Felietony

Czynności konkludentne

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Do rozstrzygnięcia konkursu na obsadzenie co najmniej 50 tysięcy synekur, z których najgorsza daje jednak szczęśliwemu posiadaczowi co najmniej 36 tysięcy złotych rocznie, nie mówiąc już o tym, co tam uzbiera sobie na boku, pozostało niewiele ponad 3 tygodnie, więc nic dziwnego, że w naszym i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwym kraju, narasta atmosfera jurydyczna. Nie tylko za sprawą osobników płci obojga, co to nie mogą już dłużej wytrzymać bez konstytucji i nie tylko ubierają pomniki w koszulki z napisem „konstytucja”, ale nawet zakładają je na siebie. Dwoje takich mogła zobaczyć cała Polska przy okazji meczu siatkówki z Serbią. Ponieważ siedzieli na samym przedzie, to podobno Serbowie zapatrzyli się na to dziwowisko i dlatego z Polską przegrali. Jak się okazuje, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i nawet perwersja na tle konstytucji może przynieść dobre owoce. Ale perwersja to jedna sprawa, a zresztą – wcale nie wiadomo, czy to w ogóle perwersja, bo skoro stary żydowski finansowy grandziarz wyłożył ostatnio na takie przedsięwzięcia aż 18 miliardów dolarów, to nawet za jedną milionową część tej sumy można nie tylko kupić koszulek z konstytucjami, ile tylko dusza zapragnie, ale w dodatku – wynająć tylu obrońców praworządności, ilu tylko będzie potrzeba. Wydaje mi się tedy, że nic by się nie stało, gdyby takiego, dajmy na to, pana Kasprzaka, przebadało jakieś konsylium weterynarzy, jako że wścieklizna jest przecież chorobą odzwierzęcą – bo może on wcale nie chory, tylko cwany i kuty na cztery nogi! Pan Mateusz Kijowski na obronie demokracji też kręcił lody, ale- powiedzmy sobie szczerze – w porównaniu z 18 miliardami dolarów, to mizeria i grzbietówa, podczas gdy na obronie praworządności – ooo, tu już można nawet założyć starą rodzinę, więc nic dziwnego, że nawet niezawiślacy z Sądu Najwyższego uwijają się jak w ukropie i bombardują przebierańców z Luksemburga „pytaniami prejudycjalnymi” w nadziei, że ktoś to poświęcenie dla praworządności wreszcie zauważy i odpowiednio wynagrodzi. Tymczasem atmosfera jurydyczna narasta nie tylko z powodu zaostrzającej się walki o praworządność, ale i ze względu na nieubłagane zbliżanie się terminu rozstrzygnięcia wiadomego konkursu. Na zwycięzców czekają nie tylko nagrody w postaci oficjalnych możliwości dojenia Rzeczypospolitej, ale i utrwalenia pozycji towarzyskiej. Taki jeden z drugim nagrodzony będzie mógł przyjaciołom podarować koncesje na hurtownie spirytusu, czy stacje benzynowe, a w miejscowościach atrakcyjnych – przygotować grunt pod rozmaite korzystne operacje, zwane przez prostactwo „przekrętami”, naturalnym przyjaciółkom podarować futra i brylanty, które – jak wiadomo – są prawdziwymi przyjaciółmi każdej kobiety, żony zaprenumerują „Twój Styl” i nauczą się jeść bezę – i słusznie, bo kogóż wynagradzać w tych zepsutych i przeżartych korupcją czasach, jak nie tych, którzy gotowi poświęcić się dla Polski? Toteż nawet Centralne Biuro Antykorupcyjne podchodzi do takich rzeczy realistycznie – bo któż rozsądny dziwowałby się, że w nocy jest ciemno, a w dzień jasno? Nawet z punktu widzenia teologicznego wszystko wydaje się w jak najlepszym porządku, jako że w Starym Testamencie zapisano przecież spiżowe słowa, że „nie zawiążesz gęby wołowi młócącemu”. Toteż niezawisłe sądy bombardowane są oskarżeniami, w których pretendenci do wspomnianych grządek podsrywają się nawzajem „w trybie wyborczym” – a najważniejszą była chyba przegrana pana premiera Morawieckiego z powodu wygłoszenia opinii, że za poprzedniego reżymu nie budowano tylu dróg i mostów, co teraz, za reżymu aktualnego. „Stąd dla żuka jest nauka”, że jeśli już nie może wytrzymać bez porównywania, żeby porównywał z czasami bardziej odległymi, na przykład – z panowaniem Bolesława Chrobrego, albo nawet i okresem późniejszym, jako że jeszcze w wieku XVII kursowało powiedzenie, że „polski most, niemiecki post, włoskie nabożeństwo – wszystko to błazeństwo!” Nawiasem mówiąc, niektóre z tych opinii na naszych oczach znowu nabierają aktualności, zwłaszcza po kolejnym już wystąpieniu Jego Ekscelencji arcybiskupa Vigano do papieża Franciszka.

