Wiadomości

Lewica lubi i ceni imigrantów, ale… z dala od siebie i swoich bliskich

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

W „kolorowych” dzielnicach Berlina, takich jak Kreuzberg czy Neukölln, mieszka wiele osób deklarujących lewicowe poglądy, którzy na każdym kroku podkreślają swą otwartość na wielokulturowość. Ale gdy przychodzi do posłania swoich dzieci do lokalnych szkół, w których dominują dzieci imigrantów, ich entuzjazm dla „różnorodności” pryska niczym bańka mydlana. Stosują wszelkie możliwe sztuczki, aby uchronić Hannę przed obcowaniem z Mohammedem.

Odsetek uczniów, którzy w swych domach nie mówią po niemiecku, stale rośnie. W Berlinie, według dostępnych danych, to 38,9 procent wszystkich uczniów pobierających naukę w szkołach, a w odniesieniu do szkół podstawowych to aż 44,1 procent. Berlin nie jest tu wyjątkiem: w Hamburgu co drugi uczeń ma pochodzenie imigranckiee, odsetek dzieci z obcym językiem ojczystym wzrósł w ciągu ostatnich ośmiu lat z 23 do 27 procent.

W berlińskiej dzielnicy Kreuzberg istnieją cztery szkoły podstawowe, w których odsetek dzieci obcojęzycznych wynosi ponad 90 procent. Szkoły te są niepopularne wśród rodziców ze środowisk „lewicy Café Latte”.

„W Friedrichshain-Kreuzberg rodzice podejmują nieustanne wysiłki, by zdobyć miejsce w szkołach poprzez fałszywy meldunek. Służy temu na przykład przemeldowanie dzieci do obszarów rekrutacji do szkół podstawowych, które zostały zbadane, dzieje się tak często na krótko przed zapisami do szkoły” – mówi rzeczniczka okręgu Sara Lühmann.

I tak, jeśli chodzi o wybór szkoły podstawowej przez rodziców, kluczowe jest tylko jedno – odsetek uczniów ze środowisk migracyjnych. Jeśli odsetek takich dzieci jest zbyt wysoki, to dla „zwolenników otwartych granic”, jest sygnałem, że tam ich potomstwo trafić nie może.

Aby nie wysyłać swoich dzieci na przykład do szkoły podstawowej, takiej jak Szkoła Podstawowa Jens Nydahl w Kreuzbergu, gdzie tylko 370 uczniów dorasta z ojczystym językiem niemieckim, rzecznicy „różnorodności” meldują je u dziadków, wujków lub opiekunka zajmującego się ich dzieckiem. Pojawiają się wówczas argumenty, że „w innej dzielnicy powietrze jest po prostu lepsze”, ale w rzeczywistości chodzi o to, by zapewnić Sarze lepszy start i by nie musiała się stykać z rówieśnikami z nizin społecznych czy wręcz środowisk kryminalnych z arabskich rodzin klanowych.

/journalistenwatch.com/

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!