Felietony Wiara

CHODZENIE DO KOŚCIOŁA W POLSKICH DIECEZJACH

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

W artykule poprzednim – „O chodzeniu do kościoła w Polsce i o emigracji także” – zajmowaliśmy się ogólnopolskim wskaźnikiem „dominicantes” (frekwencji na niedzielnej Mszy Św. wyrażanej w odsetkach). Obecnie przyjrzymy się zmianom tego wskaźnika w poszczególnych diecezjach i poprzez to w regionach Polski w XXI już wieku.

Na początek konieczne jest przypomnienie o pewnym odkryciu, poczynionym najpóźniej u schyłku lat 80. XX wieku. Oto jeśli wyrażamy jakieś dzisiejsze masowe zjawisko w ujęciu przestrzennym, i wyniki naszych starań przedstawiamy na mapie, to w jakże wielu przypadkach odtwarzamy tym sposobem przecinające ziemie polskie granice imperiów rozbiorowych ustalone na kongresie wiedeńskim w roku 1815 oraz granicę polsko-niemiecką ustaloną pokojem wersalskim w roku 1919. Dzieje się tak również odnośnie religijności; po jednej stronie granicy jest ona wyższa, po drugiej niższa, na tyle wyraźnie, że to na mapie widać.

Oddziaływanie długotrwałych stanów z przeszłości, lecz także gwałtownych zmian niegdyś dokonanych na zjawiska nam współczesne nazywa się w historii i socjologii „długim trwaniem”; a zatem obecne zjawiska zdeterminowane są wieloma przesłankami, niekiedy z przeszłości jeszcze bardziej odległej, aniżeli europejskie wstrząsy czasów napoleońskich.

Oczywiście, nie jest to specyfika wyłącznie polska; tak jest wszędzie na świecie. Dla przykładu – kiedy na Ukrainie przeprowadzono wybory prezydenckie lub parlamentarne, obszary wpływów dwóch głównych rywalizujących ze sobą tamtejszych obozów politycznych rozdzieliła linia pokrywająca się dość dokładnie z południowo-wschodnią granicą przedrozbiorowej Pierwszej Rzeczypospolitej, upadłej przecież jeszcze w końcu XVIII wieku. Pomimo więc trwającej przez następne ponad stulecie unifikacji pod berłem rosyjskich carów, a później jeszcze głębszej – zdawało by się – a trwającej przez niespełna stulecie unifikacji sowiecko-bolszewickiej, ta ekscytująca linia sprzed wieków znowu się objawiła.

Co do „dominicantes”, u nas w Polsce, podstawowe prawidłowości były i nadal są następujące. Najwięcej ludzi chodzi do kościoła na obszarze byłego zaboru austriackiego, czyli w dawnej Galicji (mówimy o tej jej części, jaka obecnie znajduje się w polskich granicach państwowych). Co do byłego zaboru rosyjskiego (jego części w obecnych granicach Polski), to nieco mniej, acz nadal wielu czyni tak na północno-wschodnim Mazowszu i północnym Podlasiu, czyli na tym obszarze należącym do Drugiej Rzeczypospolitej, jaki na mocy układu niemiecko-sowieckiego przypadł był w roku 1939 Związkowi Sowieckiemu (ot, i kolejna granica z przeszłości „aktywna” także i dziś). Z większych i ludniejszych obszarów o względnie sporym wskaźniku „dominicantes”, będących kiedyś pod władaniem pruskim, wyróżnić należy Pomorze Gdańskie oraz Opolszczyznę wraz z niektórymi częściami przemysłowego Górnego Śląska. Ostatni z wymienionych regionów służy jako dowód, że także mieszkańcy przynajmniej niektórych obszarów wysoce zurbanizowanych i uprzemysłowionych mogą być i rzeczywiście są religijni.

