Felietony

Wyglądał jak stuprocentowy goj …

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

Czyli historia Majera Zobermana vel Konrada Sieradzkiego

Konrad Sieradzki a właściwie Majer Zoberman był ojcem Zygmunta Sieradzkiego, który opisał życie obojga swoich rodziców w książce z 2019 roku zatytułowanej „Nie płacz kiedy odjadę”. Jak sam autor stwierdził, o przeszłości swego ojca z czasów wojny nie wiedział za dużo:

O mojej Matce jest wiele więcej materiału niż o Ojcu. Łatwo to zrozumieć, ona mówiła o wszystkim, a on prawie zawsze milczał. Do dziś jego losy podczas wojny stanowią dla mnie zagadkę.

I tak naprawdę całe życie pana Konrada byłoby enigmą gdyby nie wysiłki jego syna, aby wydarzenia z życia ojca opisać i połączyć w jakąś spoistą całość.

A z obrazu namalowanego przez swego syna, pan Konrad przedstawia się jako twardziel o mężnym sercu chociaż z pewnymi skłonnościami „mafijnymi”. Jak też pisze o swoim ojcu syn Zygmunt był on człowiekiem, który choć nie wyglądał na Żyda to przede wszystkim czuł się Żydem a dopiero potem Polakiem.

Zygmunt podaje datę urodzenia swego ojca na 1909 rok, a miejsce urodzenia warszawskie Nalewki. Jego rodzice to Anszel i Masza. W przeciwieństwie do matki Wandy, jego ojciec pochodził z ubogiej rodziny żydowskiej i miał czworo rodzeństwa – dwie siostry i dwóch braci. Wojnę przeżył on sam oraz jego dwie siostry, które jeszcze przed wojną miały silne zapędy komunistyczne.

Konrad, który wtedy znany był tylko jako Majer Zoberman, ukończył szkołę powszechną i został stolarzem. Jego pierwszym językiem był jidysz i język polski sprawiał mu zawsze pewne kłopoty. Według opowiadania swego syna został powołany do wojska. Przed wojną pracował jako stolarz i lubił wdawać się w uliczne bójki z antysemickimi, prawicowymi studentami w okolicach Ogrodu Saskiego.

Według tejże opowieści, Majer był przed wojną żonaty i miał dwójkę dzieci, córkę Sonię i syna Izraela. Zarówno żona jak i dzieci nie przeżyły okupacji.

Przez cały okres trwania wojny ojciec Zygmunta Sieradzkiego miał jakoby używać imienia Konrad Szujski. Z takim właśnie imieniem ojciec Zygmunta trafia na Pawiak z łapanki ulicznej. Tutaj, jego życie ratuje jakiś polski lekarz, który ukrywa przed Niemcami fakt, iż pan Szujski jest obrzezany. Z Pawiaka pan Konrad wysłany jest pociągiem na Majdanek, ale udaję mu się 17-go stycznia 1943 roku z tegoż pociągu uciec.

Potem resztę wojny ojciec Zygmunta spędza w Opatowie, gdzie podaje się za Gdańszczanina ze względu na swój dość słaby polski. Mieszka u zdeklarowanej antysemitki, która w rezultacie zakochuje się w Konradzie na śmierć.

Po zakończeniu działań wojennych, Konrad udaje się do Wrocławia, już jako Konrad Sieradzki, gdzie zakłada sklep mięsny i handluje wołowiną i koniną. Zarabia na tym handlu bardzo dobrze, gdyż wrocławskie Niemki płacą mu biżuterią, meblami i czym tylko mogą z powodu panującego głodu. We Wrocławiu też spotyka swoje dwie siostry w mundurach komunistycznego wojska polskiego. Razem decydują się osiąść w Warszawie. A zatem Konrad razem z najmłodszą siostra Marysią (Esterą), wynajmują ciężarówkę, pakują na nią cały ciężko zarobiony dobytek Konrada i jadą do Warszawy. Na miejscu, Konrad i jego siostry osiedlają się na ulicy Gimnastycznej.

W tym miejscu Zygmunt Sieradzki przyznaje jak gdyby mimochodem, że jego papa dostał prace jako wicedyrektor Hotelu Polonia dzięki protekcji. Oczywiście żadne imię jakiegoś tajemniczego benefaktora nie zostaje wymienione.

