Felietony

Biblijne inspiracje stalinowskich „fiksacji”

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Żona Księcia Małżonka, to znaczy – Radosława Sikorskiego, czyli pani Anna Applebaum, nazywana swojsko „Jabłoneczką”, bardzo się ostatnio zaktywizowała politycznie, zwłaszcza na odcinku chłostania mniej wartościowego, polskiego narodu tubylczego. W myśl bowiem skoordynowanych polityk historycznych: niemieckiej i żydowskiej, mniej wartościowego narodu polskiego nie można zostawić samopas, bo w przeciwny razie ZNOWU zrobi coś okropnego, na przykład – jakiś holokaust, albo coś w tym rodzaju. Dlatego też trzeba roztoczyć nad Polakami kuratelę starszych i mądrzejszych, a wtedy ani Europa, ani świat nie będzie musiał znowu przeżywać jakichś okropności, więc wyda z siebie westchnie ulgi, a i Polacy też zostaną dzięki temu ratowani przed nimi samymi. Temu właśnie służy tak zwana pedagogika wstydu, która ma doprowadzić do wytworzenia w mniej wartościowym polskim narodzie tubylczym trwałego poczucia winy wobec Żydów, dzięki czemu ewentualna żydowska okupacja Polski będzie mogła funkcjonować bez konieczności uciekania się do brutalnego terroru, który zawsze robi złe wrażenie. W aplikowaniu mniej wartościowemu narodowi polskiemu tego poczucia winy Jabłoneczka stanowi nierozerwalne ogniwo frontu ideologicznego, który ostatnio przeszedł do gewałtownej ofensywy pod pretekstem nowelizacji ustawy o IPN, w której strona żydowska dopatrzyła się podstępnego zamachu na swój monopol na ustalanie obowiązujących prawd historycznych i wszelkich innych. Ta pedagogika wstydu przynosi rezultaty, zwłaszcza wśród rozmaitych arywistów, którzy zawsze próbują płynąć z prądem, niczym zdechłe ryby. Na przykład Wielce Czcigodna Joanna Scheurin-Wielgus niedawno doniosła, że zaczęła wstydzić się Polski. Przewidział to już dawno, bo zaraz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w roku 1918 Julian Tuwim, pisząc w poemacie „Wiosna” te profetyczne słowa: „Ha, będą ze wstydu się wiły dziewki fabryczne, brzuchate kobyły…”

Wróćmy jednak do naszej Jabłoneczki, która właśnie ogłosiła książkę o Wielkim Głodzie na Ukrainie, która dla pewnych żydowskich kręgów w Ameryce i Izraelu zaczyna nabierać coraz więcej cech Ziemi Obiecanej. Pewnie z tego powodu nasi warszawscy dygnitarze tak intensywnie ćwiczą się w sztuce plucia pod wiatr. Jak tylko tamtejszy prezydent Poroszenko, czy nawet banderowski dygnitarz drobniejszego płazu ich ofuknie, to oni zaraz dają mu jak nie pieniądze, to gaz, jak nie gaz, to… – no, mniejsza z tym. Z tego powodu Jabłoneczka udzieliła nawet Ukraińcom dyspensy na nacjonalismus. W takiej na przykład Polsce nacjonalismus jest potępiony i pan minister Brudziński utworzył nawet specjalny rządowy zespół do zwalczania „faszyzmu”, przyznając w ten sposób przed całym światem, że Polska ma z faszyzmem jakiś problem, że aż musi na szczeblu rządowym zakładać zespoły do walki z nim. Zawsze podejrzewałem, ze nasz nieszczęśliwy kraj rządzony jest bardzo małą mądrością i teraz to podejrzenie nie tylko się potwierdza, ale co gorsza, staje się wyjaśnieniem uprzejmym. Mniej uprzejme wyjaśnienie oznaczałoby bowiem, że Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, pod przykryciem wojny żydowskiej, oczyszcza przedpole dla żydowskiej okupacji Polski, przygotowując postawienie nacjonalistów poza prawem.