Ale, na takimże samym przemysłowym obszarze sąsiedniego Zagłębia Dąbrowskiego (były zabór rosyjski) wskaźnik „dominicantes” jest, dla odmiany, jednym z najniższych w dzisiejszej Polsce. Dlaczego? Wybaczcie, ale odpowiedź na to i inne pytania o historię społeczną do niniejszego artykułu już nie należy; nie wszystko naraz.

Gdzie dziś na niedzielną Mszę Św. chodzi Polaków najmniej? Oto zwłaszcza na prawie całym rozległym obszarze Ziem Zachodnich i Północnych, czyli Ziem Odzyskanych (po drugiej wojnie światowej), także w Łódzkiem, we wspomnianym Zagłębiu Dąbrowskim i na niektórych innych obszarach dawnej Kongresówki.

Tu należy wskazać na pewien czynnik, którego nie wydobędziemy z dostępnych nam danych, publikowanych przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK). Otóż dane te są przedstawione dla każdej z diecezji; obecnie jest ich w Polsce 41. Diecezja składa się zaś ze swego zasadniczego obszaru, zwykle wiejskiego, z małymi miastami, oraz z ośrodka, którym często jest miasto duże, albo i wielkie. Otóż wiadomo, że ludzie liczniej chodzą do kościoła na wsi, aniżeli w wielkim mieście; więc dla obydwu tych środowisk, acz w ramach jednej diecezji, wskaźniki „dominicantes” różnią się niekiedy znacznie. Ale jak się różnią, tego właśnie nie wiemy, gdyż nie dysponujemy tu ich rozróżnieniem na wieś i duże miasto, lecz tylko tym jednym wskaźnikiem, wspólnym dla całej miejsko-wiejskiej diecezji.

Jeden rzut oka na wykres obrazujący polskich „dominicantes” za ostatnie dziesięciolecia wystarczy, aby stwierdzić stałą tendencję spadkową (o czym była mowa w artykule poprzednim). Gdzie, tj. w jakich regionach i diecezjach spadki były i są w bieżącym XXI wieku największe? Gdzie najmniejsze?

Dla rozwinięcia opisu wyróżniliśmy trzy podokresy. Pierwszy – od początku stulecia (rok 2001) do pierwszego w tym stuleciu dużego rocznego spadku ogólnopolskiego wskaźnika „dominicantes” (rok 2008, spadek w stosunku do roku poprzedniego o 3.8 punkty procentowe). Podokres drugi – od roku 2008 do roku 2015. Jednoroczny podokres trzeci obejmuje ów drugi w tym stuleciu znaczny spadek wskaźnika – o 3.1 punkty procentowe (dalej: pp.) w roku 2016. Danych dla roku 2017 jeszcze nie ogłoszono.

Najpierw jednak przyjrzyjmy się całemu badanemu piętnastoleciu. W latach 2001-2016 wskaźnik „dominicantes” spadł w Polsce o 10.1 pp., z 46.8% do 36.7%; to dużo! Pewien udział w tym spadku ma atoli emigracja, wzmożona po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej (rok 2004), o czym wzmiankowaliśmy w artykule poprzednim.

Największe spadki frekwencji Polaków na niedzielnej Mszy Św. nastąpiły, gdy rzecz ujmiemy najogólniej, po pierwsze – w niektórych diecezjach na obszarze Ziem Odzyskanych, więc tam, gdzie wskaźnik „dominicantes” i bez tego jest najniższy w skali Kraju; po drugie – na obszarze Górnego Śląska wraz z Opolszczyzną; po trzecie – w Wielkopolsce; po czwarte – w południowej części dawnej Kongresówki; po piąte – tam, gdzie ludzie wciąż najliczniej chodzą do kościoła, czyli w południowo-wschodniej części dzisiejszej Polski.

