Gierka, to cenzura zdjęła mu ten felieton i w ogóle miał rozmaite nieprzyjemności. Widać, że środowisku trudno dogodzić, bez względu na to, czy ciepło, czy zimno, ale czyż może być inaczej, kiedy ludzkość walczy ze znienawidzonym klimatem? Wielokrotnie podreślałem, że w ten sytuacji klimat nie ma innego wyjścia jak podjąć walkę z ludzkością, więc pewnie to jest przyczyną pożarów i mrozów.

W tej sytuacji wieści z naszego nieszczęśliwego kraju wprawdzie docierają w postaci nieco stłumionej, ale docierają i w ten oto sposób świat dowiedział się o temperamencie Wielce Czcigodnego Stefana Niesiołowskiego. Objawiło się mu to w zaawansowanym już wieku, ale ludowe porzekadło nie bez powodu głosi, że w starym piecu diabeł pali. Zresztą i przedtem rozmaicie misiało bywać, bo w przeciwnym razie skąd by Janusz Szpotański mógł wiedzieć o romansach „Kostusia”, o którym wspominał w niezapomnianym wierszu „Pan Karol i Kostuś”, dedykowanym właśnie Stefanowi Niesiolowskiemu? Czytamy tam, że „Pan Karol ma żonę uroczą i mądrą, plus seraj rozkosznych kochanic, a Kostuś z pyskatą żonaty jest flądrą i romans ma z tkaczką z Pabianic.” Ale tak bywało w latach chudych, kiedy to nie tylko Kostuś siorbał cienką herbatkę, natomiast gdy nadeszły lata tłuste, to pojawiło się mnóstwo możliwości używania życia „całą paszczą, hucznie z przytupem i hulaszczo”. Toteż nic dziwnego, że sięgnięto do nieprzebranej skarbnicy doświadczenia pana doktora Zbigniewa Lwa Starowicza, który zawrócił uwagę, ze władza działa na mężczyznę jak afrodyzjak. Dzięki temu lepiej rozumiemy, dlaczego rozmaici staruszkowie, zamiast przygotowywać się do bliskiego spotkania III stopnia z Trójcą Świętą, gotowi są na wszelkie poświęcenia, byle tylko uzyskać choćby okruszek władzy. Zresztą nie tylko staruszkowie. Robert Penn Warren w słynnej powieści „Gubernator” wyjaśnia, dlaczego władza działa jak afrodyzjak również na kobiety. „Bo z tego, kto mocny, dobywa się słodkość.” Swoją drogą, ciekawe, jak Wielce Czcigodny Stefan Niesiołowski postępował z nieskromnymi kobietami. Czy im wymyślał, tocząc pianę i w ten sposób doprowadzał się do ekstazy, czy też na przykład przebierał się w damskie suknie, jak na przykład Wielce Czcigodny Krzysztof Piesiewicz? Miejmy nadzieję, że energiczne śledztwo wyjaśni wszystkie wątpliwości, a tych jest mnóstwo zwłaszcza, że Wielce Czcigodny Stefan Niesiołowski – jak mówią gitowcy – „idzie w zaparte” i wszystkiemu zaprzecza, twierdząc, że całą tę seksaferę wymyślili znienawidzeni stronnicy znienawidzonego Jarosława Kaczyńskiego, żeby w ten sposób odwrócić uwagę od afery korupcyjnej, której głównym bohaterem jest właśnie Jarosław Kaczyński.

Nie jest to zresztą jedyna afera, o której w dniach ostatnich zrobiło się głośno, bo oto pojawiły się nowe wątki w aferze reprywatyzacyjnej, która najwyraźniej się rozkręca w odróżnieniu od afery Amber Gold, o której zrobiło się cicho, zwłaszcza po zamordowaniu i niezwykle eleganckim pogrzebie pana Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska. Jak wiadomo, PiS nie wystawiło tam własnego kandydata, godząc się w ten sposób na trumfalne zwycięstwo pani Aleksandry Dulkiewicz, której kandydatura w tej sytuacji przypominałaby listę Frontu Jedności Narodu, na którą obywatel realizując swoje suwerenne prawo do wyboru, mógł głosować, albo nie. Przypominałaby, gdyby swojej kandydatury nie zgłosił pan Grzegorz Braun, ale mniejsza z tym, bo wydaje się, że pod pozorem wstrząsu spowodowanego zamordowaniem Pawła Adamowicza, PiS chciał w ten sposób przypomnieć niepisaną zasadę konstytuującą III Rzeczpospolitą: „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”. Jednak opublikowanie przez „Gazetę Wyborczą” tak zwanych „taśm Kaczyńskiego” pokazuje, że ta propozycja została przez obóz zdrady i zaprzaństwa odrzucona. W tej sytuacji jesteśmy skazani na licytację o różnicę łajdactwa, jaką obóz zdrady i zaprzaństwa będzie prowadził z obozem płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm. To właśnie ona prawdopodobnie będzie stanowiła główny nurt kampanii wyborczej. Przy pozorach surowości jest ona stosunkowo bezpieczna, bo nie trzeba już zajmować się żadnymi sprawami istotnymi dla państwa, na które zresztą ani jeden, ani drugi obóz nie ma chyba pomysłu, bo i po co wysuwać jakieś pomysły, skoro i tak trzeb a będzie robić to, co nakaże nam Komisja Europejska z dwoma owczarkami niemieckimi na fasadzie. W ten oto sposób opinia publiczna będzie miała emocjonujące widowisko, które skutecznie odwróci jej uwagę od „pogłębiania” integracji” i wszystkich jej skutków, podobnie jak od skutków amerykańskiej ustawy nr 447, o które ani jeden, ani drugi obóz nie ma odwagi pisnąć nawet słówka.

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!