Europa Wiadomości

Banderowiec atakuje Polskę i zakłamuje historię

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Na ukraińskim portalu zaxid.net ukazał się osobliwy artykuł autorstwa zwolennika banderyzmu, Petra Gierasimienki odnośnie stosunków polsko-ukraińskich. Z uwagi na bezczelność jego treści, warto przytoczyć go w całości.

Banderowiec domaga się w swoim artykule przeprosin od Polski i zaprzestania polityki konfronarcji historycznej, bo winy są rzekomo takie same po obu stronach. Poniżej kompletna treść pzetłumaczonego przez nas artykułu:

Lipiec to tradycyjnie miesiąc eskalacji stosunków ukraińsko-polskich. Co roku polski Sejm podejmuje uchwały dotyczące wydarzeń, które miały miejsce na Wołyniu w 1943 roku. Rezolucje te, choć odnoszą się do historycznej przeszłości, w większości przepełnione są wartościującymi interpretacjami politycznymi. Oferują też zbyt jednostronny i wąski  obraz złożonych procesów zachodzących w dziejach stosunków polsko-ukraińskich w XX wieku.

Zamiast formuły „przepraszamy i prosimy o przebaczenie”, która jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku miała realne szanse stać się podstawą porozumienia między dwoma sąsiednimi narodami, oficjalna Warszawa obrała kurs na próbę zmuszenia Ukraińców do jednostronnie przyznać się do winy i pokuty. To droga, która prowadzi donikąd.

Taka koncepcja przeczy prawdzie historycznej i grozi zniweczeniem wszelkich osiągnięć lat poprzednich. Szczerze mówiąc, Ukraina ma nie mniej powodów, by domagać się od Polski przyznania się do winy za swoją politykę wobec Ukraińców w przeszłości. Jednak w ostatnich latach Kijów nie pozwolił sobie na przyjęcie przez siebie rezolucji, które mogłyby zaszkodzić stosunkom między oboma krajami.

Po rozpadzie ZSRR wydawało się, że stosunki między Ukrainą a Polską będą krążyć wokół przyszłości, a skomplikowana historia stosunków między dwoma narodami stanie się pouczającą lekcją, z której zostaną wyciągnięte odpowiednie wnioski. Tym bardziej, że przeszłość zna nie tylko fakty konfrontacji Ukraińców z Polakami. Ma wiele stron wspólnej walki obu narodów z różnymi wrogami. Walka ta zakończyła się sukcesem, gdy między Polakami a Ukraińcami panowało zrozumienie i wzajemny szacunek. Gdy stosunki ulegały zniszczeniu, nasi wrogowie zawsze to wykorzystywali.

W maju 1997 r. Ukraina i Polska, reprezentowane przez dwóch prezydentów Leonida Kuczmę i Aleksandra Kwaśniewskiego, podpisały Wspólne Oświadczenie „Ku porozumieniu i jedności”. Obecnie nie wspomina się o tym dokumencie. Zapewne niektórzy współcześni polscy politycy ostro potępiliby to jako antypolskie i niedopuszczalne. W realiach 2023 roku trudno uwierzyć, że takie wspólne, wyważone tony, z wzajemnym uznaniem odpowiedzialności za trudną przeszłość i skupieniem się na przyszłości, oświadczenia między przywódcami obu krajów są w ogóle możliwe. Ale one naprawdę miały miejsce.

Formuła „przepraszamy i prosimy o przebaczenie” stała się wówczas podstawą porozumienia między dwoma narodami. W dokumencie podkreślono, że wielowiekowa historia ukraińsko-polskiego sąsiedztwa obfituje w pasjonujące przykłady szczerej przyjaźni, wzajemnej pomocy i współpracy. Ale nie można też pominąć tragicznych kart – „konfrontacji zbrojnej w XVII i XVIII wieku, przejawów antyukraińskiej polityki rządu polskiego w latach 20.-30., w czasach stalinowskich represji”.

Konflikt polsko-ukraiński w czasie II wojny światowej został w oświadczeniu prezydentów Polski i Ukrainy z 1997 r. zinterpretowany w zupełnie inny sposób, do czego ostatnio przyzwyczaili się polscy politycy. Nie było mowy o ludobójstwie i o tym, że ktoś powinien jednostronnie przyznać się do winy.

„Nie można zapomnieć o krwi przelanej na Wołyniu, zwłaszcza w latach 1942-1943, o brutalności konfliktów ukraińsko-polskich w pierwszych latach powojennych. Osobną, tragiczną kartą w historii naszych stosunków była akcja „Wisła”, która zadała cios całej społeczności ukraińskiej w Polsce. Milczenie lub jednostronne przedstawianie tych faktów w naszych czasach nie ukoi bólu skrzywdzonych i ich bliskich i nie przyczyni się do pogłębienia zrozumienia między naszymi narodami.

