Historia

Kalendarium historyczne: 1 września 1939 roku – wybuch II Wojny Światowej

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Rocznica inwazji niemieckiej na Polskę.

Dziś w naszym kalendarium przyjrzymy się przebiegowi walk podczas wojny obronnej Polski z 1939 roku.

1 września 1939 roku hitlerowska III Rzesza napadła na sanacyjną II Rzeczpospolitą. Wybuch wojny poprzedziła prowokacja, podczas której przebrani za Polaków Niemcy, dokonali ataku dywersyjnego na radiostację w Gliwicach. Inwazja zaczęła się bombardowaniem bezbronnego Wielunia. Akt ten stał się symbolicznym początkiem pierwszego konfliktu, w którym absolutnie nie zważano na ludność cywilną.

Główne ataki niemieckie, niczym wielkie kleszcze, wiodły ze Śląska i Prus Wschodnich na Warszawę. Pomocnicze uderzenia poprowadzono na korytarz pomorski, Katowice i Kraków. Polskę napadła też marionetkowa Słowacja, atakując w Karpatach.

W trakcie kampanii, hitlerowcy wypróbowali swoją taktykę wojny błyskawicznej tzw. Blitzkrieg. Polegał on na użyciu samodzielnych, mobilnych jednostek pancernych, które wspomagane przez lotnictwo, artylerię i piechotę, gwałtownie przełamywały front i wychodziły na tyły wroga, wywołując jego panikę i dezorganizację. Oddziałom, którym w ten sposób nagle zawaliła się flanka, nie pozostawało nic innego jak odwrót lub trwanie w okrążeniu. Okrążenie oznaczało likwidację jednostki przez idącą za dywizjami pancernymi piechotę, natomiast w odwrocie, przez naloty wrogiego lotnictwa, tracono masę ludzi i sprzętu.

Zły polski plan obronny spowodował, że na głównych kierunkach niemieckich uderzeń, nie było wystarczających sił i odwodów. Jakby było mało, już w pierwszych godzinach inwazji, zniszczono na lotniskach znaczną ilość polskich samolotów bojowych, przez co cała kampania odbyła się pod znakiem niekwestionowanej niemieckiej dominacji w powietrzu. Pomimo znacznej przewagi wroga, Polacy bohatersko stanęli do walki, dokonując prawdziwych cudów. Wszędzie, gdzie atakowali hitlerowcy, natykali się na zdecydowany i zacięty opór. Mimo to, koncentryczne ataki z lądu i powietrza niszczyły kolejne pozycje obronne.

Wycofujące się w kierunku Wisły oddziały nie miały ani chwili wytchnienia, opędzając się od wszędobylskich samolotów wroga. Sytuację utrudniała spontaniczna ucieczka ludności z terenów przyfrontowych, gdyż przerażeni skalą hitlerowskiego barbarzyństwa cywile, odruchowo szukali schronienia gdzieś w głębi kraju, z dala od morderczych bomb i pocisków. Działała też tzw. V kolumna czyli złożone z członków niemieckiej mniejszości narodowej, oddziały dywersyjne. Wywoływały one panikę na tyłach, niszczyły linie łączności telefonicznej, a także strzelały do niewielkich wycofujących się żołnierzy. Jedna z takich grup otworzyła ogień do maszerujących przez Bydgoszcz Polaków.

Schwytanych dywersantów rozstrzelano, co stało się dla Niemców pretekstem do masakry ludności cywilnej po zajęciu miasta. W Galicji Wschodniej i na Wołyniu, miało z kolei miejsce powstanie miejscowej ludności ukraińskiej kierowanej przez OUN, w którego trakcie zabito kilka tysięcy polskich żołnierzy i cywilów.

Już pierwszego dnia walk, wołyńska brygada kawalerii, wsparta przez dwa pociągi pancerne, zadała Niemcom ogromne straty w bitwie pod Mokrą. Do rangi symbolu urósł dzielny opór Westerplatte i gdańskiej poczty polskiej.

