Felietony

ŻADNEGO BETONIAKA „NA CZEŚĆ ROKU 1920” NAM NIE STAWIAJCIE! – CZĘŚĆ DRUGA

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Oglądaliśmy wystawę pokonkursową projektów pomnika dla uczczenia – jak „oni” to ujmują – „Bitwy Warszawskiej 1920 roku”, wieczorem w dzień powszedni.

Nie, nie toczy się w tej sprawie żadna „narodowa debata”. Do wystawienniczego pawilonu w centrum Warszawy nie ustawiła się kolejka entuzjastów, bynajmniej. Przeciwnie, coraz to ktoś tam zagląda, spędza kilka do kilkunastu minut, i wychodzi. Kto to taki? Okazuje się, że tylko architekci, niektórzy w towarzystwie znajomych oraz członków swych rodzin, oraz studenci architektury. Ot, odbył się właśnie kolejny branżowo-środowiskowy konkurs – wypada spojrzeć, z prostej zawodowej ciekawości, za co ci zwycięzcy zgarnęli swoje nagrody. I już…

Architekci, bo nawet nie rzeźbiarze – konkurs okazuje się być albowiem architektonicznym, prawie bez udziału rzeźby (sic!).

Albumu z tymi obrazami nikt chyba nie będzie wydawał; zdjęć zrobiliśmy mało, pozostaje opis, byle nie za nudny. Zauważmy na wstępie, że już sama z góry narzucona lokalizacja implikowała stosunkową małość możliwych obiektów; przepraszamy za porównanie, lecz nie o większych rozmiarach, niż niegdysiejsza „tęcza” na niedalekim Placu Zbawiciela (ale, ale, czy jej tam rzeczywiście już nie ma? trzeba sprawdzić).

Zatem – szkoda gadać – ale jedno wielkie „betoniactwo”. Betonowe pylony, pojedyńcze i zwielokrotnione, proste i profilowane, a nawet skręcone, z poprzeczką i bez poprzeczki (bo z poprzeczką to już będzie łuk), w szyku i w rozproszeniu, z różnego podgatunku orłami i bez orłów, z zamieszczonymi na ich ścianach tekstami i bez tekstów, nawet połączone ścianą z wiszącym na niej wieńcem i postacią ponoć Nike, a także – bo to w omawianym przypadku ważne rozróżnienie (co zrobić z istniejącym dopływem wody?) – brodzące w sadzawce albo nie.

Jest też zielony kopczyk, a na nim zielony gaik; są także „lance”, jakby z Velazqueza, ale biało-czerwone. Projektów zgłoszono wszak wieledziesiąt.

Że powszechna jest nadal w odniesieniu do „roku 1920” potrzeba nie tyle upamiętnienia, co uprzednio wyedukowania na poziomie elementarnym (gdyż dopiero wtedy pojawi się jakiś materiał właśnie „do zapamiętania”), świadczą o tym liczne i rozległe napisy właśnie informacyjne, czy raczej popularno-historyczne, w jakie wielu autorów zaopatrzyło swoje projekty. Lecz najczęstszym z tych napisów jest po prostu data roczna: 1920; również częstym nazwa: Bitwa Warszawska. Rzeczywiście, bez tych i innych tekstowych, niekiedy bardzo dużych rozmiarów czcionką pisanych wyjaśnień, nieprzygotowany widz z samego wyglądu bryły pomnika nie miałby szansy wywnioskować, na czego cześć tenże pomnik ma być wzniesiony.

Wyobrażeń figuralnych, włączając w to wspomniane wyżej orły i im podobne, jest – jak się tego spodziewaliśmy – bardzo mało. Jest jakiś jeździec, jakby z dykty (sic!); jest i piechur, jakby z sowieckich cmentarzy z lat powojennych, pozostawionych na naszych Ziemiach Zachodnich (ale piechur ma być w zamyśle polski z 1920 roku, oczywiście). Jest też, w dwóch-trzech chyba tylko projektach, postać jaką interpretujemy – bo cały problem polega na tym, że tu wszystko trzeba sobie dopiero dointerpretować – jako Matkę Boską. Ale za to motyw Krzyża wychwyciliśmy tylko w jednym przypadku, lecz jakoś tak wykoślawiony (sic!).