Droga do szczerej przyjaźni i jedności wiedzie przede wszystkim przez prawdę i wzajemne zrozumienie. Uznajemy, że żaden cel nie może być usprawiedliwieniem dla przestępstwa, przemocy ani stosowania zasady odpowiedzialności zbiorowej. Jednocześnie pamiętamy, że czasami źródła tych konfliktów znajdowały się poza granicami Ukrainy i Polski, a czasami były zdeterminowane okolicznościami niezależnymi od Ukraińców i Polaków, a także narzuconymi naszym narodom wbrew ich woli przez niedemokratyczne systemy polityczne” — czytamy we wspólnym oświadczeniu przywódców Ukrainy i Polski.

Ważnym punktem Wspólnego Oświadczenia z 1997 r. była wzmianka, że ​​interpretacją wspólnej historii i jej trudnych okresów powinni zajmować się specjaliści, którzy w atmosferze otwartości dokładnie przestudiują wydarzenia z przeszłości i dokonają ich obiektywnej oceny. A Ukraina i Polska u progu XXI wieku powinny pamiętać o przeszłości, ale myśleć o przyszłości.

Wspólne oświadczenie prezydentów Ukrainy i Polski Leonida Kuczmy i Aleksandra Kwaśniewskiego „O pojednaniu w 60. rocznicę tragicznych wydarzeń na Wołyniu”, które ukazało się w lipcu 2003 r., zostało sporządzone w mniej więcej podobnym duchu, choć z pewnymi poprawkami. Tak wspominano o konflikcie między dwoma narodami w czasie II wojny światowej: „Tragedia, jaka wydarzyła się w latach 1943-1944 na Wołyniu, Chełmszczyźnie i Galicji Wschodniej, do dziś pozostaje gorzką raną w pamięci Ukraińców i Polaków.

Jej wizerunek wiąże się z niezwykle bolesnymi losami powojennego pokolenia obu narodów. Z istniejącej wówczas nienawiści, uprzedzeń, problemów społecznych i ekonomicznych, fałszywych ideologii, grzechów politycznych i przestarzałych wyobrażeń wyłoniła się straszna tragedia, która pochłonęła życie dziesiątek tysięcy ludzi, obróciła w popiół wsie, świątynie i pomniki, przyniosła niewyobrażalne cierpienie, zasiała głęboki ból i nieufność”.

W zestawieniu tym określono ramy chronologiczne konfliktu polsko-ukraińskiego w latach 1943-1944. Jednocześnie wymienia się nie tylko Wołyń, ale także Galicję Wschodnią i Chełmszczyznę. Obie strony przyznały, że oba narody poniosły wielkie straty. Choć w treści oświadczenia mowa jest także o „szczególnie tragicznym losie Polaków na Wołyniu”.

Prezydenci Polski i Ukrainy wyrazili także poparcie dla apelu Iwana Pawła II do narodu ukraińskiego i polskiego: „Czas uwolnić się od bolesnej przeszłości! Niech przebaczenie – udzielone i otrzymane – rozprzestrzeni się jak uzdrawiający balsam w każdym sercu. Niech dzięki oczyszczeniu pamięci historycznej wszyscy będą gotowi stawiać ponad to, co łączy, a nie to, co dzieli, aby razem budować przyszłość opartą na wzajemnym szacunku, braterskiej współpracy i prawdziwej solidarności”.

Niestety dalszy rozwój stosunków między Polską a Ukrainą w dziedzinie polityki historycznej potoczył się w innym kierunku. Warszawa obrała kurs na upolitycznienie historii, przesuwając punkt ciężkości w interpretacji wydarzeń z przeszłości.

Polscy politycy wprowadzali do swoich wypowiedzi konstrukcje nieprzystające do rzeczywistości lub będące próbą jednostronnego zdjęcia odpowiedzialności i przerzucenia winy na inną stronę. Rok 2013 – 70. rocznicę tragicznych wydarzeń na Wołyniu – można uznać za przełom, który odrzucił dotychczasowe starania obu państw i formułę „przepraszamy i prosimy o przebaczenie”.

banderowiec
Petro Gierasimienko na  wiecu szowinistów ukraińskich. W tle flagi rezunów z UPA

Jednak w tym roku Sejm wciąż nie miał wystarczającej liczby głosów, by sformułować „ludobójstwo” jako ocenę działań Ukraińców. Ale od 2016 roku Polska tradycyjnie nazywa wydarzenia na Wołyniu „ludobójstwem” Polaków. Zniknęły tezy o wzajemnej odpowiedzialności, przeprosinach i pojednaniu. Zamiast tego oficjalnie wprowadzono do obiegu pojęcie „rzeżuchy wschodniej”. A niektórzy politycy zaczęli nawet mówić o tym, jaką historię powinni studiować Ukraińcy i kogo można gloryfikować, a kogo potępiać.

