Felietony

Dramatyczne losy naszych rodaków z Kresów

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Liczby ukazujące tragiczne historie Polaków na wschodnich terenach II Rzeczpospolitej skrywają historię zwykłych osób, o których losie nie można znaleźć informacji w publikacjach naukowych, lecz które przechowywane są skrzętnie w rodzinnej pamięci. Jedną z tych historii przybliża stypendystka Fundacji Dla Rodaka – Ksenia Sedelnik.

Sergiej Mołczanowski urodził się na stacji kolejowej Kubinka, niedaleko Moskwy. Jego ojciec- Polak, pochodzący z miasteczka Baranowicze, został skierowany do Kubinki jako maszynista na linię Warszawa-Brześć-Moskwa. Sergiej ukończył szkołę zawodową w Moskwie o specjalizacji zduństwo. Po ukończeniu nauki, wybuchła rewolucja w 1917 r. i po tym wydarzeniu cała rodzina Mołczanowskich postanowiła wyjechać do ojczystej wioski Luszniewo (22 km na płn-zachód od Baranowicz). Dziadek Sergieja Mołczanowskiego miał tam gospodarstwo rolne i własną kuźnię.

Po traktacie ryskim tereny te weszły w skład odrodzonej II Rzeczpospolitej. Jeden z braci Sergieja – Paweł wyjechał na studia muzyczne do Konserwatorium Państwowego, a po studiach, w wieku 22 lat, został zabrany do Wojska Polskiego, gdzie później został.

Pradziadek Sergiej poznał się z prababcią Malwiną- wysoką i piękną brunetką i w niej się zakochał. Ona była starsza od niego o dwa lata i miała nieślubnego syna. Kiedyś pracowała u Pana i zakochała się w nim. Pan wyjechał z rodziną do Polski, bo uciekał przed radziecką władzą, a prababci urodził się jego syn. Pradziadek przyjął go i kochał jak własnego. Niedługo urodziło się im czworo dzieci: dwaj synowie Tadeusz i Edward i dwie córki Jadwiga i Leonida. Moja babcia Jadwiga urodziła się w 1937 roku, kiedy Luszniewo jeszcze należało do Polski. Ale już za dwa lata te tereny zostały dołączane do ZSRR. Jej siostry Irena i Czesława narodziły się w tej samej miejscowości, jednak już w zupełnie innym kraju.


Pradziadkowie Malwina i Sergiej

W 1943 roku na terenach Białorusi, jak i na terenach Polski, Niemcy prześladowali Polaków i Żydów. Zabrali też i Sergieja Mołczanowskiego do obozu koncentracyjnego w Kołdyczewie, w którym on musiał pracować w ceglarni. W tym obozie dużo osób rozstrzeliwano, ale również dużo osób pracowało dopóki nie umierało. Ludzie w obozie spali na piętrowych narach kilka godzin, po czym wracali do pracy. W obozie w Kołdyczewie większość osób zajmowała się wydobyciem torfu czy produkowaniem mydła. Ludzie pracowali ciężko, prawie nie otrzymywali jedzenia i dlatego umierali.

W tym samym czasie prababcia zajmowała się dziećmi i gospodarstwem, w czym pomagał jej najstarszy syn, który miał 16 lat, lecz niedługo on trafił w niewolę i został wysłany do Niemiec do fabryki Volkswagen. Prababcia została sama z pięciorgiem dzieci, przed tym kiedy zabrali dziadka, urodziła im się jeszcze jedna córka-Irena.

Na początku lata 1944 roku w obozie pradziadek zachorował na tyfus, a ponieważ nadzorni (byli to kolaboranci) bali się zarazić tyfusem, komendant zaproponował, żeby pradziadek poszedł do domu, trochę się wyleczył i wrócił, a za to pradziadek przyniesie komendantowi jajka, szynkę i warzyw. Jednak jeżeli nie wróciłby za dwa tygodnie, to wyśle żołnierzy, aby zamordowali go i jego całą rodzinę. Dodał, że jak go złapią po drodze do domu, to musi powiedzieć, że on sam uciekł. Oczywiście dziadek się zgodził na taką propozycję. Razem z nim wypuszczono jeszcze kilka chorych osób.

Pradziadek znajdował się w domu już prawie przez tydzień i akurat w ten sam czas armia sowiecka zajęła tereny wschodnich województw Rzeczpospolitej i doszła do Baranowicz. Obóz, w którym był pradziadek został zwolniony. Niemcy cofali się i pradziadek już nie musiał tam wracać. Tak się stało, że tyfus uratował mu życie.

Niestety niedługo cieszył się wolnością, bo został zgarnięty do Pierwszej Armii Wojska Polskiego, która została sformowana w 1944 roku. W jej skład wchodzili etniczni Polacy, którzy mieszkali na terenach ZSRR. Żołnierz Mołczanowski służył tam prawie rok, po czym został kontuzjowany i ranny od granatu w okolicach Wrocławia, w trakcie operacji „forsowanie Odry”. Za kilka tygodni, będąc w wojskowym szpitalu, został zdemobilizowany i wrócił do domu. Tam dowiedział się, że wojna się skończyła.


Sergiej Mołczanowski w szpitalu wojskowym, 1945 rok

Po wojnie pradziadek zajął się gospodarstwem i wrócił do pracy w zawodzie. Spora część domów w wiosce i okolicach była rozwalona, dlatego pradziadek miał dużo pracy, co dawało mu możliwość nakarmienia swojej rodziny. Po wojnie urodziła im się jeszcze jedna córka — Czesława. Rodzina była duża — siedmioro dzieci, jednak starszy syn z Niemiec nie wrócił. A sąsiad, którego Niemcy zabrali razem z synem wrócił i opowiedział taką historię: syn został w Niemczech, bo na fabryce, gdzie oni pracowali poznał się z córką mistrza i w niej się zakochał. Ta dziewczyna jest Niemką, zaszła w ciążę, ale przyznała się do tego dopiero na dworcu, kiedy mieli już wsiadać do pociągu i jechać do domu. Jedyne, co powiedział sąsiadowi: wracaj beze mnie, ja zostaję, bo będę miał dziecko. Więcej rodzina o nim nic nie słyszała. Krążyły plotki, że wziął ślub i przyjął nazwisko tej dziewczyny, jednak do dziś nikt nie wie, co tak naprawdę z nim się stało.

Oprac. Krzysztof Żabierek

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!