W jednym przypadku owa wspomniana postać żeńska – na ile zrozumieliśmy ten wizualny przekaz – występuje jakoby woźnica (sic!) powozu na swego rodzaju łuku-podwyższeniu. Więc może to nie jest Najświętsza Maryja Panna, ale jakaś postać mitologiczna… jak choćby właśnie Nike lub Aurora. „Aurora” znaczy jutrzenka – a Wieszcz woła przecież: „witaj jutrzenko swobody, zbawienia za tobą słońce”. Ci spośród nas starsi i w średnim wieku pamiętają jednak, że i sowiecki krążownik nazywał się „Aurora”; ale to już zbyt głęboka dygresja.

W innym przypadku owa postać żeńska stoi na jasnej kolumnie – czyżbyśmy rzeczywiście byli już blisko i nawiązywali do owej polskiej (i nie tylko) tradycji „małej architektury” uświęcającej krajobraz? – a nad tą kolumną rozpięty jest jasny łuk (takich łuków krągłych, a nie tylko prostopadłych poprzeczek na dwóch podstawkach, też jest na wystawie trochę). U podnóżka owej żeńskiej postaci widnieją, na tej kolumnie (!), popiersia jakby wojowników, może sarmackich. Więc i tu coś nie gra, no bo jeśli jest to Matka Boża, to Jej figura deptać powinna by węża-szatana, a nie owych wiernych Sarmatów; ci powinni by klęczeć poniżej i modlić się do Królowej Korony Polskiej.

Owa żeńska postać opiera lewą dłoń na tarczy z jakby orłem – coś jak Pallas Atena (lecz jej atrybutem jest przecież sowa; może na tarczy mamy właśnie sowę?) – ale w prawej dłoni dzierży trzy jakby dziryty (dziryt to taka dawna wschodnia broń kłująca, rodzaj krótkiej dzidy, ale całej z żelaza). Lecz jeśli to nie są dziryty, ale gromy ciskane z Nieba na Ziemię przez Boga Ojca i miłościwie wychwytywane przez Matkę Przenajświętszą, to mielibyśmy tu atrybut Matki Bożej Łaskawej (por. wizerunki w Warszawie, w Wilnie i gdzie indziej). Śpiewamy wszakże z pokorą: „Bo kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy kto się do Matki uciecze”; siecze właśnie tymi piorunami.

Pamiętamy, jak to kiedyś pewien członek jednego z owych modnych dziś „ruchów katolickich” („wspólnoty”, „środowiska”) żarliwie przekonywał, że na pewno Bóg Ojciec nie „siecze”, gdyż „siec” nie może (Bóg czegoś „nie może”?), albowiem to się nie mieści w „teologii posoborowej”. I nie pomagało pokazywanie temu człowiekowi stosownego wielkoformatowego obrazu w jednym ze starych kościołów.

Na licu kolumny, na jakiej stoi wspomniana postać żeńska wypisano – a jakże – datę roczną 1920, jedna wielka cyfra pod drugą (sic!).

Temu projektowi poświęcamy tu uwagi więcej niż innym, gdyż on właśnie w największym stopniu pozwala się domyślać – ale tylko domyślać – że wyraża jakąś treść katolicką. Ale jak on ją wyraża, i czy rzeczywiście katolicką, toście Państwo wyżej pokrótce sobie przeczytali. Owszem, ten z krzyżem, jakby wykręconym (sic!), również pozwala snuć takie domysły. A tamten z kobietą-woźnicą… ale dajmy już temu spokój. Aha… i jest jeszcze projekt, rysowany odręcznie – co na omawianej wystawie pozostaje rzadkością – przedstawiający jakąś jakby ściankę, na jakiej projektant umieszcza różne treści, a jedną z tych treści jest zarys jakby wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej (lecz jest to tak niewyraźnie podane, żeśmy sobie o tym tu dopiero przypomnieli).