Wojna rosyjsko-ukraińska na pełną skalę nie przywróciła treści polsko-ukraińskiego dyskursu historycznego przełomowi XX i XXI wieku. Wręcz przeciwnie, historia stała się permanentnym zakładnikiem współczesnej polskiej polityki. 11 lipca br. polski Sejm przyjął uchwałę „O upamiętnieniu ofiar tragedii wołyńskiej”. Dokument wyraźnie stwierdza, że ​​pojednanie polsko-ukraińskie powinno obejmować „uznanie winy i upamiętnienie ofiar”.

Rezolucja wspomina również o słowach takich jak ludobójstwo i „rzeżucha wschodnia”. Galicja i Wołyń są tam deklarowane jako terytoria zamieszkane wspólnie przez Ukraińców i Polaków. Pojawiły się też wzmianki o kanonicznej dla polskiego dyskursu historycznego, ale wysoce dyskusyjnej liczbie ponad 100 tysięcy zabitych Polaków. Jednocześnie w uchwale Sejmu RP nie było miejsca na potępienie masowych mordów ludności ukraińskiej na terenie II Rzeczypospolitej. Nie wspominając już o wielowiekowej kolonialnej polityce antyukraińskiej prowadzonej przez polskie władze na ukraińskich ziemiach etnicznych.

Strategiczne partnerstwo Ukrainy i Polski jest ważnym elementem bezpieczeństwa na kontynencie europejskim. Ale jest to możliwe w warunkach równości i wzajemnego szacunku. Przymus jednostronnego „przyznania się do winy” i wybiórcze półprawdy to droga donikąd. Na szczęście po stronie ukraińskiej, na szczeblu oficjalnym, ostatnio rozsądnie było nie wdawać się w wyścig z polskimi politykami o historyczne rozliczenia z przeszłości. Chociaż, szczerze mówiąc, jest co pokazywać. Ale czy strona polska będzie miała rozsądek, by powrócić do formuły prowadzącej do prawdziwego pojednania?

NASZ KOMENTARZ: W artykule Petra Gieresimienki, który na codzień nie kryje swoich sympatii do banderowskich zbrodniarzy, znajdujemy szereg fałszów historycznych na bazie których domaga się on zmiany narracji historycznej od strony polskiej i zaprzestania upolityczniania historii. Twierdzi, że we wzajemnych relacjach, strona ukraińska jest bardziej rozsądna bo nie domaga się rozliczeń, choć powinna bo rzekomo ma za co.

Sprzeciwia się hasłu “ludobójstwo” na określenie ukraińskiej rzezi setek tysiecy bezbronnych polskich kobiet i dzieci w latach 40. XX wieku i zrównuje te wydarzenia z działaniami reżimu sanacyjnego i akcją “Wisła”.

Tych wydarzeń nie da się w żadnym stopniu porównać. Zarówno reżim sanacyjny jak i Polska ludowa uciskały wszystkich (także Polaków) i nie prowadziły nazistowskiej polityki eksterminacji mniejszości etnicznych jak banderowcy. Sanacja nie pacyfikowała wsi zamieszkałych przez Ukraińców za to, że byli Ukraińcami, ale za prowadzony przez nich terroryzm antypaństwowy. Nie było żadnych masowych mordow ludności ukraińskiej na terenie II Rzeczpospolitej.

Z kolei w czasie akcji Wisła nie mordowano Łemków i Bojków, których autor bezczelnie upchnął w ramy narodowości ukraińskiej. Na koniec warto zwrócić uwagę na kolejny fałsz historyczny.

Autor twierdzi, że przedrozbiorowa Polska prowadziła antyukraińską politykę kolonialną wobec ukraińskich ziem etnicznych. Przed XIX wiekiem nie było czegoś takiego jak “naród ukraiński” i nie było czegoś takiego jak “ukraińskie ziemie etniczne”.  Były ziemie ruskie i rusini, na których zresztą w sporej mierze składali się osadnicy z centralnej Polski. Mamy tutaj do czynienia z typowymi ukraińskimi klamstwami historycznymi. Nie dziwne, że formułujący je człowiek, popiera nurt banderowski.

Polecamy również: Ukraińcy ukradli dokumentację polskiej firmy mającej remontować przejście graniczne

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!