W poprzednim artykule nawoływaliśmy do pamiętania o wieloprzyczynowości masowych zjawisk społecznych; i nadal nawołujemy. No bo co mają ze sobą wspólnego, poza tym jednym, że „zaliczyły największe spadki”, te regiony gdzie ludzi chodziło i chodzi do kościoła najmniej, z tymi, gdzie ich do kościoła chodziło i chodzi dwa albo i trzy razy więcej niż w tamtych regionach, a pomiędzy nimi Wielkopolska i Górny Śląsk? Ano, coś mają. „Jesteśmy jednym narodem” – jak prawie już sto lat temu przypominał z trybuny sejmowej jeden z ówczesnych posłów. Ciekawych problemu Czytelników odsyłamy do narastającej wciąż literatury socjologicznej i statystycznej.

W liczbach rzecz wygląda następująco (pierwsza liczba w nawiasie: spadek wskaźnika „dominicantes”, w punktach procentowych, w okresie 2001-2016; druga liczba: „dominicantes” w roku 2016, czyli najnowsze dostępne dane); diecezja: warmińska (13.5 pp., 27.3%), koszalińsko-kołobrzeska (13.6 pp., 24.4%), gnieźnieńska (12.3 pp., 36.5%), poznańska (11.4 pp., 38.3%), zielonogórsko-gorzowska (13.0 pp., 26.9%), wrocławska (12.8 pp., 30.6%), opolska (14.6 pp., 44.6%), katowicka (11.5 pp., 38.1%), gliwicka (12.6 pp., 36.7%), częstochowska (11.4 pp., 32.3%), sandomierska (w większej części na obszarze byłego zaboru rosyjskiego, częściowo austriackiego, 15.4 pp., 37.0%), rzeszowska (12.2 pp., 60.5%), przemyska (12.6 pp., 56.4%). I tak objechaliśmy naokoło dzisiejszej Polski w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara.

My tu prezentujemy jedynie zarys problemu, a nie szczegółową analizę. Zachęcamy jednocześnie do sięgnięcia do danych na temat emigracji z Polski. ISKK prezentuje w internecie mapę, na której wyróżniono regiony, z jakich w ostatnim czasie wyruszyło w świat najwięcej emigrantów; są one w przybliżeniu te same, co wyżej wymienione, w których frekwencja na niedzielnej Mszy Św. spadła najbardziej. Zatem emigracja jest temu spadkowi w jakimś stopniu „winna”, ale nie ona jedna. Dane o liczbie emigrantów są wciąż zaledwie szacunkowe, o czym przestrzegają statystycy, a my za nimi.

Gdzie zaś spadki wskaźnika „dominicantes” były w minionym piętnastoleciu najmniejsze? Podobnie – zarówno tam gdzie ludzie najmniej licznie chodzą do kościoła, jak i tam gdzie najliczniej, ale w innych miejscach, mianowicie w niektórych subregionach na obszarze byłego zaboru rosyjskiego.

W liczbach rzecz wygląda następująco (w nawiasach j.w.); diecezja: drohiczyńska (6.8 pp., 44.5%), łomżyńska (4.7 pp., 43.1%), włocławska (6.5 pp., 32.3%), łowicka (5.1 pp., 29.7%), łódzka (6.3 pp., 23.4%, wskaźnik „dominicantes” najniższy w Polsce po diec. szczecińsko-kamieńskiej, gdzie 22.7%), sosnowiecka-Zagłębie Dąbrowskie (5.3 pp., 25.5%).

Na stan powyższy w większym stopniu wpłynęły wydarzenia pierwszej części omawianego tu piętnastolecia, czyli okresu od roku 2001 do 2008, obejmującego zatem ową wielką falę emigracji z pierwszych lat po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej (zatem od roku 2004). Spadek wskaźnika „dominicantes” wyniósł wtedy dla Polski 6.4 pp., a sam wskaźnik osiągnął 40.4% w roku 2008.

Dla tego siedmioletniego podokresu obydwie listy diecezji są zbliżone do tych dla całego piętnastolecia – bardziej lista tych, gdzie spadek wskaźnika „dominicantes” był najmniejszy. W pierwszej dekadzie XXI wieku tendencje spadkowe na niektórych obszarach byłej Kongresówki były silniejsze niż później.