Nie mamy pod ręką katalogu monet polskich, więc tylko sobie przypominamy jedną z bodaj dwudziesto- albo dziesięciozłotówek z okresu środkowego PRL-u, jaka z przyczyny wizerunku na awersie podobno została wycofana z obiegu, czy nawet wcale nie była do niego wprowadzona. Widniał tam albowiem snop zboża, lecz w swej górnej części rozgarnięty w regularny okrąg, jakby aureoli. Właśnie z tego powodu, na takie możliwe skojarzenia czujni PRL-owcy mieli ponoć tę monetę wytrącić z rąk obywateli. Czy jej projektant oraz osoby odpowiedzialne za jej produkcję i wprowadzenie do obiegu poniosły jakieś przykre konsekwencje i czy ta historia w ogóle jest prawdziwa, tego nie wiemy, bośmy nie sprawdzali.

O! A owe dwanaście pięcioramiennych gwiazd na niebieskim sztandarze Unii Europejskiej? To niby ma być motyw właśnie Maryjny, choć nikt tego nie potwierdził, ani w ogóle się o tym nie wypowiada.

Rozpisujemy się dlatego na temat znaczeń wizerunków stosowanych przez artystów w swoich dziełach-projektach, aby stwierdzić na użytek niniejszej wypowiedzi, że te wizerunki są co do swojego znaczenia właśnie niejasne, wręcz programowo i systemowo… niejasne (sic!), przynajmniej liczne spośród nich. No bo orzeł, i jeszcze w koronie, i biały, to ma być najpewniej Polski Orzeł.

Projekt, który wygrał. Jest to wysoki, dość smukły prostopadłościan, skręcony wokół osi, z datami 1920 na wierzchołku, chyba na każdej z czterech powierzchni, stojący na skraju sadzawki o utwardzonym dnie, w jakiej – jak to od niedawna dzieje się przed niektórymi centrami handlowymi lub na skwerach w ciągach pieszych – brzechtają się małe dzieci i z której dna tryskają ku uciesze tych dzieci liczne małe fontanny (sic!). Oto Wasz Pomnik Bitwy Warszawskiej 1920 Roku!

Podobno – ale jest to wiadomość nie z wystawy, lecz z internetu – projekt zwycięski ma być uzupełniony o jakieś elementy projektu obdarzonego drugą nagrodą (trzeciej zdaje się nie ma, lecz jest kilka wyróżnień). Ten drugi składa się z dwóch odcinków ścian walca z ciemnego materiału, poprzez co tworzy się w środku krąg dostępny z zewnątrz dla większej liczby osób. Na wewnętrznej powierzchni jednej z tych krągłych ścian są napisy, na drugiej mapa. Napisy to jakże zwięzły rozkaz do kontrofensywy z dnia 14 sierpnia 1920 roku wydany przez generała Tadeusza Jordan Rozwadowskiego (ten mówi sam za siebie i jest jednym z pierwszorzędnych tekstów źródłowych do naszej historii ostatniego stulecia) oraz jakiś taki dłuższy tekst, jakby fragment wzięty ze szkolnego podręcznika, czy z jakiejś pogadanki o roku 1920, że oto – dla przykładu – Wojsko Polskie miało różnego typu karabiny i że pomagali nam Ukraińcy, Francuzi i Węgrzy itd. Na pociąg niektórych projektantów pomnika do zamieszczania długich niekiedy tekstów już wskazywaliśmy.

Natomiast owa mapa, docelowo jakby trawiona w podłożu, jaki stanowi wewnętrzna powierzchnia tamtej drugiej krągłej ściany, zawiera haniebne błędy merytoryczne (sic!). I pomyśleć, że pośród tych około sześćdziesięciu prac aż drugą pozycję przyznano właśnie tej z błędami.

O co chodzi? O to co zawsze! Mianowicie o Bitwę nad Wkrą, nad Dolną Wisłą, więc i o tak zwany Korytarz Pomorski (ale inny aniżeli ten z roku 1939, oczywiście). Pośród widniejących na mapie strzałek nie ma więc tych symbolizujących – bagatela – główne siły Zachodniego Frontu Armii Czerwonej prące owym korytarzem na wiślane przeprawy pomiędzy Płockiem a Toruniem. Zatem i sił polskich, jakie w tamtej części Kraju stawiły im zwycięski opór i rozstrzygnęły o wyniku wojny (a przynajmniej owej kluczowej Bitwy nad Wisłą), całej tej naszej sławnej Piątej Armii, na owej wyróżnionej drugą lokatą mapie też nie zaznaczono!

