Stanisław Michalkiewicz: Linia porozumienia i walki
Wprawdzie nie zanosi się na to, by wybory parlamentarne odbyły się wcześniej, niż w roku 2027, przede wszystkim z powodu nieśmiałości pana prezydenta Andrzeja Dudy. Jak wiadomo, jest on bardzo bliskim przyjacielem amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, ale mimo tej zażyłości, nie potrafi przezwyciężyć onieśmielenia, które niekiedy wręcz go paraliżuje.
Tak było w listopadzie 2018 roku, kiedy to odbył w Białym Domu 20-minutową rozmowę w cztery oczy – ale kiedy podczas urządzonego tego samego wieczoru w ambasadzie polskiej w Waszyngtonie przyjęcia z okazji 100-letniej rocznicy odzyskania niepodległości, zapytano pana prezydenta, czy poruszył w tej rozmowie sprawę ustawy nr 447, pan prezydent odparł, że nie – “bo strona amerykańska tego nie zaproponowała”.
Najwyraźniej i teraz prezydentowi Trumpowi nie przyszło do głowy, by zaproponować panu prezydentowi Dudzie przeprowadzenie w Polsce przesilenia rządowego, do którego niezawodnie by doszło, gdyby ktoś z Centralnej Agencji Wywiadowczej zadzwonił do wicepremiera Władysława Kosiniaka-Kamysza i powiedział jemu tak: wiecie, rozumiecie, Kosiniak, wy chyba jesteście przyjacielem Stanów Zjednoczonych, co? Na takie dictum wicepremier z pewnością odpowiedziałby po angielsku: tak toczno, Wasze Wieliczestwo!
– No widzicie, Kosiniak – usłyszałby w odpowiedzi. – My tu do was z sercem na dłoni, a wy co? Pokażcie no jakiś dowód przyjaźni – ot na przykład – po co wam ten sojusz z folksdojczami? Pluńcie na nich, odwróćcie sojusze, a my pomyślimy, czy nie zrobić was premierem waszego bantustanu. Niestety taki pomysł nie przyszedł do głowy prezydentu Donaldu Trumpu – ale być może by przyszedł, gdyby pan prezydent Andrzej Duda zręcznie mu go podsunął, nie czekając na przyzwolenie z jego strony.
Jednak – jak mawiał pan Ignacy Rzecki z “Lalki” – “co tam marzyć o tem!” No to w jaki sposób pan prezydent Andrzej Duda zamierza zostać tubylczym premierem? Myśli, że kto mu to załatwi? Mniejsza jednak o to, bo wszyscy rozumiemy, że z powodu nieśmiałości pana prezydenta Dudy o żadnym przesileniu rządowym w Polsce nie usłyszymy przynajmniej przed 6 sierpnia. Tymczasem sondażownie opublikowały sondaż, z którego wynika, że Volksdeutsche Partei została zdystansowana przez PiS, a w koalicji tworzącej vaginet obywatela Tuska Donalda wystąpiła masakra.
Wprawdzie im dalej do wyborów, tym mniej trzeba przejmować się sondażami, bo sondażownie wykonują zamówienia na obstalunek – ale najwyraźniej obywatel Tusk Donald jeszcze nie ochłonął z wrażenia po wyborach prezydeckich przerżniętych przez obywatela Trzaskowskiego Rafała i na widok tego sondażu musiał się przelęknąć do tego stopnia, że zapowiedział nie tylko zamknięcie granicy z Niemcami i Litwą, ale nawet – wypowiedzenie konwencji ottawskiej o minach przeciwpiechotnych – bo zamierza zaminować granicę z Białorusią, żeby utrudnić migrantom przenikanie przez tę granicę.
Poza tym – o czym nie trzeba glośno mówić – miny mają zniechęcić miejscowych “aktywistów” do pełnienia roli przewodników i opiekunów. Muszę przypomnieć, że od razu to proponowałem, zamiast budować wielkim kosztem mur, przez który migranci podobno przechodzą, kiedy tylko chcą. Inna sprawa, że na zaminowaniu granicy nikt by się nie obłowił, natomiast przy budowie muru – aaa, to co innego! Teraz jednak mur stoi, forsa została rozdzielona, więc można śmiało granicę minować.
