Według Berlina i Brukseli, Polska to rekordowy emitent nie tylko w zakresie CO2, ale też metanu. Niestety, przyjęte już rok temu prawodawstwo eurokołchozowe (tzw. dyrektywa metanowa), zakłada przeciwdziałanie uwalnianiu metanu do atmosfery. Konsekwencje odczują przede wszystkim firmy z sektora energetycznego. Dziś ma miejsce posiedzenie sejmu na ten temat.
Tusk planuje zamykać kolejne kopalnie szybciej, niż zakładano. W zeszłym roku Polski Instytut Ekonomiczny podał, że udział naszego sektora energetycznego w emisji metanu jest 4-krotnie większy niż średnia UE. Przepisy unijnego rozporządzenia metanowego uderzą więc na pewno w naszą branżę węglową.
Pod koniec maja 2024 roku, państwa UE poparły nowe przepisy, które mają ograniczyć emisje metanu w sektorze energetycznym. Polsce udało się wówczas wprowadzić poprawki i podnieść próg emisyjności z 0,5 na 5 ton metanu na kilotonę wydobytego u nas węgla. Rozporządzenie metanowe nie dotyczy jednak wyłącznie sektora węglowego. Pod kontrolą są ropa oraz gaz ziemny. Jak tylko nowe prawo wejdzie w życie, to firmy energetyczne będą musiały nie tylko mierzyć emisje metanu, ale też wykrywać i naprawiać jego wycieki oraz sporządzać sprawozdania, które następnie będą sprawdzane przez niezależnych weryfikatorów.
Co oznacza to w praktyce? Znaczny wzrost kosztów pracy kopalni oraz zamykanie tych spośród nich, które emitują najwięcej metanu. A wszystkie polskie kopalnie go emitują.
Dziś sejm warszawski pochyla się nad implementacją wskazanej wyżej dyrektywy metanowej, która de facto zakłada zamknięcie niemal wszystkich kopalni węgla, łamiąc umowę społeczną z sektorem górniczym. Ma miejsce drugie czytanie rządowego projektu Tuska, dotyczącego impementacji dyrektywy metanowej. Specjalnie przeniesiono je na dziś, by nie przeszkadzało w kampanii Rafał Trzaskowskiego. Mimo to i tak przegrał wybory.
Komisja do Spraw Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych zarekomendowała przyjęcie skandalicznej ustawy bez poprawek. Oznacza to, że polskie kopalnie mogą zostać zamknięte jeszcze przed 2035 rokiem, mimo że oficjalna umowa społeczna zawarta pomiędzy rządem a górnikami gwarantowała ich działanie do 2049 roku. W rozporządzeniu metanowym wprowadzono surowe limity – najpierw 5 ton metanu na 1000 ton węgla, a później 3 tony – podczas gdy obecnie średnia emisja w kopalniach Polskiej Grupy Górniczej wynosi 6 ton na 1000 ton wydobytego węgla.
W Polsce jedynym zagłębiem bezmetanowym jest Lubelskie, gdzie obecnie eksploatuje się złoże w Bogdance.
Co to wszystko oznacza dla zwykłych Polaków? Oczywiście ceny energii elektrycznej znów pójdą w górę. Zamknięcie naszych kopalni oznaczać będzie spory deficyt surowca energetycznego, który będzie musiał być importowany z zagranicy.
Nie mamy żadnej alternatywy dla węgla. Elektrowni atomowej jak nie było, tak nie ma, a niestabilne farmy wiatrowe, nawet gdyby pracowały z pełną mocą, nie będą w stanie zaspokoić rosnących potrzeb na energię elektryczną. Ostatecznie ściągniemy więc drogi węgiel z innych rejonów świata i zapłacimy więcej za prąd, nie pytając, czy kopalnie w Rosji, Kolumbii czy Australii, emitują metan, czy nie.
Polecamy również: Ukrainiec włamał się do domu, wypił alkohol i usnął
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!