Felietony

Burza w szklance wody

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Kiedy wydawało się, że nasz nieszczęśliwy kraj pod przewodnictwem partii i rządu, wkracza wreszcie na drogę prowadzącą ku  świetlanej przyszłości, której kontury zakreśla mglisty, póki co, projekt Polskiego Ładu – wybuchła straszliwa burza w szklance wody, w następstwie czego poruszone zostały Moce niebieskie w osobie handełesa Yaira Lapida, piastującego w “nielegalnym” – jak twierdzi syn Beniamina Netanjahu – rządzie Izraela stanowisko ministra spraw zagranicznych. Oskarżył on Polskę o kolaborację przy tak zwanym holokauście i o inne zbrodnie drobniejszego płazu. Może szkoda, że to nieprawda, ale nie to jest ważne, tylko to, że pretekstem do tej fali krytyki była uchwalona 23 czerwca przez Sejm nowelizacja kodeksu postępowania administracyjnego. Polegała ona na dodaniu do art. 156 paragrafu 3, który stanowił, że nie można stwierdzić nieważności decyzji administracyjnej, nawet podjętej z rażącym naruszeniem prawa, jeśli od jej podjęcia lub ogłoszenia minęło 30 lat, a inne osoby nabyły na jej podstawie prawa lub przynajmniej ekspektatywę.

Ta nowelizacja, wbrew buńczucznym deklaracjom premiera Morawieckiego, wcale nie zabezpiecza Polski przez żydowskimi roszczeniami, odnoszącymi się do tzw. własności bezdziedzicznej – bo ta własność przeszła na Skarb Państwa nie na podstawie żadnej “decyzji administracyjnej”, tylko na podstawie Art. XX i XXI przepisów wprowadzających dekret z 8 paździenika 1946 roku Prawo spadkowe. Art. XX paragraf 1 tych przedpisów stanowi, że “przepisy prawa spadkowego o dziedziczeniu ustawowym Skarbu Państwa stosuje się bez względu na rodzaj majątku, do wszelkich spadków otwartych przed wejściem w życie tego prawa, jeżeli według przepisów dotychczasowych, spadki te są wakujące lub bezdziedziczne, chyba, że postępowanie dotyczące takiego spadku zostało prawmomocnie ukończone”.  Jeśli nie – to Art. XXI tych przepisów stanowi, że jeśli najpóźniej do 1 stycznia 1947 roku nie zostało wszczęte postępowanie o stwierdzenie nabycia takiego spadku, to jako “utracony” przypada on Skarbowi Państwa. Dekret Prawo spadkowe został uchylony w 1965 roku przez kodeks cywilny – ale stan prawny, wytworzony przez wspomniane przepisy wprowadzające, wywołał skutki trwałe w postaci przejścia mienia należącego do Żydów zamordowanych podczas II wojny światowej, na własność Skarbu Państwa. Art. XX paragraf 1 mówi o spadkach “otwartych” przed wejściem w życie dekretu. Za moment “otwarcia spadku” uważa się chwilę śmierci spadkodawcy. Zatem wszystkie spadki po Żydach zamordowanych w okresie II wojny światowej, zostały “otwarte” przed wejściem w życie dekretu.

