Felietony

Kaprysy żony rybaka i rozważne decyzje złotej rybki – w kontekście do zaproponowanych zmian w polskim sądownictwie

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Zmagania o przyszły kształt wymiaru sprawiedliwości wchodzą w fazę względnego porozumienia instytucjonalnego między ustawodawcą, a centralnymi organami wykonawczymi jak minister sprawiedliwości/prokurator generalny oraz prezydent RP, który jeszcze tak niedawno końcowy proces legislacji – dotyczący zmian w ustawach o SN i KRS – storpedował świecami dymnymi w postaci prezydenckich wet. Propozycje zmian zawarte w projektach prezydenckich nie rozstrzygają wprawdzie o sensie prawa ani jego filozofii – metodologicznie dającej pierwszeństwo podstawowej zasadzie logicznego rozumowania, która z roztropnością złotej rybki oddziela elementy emocjonalnego dyktatu politycznego od przyczyn obowiązywania uchwalanych ustaw, mających na celu przede wszystkim utrzymanie ładu i więzi społecznych, w tym względnego bezpieczeństwa i dobrobytu obywateli – ale w doniosłym stopniu zmiany te z uwzględnieniem poprawek poselskich z przyczyn oczywistych eliminują fałszywe preferencje sędziowskiego parnasu (to w nawiązaniu do starożytnego miasta Delfy, położonego w górach Parnas w Grecji, i miejsca najsłynniejszej wyroczni – “pępka świata” – gdzie mieściła się świątynia Apollina), przydając znamiennego waloru etycznego obowiązkom służbowym ciążącym na urzędnikach państwowych (sędziach, prokuratorach itp.) – oraz przewidując adekwatną odpowiedzialność służbową podczas wykonywania funkcji publicznych.

Trzymając się – dla lepszego zobrazowania omawianego problemu sądownictwa w Polsce – retorycznej formy nadmorskiego krajobrazu, warto może zwrócić uwagę na pewne niewątpliwe uroki fal morskich dobijających do brzegu, kiedy towarzyszy nam letni, wakacyjno-urlopowy czas. Bo będąc na fali (w sensie przenośnym i dosłownym zarazem) można unieść nad sobą całkiem spory maszt z żaglem – i z wiatrem akuratnie się ułożyć. Polityka to też podobieństwo do nieprzewidywalności wód morskich – to nie tylko majestatycznie wyglądające burzany i grzywacze, po których (lub pod którymi) najzdolniejsi i najodważniejsi próbują swoich sił na desce surfingowej; to przede wszystkim morskie i oceaniczne prądy niosące bogactwo życiodajnego planktonu dla wszelkich istot morskich, także oddzielających obszary zimnych wód podbiegunowych od podzwrotnikowych akwenów. W tym całym procesie regulacji klimatycznej jest zawarta pewna logika przyczynowości pokazująca naturę w jej pierwotnej i nienaruszonej formie. Człowiekowi trudno byłoby zakwestionować funkcję tego biologicznego kompasu, dzięki któremu to co widoczne lub niewidoczne wciąż zdąża we właściwym kierunku. Polityczny plankton – jak PO czy Nowoczesna – niekoniecznie musi oznaczać coś niedorobionego, porzuconego albo zupełnie przegranego; bardziej może coś dryfującego na środku oceanu – jakaś samotna butelka z ukrytą wiadomością w środku.

Znając uwarunkowania jakie panują na rozległych morzach i oceanach, nikt rozsądny nie odważyłby się pomijać zasad bezpieczeństwa, gdyby chciał udać się w zaplanowaną podróż dookoła świata. A taką daleką i interesującą podróżą może być każda reforma ustrojowa państwa – ze wszystkimi niespodziankami i przygodami; tym ciekawsza, że pozwala niejednokrotnie na dalekomorski rejs w luksusowych warunkach – i w nie mniej interesującym towarzystwie ekspertów od demokracji i praworządności. Luksusowe nadmorskie hotele, tętniące życiem przybrzeżne tawerny – to zaledwie przystawka do głównego dania jakim są przyzwyczajenia i upodobania dawnej i obecnej sekty komunistycznej z Europy Zachodniej, władającej wieloma dialektami językowymi na użytek raz powziętego zamiaru skolonizowania świata według zapowiedzianego prawa do lenistwa. Bywa też, że taka atmosfera niekiedy smuci i sprawia, że ma się wrażenie pewnego dyskomfortu – to świadomość niewystarczalności rozreklamowanego luksusu.

Samo procedowanie ustaw w Sejmie tylko z pozoru przypomina rybaków naprawiających swoje sieci i przygotowujących się do wypłynięcia w morze na kolejny połów. W pewnym sensie tylko czynność ta nawiązuje do słynnej bajki “O rybaku i złotej rybce” (baśni ludowej, spisanej i opublikowanej przez braci Grimm w 1812 roku), gdzie toń morska, stara łódź rybacka, rybak zarzucający sieć i złota rybka to tylko elementy umownej dekoracji, a cały sens podjętego wysiłku tkwi w roztropności umysłu a nie w sile mięśni biednego i styranego codzienna pracą rybaka. Którego bezradność za każdym razem musi ustępować natarczywej perswazji jego rozeźlonej żony, pragnącej tego samego co prawie wszystkie zamężne kobiety: willi z basenem, drogiego samochodu, posusznego męża i łagodnego, rasowego psa lub kota. Po dawnych pirackich rejsach, kiedy sceną polityczną zarządzała skorumpowana załoga (Piratów z Karaibów?), pozostał jeszcze gdzieniegdzie znak rozpoznawczy – obszerna porcelanowa micha napełniana po brzegi owocami morza. W dobrym stylu były więc serwowane ośmiorniczki i wędzone węgorze, czy też policzki wołowe w czerwonym winie.

Ale to już przeszłość. Najgłębsze jest morze ludzkich łez, nie żaden Rów Mariański na Oceanie Spokojnym. To z głębokości ludzkich krzywd zrodziła się potężna siła do stawienia czoła tej złowrogiej Godzilli, która swoją monstrualną siłą opanowała niemalże każdy budynek sądu w Polsce. Naprędce sklecone marsze uliczne w obronie niezależności sądów, jakie miały miejsce w lipcu tego roku, to tak naprawdę próba ratowania własnej skóry przed odpowiedzialnością za wyrządzone szkody majątkowe jakich mogli do tej pory dopuścić się niezawiśli urzędnicy państwowi, zwani umownie sędziami. Nic nie usprawiedliwia sędziowskiej kasty za piętnowanie obywateli z powodu tego, że nie byli politykami ani członkami dawnego układu. Albo że nie zgadzali się z prawie “męczeńską” formą ferowania wyroków w konkretnych sprawach. Wspomniane zmiany w sądownictwie nie muszą martwić uczciwych sędziów, którzy swoim dorobkiem życiowym i zawodowym potwierdzili wymagane standardy niezawisłości sędziowskiej w dobrze pojętym interesie publicznym. Bycie zawodowym sędzią i odpowiedzialnym obywatelem to jedno, a wykazywanie i publiczne demonstrowanie niezadowolenia wobec dążeń przedstawicieli narodu, usiłujących poradzić sobie z nikczemnością i bezdusznością tego systemu, to drugie. Mała, zapalona świeczka nie jest najlepszym symbolem walki o swoje prawa. Korporacyjny sentyment nie ma racji bytu tam, gdzie panoszyła się wrogość wobec współobywateli, zanim nastąpił zdecydowany sprzeciw całego społeczeństwa wyrażony w ostatnich wyborach powszechnych.

Antoni Ciszewski

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!