Podajemy wartości spadków w punktach procentowych w latach 2001-2008, a wskaźnik „dominicantes” tylko dla diecezji dotąd nie wymienionych. Spadki największe; diecezja: koszalińsko-kołobrzeska (10.6 pp.), opolska (10.7 pp.), radomska (9.9 pp., 37.7%), siedlecka (10.2 pp., 44.7%), sandomierska (9.3 pp.), zamojsko-lubaczowska (9.1 pp., 41.5%), rzeszowska (9.6 pp.), przemyska (10.0 pp.).

Najmniejsze spadki dla podokresu 2001-2008 odnotowano w niektórych diecezjach na obszarze byłego zaboru rosyjskiego (Kongresówka): łomżyńska (3.1 pp.), łowicka (3.7 pp.), łódzka (2.8 pp.), sosnowiecka (2.9 pp.).

To, co działo się później, czyli od schyłku pierwszej dekady XXI wieku, więc w latach 2008-2015, możemy oczywiście opisać, ale nie śpieszymy się tego interpretować; nie w tym artykule. Pewne jest, że w zakresie wskaźnika „dominicantes”, czyli odsetka osób uczęszczających na niedzielną Mszę Św., nastąpiło wtedy na obszarze Polski niejakie przegrupowanie, i w jego następstwie zarysowała się nowa przestrzenna polaryzacja postaw. Rozmiary spadków najmniejszych dla podokresu poprzedniego, teraz stały się właściwe dla spadków największych, i zarazem w aż piętnastu diecezjach pojawiły się wzrosty (sic!) wskaźnika „dominicantes”, w dwóch zaś utrzymał się on na dotychczasowym poziomie. Spadek bowiem wskaźnika dla całej Polski wyniósł w tamtym jakże niedawnym podokresie tylko 0.6 pp. (sic!).

Jedynie diecezja sandomierska nadal należała do grupy największych spadków wskaźnika (w tym okresie 3.5 pp.). Obok niej pojawiły się inne, niż przedtem: warmińska (3.6 pp.), bydgoska (4.3 pp., „dominicantes” w 2016: 34.2%), poznańska (2.9 pp.), katowicka (4.6 pp.), wrocławska (3.4 pp.) oraz częstochowska (4.1 pp.).

W podokresie 2008-2015 wzrosty religijności mierzonej wskaźnikiem „dominicantes” objęły aż dwanaście diecezji na obszarze byłego zaboru rosyjskiego (w tym w jednym przypadku stan bez zmian), z wielkomiejską diecezją warszawską włącznie (lecz nie prawobrzeżną diecezją warszawsko-praską, gdzie nastąpił spadek o 1.3 pp., wsk. „dominicantes” dla roku 2016 – 30.9%); cztery diecezje byłej Galicji, zwłaszcza jej zachodniej części (w tym w jednym przypadku stan bez zmian) oraz diecezję pelplińską. Pamiętając o wieloprzyczynowości zjawisk uchylamy się tu od wyjaśniania tego krzepiącego fenomenu, zaistniałego w okresie narastających wszak obaw o przyszłość Kościoła w Polsce i na świecie.

Wzrosty te prezentują się w liczbach następująco (w nawiasach jw., „dominicantes” dla roku 2016); diecezje byłego zaboru rosyjskiego: białostocka (+0.9, 42.9%), drohiczyńska (+2.8), łomżyńska (+0.9 pp.), lubelska (+1.7 pp., 36.0%), zamojsko-lubaczowska (+2.8), siedlecka (+2.0 pp., te dwie przed rokiem 2008 w obszarze największych spadków), kielecka (+1.8 pp., 38.4%), radomska (+2.5 pp., przed rokiem 2008 w obszarze największych spadków), łowicka (bez zmian), płocka (+1.2 pp., 28.5%), włocławska (+1.6 pp.) i wreszcie lewobrzeżna wielkomiejska warszawska (+1.2 pp., 26.7%). Diecezje dawnej Galicji: bielsko-żywiecka (bez zmian, 46.5%), krakowska (+1.3 pp., 48.2%), tarnowska (+2.7 pp., 66.9% – najwyższy wskaźnik „dominicantes” w Polsce), a na wschodzie rzeszowska (+1.2 pp., przed rokiem 2008 w obszarze największych spadków); i na obszarze byłego zaboru pruskiego – pelplińska (+2.7 pp., 46.4%).