W Hotelu Polonia Konrad poznaje Wandę, miłość kwitnie, i młodzi pobierają się. Tutaj też okazuje się, że pan Konrad pomimo dość szorstkiego obycia, ma jednak serce ze złota o czym nie omieszkał napisać jego syn:

Przyjaciółką moich rodziców, przede wszystkim mamy, była pani Lipińska. Polska hrabianka. Ale jak umarł jej mąż, nie miała za co go pochować. I podobno mój ojciec dał jej pieniądze. Nikt o tym nie wiedział. Taki był mój ojciec…

Zaraz po ślubie młoda para udaje się na placówkę dyplomatyczną do Egiptu, aby po dwóch miesiącach zbiec do Palestyny gdzie w 1947 roku rodzi się autor książki „Nie płacz kiedy odjadę” czyli ich syn Zygmunt.

W 1948 roku cała rodzinka powraca do ojczyzny i chyba w nagrodę za ucieczkę z placówki dyplomatycznej, Konrad zostaje dyrektorem Warszawskich Zakładów Meblowych. Staje się też racjonalizatorem i wynalazcą. To on bowiem według swego syna „wynalazł” płytę pilśniową, dostarczając ludowemu państwu, jak należy przypuszczać, rozgłosu i dewiz. Za wynalazek ten pan Konrad został odznaczony medalem 10-lecia Polski Ludowej. Przez ostatnie lata swej kariery zawodowej papa Zygmunta Sieradzkiego pracuje w PAGED, skąd wysyłany jest za granicę w celu nawiązywania umów i kontraktów handlowych.

I tak w wielkim skrócie przedstawiało się życie Konrada Sieradzkiego według relacji jego syna Zygmunta, który w następujący sposób je podsumowuje (szkicując tu również „główne charakterystyki Polaków”):

Widział polski antysemityzm. To był Żyd od urodzenia mówiący językiem żydowskim, bez głębszej znajomości kultury żydowskiej i polskiej, bo nie chciał się uczyć. Wyglądał jak stuprocentowy goj z fachem cieśli – dlatego przeżył.

Pił jak Polacy, chodził po ulicy, aż się ziemia trzęsła, lubił się bawić i tańczyć. Taki do bitki i do wypitki.

Tak jak i w wielu innych biografiach bohaterów i budowniczych Polski Ludowej, życie pana Konrada Sieradzkiego to mieszanka faktów i mitologii dosyć bogato skrapianych esencjami zapachowej blagi dla poprawienia ogólnego klimatu „swojskości”.

Podobnie jak i w wypadku biografii pani Wandy Sieradzkiej, pomocne w usuwaniu “dekoracji” z życiorysu jej męża są teczki Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Wprawdzie pan Konrad nigdy oficjalnie nie ubiegał się o zatrudnienie w tymże departamencie, ale obecność jego tamże jest zauważalna. Jest on odnotowany w trzech niezależnych od siebie teczkach UB.

Pierwsza teczka to teczka osobowa jego małżonki Wandy Sieradzkiej (sygnatura IPN BU-001137/223), druga teczka to akta sprawy kolaboracji z okupantem niemieckim gdzie pan Konrad występuje jako oskarżony (sygnatura IPN BU-0418/2808), trzecia teczka to akta sprawy rabunku mienia w okolicach Wrocławia gdzie pan Konrad również występuje jako oskarżony i jednocześnie świadek w sprawie (sygnatura IPN BU-869/1187).

Z tych wcześniejszych danych z teczek UB można dowiedzieć się, iż Konrad Sieradzki urodził się 27-go marca 1909 roku. Jednak już ustalenie jego miejsca urodzenia nastręcza problemy. Pan Konrad w swoich załączonych życiorysach podaje bowiem raz Wilno, innym razem Białystok, innym razem Warszawę. Z dalszych części biografii wynika jednak, że rodzina Zobermanów osiedliła się w Warszawie. Wykształcenie Majera vel Konrada to sześć klas szkoły powszechnej oraz szkoła rzemieślnicza w specjalności – stolarz. Zgodnie ze swoim wykształceniem Majer pracuje jako stolarz w prywatnych warsztatach aż do wybuchu wojny.

