Pisałem już wielokrotnie na łamach naszego portalu, że dopiero w Syrii zobaczyłem, czym są prawdziwe kontrasty. Czasami wystarczy przejść kilkaset metrów, by znaleźć się w zupełnie innym świecie.
Pamiętam, jak po przyjeździe do Damaszku, a było to w kwietniu ubiegłego roku, zobaczyłem tętniące życiem miasto, pełne ludzi i samochodów, jak w wąskim uliczkach dzielnicy Bab-Tuma mogłem się poczuć niczym we włoskim kurorcie, pełnym restauracji, kawiarenek, pubów, w których ludzie beztrosko przy muzyce spędzali czas – było to dla mnie prawdziwym szokiem…
Co prawda w oddali słychać było artylerię, przypominającą, iż we Wschodniej Gucie, a więc w odległości zaledwie kilku kilometrów, trwają walki, ale tak naprawdę tej wojny wcale się nie czuło. Pomyślałem sobie w pierwszej chwili, że obraz zniszczeń, pokazywanych przez media, jest zdecydowanie przesadzony.
The beautiful, sunnier side of Syria you never see in corporate news outlets: Syrian children enjoy a peaceful summer day at the pool in the capital of Damascus, free of Al-Qaeda and ISIS terrorists.
(Photos via @NamanTarcha) pic.twitter.com/7XqFUzou3n
— Sarah Abdallah (@sahouraxo) 16 czerwca 2018
Ale wystarczyło udać kilka kilometrów dalej, by znaleźć się w zupełnie innym świecie, wśród morza ruin. We Wschodniej Gucie, o którą walki zakończyły się dopiero teraz niedawno, nie miałem możności być, ale w drodze do Aleppo widziałem dosłownie starte z powierzchni ziemi wioski. Ale szczególne wrażenie zrobiło na mnie Homs, przed wojną liczące pół miliona mieszkańców:
Wojciech Kempa
Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!