Rosła liczba bohaterów wojennych, których zaciekły opór spowalniał natarcie wroga. Pod Jordanowem wsławił się kapral Wincenty Dziechciarz, pod Wizną kapitan Władysław Raginis, a w całej kampanii podchorąży Edmund Orlik. Pierwszy z nich zniszczył kilka czołgów przy użyciu amunicji przeciwpancernej CKM-u. Drugi przez trzy dni zatrzymywał z ok. 700 żołnierzami XIX korpus armijny Heinza Guderiana. Trzeci z kolei, zniszczył co najmniej dziesięć pojazdów pancernych przy pomocy tankietki TKS.

Ogromna przewaga wroga dała o sobie jednak znać. 6 września wróg zajął Kraków, a następnego dnia poddało się Westerplatte. Polacy wycofywali się w kierunku Wisły, jednak gdy już do niej doszli, okazało się że bez utraconego wcześniej ciężkiego sprzętu, nie zdołają utrzymać jej brzegu. Część polskiej floty zatonęła a część wycofała się do Wielkiej Brytanii lub portów neutralnych. Realizacja planu „Peking” rozpoczęła się już 30 sierpnia, kiedy to do sojuszniczych portów skierowano trzy polskie niszczyciele. 8 września Niemcy podeszli  pod Warszawę, jednak próba zdobycia miasta z marszu nie powiodła się.

Wróg musiał cofnąć się spod stolicy z powodu wielkiej kontrofensywy armii „Poznań” i „Pomorze” pod dowództwem generała Tadeusza Kutrzeby i Władysława Bortnowskiego. Śmiały plan ataku na niemiecką flankę został przedstawiony wcześniej, jednak ze względu na niezdecydowanie naczelnego wodza Edwarda Śmigłego – Rydza oraz jego szefa sztabu, Wacława Stachiewicza, decyzję odwlekano w czasie, tracąc okazję do zadania przeciwnikowi poważnego ciosu.

Ostatecznie, atak sił z wielkopolski rozpoczął się 9 września. Zniszczono jedną wrogą dywizję piechoty, a innym zadano spore straty, powodując odzyskanie części terytorium oraz osłabienie naporu przeciwnika na Warszawę. Wejście do walk hitlerowskich dywizji pancernych i lotnictwa zadecydowało o polskiej klęsce. Resztki zdziesiątkowanych oddziałów Kutrzeby przedzierało się w kierunku Warszawy, całkowicie otoczonej już od 15 września.

3 września przystąpienie do wojny zadeklarowały Francja i Wielka Brytania. Silny atak kilkudziesięciu dywizji francuskich mógł zmienić przebieg tej wojny. Niestety, oprócz ograniczonej ofensywy w celu rozpoznania przedpola linii Zygfryda, nie przeprowadzono żadnych poważnych działań zaczepnych. Zdecydowano za to bombardować Niemcy ulotkami wzywającymi do rozpoczęcia negocjacji pokojowych.

Szef sztabu Wehrmachtu Alfred Jodl, tak zeznał podczas swojego powojennego procesu w Norymberdze:  „jeśli nie doznaliśmy klęski już w roku 1939, należy to przypisać jedynie faktowi, że podczas kampanii polskiej około 110 dywizji francuskich i brytyjskich pozostało kompletnie biernych wobec 23 dywizji niemieckich.” Wypada jedynie dodać, że te 23 dywizje niemieckie były w większości formacjami tyłowymi o słabej wartości bojowej. Wprawdzie w traktatach z Polską alianci zobowiązali się do ataku najpóźniej w 14 dni od rozpoczęcia mobilizacji (tj. 17 września), już 12 września miała miejsce pacyfistyczna konferencja połączonych szefów sztabów tych krajów we francuskim Abbeville.

W trakcie rozmów ustalono, że nie dojdzie do żadnej ofensywy przeciwko Niemcom. Obawiający się takiej możliwości Hitler, mógł odetchnąć z ulgą; z kolei Stalin, zyskał wolną rękę do napaści na Polskę. 17 września kresy zaatakowała Armia Czerwona, realizując tym samym zapisy tajnego protokołu do paktu Ribbentrop – Mołotow. Śmigły wydał wówczas katastrofalny rozkaz o niewalczeniu z sowietami, przez co oficjalnie II RP i ZSRS nie wstąpiły na drogę wojny.