Z innych wydarzeń przedwojennych można się również dowiedzieć, że miał żonę i dwójkę dzieci i że nie przeżyli oni wojny. Nic jednak poza suchymi notatkami nie wiadomo o tym dramacie.

Na podstawie teczek ustalić też można gdzie pan Konrad służył w wojsku od 1931 roku. Otóż służbę odbył on w Skierniewicach w 18 pułku piechoty w stopniu strzelca. Wątpić należy aby służył on w wojsku aż trzy lata, tak jak opisał to jego syn. Najdłuższa służba przed drugą wojną światową wynosiła 27 miesięcy (marynarka, artyleria konna i kawaleria).

Nie jest prawdą iż przez całą wojnę Majer występuje pod imieniem Konrada Szujskiego tak jak podaje to jego syn. Przynajmniej od 1943 roku, to jest od momentu zamieszkania w Opatowie przy ulicy Klasztornej 4, używa z całą pewnością imienia „Konrad Sieradzki”. Pod takim imieniem bowiem znali go mieszkańcy Opatowa. Nie jest oczywiście wykluczone a nawet bardzo prawdopodobne, że jeśli naprawdę Majer uciekł z transportu przeznaczonego do Majdanka to musiał zmienić on swoją tożsamość aby ukrywać się przed Niemcami.

W Opatowie Majer pracuje w fabryce drewnianych zabawek należącej do burmistrza Kulaka, a potem w Spółdzielni Społem. Kulak wytypował go później jako tłumacza dla niemieckiej żandarmerii polowej w Opatowie. Opatów to miejsce gdzie według Zygmunta Sieradzkiego w jego ojcu zakochać się jakoby miała polska antysemitka, a on drżał z obawy przed dekonspiracją gdyż na dole w kamienicy, w której mieszkał upijała się miejscowa żandarmeria. W rzeczywistości Majer spędził ostatnie lata okupacji bardzo bezpiecznie a szczególnie w momencie kiedy podjął obowiązki tłumacza pracującego dla niemieckiego okupanta. To był tylko kilkumiesięczny okres od sierpnia do grudnia 1944 roku, czyli w trakcie zmagań pomiędzy Niemcami i Sowietami o przyczółek baranowsko-sandomierski. Niektórzy miejscowi ludzie uważali go za szmalcownika i na tej podstawie postawiony był dwukrotnie w stan oskarżenia, po wycofaniu się z tych okolic Niemców, w styczniu i lutym 1945 roku.

Najpoważniejsze zarzuty przeciwko Majerowi były postawione przez dwóch członków miejscowej komórki P.P.R. Bogdana Wiatrowskiego i Jana Ferensa. Między innymi zarzucili oni panu Sieradzkiemu, że donosił na Polaków, którzy przejawiali antypatie i działalność antyniemiecką. Ponadto zeznali oni, iż Sieradzki oprowadzał żandarmerie po miejscach zamieszkania tych Polaków, w wyniku czego około 20 osób zostało przez Niemców aresztowanych. Aresztowania i rewizje, zdaniem Wiatrowskiego i Ferensa, robione były między innymi w celu grabieży mienia.

Sam Majer zeznawał, iż wykorzystywał chwile nieuwagi żandarmów, przeglądał listy i ostrzegał ludzi wytypowanych przez Niemców do wywozu na roboty, lub też wręcz pomagał im w ucieczkach po aresztowaniu. Pieniądze, które od ludzi tych zbierał (2000 marek od głowy), były przeznaczone na przekupienie, żandarmów.

Ostatecznie sprawa przeciwko Konradowi Sieradzkiemu zostaje umorzona, że względu na niedostateczną ewidencję obciążającą. Dodatkowo wstawił się za Sieradzkim Centralny Komitet Żydów Polskich a co więcej dwóch świadków wskazanych przez Bogdana Wiatrowskiego oraz Jana Ferensa nie potwierdziło stawianych przeciwko niemu zarzutów. I tak 30-go maja 1945 roku, Konrad Sieradzki jest zwolniony z aresztu w Ostrowcu Świętokrzyskim.