Roszczenia żydowskie, o których wspomina amerykańska ustawa nr 447 odnoszą się do tej właśnie “własności bezdziedzicznej”,  a nie do własności, która została komuś przyznana na podstawie “decyzji administracyjnej” niechby nawet podjętej “z rażącym naruszeniem prawa”. Dlatego pan premier Morawiecki, odgrażając się, że dopóki on jest premierem – i tak dalej – albo udaje durnia, albo przeciwnie – nie udaje. Ta druga możliwość jest prawdopodobna, bo wcześniej premier Morawiecki twierdził, że Polska już te roszczenia zaspokoiła na podstawie umowy indemnizacyjnej ze Stanami Zjednoczonymi z roku 1960. Tymczasem umowa ta dotyczy czegoś zupełnie innego. Na jej podstawie  bowiem Stany Zjednoczone przejęły na siebie obowiązek uregulowania roszczeń wobec Polski obywateli amerykańskich, których mienie zostało w Polsce znacjonalizowane. Żaden Żyd zamordowany podczas II wojny i mający jakieś mienie w Polsce, prawdopodobnie nie był obywatelem amerykańskim, tylko polskim. Ewentualnie – obywatelem Urugwaju lub Paragwaju – bo takimi paszportami podczas okupacji w Generalnej Guberni handlowano. Po drugie – umowa nie dotyczyła żadnej “własności bezdziedzicznej”. Przeciwnie – obywatel amerykański ubiegający się o odszkodowanie od rządu USA z tytułu mienia znacjonalizowanego w Polsce, musiał udowodnić, że to mienie do niego należało i że zostało znacjonalizowane – a nie na przykład sprzedane przez niego jeszcze przed nacjonalizacją. Niestety nasi Umiłowani Przywódcy tego najwyraźniej nie wiedzą – o czym świadczą deklaracje bylego premiera Leszka Millera, który też myśli, że umowa indemnizacyjna z roku 1960 załatwia definitywnie sprawę roszczeń żydowskich. Cyżby doradzali im jacyś absolwenci akademii pierwszomajowych?

Wspomniana nowelizacja kodeksu postępowania administracyjnego blokuje możliwość dochodzenia przed sądami roszczeń na podstawie pełnomocnictw wystawianych przez osobników w wieku 150 lat. To bardzo ładnie – ale blokuje też możliwość dochodzenia roszczeń przez Polaków, którzy zostali obrabowani pod pretekstem wprowadzania w Polsce ustroju socjalistycznego. Własność ta została “sprywatyzowana” w trakcie tzw. uwłaszczania komunistycznej nomenklatury w latach 80-tych i 90-tych, a więc akurat co najmniej 30 lat temu. Tak naprawdę zatem nowelizacja ta chroni interesy uwłaszczonej nomenklatury, która dzięki rozbudowanej agenturze starych kiejkutów w sądach, blokowała  wszelką możliwość restytucji własności. Nawiasem mówiąc ustawy o restytucji własności nie ma do dnia dzisiejszego, chociaż jeszcze wiosnę roku 1992 osobiście uczestniczyłem w przekazywaniu gotowego jej projektu prezydentowi Lechowi Wałęsie z prośbą o wniesienie go do Sejmu, jako pierwszej po transformacji ustrojowej prezydenckiej inicjatywy ustawodawczej. Prezydent Wałęsa odmówił, czemu przestałem się dziwić 4 czerwca 1992 roku, kiedy okazało się, że był zarejestrowany przez SB jako konfident o pseudonimie “Bolek”. Próba przeforsowania ustawy restytucyjnej została podjęta za rządów AWS – ale – o czym się przekonałem – nie z zamiarem dokonania restytucji, a tylko zamarkowania takiej intencji – a prezydent Kwaśniewski ją zawetował i na tym się skończyło.

Dlatego uważam, że burza w szklance wody, w której obok Mocy niebieskich zostały poruszone też Moce piekielne w osobie rzecznika Departamentu Stanu USA pana Price, prawdopodobnie została uzgodniona z Naczelnikiem Państwa, który przed nadchodzącymi wyborami musiał sprokurować sobie coś w rodzaju listka figowego, dzięki któremu mógłby przed swoimi wyznawcami prezentować się jako płomienny dzierżawca monopolu na patriotyzm. Ale Pan Bóg go skarał, bo na skutek odejścia z klubu Zjednocznej Prawicy trójki posłów, jego rząd utracił większość sejmową, wskutek czego Naczelnik trafi pod kuratelę ;pobożnego wicepremiera Gowina, bez którego nie będzie mógł nawet groźnie kiwać palcem w bucie. Sic transit gloria…

Stanisław Michalkiewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!