Najdalej ku zachodowi umiejscowiona na mapie strzałka symbolizuje wojska sowieckie w prostej linii podążające z okolic Ostrołęki do Płocka. Tyle że w historii ruch taki nigdy nie został wykonany. Owszem, z wektorem przeciwnym tak, albowiem z Płocka na północo-wschód wycofywało się w pośpiechu jedno z groźnych sowieckich zgrupowań, mianowicie Konny Korpus Gaj-Chana; ale ten przybył do Płocka z kierunku zachodniego, czyli wprost z takoż nadwiślańskiego Włocławka. I tak dalej, i tak dalej…

I to zostało nagrodzone! I takie treści mają być w stolicy Polski uwiecznione w kamieniu! Ile razy jeszcze „oni” mogą tę całą durnotę wciskać Narodowi? – pytamy.

Są i inne projekty, w postaci jednej lub więcej niż jednej bryły, lub listwy, przywodzące na myśl np. katowicki pomnik Powstań Śląskich lub warszawski pomnik bitwy o Monte Cassino. Są łuki-trójkąty, są koła tak jakby „kopernikańskie”, są niekompletne lub raczej bardzo niekompletne wypisy z listy polskich jednostek wojskowych tamtego czasu.

Bodaj wszystkie te projekty wymagają pisemnego wyjaśnienia znaczenia ich samych i poszczególnych ich elementów, w które to wyjaśnienia niektóre z nich są zaopatrzone. Czytamy takie wyjaśnienie do projektu zwycięskiego (pylon z napisem 1920, na skraju sadzawki) i… oczom własnym nie wierzymy. Autorzy, lecz wraz z nimi ci, którzy ten właśnie projekt wybrali, odsyłają nas w odległe epoki, na dalekie kontynenty, do dawnych pogańskich kultów.

Tak więc na stołecznym Placu na Rozdrożu ma zatriumfować, i to w dodatku w kontekście Stulecia Cudu nad Wisłą, bezczelne neopogaństwo pospołu z fałszowaniem historii Polski!

Nie wierzycie? To biegnijcie do warszawskiego Pawilonu Architektury „Zodiak”, obok dawnego (i chyba nadal pod tą nazwą funkcjonującego) Baru „Zodiak”, w Pasażu Śródmiejskim, dzisiaj Wiecha – Wiecheckiego.

Ojej, żeby Wiech to wszystko widział… Wszakże i on był żołnierzem „dwudziestego roku”, chociaż w swojej po drugiej wojnie światowej twórczości nie mógł tego wyrażać. Oj, to by Wiech swoim wartkim piórem rozprawił się z całą tą „zodiakalną” wystawą.

Po obejrzeniu wystawy, w niej zaś prac nagrodzonych, powtarzamy nasz sprzeciw wobec stawiania w obecnym czasie w Polsce pomnika na temat wojny polsko-bolszewickiej Sprzed Stu Lat. Jeśli nie może być godnie i starannie, to niech nie będzie wcale! Zostawmy to następnemu pokoleniu!

Są przecież w Kraju liczne upamiętnienia roku 1920 (o czym można pisać osobne opracowanie). A bez tego pomnika – wybaczcie – Polska się dotąd nie zawaliła, to i się nie zawali.

Owszem, zadbajmy, aby traktująca „o roku 1920” powieść Sławomira N. Goworzyckiego pt. „Tamtego lata. Zatajona historia Polaków” nareszcie zawitała „pod strzechy”, najlepiej jeszcze w bieżącym 2020 roku – więc właśnie Na Stulecie.

W Warszawie pojawiły się też – czy Wy to spostrzegliście, bo my tak – rozmieszczane w różnych miejscach nalepki z datą roczną 1920. Naród ma więc przed oczyma jakieś owej rzeczy przypomnienie (a Goworzyckiemu i jemu podobnym jest to z pewnością na rękę).

Gdzie w przyszłości szukać inspiracji? Wtedy, kiedy nareszcie dojrzejemy do stawiania pomnika Cudu nad Wisłą (tak właśnie zatytułował swoją wnikliwą wojskową analizę wydarzeń sam Franciszek Adam Arciszewski – pamiętajcie!). Oczywiście w przeszłości, czyli w polskiej tradycji artystycznej-rzeźbiarskiej-architektonicznej. Do naszej tradycji najnowszej należy wszakże i świebodzińska figura Pana Jezusa. Ale nie tylko polskiej. Naprzeciwko omawianej tu planszowej wystawy w „Zodiaku” trzeba zaprezentować takoż planszową wystawę nie projektów, lecz już od dziesięcioleci istniejących różnej skali obiektów służących upamiętnieniu hiszpańskiej wojny domowej lat 1936-1939, z Doliną Poległych na czele, oczywiście.