Już w lipcu 1945 roku Konrada Sieradzkiego możemy spotkać we Wrocławiu i jego okolicach. Jak należy przypuszczać, na podstawie książki jego syna, wtedy to właśnie pan Konrad zakłada sklep mięsny, na którym szybko się wzbogaca. Pierwsza wzmianka o obecności Konrada we Wrocławiu na podstawie teczki UB pochodzi z 30-go lipca. Zakładając, że Konrad po wypuszczeniu z aresztu w Ostrowcu, już na początki czerwca udał się do Wrocławia, zostawiało by mu to zatem niecałe dwa i pół miesiąca na założenie i zamknięcie owego sklepu mięsnego. Wiemy to ponieważ według teczki MBP znika on z Wrocławia przed 20-tym sierpnia 1945 roku.

Teczka ta również, rzuca pewne światło na źródła potencjalnego zaopatrzenia wyżej wspomnianego biznesu mięsnego pana Konrada. Otóż pewien plutonowy MO, niejaki Różycki, jadąc wozem na wieś podwrocławską po kartofle dla komendy MO we Wrocławiu, dnia 26 lipca 1945 roku, został zatrzymany przez jakiegoś mieszkańca, który doniósł mu, że sowiecki porucznik w towarzystwie jakichś dwóch Polaków, zarekwirował miejscowemu gospodarzowi jedyną krowę. Wracając z powrotem z kartoflami do Wrocławia, plutonowy zauważył wspomnianą trójkę przestępców wprowadzających krowę w podwórze domu przy ulicy Mathias 177.

Zawiadomiony patrol milicji odebrał zarekwirowaną krowę, która zwrócona została poszkodowanemu gospodarzowi, a w domu właściciela przeprowadzono rewizję.

Jak się okazało w wyniku wstępnego śledztwa jednym z zatrzymanych, którzy prowadzili krowę był właśnie Konrad Sieradzki. On to wraz z sowieckim porucznikiem oraz innym osobnikiem zrabowali gospodarzowi nieszczęsną krowinę a następnie przyprowadzili ją na ubój do domu rzeźnika, Władysława Skibińskiego. Jak się również okazało Konrad Sieradzki mieszkał (tymczasowo) pod tym samym adresem. Rewizja przeprowadzona przez milicję wykazała duże ilości różnorakiego mienia które pochodziło według wszelkiego prawdopodobieństwa z szabru i grabieży (w tym sporo tegoż mienia w pokoju Zobermana).

Doszło do przesłuchań 6 sierpnia 1945, w których Majer Zoberman vel Sieradzki wyparł się znajomości z Władysławem Skibińskim a jak się okazało krowa została „jakoś tam” przyprowadzona pod numer 177 a on sam nie miał z rabunkiem krowy nic wspólnego. Po prostu mieszkał pod tym samym adresem.

Kiedy usiłowano zwołać następne posiedzenie sądu okazało się, że oprócz rzeźnika Władysława Skibińskiego, wszyscy inni oskarżeni i świadkowie na terenie Wrocławia byli już nieobecni. Ze względu na fakt, że brak było świadków jak również ze względu na to, że krowa trafiła z powrotem w ręce jej prawowitego właściciela sprawa została umorzona.

Możemy tylko spekulować czy wyżej opisany incydent był wyjątkiem czy też regułą jeśli chodzi o metody szybkiego bogacenia się w sektorze handlu mięsnego w wykonaniu pan Majera Zobermana vel Konrada Sieradzkiego.

Następnym etapem była już Warszawa i praca na stanowisku wicedyrektora Hotelu Polonia. Tak jak i wszystkie inne pozycje w Polsce Ludowej i tę pozycję bez wątpienia zawdzięcza pan Zoberman swojej siostrze Frani i jej mężowi generałowi Ferdynandowi Świetlikowi.

Tylko przypadkowo, z teczki jego żony Wandy, dowiadujemy się, że w czasie kiedy Majer Zoberman pracował w Hotelu Polonia był on również konfidentem Urzędu Bezpieczeństwa:

W międzyczasie wychodzi (Wanda) za mąż za brata żony gen. Świetlika, ob. Zobermana vel Sieradzkiego Konrada, który w tym czasie jest Vice-Dyrektorem Hotelu “Polonia”. Jak wynika z materiałów nadesłanych przez Dep. VII ob Sieradzki na stanowisku tym mocno się skompromitował, zajmując się skupem waluty wśród przebywających w Hotelu “Polonia” cudzoziemców i prowadząc z nimi handel rozmaitymi rzeczami. Nie bacząc na zobowiązanie, współpracę z Dep I całkowicie zaniedbywał.

