Felietony

Egzaminy przed stosunkiem

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

„Faszyzm nie przejdzie przez to łoże; ja się z faszyzmem nie położę” – deklarowała Bonja, bohaterka nieśmiertelnego poematu „Bania w Paryżu”, autorstwa Janusza Szpotańskiego. Bonja tak naprawdę nazywała się Zosia i urodziła się w dworku na Wołyniu. Kiedy miała 16 lat wybuchła wojna. Do dworku wpadła sotnia Kozaków, którzy wymordowali domowników, zaś ją zgwałcili trzystokrotnie. Udało się jej nawet uciec po tym wszystkim do Polski, ale na skutek tamtych przeżyć, prześladował ją potworny głód seksualny. Z Warszawy wyjechała do Paryża w nadziei, że tam dozna ukojenia, ale gdzie tam! Chociaż przeprowadzała rozmaite eksperymenty, po każdym była aliene. „Potem biedaczce się zdawało, że jeden na raz, to za mało, więc sprowadziła stu gauchystów, strasznych brodaczy, terrorystów i buszowała w jej pościeli banda kudłatych gwałcicieli. Lecz gdy odeszli rzucać bomby, znowu Entfremdung und Lustgier, jak dwie powietrzne, wielkie trąby, w piekielny ją wtrącały wir.”

Opowiadam o tym wszystkim, bo oto okazuje się, że Strajk Kobiet przybiera formy, które mogą wymknąć się spod nadzoru Biura Politycznego pani Marty Lempart – jak to bywa z inicjatywami oddolnymi. Jak pamiętamy, za pierwszej komuny obowiązywała doktryna centralizmu demokratycznego, z której doktoryzowało się i habilitowało bardzo wielu mądrali. Co to było, ten centralizm demokratyczny – nikt dokładnie tego nie wiedział, bo wszystko zależało od aktualnej linii partii – ale gdzieś tam tłukło się przeświadczenie, że chociaż w państwie jest dyktatura proletariatu, to w samej partii panuje coś w rodzaju demokracji wewnątrzpartyjnej. Ale i to złudzenie prysło w roku 1981, kiedy to zaczęły powstawać tzw. „struktury poziome”, czyli porozumienia między organizacjami partyjnymi z pominięciem szczebli hierarchicznie wyższych. Biuro Polityczne zaczęło te struktury energicznie zwalczać i chyba jeszcze przed stanem wojennym zostały one zlikwidowane, a w stanie wojennym ich uczestnicy zostali umieszczeni w izolatorach, podobnie jak elementy antysocjalistyczne. Tedy również wspomniane inicjatywy oddolne mogą zachwiać władzą Biura Politycznego Strajku Kobiet.

A inicjatywa oddolna przybrała postać pytania, jakie postawiła aktywistkom płci obojga osoba podpisująca się jako „ścierka ACAB”: „mam pytanie do bab; załóżmy, że poznajecie chłopaka i rozmawia wam się super, ale okazuje się, że jest konfedratą i to jest sprzeczne z waszymi poglądami – czy jest to dla was powód zerwania znajomości?” Pytanie wywołało oczywiście ogromny rezonans, bo sięga najtwardszego – jeśli można tak powiedzieć – jądra kobiecości. Wprawdzie pytająca „ścierka” tego expressis verbis nie wyraziła, ale można się domyślić, że w gruncie rzeczy chodzi o to, czy takiego jegomościa, który zdekonspirował się ze swoimi sympatiami do Konfederacji, można dopuścić do sanktuarium swego ciała. Toteż i odpowiedzi są kategoryczne: „tak, absolutnie. To, że chłopak w jakikolwiek sposób sympatyzuje z konfederacją, świadczy o jego braku dojrzałości i szacunku dla drugiego człowieka (…). Tak, nawet jako tylko kolega, bo popierając „tylko” ich plan gospodarczy, to głosując na nich wspiera cały ich plan, a no sory nie jestem za katolickim państwem, w którym kobiety i mniejszości nie mają praw. (…) Popieranie konfy wyklucza jakąkolwiek dozę, sama nie wiem, jak to dobrze nazwać, bycia ogarniętym. Niezależnie czy dla gospodarki, czy jest po prostu otwartym faszolem, w jednej i drugiej opcji, ma w głębokim poważaniu prawa człowieka” – twierdzi komentatorka „Joasia”.