Obydwie wystawy będą inspirowane dwoma bliźniaczymi wydarzeniami oddzielonymi zaledwie przez kilkanaście lat – militarnymi zwycięstwami Kontrrewolucji nad Rewolucją. Pomimo to wymowę dzieł prezentowanych na tych wystawach dzieli przepaść. Jakie są te polskie dzisiejsze projekty „zodiakalne”, o tym było pokrótce wyżej. Natomiast tamte obiekty hiszpańskie są to albo po prostu miejsca katolickiego kultu – świątynie, kaplice, cmentarze oraz elementy ich wyposażenia, w tym stosowne napisy i inne przedmioty niosące wyraźną historyczną informację – albo pomniki, wprawdzie o świeckiej już wymowie, lecz z natury zawierające taką czy inną, acz wyraźną symbolikę katolicką.

Na przykład: postać oficera w mundurze, z gwiazdą Orderu Świętego Ferdynanda na piersi. Lecz inny jeszcze przykład: toledańska figura Anioła Alkazaru jest w zasadzie, pomimo nazwy, świecka, jakby bardziej mitologiczna, lecz elementem całego tamtego pomnikowego założenia jest także Pieta.

Atoli w nowszych czasach „oni” (ci hiszpańscy „oni”) musieli chyba przy tamtym pomniku coś majstrować, gdyż Pieta znajduje się u podnóża jego cokołu, lecz teraz skierowana ku zamkowi, zatem zasłonięta przez cokół od strony ulicy, od której całość odgrodzona jest w dodatku mocną i wysoką ozdobną kratą. Nie mieliśmy się skąd dowiedzieć, więc możemy się tylko domyślać, że pierwotnie, za lepszych czasów, było inaczej. A skoro tak, i skoro elementem pomnika jest także Krzyż, to od strony ulicy, na schodach, przed tą Pietą, można chyba było odprawiać Mszę Świętą. Teraz wszakże nie można. Ot, i różnica.

Lecz nas w kontekście polskim bije po oczach, po duszy i po sercu owa przepastna różnica pomiędzy omawianą wyżej polską dzisiejszą wystawą projektów „zodiakalnych”, a tą postulowaną hiszpańską – dzieł zbudowanych na ogół w latach 40-60. XX wieku (co najmniej pół wieku temu!). Otóż na tej polskiej – co już wiemy – nie ma prawie żadnych odniesień do Świętej Religii Katolickiej, a te nieliczne tam obecne są w swej wymowie niejasne, więc ulegające rozmaitym interpretacjom.

Wytarcie zaś wspomnienia wojny roku 1920 z odniesień katolickich jest – poza wszystkim – niedopuszczalnym fałszem historycznym. Ot, co!

Nawołujemy zatem raz jeszcze, aby sprzeciwić się wprowadzaniu na warszawski Plac na Rozdrożu i w ogóle do jakiegokolwiek miejsca w Polsce owego neopogańskiego Konia Trojańskiego, jakim ma być – ten, którego postawienie tam planują – ów „Pomnik Bitwy Warszawskiej 1920 Roku”.

PS

Dzisiaj, tj. w dniu 3 marca 2020 roku wieczorem w Pawilonie „Zodiak” ma się odbyć pokonkursowa dyskusja o owym pomniku. W jakim celu? Skoro wyrok już został wydany. Czy w ramach takiej dyskusji można, byle tylko skutecznie (!), zaprotestować przeciwko stawianiu pomnika, przeciwko jego formie i symbolice, przeciwko lokalizacji? Czy można tam rzeczowo i bez narażania się na agresję, choćby „tylko” słowną, uzasadnić swoje stanowisko? Czy można znaleźć zwolenników wśród uczestników takiego spotkania?

A tak, w ogóle – iść tam, czy nie iść? Oto jest pytanie.

c. d. (prawdopodobnie) n.

Marcin Drewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!