W pierwszym odruchu nasuwa się spostrzeżenie, że oto – gdzie mniejsza emigracja (vide: wspomniana mapa prezentowana przez ISKK oraz inne dane, także z GUS), tam na przestrzeni minionej dekady w wielu obszarach nastąpił wzrost polskiej religijności. Ale, to by oznaczało takie oto zachowanie: „Uff, jednak nie wyjeżdżam z Polski, no to sobie nareszcie pójdę w niedzielę do kościółka”. Wydaje się to znacznym uproszczeniem (ale tylko – wydaje się). Przypominamy o wieloprzyczynowości zjawisk społecznych! Istnieją zatem jakieś inne przyczyny, czy to materialne, czy kulturowe, czy duchowe – których dociekanie wykracza poza ramy niniejszego popularnego szkicu – które powodują zarazem pozostawanie w Kraju, czyli utrzymanie w tym zakresie stanu dotychczasowego, jak i wyraźny w wielu subregionach (diecezjach) centralnej, wschodniej i południowo-wschodniej (Galicja) Polski wzrost frekwencji na niedzielnej Mszy Św.

Nie mamy podstaw, aby wykluczać, że jacyś ludzie zaprzestawszy uprzednio uczęszczania w niedzielę do kościoła, w drugiej dekadzie bieżącego stulecia wznowili swoje w tym zakresie religijne praktyki. Jeśli tak, to dlaczego? Oto kolejne frapujące pytanie badawcze.

Przywołany wyżej podział terytorialny – obszar wzrostów versus obszar spadków odsetka „dominicantes” – pokrywa się w przybliżeniu z tym od lat obserwowanym podziałem polityczno-wyborczym. Gdzie w minionej dekadzie wystąpiły wzrosty „dominicantes”, tam od lat głosuje się liczniej na „prawicę” (cokolwiek by to znaczyć miało), a na pozostałym obszarze Kraju – na północy i zachodzie – liczniej zrazu na „lewicę”, a ostatnio na tę bardziej liberalną „prawicę” (cokolwiek by to znaczyć miało). W dawniejsze i nowsze historyczne przyczyny takiego terytorialnego politycznego podziału Polski tu akurat – wybaczcie – wkraczać już nie będziemy. Nie wszystko naraz!

Inaczej mówiąc – pod rządami koalicji PO-PSL ludność obszarów o przewadze PiS-u liczniej niż w początkach XXI wieku ruszyła do kościoła na Mszę niedzielną. Jak jednak przedstawiała się w tym przypadku rzeczywista współzależność pomiędzy czynnikiem religijnym, a polityczno-wyborczym, my tu rozstrzygać nie będziemy.

I wreszcie, prawie że „z ostatniej chwili” – rok 2016, na przestrzeni którego doszło do spadku ogólnopolskiego wskaźnika „dominicantes” o aż 3.1 pp. Do osiągnięcia tego wyniku najbardziej przyczynili się diecezjanie warszawscy (lecz nie prawobrzeżni prascy, u których „dominicantes” dla 2016 – 30.9%), płoccy i krakowscy, wywołując spadki w wymiarze, odpowiednio: 5.4 pp., 4.9 pp. oraz 4.0 pp. Dwa z wymienionych ośrodków stanowią atoli wiodące centra opinii w naszym Kraju. Wszystkie te trzy zbiorowości należą zaś do tych dość licznych, w których w latach poprzedzających nastąpił wzrost wskaźnika.