Zwraca jednak uwagę asymetria między planami uczelnienia granicy wschodniej i uszczelnienia granicy zachodniej. O ile plan uszczelnienia granicy wschodniej nabiera charakteru radykalnego, o tyle plan uszczelnienia granicy zachodniej takim radykalizmem się nie charakteryzuje. Z deklaracji obywatela Tuska Donalda wynika bowiem, że w kwestii uszczelnienia granicy z Niemcami zamierza on stosować strategię deklarowaną przez generała Jaruzelskiego w latach 80-tych, to znaczy – “linię porozumienia i walki”.
W tej strategii chodziło o to, by generał Jaruzelski porozumiał się ze swoimi konfidentami, albo z innego powodu zaufanymi przedstawicielami “lewicy laickiej”, a potem – żeby viribus unitis rozprawili się ze znienawidzoną “ekstremą”, co to próbowała sypać piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów. Ta strategia udała się w stu procentach; widowisko telewizyjne pt. “Obrady Okrągłego Stołu”, zostało obsadzone prawidłowo zarówno po stronie rządowej, jak i tak zwanej “społecznej” – dzięki czemu znaczna część obywateli myślała, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Tym razem chodzi o coś innego. Obywatele zaniepokojeni bezradnością vaginetu obywatela Tuska Donalda wobec niemieckiej policji, która kiedy tylko chciała wjeżdżała sobie na polskie terytorium z transportami migrantów i ich tu zostawiała, niczym starosta kaniowski Mikołaj Bazyli Potocki, co to za jednego Żyda, któremu kazał udawać kukułkę i pod tym pretekstem zastrzelił, odesłał do zaprzyjaźnionego pana brata całą furmankę Żydów – no a Straż Graniczna musiała potem rozwozić delikwentów po domach dziecka, kwaterować ich, karmić, poić i tak dalej.
W tej sytuacji “linia porozumienia i walki” polega na tym, że obywatel Tusk Donald będzie się “porozumiewał” z Niemcami, a walkę prowadził z „obywatelskimi patrolami”. Niemcy to rozumieją i tak, jak wcześniej, to znaczy – podczas kampanii prezydenckiej – dali obywatelu Tusku Donaldu dyspensę na rozmaite myślozbrodnie w rodzaju “ siłowej linii piastowskiej”, czy “repolonizacji gospodarki” – byle tylko tubylcy wybrali obywatela Trzaskowskiego Rafała – tak i teraz pozwolili mu na przywrócenie kontroli – ale pod warunkiem, że te “obywatelskie patrole” wypali ogniem i żelazem.
Do czego to bowiem podobne, że w bantustanie, właśnie przygotowywanym do przerobienia na Generalną Gubernię, jakieś Schweine tworzą samowolne patrole? Przecież już Adolf Hitler powiedział, że w zjednoczonej Europie tylko Niemcy będą mogli nosić broń, a nie jacyś tubylcy. Co prawda nie do końca się to udało i już w 1944 roku broń w Europie nosił, kto tylko chciał, aż dopiero Stalinowi udało się przywrócić prawo i porządek – ale skoro już samowolki się pojawiły, to trzeba dmuchać na zimne.
Dlatego też sięgnięto po strategiczną rezerwę w osobie pana red. Tomasza Terlikowskiego, który podzielił się projektem racjonalizatorskim, by policja “skuła” tych wszystkich “panów z Ruchu Obrony Granic”, a następnie “wywiozła ich po prostu”. Pan red. Terlikowski taktownie nie pisze, gdzie policja ma tych “skutych” wywieźć – ale i bez tego domyślamy się, że do chwilowo nieczynnych obozów koncentracyjnych, których uruchomienie staje się w tej sytuacji palącą koniecznością.
Polecamy również: Ukraińska firma „załatwia” polskie obywatelstwo za 2 tys. euro
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!