Ta same teczka wyjaśnia również tajemnicze skierowanie młodego, utalentowanego małżeństwa do pracy w dyplomacji PRL i ich powrotu do „ojczyzny”.

We wrześniu 1946 r. siostra ob. Sieradzkiego, a żona gen. Świetlika, będąca wówczas na stanowisku Dyr. Biura Personalnego Min. Handlu i Żeglugi, spowodowała skierowanie w/w do MSZ za pośrednictwem Dep VII. Jak informuje nas Dyrektor Biura Personalnego MSZ, ob. Wilski, paszporty na wyjazd na placówkę do Egiptu zostały wydane Sieradzkiemu oraz jego żonie przez MSZ. Po niespełna 2 miesiącach Sieradzcy samowolnie opuścili placówkę w Egipcie i uzyskawszy w Marsylii podstępem rozszerzenie paszportu na Palestynę uciekli do Tel-Avivu. Jak wynika z informacji ówczesnego posła R.P. w Kairze (wiadomość tę potwierdza zresztą i Dep VII) ob. Sieradzka związana była na terenie Egiptu z żydowskimi oficerami IS. W Palestynie Sieradzcy nigdzie nie pracowali i powrócili do kraju w lipcu 1948 roku.

Tak zupełnie na marginesie to urzędnik MSZ w swoim raporcie minął się z prawdą pisząc o podstępnym rozszerzeniu paszportu Sieradzkich na Palestynę w Marsylii. Paszport uzyskany przez żonę Majera, Wandę Sieradzką, wskazuję, że otrzymała go już po urodzeniu syna Zygmunta a zatem paszporty zarówno jej jak i jej męża wystawione były już w drodze powrotnej do Polski a nie jak sugerował urzędnik ob. Wilski w drodze do Palestyny.

Ostatecznie pan Majer Zoberman vel Konrad Sieradzki dostaje pracę inspektora technicznego w Zjednoczeniu Przemysłu Drzewnego. Później dostaje podobne stanowisko w PAGED gdzie pracuje aż do końca swojej kariery.

I takich ludzi jak Majer Zoberman były dziesiątki tysięcy. Krewni nowych decydentów i politruków przywiezionych z Sowietów, ich znajomi i znajomi znajomych. „Zasilili” oni gospodarkę „ludową” i stworzyli pewną specyficzną kulturę gospodarczą. Opierała się ona na tanim cwaniactwie, braku jakichkolwiek zahamowań etycznych, braku przywiązania do tradycji narodowych i kulturalnych, kumoterstwie i nade wszystko chęci przeniesienia jak największej ilości dóbr z firmy do własnej kieszeni.

Dzika prywatyzacja i rozszabrowanie majątku zostawionego w spuściźnie po PRL, przejmowanie firm i centrali przemysłowych i handlowych, które to procesy zaobserwować można było po tak zwanym upadku komuny, były bezpośrednim skutkiem tejże „kultury gospodarczej” stworzonej przez ludzi pokroju Majera Zobermana vel Konrada Sieradzkiego.

Niestety skutki tejże kultury i wpływ tejże „kasty” gospodarczej, która do dziś stanowi podstawowe zamożne klasy średnie w III Rzeczpospolitej, rzutuje bardzo negatywnie na klimat polityczny w którym zmuszeni jesteśmy się obracać.

Na zakończenie należy jeszcze tylko wyjaśnić, że Konrad Sieradzki płyty pilśniowej bynajmniej nie wynalazł tak jak przekazał to nam jego syn Zygmunt. Pierwsze płyty tego typu uzyskano już około 1898 roku w Anglii, przez prasowanie na gorąco makulatury, a pierwszą płytę pilśniową oficjalnie opatentował w Laurel w Missisipi w 1924 roku niejaki Wiliam Mason, znajomy i protegowany Tomasza Edisona. W Polsce płyty tego typu były w użyciu jeszcze przed wojną.

Janusz Tydda

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!