Tu tylko w trybie hipotezy można wspominać owe okoliczności, w jakich w ostatnich czasach następują w Polsce zmiany tak zwanych ekip rządzących, czemu zwykle towarzyszą potężne, zmasowane akcje i kontrakcje medialne, w następstwie których niektórzy ludzie wyraźnie zmieniają swoje zachowania, zapewne także swą aktywność w zakresie praktyk religijnych.

Swoje podpowiada również polaryzacja. „Chodzenie do kościoła”, tak jak i nie chodzenie jest, poza wszystkim, także nawykiem. A nawyki nie prędko się zmieniają. Już Arystoteles zauważył, że oto „przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka”. Mieliśmy tu sytuację, że na tej samej przestrzeni zanotowano wyraźny wzrost pewnego zjawiska, w tym przypadku frekwencji w kościele („dominicantes”), a zaraz potem gwałtowny jego spadek, w wymiarze nawet większym, aniżeli uprzedni wzrost. Co to może oznaczać? Ano na przykład to, że w ramach tej samej zbiorowości zupełnie inni ludzie – personalnie – dołączyli przed rokiem 2015 do tych już chodzących co niedziela do kościoła, a zupełnie inni tak licznie przestali tam uczęszczać na przestrzeni roku 2016. Albo i ci nowo przybyli, pochodzili trochę, pochodzili do tego kościoła, ale wkrótce dali się z niego wypłukać tej dużej fali spadku liczby „dominicantes” datowanej na rok 2016.

Albo też mamy do czynienia, w jakimś tam zakresie, już ze zjawiskiem – by tak rzec – religijnej „schizofrenii”, tej warszawsko-krakowskiej, z udziałem – jak widać – Płocka i innych jeszcze ośrodków. Raz chodzą do kościoła, to znów nie chodzą, uzależniają to od jakichś opinii coraz mniej mających wspólnego ze Świętą Wiarą. Jacyś tacy humorzaści, niestali, niedojrzali, obcy, nie nasi. Pamiętajmy jednak koniecznie, że wewnątrz tych i każdej innej zbiorowości terytorialnej (tu: wyróżnionej obszarem danej diecezji) znajduje się zarazem owo „twarde jądro” złożone z ludzi regularnie uczęszczających do kościoła, miejscami – co już wiemy – jest ono bardzo znacznych rozmiarów.

A czy to wszystko ma jakiś związek, choćby pośredni, z owym puczem sejmowym, ulicznym i pozaulicznym, jaki się zwłaszcza w Warszawie dokonywał na przestrzeni roku 2016 i szczególnie pod koniec tegoż roku, to wymaga zbadania. Kto bowiem telewizji nie oglądał, ani w określonych rejonach miasta nie miał okazji bywać, ten o puczu mógł się wcale przez długi czas nie dowiedzieć.

No proszę, jak się daleko zapędziliśmy. Miało być o coniedzielnym niewinnym chodzeniu do kościółka, a było o emigracji z Polski, a nawet i o jakimś puczu. Czyżby prawdą było, że „czego nie ma w telewizorze, tego nie ma naprawdę”? Oby nie!