Książką naszej Jabłoneczki natychmiast zachwycił się przewielebny ksiądz Kazimierz Sowa, zauważając, że Wielki Głód był następstwem „politycznej fiksacji Stalina”, polegającej na zamiłowaniu do rolnictwa kolektywnego. Tak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać, ale czy przypadkiem Stalin nie czerpał inspiracji do kołchozów od jakichś poprzedników? Kto, jak kto, ale przewielebny ksiądz Sowa powinien od razu się tego domyślić, chyba, że seminarium duchowne ukończył jakimś psim swędem, korzystając z jakiejś tajemniczej protekcji. Warto dodać, że Józef Stalin też przez rok studiował w seminarium duchownym w Tyflisie i kto wie, czy to właśnie nie tam doznał olśnienia, które przewielebny ksiądz Sowa nazwał „polityczną fiksacją”.

Chodzi mi oczywiście o słynnego, biblijnego Józefa egipskiego, który po różnych perypetiach został pierwszym ministrem faraona i na tym stanowisku zapoczątkował kilka polityk interwencyjnych. Najpierw, pod pretekstem walki z głodem, wprowadził dodatkowy podatek w naturze: 20 procent zbiorów zbóż od każdego chłopa. Zakładając uprzejmie, że ten podatek pobierany był rzetelnie, wymagało to zatrudnienia całej armii urzędników, którzy najpierw musieli w każdym gospodarstwie zbiory oszacować, by potem wymierzyć podatek. Pobór tego podatku wymagał uruchomienia kolejnego programu interwencyjnego w postaci inwestycji budowlanych. Biorąc pod uwagę stan dróg i możliwości transportowe, ten podatek zbożowy wymagał zbudowania gęstej sieci magazynów, w których pobrane zboże mogłoby być bezpiecznie składowane. Sieć musiała być gęsta, bo przecież nikt nie woziłby zboża z jednego końca Egiptu na drugi. Ale nie tylko magazyny trzeba było budować. Tych magazynów musiał przecież ktoś pilnować, bo w przeciwnym razie zostałyby przez podatników okradzione w mgnieniu oka. Zatem obok magazynów trzeba było wybudować koszary dla żołnierzy, którzy by tych magazynów pilnowali. Taki gigantyczny program budowlany wymagał zatrudnienia wielkich rzesz robotników, no i użycia mnóstwa zwierząt pociągowych do transportu materiałów. Ludzi i zwierzęta pociągowe można było wziąć tylko z rolnictwa. Odciągnięcie robotników i zwierząt pociągowych w rolnictwa do budownictwa i transportu, musiało doprowadzić do poważnych zaniedbań w irygacji, co po siedmiu latach takiej polityki doprowadziło do głodu. Wtedy Józef uruchomił kolejny program interwencyjny; zboże zmagazynowane dzięki nowemu, 20-procentowemu podatkowi, zaczął tymże podatnikom s p r z e d a w a ć. Jak skrupulatnie notuje biblijny autor, już w pierwszym roku wszystkie pieniądze z ziemi egipskiej zgromadził w skarbcu faraona. Ale głód trwał nadal, więc w następnym roku chłopi wyprzedali się za zboże z inwentarza. To oczywiście sytuacji żywnościowej poprawić nie mogło, więc w obliczu przedłużającego się głodu, chłopi wyprzedali ziemię. To już była prawdziwa katastrofa, więc w kolejnym roku sprzedali samych siebie w niewolę i stali się niewolnikami państwowymi. Wtedy Józef zainicjował kolejną politykę interwencyjną; ze skupionej ziemi utworzył kołchozy, a nadwyżkę ludności przesiedlił do miast.

Józef Stalin, który podczas rocznych studiów w seminarium duchownym, mógł się z tą historia zapoznać, najwyraźniej się nią zainspirował, bo program kolektywizacji w Związku Sowieckim przeprowadził według biblijnego pierwowzoru, ze sztucznym wywołaniem głodu włącznie i przez ówczesnych sowieckich Żydów był tak samo wychwalany, jak biblijny Józef przez autora biblijnego.

Stanisław Michalkiewicz

Autor jest stałym felietonistą Magna Polonia! Kupuj i wspieraj wolne media 
www.magnapolonia.org/sklep

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!