Felietony

Granica pomiędzy troską o cudzą wrażliwość a zaprzaństwem jest bardzo cienka

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Pamiętam, jak w czasach głębokiej komuny, ilekroć w rozmowach poruszałem takie tematy jak wojna polsko – bolszewicka, najazd sowiecki na Polskę w dniu 17 września 1939 roku albo mord katyński, zawsze słyszałem, że „dziś Związek Radziecki jest naszym sojusznikiem, a wyciąganie tego typu spraw służy jedynie jątrzeniu i psuciu naszych wzajemnych relacji”. Nieodłącznie też padało pytanie: „A może być wolał, żeby tu przyszli Niemcy?”.

Przypomniały mi się tamte czasy, nie pierwszy raz zresztą, przy okazji dyskusji, jaka obecnie się toczy w Polsce, w związku z propozycją, by w paszportach, wydawanych w stulecie odzyskania przez naszą Ojczyznę niepodległości, umieścić wizerunki postaci oraz miejsc w sposób szczególnie związanych z tamtymi wydarzeniami – a pośród nich Ostrej Bramy i Memoriału Orląt Lwowskich na Cmentarzu Łyczakowskim.

Doprawdy, trudno nie przyznać, że są to miejsca, które same przychodzą do głowy, gdy sięgamy myślą do tamtych wydarzeń. Ale po co drażnić tych, którzy dziś zarządzają tymi miejscami i którzy w związku z tym chcą, by Polacy wymazali je ze swojej świadomości? Zupełnie na tej samej zasadzie, na jakiej zależało Sowietom, by w polskiej świadomości nie funkcjonowały takie daty jak 15 sierpnia 1920 roku i 17 września 1939 roku, czy takie nazwy jak Katyń albo operacja polska NKWD.

Bo też i fundament, na jakim budowano w epoce słusznie minionej podstawy przyjaźni i braterskich stosunków z ZSRR, podobny był do tego, na jakim dziś budowane są „strategiczne” i „partnerskie” relacje z Litwą i Ukrainą.

W obronie racji Ukrainy i Litwy wystąpił między innymi red. Franciszek Kucharczak, który na łamach portalu gosc.pl napisał:

Dwa motywy wzbudziły jednak protesty naszych wschodnich sąsiadów – te, które odnoszą się do obiektów znajdujących się obecnie na ich terenie. Litwie nie spodobał się plan umieszczenia w polskim paszporcie wizerunku wileńskiej Ostrej Bramy, a Ukraina „nieprzyjaznym krokiem” nazwała umieszczenie tam grafiki z motywem Cmentarza Orląt Lwowskich.

W mediach i w sieci zdaje się dominować pogląd, że to dowód przewrażliwienia naszych sąsiadów. Nawet jeśli tak, to trudno im się dziwić – cieszą się swoją państwowością od niedawna i mają świadomość, jak jest krucha. Boją się o swoją przyszłość, chyba nawet bardziej niż Polacy przesiedleni po wojnie z kresów za zachód przez długie lata bali się, że Niemcy wrócą na swoje dawne ziemie i zabiorą im domy i pola.

To oczywiście prawda, że i Ostra Brama, i cmentarz Orląt we Lwowie to miejsca mocno związane z polską historią. Temu nikt nie zaprzecza, także gospodarze tych miejsc. Ale te miejsca już w Polsce nie są, więc w stuleciu naszej niepodległości nie uczestniczą. W tej sytuacji umieszczenie ich wizerunków akurat w polskich paszportach może być przez sąsiadów potraktowane jak przejaw, by tak rzec, polskiego rewizjonizmu.

Jeśli ktoś jest innego zdania, niech pomyśli, jak by się czuł, gdyby Niemcy, dla uczczenia swojej państwowości, umieścili sobie w paszportach wrocławską katedrę albo gdański ratusz.

To może wykreślmy też z naszej świadomości Józefa Piłsudskiego? Pochodził on wszak z Wileńszczyzny i uważał się za Litwina, co nie przeszkadzało mu czuć się Polakiem, a wręcz traktował to jako rzecz oczywistą – coś, co dziś wielu ludziom nie może się zmieścić w głowie i czego bynajmniej nie wypada wspominać.

A może po prostu czas najwyższy zacząć zdecydowanie bronić swoich interesów i swoich racji? Może czas najwyższy twardo stać na gruncie prawdy, zresztą nie tylko tej historycznej?

Widzimy, jak na naszych oczach przyszywa się naszym dziadkom i pradziadkom łatkę sprawców takich czy innych zbrodni i burzy się w nas krew, bo wszak wiemy, że nie tylko nie byli ich sprawcami, ale ofiarami, że dzielnie rzeczywistym sprawcom się przeciwstawiali.

Ale to jest właśnie rezultat naszych wieloletnich zaniechań, kunktatorstwa i tchórzostwa, w imię których o polskich krzywdach i czynach lepiej było nie mówić, by nie urazić innych. To jest właśnie skutek zamiatania pod dywan spraw, które winny być na każdym kroku nagłaśniane.

Siedząc cicho, pozwalamy, by donośnym echem rozbrzmiewał głos, który winniśmy zdecydowanie zagłuszyć.

Wojciech Kempa

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!