Co do najmniejszych w roku 2016 spadków wskaźnika „dominicantes”, to obserwujemy tu prawdziwe materii pomieszanie, co stanowi kolejne świadectwo, że żyjemy w okresie przyśpieszonej zmiany społecznej (tak to ujmują w swoim żargonie socjologowie). Wśród dziewięciu diecezji nie ma w tej grupie ani jednej z obszaru byłego zaboru austriackiego, w którym to regionie ludzie, jak już wiemy, chodzą do kościoła najliczniej. Są zaś tam takie diecezje, jakie w dotychczasowych naszych specyfikacjach się nie pojawiały (w nawiasie: pp. oraz wskaźnik „dominicantes” dla roku 2016): gdańska (1.8 pp., 36.8%) i toruńska (1.4 pp., 35.4%); takie, gdzie spadek postępował powoli – diecezja gliwicka (1.3 pp.) i zielonogórsko-gorzowska (1.9 pp.); te, dla których odnotowano wcześniej większe spadki wskaźnika: koszalińsko-kołobrzeska (1.8 pp.,), , katowicka (1.6 pp.); te, dla których uprzednio odnotowano mniejsze spadki wskaźnika: sosnowiecka (1.8 pp.); lecz także jego wzrost: łowicka (1.4 pp.) oraz radomska (1.9 pp.).

„Kometo błędu, gdzie kres twego pędu?” – zapytuje Poeta. Każde zjawisko na tym łez padole ma swój kres. To i spadek frekwencji Polaków na coniedzielnej Mszy Świętej musi się kiedyś skończyć i zatrzymać. Na jakim poziomie? I co będzie dalej? Czy stagnacja na tym niskim poziomie? Czy wzrost powolny, czy szybki, czy miarowy, czy drogą wzlotów i upadków?

Spójrzmy na te diecezje, gdzie wskaźnik „dominicantes” był i jest najniższy w Polsce, lecz w których spadek owego wskaźnika okazał się zarazem być na przestrzeni owych piętnastu lat XXI już wieku najmniejszy.

Dane liczbowe już podawaliśmy, ale powtórzmy; diecezja: łódzka (6.3 pp., 23.4%), sosnowiecka (5.3 pp., 25.5%), łowicka (5.1 pp., 29.7%).

Czy zatem w Polsce współczesnej wskaźnik „dominicantes” zatrzymuje właśnie swój spadek na 1/4 ogółu wiernych? I czy katolickie zbiorowości pozostałych diecezji też koniecznie muszą, prędzej lub później, schodzić aż do tego właśnie poziomu?

Do kościoła idzie w niedzielę tylko córka – delegatka. Rodzice wraz z synem pozostają w domu. Lecz nie – młodzi siedzą przed komputerem, rodzice przed telewizorem, a na Mszę Św. podąża samotnie babcia. Albo jeszcze inaczej – idzie cała rodzina, ale średnio co czwarta z każdego bloku, z każdej kamienicy, z każdej wsi. Tak się już przecież w licznych obszarach Polski dzieje.

Wymienione trzy „kongresowiackie” diecezje (ich obszary), zwłaszcza dwie pierwsze, wielkoprzemysłowe, od przełomu wieku XIX/XX poddawane były, acz nie tylko one, szczególnie intensywnej propagandzie socjalistycznej, czyli bezbożniczej. O, jakże długotrwałe skutki odniosła owa propaganda!

Natomiast diecezje: warmińska (13.5 pp., 27.3%), elbląska (10.8 pp., 26.9%), koszalińsko-kołobrzeska (13.6 pp., 24.4%), szczecińsko-kamieńska (9.1 pp., 22.7%), zielonogórsko-gorzowska (13.0 pp. 26.9%), legnicka (10.9 pp., 27.3%) mają te m.in. wspólne cechy, że ludność na m.in. ich terenie została po drugiej wojnie światowej całkowicie wymieniona, z niemieckiej na przybyłą tam z różnych regionów polską; że propaganda bezbożnicza była tu szczególnie intensywna, a okoliczności do jej rozwoju sprzyjające; że wyjeżdża stamtąd wielu emigrantów; że frekwencja na Mszy niedzielnej była i jest tam w skali Kraju słaba, że jednak spadki wskaźnika „dominicantes” od początku XXI wieku były tam duże, i zatrzymały się, jak dotąd, takoż na barierze około 1/4 ogółu wiernych.

Z niecierpliwością czekamy na informacje o polskich „dominicantes” za rok 2017 i żałujemy, że nieprędko one do nas dotrą.

Marcin Drewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!