Przytaczam te komentarze, by pokazać, jak młode lewactwo ma nasrane w głowach. Autorzy komentarzy najwyraźniej nie mają pojęcia, o czym mówią. Na przykład „faszyzm”, którym, jako epitetem, szafują przy każdej okazji. Twórca faszyzmu, Benito Mussolini, sformułował jego istotę w krótkich, żołnierskich słowach: „wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu.” Wynika z tego, że poza „państwem” nie ma, ani nie może być żadnego życia. Poza państwem, a więc – czym konkretnie? Ano – poza ramami wyznaczonymi przez biurokrację, która w praktyce reprezentuje „państwo”. Tymczasem Konfederacja dąży do odbiurokratyzowania państwa, co automatycznie powiększyłoby obszar wolności. Ale to najwyraźniej przekracza możliwości umysłu, może nie tyle ludzkiego, co umysłu gówniażerii, która – jak by to powiedział jednoroczny ochotnik z „Przygód dobrego wojaka Szwejka” – „nie wie nawet, że kąt padania równa się kątowi odbicia”. Takie są jednak rezultaty państwowego systemu edukacyjnego, w którym „uczy Marcin Marcina”, a nawet gorzej – bo klimakteryczne durnice zaszczepiają swoje urojenia powstałe wskutek uderzeń do głowy, całym pokoleniom młodzieży, która myśli, że to wszystko naprawdę.

Ale porzućmy te jeremiady, a w zamian zwróćmy uwagę na konsekwencje tej nowej mody wśród gówniażerii. Pierwszym rezultatem musi być jeszcze większe sformalizowanie życia seksualnego. Skoro bowiem taka jedna z drugą panienka do sanktuarium swego ciała będzie dawać przystęp jedynie nosicielom słusznych poglądów, to zanim oboje się rozbiorą i oddadzą spółkowaniu, musi najpierw przeegzaminować abszyfikanta z wyznawanej ideologii i sympatii politycznych. Taki egzamin może potrwać, bo egzaminowany, wyczuwając o co chodzi, może – po pierwsze – się konspirować, albo – po drugie – udzielać odpowiedzi wymijających, z których trudno będzie wydedukować, co taki jeden z drugim naprawdę myśli. Żeby tedy nie tracić czasu, Judenrat „Gazety Wyborczej”, który, zgodnie z leninowskimi normami życia partyjnego, pilotuje „rewolucję macic”, będzie musiał przygotować podręczną instrukcję, jak delikwentów przesłuchiwać, by z jednej strony przejrzeć takiego na wylot, ale z drugiej – by go nie zniechęcić do kontynuowania bliskiego spotkania III stopnia. To bardzo delikatna operacja, o czym świadczy przypadek pani Sobańskiej. Wypytywana przez Juliana Klaczkę, który tak naprawdę nazywał się Jehuda Lejb, kim była tajemnicza „D.D”, której Adam Mickiewicz dedykował erotyki, odparła, że „Bogini Dyskrecja” nie pozwala jej na ujawnienie osoby, ale na pocieszenie może opowiedzieć, jak to między nimi „nie doszło”. Otóż „młody człowiek” – jak nazywała Mickiewicza – któregoś wieczoru był pewny, że tym razem „dojdzie” i na tę intencję wysmarował sobie włosy pomadą. Kiedy pochylił się nad omdlewającą już „D.D” – kontynuowała hrabina Sobańska – „zaleciało od niego zapachem nieznośnie taniego gatunku pomady, co MNIE po prostu zniechęciło.” Żeby tedy lewicowe damy w życiu wypełnionym walką o socjalizm nie czerpały wiadomości o mężczyznach wyłącznie z atlasu anatomicznego, Judenrat powinien przygotować coś w rodzaju modnego za pierwszej komuny „Flirtu Towarzyskiego”, to znaczy ponumerowanych kompletów kartoników, przy pomocy których obwąchująca się para mogłaby prześwietlić się na wylot, nie wychodząc z konwencji flirtu. Tak to było za komuny, kiedy to komsomolec uwodził komsomołkę wyznaniem: „ja liubliu tiebia, kak swoju maszinu!”

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!