Ale dość już tych dygresji, bo chciałbym zwrócić uwagę na tak zwane czynności konkludentne, to znaczy takie, które więcej wyjaśniają, niż mówią. Po zakomunikowaniu przez gadatliwego prezydenta Donalda Trumpa, że Polska jest „strategicznym partnerem” Stanów Zjednoczonych, w niektórych kręgach zapanowały nastroje mocarstwowe. Co prawda pan dr Targalski, co to zdemaskował mnie po raz kolejny jako ruskiego agenta, właśnie ofuknął prezydenta Trumpa, żeby zamiast komplementów, których sadzi nam co niemiara, przysłał tu więcej „marines”, ale inni utracili poczucie rzeczywistości już dawniej. Poza tym, gdyby nawet „Fort Trump” został zbudowany w każdej Pipidówce, to Polska wcale nie musiałaby od tego nabrać rangi mocarstwowej, a najwyżej zarobić na opinię amerykańskiego obozu warownego – bo przecież nawet chyba pan dr Targalski nie myśli, że ci „marines” będą słuchali rozkazów rządu polskiego.

Tedy – jak pisał poeta jeszcze za pierwszej sanacji – „Gardłuje jeden z drugim za Polską mocarstwową, a tobie za Imperium kąt w szynku, bujna głowo! Tobie naftowa lampa Indiami w butelkach płonie, nędzę ojczystą przetapiasz w stare zamorskie kolonie!” Tymczasem z czynności konkludentnych wynika coś zupełnie innego, nie tylko, że Polska nie jest żadnym mocarstwem, ale że w ogóle jest państwem, z którym tak naprawdę nikt się nie liczy. Oto nie tak dawno, z inicjatywy ABW, Polska deportowała panią Ludmiłę Kozłowską nie tylko z obszaru naszego nieszczęśliwego kraju, ale z całej „strefy Schengen” – bo stosowna umowa stanowi, że taka decyzja obejmuje wszystkie kraje strefy. Tymczasem już wkrótce pani Ludmiła nie tylko otrzymała wizę Republiki Federalnej Niemiec, ale w dodatku dostąpiła zaszczytu wygłoszenia płomiennego przemówienia w Bundestagu. O ile wizę można by jeszcze uznać za efekt jakiegoś nieporozumienia, to ostentacja w Bundestagu, gdzie pani Ludmiła nie zostawiła na Polsce suchej nitki, na karb żadnego nieporozumienia polożona być nie może. Znaczy to, że przez tę czynność konkludentną Niemcy pokazały Polsce, gdzie może sobie wsadzić swoje suwerenne decyzje. Warto dodać, że są to te same Niemcy, które wykorzystują nie tylko niemieckich owczarków wysuniętych na fasadę Komisji Europejskiej, ale również – przebierańców z luksemburskiego ETS, do sztorcowania Polski z powodu naruszania praworządności przez reżym Jarosława Kaczyńskiego. Nasi dygnitarze owszem – zaprotestowali, ale – jak zauważył ruski poeta Majakowski – „jednostki głosik cieńszy od pisku”. Toteż nie minęło wiele czasu, kiedy pani Ludmiła Kozłowska została z wielkimi honorami przyjęta w samym najgłówniejszym legowisku praworządności, czyli w Brukseli, gdzie za protekcją niejakiego Guya (nigdy nie wiem, czy to imię powinno się wymawiać przez „G”, czy raczej – przez „H” nieme) Verhofstadta, obsztorcowała Polskę, że przyjmuje „postsowieckie standardy”. Na fotografii mogliśmy zobaczyć asystującą małżonkom Ludmile Kozłowskiej i Bartoszowi Kramkowi panią hrabinę Różę Thun und Handehoch, co też stanowi czynność konkludentną, pokazującą że nie tylko Niemcy mają swoje rachuby na wykorzystanie w Polsce banderowców do destabilizacji państwa, ale że mogą liczyć na tubylczych folksdojczów.

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!