Niosło to za sobą daleko idące konsekwencje, gdyż schwytani polscy żołnierze nie byli traktowani jako jeńcy wojenni lecz jako bandyci i terroryści. Prawdopodobnie wydanie tego rozkazu, było związane z obawami aliantów. Padł na nich blady strach, gdyż gdyby Polska ogłosiła stan wojny ze Stalinem, musieliby zrobić to samo. Mimo rozkazu Śmigłego, część oddziałów wojskowych i strażnic KOP (do których zresztą zapewne w ogóle nie dotarł) podjęła walkę obronną.

Atakujący kresy wygłodzeni i zdemoralizowani sowieci, wykazali się niewyobrażalnym bestialstwem, przypominających jedynie hordy Hunów. Przykładowo w Grodnie, gdzie harcerze i przypadkowi żołnierze przez trzy dni dawali odpór najeźdźcom, ci rozjeżdżali czołgami ułożonych na bruku cywilów oraz przybijali dzieci do swoich wozów, robiąc z nich żywe tarcze. 22 września w Brześciu nad Bugiem miała miejsce wspólna sowiecko – niemiecka defilada zwycięzców.

28 września poddała się Warszawa, 29 września twierdza Modlin. Do 2 października walczyła obsada Helu, a 5 października pod Kockiem. decyzję o złożeniu broni podjął dowódca ostatniego wielkiego oddziału, Franciszek Kleeberg.

Walczący w wojnie obronnej podoficerowie i szeregowcy, w większości wykazali się odwagą, pomysłowością i poświęceniem. Niestety, tchórzostwem i niekompetencją okryła się znaczna część wyższej kadry dowódczej. Przygotowani jedynie do działań rodem z I wojny światowej, przyzwyczajeni do luksusów i awansowani nie przez umiejętności lecz dzięki wierności elitom sanacji, nie mogli dobrze dowodzić. Sztandarowym przykładem są tu dowódca armii „Karpaty”, Kazimierz Fabrycy, dowódca armii „Prusy” Stefan Dąb – Biernacki oraz oczywiście Marszałek Polski, wódz naczelny Edward Śmigły – Rydz.

Generał Fabrycy podjął podczas kampanii szereg prostych błędów, skutkujących stratami ludzkimi i terenowymi. Wreszcie uciekł ze swej armii, za co został przez Rydza… mianowany dowódcą armii „Małopolska” a później także rzekomego ostatniego bastionu obrony tzw. przedmościa rumuńskiego. Generał Dąb – Biernacki (członek loży masońskiej „Tomasz Zan” w Wilnie) był odpowiedzialny za kompromitującą klęskę pod Piotrkowym Trybunalskim, po której zdezerterował. 10 września objął dowodzenie tzw. Frontem Północnym, z którego zdezerterował po raz drugi, tym razem skutecznie.

Z kolei wódz naczelny Śmigły – Rydz, już 7 września przeniósł się z Warszawy do Brześcia nad Bugiem, czym utrudnił kontakt z dowództwem i zdestabilizował całą obronę państwa. Jego chaotyczne i błędne decyzje poskutkowały osłabieniem oporu i kosztowały śmierć wielu żołnierzy. W następnych dniach wycofał się na południowy wschód, coraz bardziej tracąc kontakt z walczącymi oddziałami. 17 września po naradzie z Mościckim i Beckiem, podjął decyzję o przekroczeniu granicy z Rumunią, co uczyniono następnego dnia. Wszyscy trzej zostali internowani. W 1941 roku Śmigły powrócił do kraju, gdzie chciał zrehabilitować się, walcząc z okupantem.  Krótko po tym zmarł.

Nie do końca jasne są okoliczności jego śmierci, a tajemnicę dopełnia morderstwo jego żony z 1951 roku, podczas którego skradziono m.in. pamiętnik byłego marszałka.

Poprzedni wpis z naszego kalendarum dostępny jest tutaj.

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!