Historia

Działania niemieckich dywersantów we wrześniu 1939 roku

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Najbardziej znanym wydarzeniem, związanym z niemiecką dywersją w czasie kampanii polskiej w 1939 roku jest bezwątpienia sytuacja, jaka miała miejsce w pierwszych dniach września w Bydgoszczy. Sytuacja z miasta z nad Brdy nie była jednak przypadkowa i jednorazowa.

Już 1 lipca 1939 roku ukazał się tajny druk IX Oddziału niemieckiego Sztabu Generalnego przeznaczony dla dowódców zmotoryzowanych jednostek na wypadek wojny z Polską. Ten informator obejmował teren całej Polski w granicach 1939 roku. Znamienne jest, że Sztab Generalny poświęcił dużo uwagi rozmieszczeniu ludności niemieckiej, którym niemieckie czynniki wojskowe przypisywały znaczenie strategiczne na wypadek wojny z Polską[1]. Dzięki działalności polskiego kontrwywiadu, udało się doprowadzić do likwidacji w Wielkopolsce kilku grup informacyjno-wywiadowczych, złożonych z członków NSDAP, a także JDP i DVW przed wybuchem wojny. Uniemożliwiało to w momencie wybuchu walk zrealizowanie w pełnym wymiarze planów dywersji, jaką zakładał wywiad III Rzeszy[2].

100 kilometrów na południe od Bydgoszczy, na terenie gdzie obecnie przebiega granica między województwami kujawsko-pomorskim i wielkopolskim, niemieckie lokalne społeczności podjęły działania terrorystyczne wobec Wojska Polskiego i polskiej ludności cywilnej.

Z dniem 11 września batalion Obrony Narodowej Oborniki pod dowództwem kpt. Jana Bronisława Formanowicza, wchodzący w skład Armii „Poznań”, rozbił grupę dywersantów w rejonie Piotrkowa Kujawskiego (15 km od Sompolna), skazując z wyroku dowódcy za „rozbój z bronią w ręku” kilku zatrzymanych. Do podobnej sytuacji doszło we wsi Bratki, niedaleko Mąkoszyna (gmina Wierzbinek)[3].

Największy jednak rozmiar w tej okolicy wystąpienia niemieckie miały miejsce w Sompolnie. Jak zapisał w swoich wspomnieniach jeden z mieszkańców miasta J. Jankowski, 12 września przed zamkniętą jeszcze piekarnią (jednak licznie już obleganą), pojawił się:

mężczyzna w wieku lat 20, bez marynarki, z zawiniętymi rękawami koszuli, bez czapki i bosy. Ruchy jego zdradzały nerwowy niepokój. Zwróciło to uwagę stojących na trotuarze mężczyzn. Wtem nagłym ruchem ręki wydobył ręce z kieszeni, w których błysnęły dwa browningi, które wprost skierował na stojącą grupkę na stopniach piekarni. Wtem jakiś mężczyzna z grupy uciekinierów, nagłym ruchem podbił mu ręce, tak silnie, że browningi upadły ze szczękiem na trotuar, i w ten sposób udaremniono wystrzały[4].

Strzały te miały być sygnałem do rozpoczęcia dywersji w Sompolnie, połączonej z atakiem na miasto oddziału niemieckiego. Mężczyzna, który dopuścił się takiej próby dywersji nie zdołał uciec. Zdaniem nieżyjącej mieszkanki Sompolna, sprawiedliwość wymierzyło mu dwóch mieszkańców miasta. Jeden z nich po wejściu do miasteczka Niemców został przez nich skazany na karę śmierci. Oceniając tą sytuację, mieszkaniec miasta uznał, że Niemcy planowali dokonać masakry ludności polskiej poprzez wywołanie paniki w pobliżu piekarni, aby spłoszona ludność uciekając w stronę rynku zatamowała ulicę, w której schronienia szukać mieli ostrzeliwani Polacy z rynku.

Wybór tego dnia nie był przypadkowy. Wówczas to od strony oddalonego od Sompolna o 15 km Piotrkowa Kujawskiego zbliżał się oddział niemiecki. Połączenie dywersyjnego uderzenia w centrum Sompolna z nacierającym oddziałem niemieckim miało ułatwić szybkie zajęcie tej miejscowości. Na szczęście dla Polaków, w okolicy stacjonowały jeszcze oddziały Obrony Narodowej.

Zdaniem Henryka Kaliszana, walczącego w PW Szamotuły, o sytuacji w mieście oddział został poinformowany dzięki mieszkańcowi Sompolna, który przyjechał na rowerze około godziny 11. Zdaniem przybyłego mieszkańca, dojść miało w Sompolnie do dywersji miejscowych Niemców. Oddział z Szamotuł przed przystąpieniem do walk został podzielony na dwa plutony. Pierwszy pod dowództwem por. rez. Henrykowskiego wyszedł z rejonu cmentarza żydowskiego (od strony Ignacewa) wzdłuż toru kolejowego na most kolejowo-drogowy na Noteci. Drugi pod dowództwem ppor. rez. Antoniego Szupczyńskiego początkowo zajął się oczyszczaniem miasta z dywersantów, po czym, gdy zadanie to przejął na siebie oddział kpt. Abramczyka, oddział szamotulski przeszedł od strony Przystronia, kierując się na most, gdzie połączył się z pierwszym plutonem PW. Zdając sobie sprawę z manewru okrążającego, oddział niemiecki wycofał się w stronę Wierzbinka. Jeden z samochodów nieprzyjaciela próbował się przebić do Sompolna, lecz został ostrzelany, w wyniku czego zabito jednego z oficerów, jadącego tym autem. Pozostała załoga, korzystając z ciemności, uciekła.

Warto podkreślić, że tak samo, jak w przypadku Bydgoszczy działania polskich oddziałów zostały wsparte przez lokalne społeczeństwo. Wspomniany już Henryk Kaliszan zapisał w pamiętnikach, odnosząc się do postawy ludności miasta, że (…) nie posiadając broni dopomagała nam, młodym i niedoświadczonym w boju żołnierzom, cenną informacją w wykrywaniu ognisk dywersji ludności niemieckiej.

Obecnie często zdarza się, że historycy wydarzenia z Bydgoszczy podważają, sugerując, że niemiecka część ludności nie podejmowała dywersyjnej działalności. Powyższy przykład z małego miasteczka, znajdującego się na linii frontu jasno ukazuje, że przypadek bydgoski nie jest odosobniony, a wojsko polskie i polska ludność cywilna w czasie kampanii polskiej w 1939 roku zmuszone były liczyć się z wrogą postawą ludności niemieckiej, zamieszkującej obszar Polski.

Krzysztof Żabierek

[1] E. Serwański, Wrzesień 1939 w Wielkopolsce, s. 35.

[2] D. Matelski, Polityka państwa polskiego wobec mniejszości niemieckiej w Wielkopolsce

w latach 1919-1939, [w:] „Kronika Wielkopolski”, 1995, nr 4, s. 15-37.

[3] J. Kołtuniak, dz. cyt., s. 121-122.

[4] P.Gołdym , dz.cyt., s.107.

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!