Historia

STO LAT TEMU – PRZEDWIOŚNIE AD 1920 – JESZCZE NIE BYŁO ZA PÓŹNO – FLANKA ZACHODNIA

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

„W związku z przypadającą w tym roku setną rocznicą Bitwy Warszawskiej Ministerstwo Obrony Narodowej przygotowało logotyp (sic!), który upamiętnia to wydarzenie. Zaprojektowany logotyp jest od 1 stycznia 2020 roku wykorzystywany przez Wojsko Polskie” – czytamy w pewnym urzędowym piśmie.

Co to za logotyp? Czy ktoś go widział? Bo za kilka tygodni wybije już – bezpowrotnie! – pierwszy kwartał owego Roku Stulecia 2020. Owszem, w prawym górnym rogu owego pisma widnieje na 2,7 centymetra wysokie popiersie niewątpliwie Naczelnika Piłsudskiego, na tle poziomych barw biało-czerwonych, zajmujących od prawa do lewa centymetrów 4,5. Pod tym podpis: 1920-2020 BITWA WARSZAWSKA.

Autorom i propagatorom takich treści najwidoczniej nie przeszkadza, że owa Bitwa Warszawska była ledwie jednym z wielu doniosłych wydarzeń roku 1920. Jednocześnie albowiem toczyła się Bitwa Lwowska. Czyż Stulecia tej bitwy, również zwycięskiej dla strony polskiej, nie będziemy świętować, ani w ogóle wspominać? A przecież liczne spośród ognisk tamtej, południowej bitwy – Zamość, Komarów, Chełm, Hrubieszów – znajdują się na dzisiejszym obszarze Państwa Polskiego.

Co z wojennymi wydarzeniami wcześniejszymi, z roku 1920 przecież, Sprzed Stu Lat – jak na przykład pierwsza ofensywa Tuchaczewskiego (maj), czy Wyprawa Kijowska (kwiecień-maj)? Co z wydarzeniami późniejszymi – z jesieni roku 1920? Ich wszystkich wspomniane „logo” wszakże nie obejmuje.

Czy do walki z następującymi bolszewikami musiało nieodwołalnie dojść na obszarach położonych aż tak daleko na zachodzie – pod samą Warszawą, i znacznie dalej, bo pod Włocławkiem, czy pod Brodnicą?

My tu rzecz zaczynamy roztrząsać, a „na mieście”, w massmediach, czy w internecie – na ten temat wciąż cisza. „Oni” czekają lata, by się z tematem, jak już od trzydziestu lat, załatwić w jeden dzień, szybko, sprawnie i dla siebie samych zwłaszcza wygodnie i bezboleśnie. Owszem, na fasadzie gmachu MON w Alejach Niepodległości wywieszono średnich (jak na dzisiejsze warunki warszawskie) rozmiarów płachtę z nawet udaną sceną bitewną, której kulminacją jest, niewielki wprawdzie, ale jednak Krzyż wznoszony ręką Księdza Skorupki. Wspomniany „logotyp” też tam z boku się znajduje, w większej skali.

Analiza rządzenia Polską Przed Stu Laty – Państwem i Armią – czeka wciąż na wnikliwych badaczy. No bo jest Piłsudski ze swoim dworem, ale jest i Sejm (wtedy jednoizbowy) i wyłoniony zeń Rząd, w Rządzie Minister Spraw Zagranicznych, ale i Sztab Generalny, w warunkach nie kończącej się wojny mający pierwszorzędne znaczenie; no i Wojsko Polskie – ta świętość dla każdego ówczesnego czującego i myślącego Polaka – już zjednoczone, jesienią ubiegłego 1919 roku, pod wspólnym dowództwem, z owych do tamtej pory trzech armii dowodzonych przez „trzech Józefów”: Hallera, Dowbora-Muśnickiego i Piłsudskiego. Ale mundury są jeszcze różne i takie – pomimo rozpoczęcia wprowadzania „polskiego khaki wzór 1919” – pozostaną przez cały rok 1920. A uzbrojenie – jeszcze bardziej zróżnicowane. I coraz bardziej potężne. Mało kto wie, że ówczesna Polska miała w tamtej epoce coś około aż pięćdziesięciu… pociągów pancernych (niektórzy piszą aż o dziewięćdziesięciu): „Śmiały”, „Gromobój”, „Mściciel”, „Smok”, „Piorun”, „Śmierć”, „Groźny”, „Huragan”, „Boruta”, „Wawel”, „Zagończyk”… Lecz była też… „Rzepicha”, „Danuta”, „Goplana” oraz imiona przywódców ówczesnych (1918-1920) i dawniejszych… i inne jeszcze, bardzo zuchowate. Kto ośmielił się przeciwstawiać takim potęgom?

O, tak! Jeszcze w pierwszych miesiącach roku 1920 karty do ułożenia spraw wschodnioeuropejskich znajdowały się w rękach polskich. Ale, tak konkretnie, w czyich…? No, właśnie… Jeszcze do wiosny 1920 roku nasza Ojczyzna była lokalnym mocarstwem, powstałym zaiste cudownie – jak Feniks z popiołów. Czy mogła nim pozostać na dłużej? To właśnie powinno być teraz, Po Stu Latach, tematem wieloletniej (sic!) gruntownej publiczno-medialnej debaty, prowadzonej przez najlepszych i najzacniejszych znawców przedmiotu, także i zagranicznych (sic!); tematem pogłębionej analizy na użytek bieżącego i następnych pokoleń… tematem owego narodowego rachunku sumienia i narodowych rekolekcji Po Stu Latach. Ale nie jest! Zamiast tego – cisza, jak makiem zasiał. I jeszcze ten „logotyp” – „wykorzystywany przez Wojsko Polskie” – którego tak po prawdzie nikt nie widział. Może to i lepiej…

Przypomnijmy zatem kilka faktów z pierwszego kwartału roku 1920 – zima i przedwiośnie – z dziedziny, najogólniej rzecz ujmując, rozwoju terytorialnego, i nie tylko.

Zacznijmy od „narożnika” południowo-zachodniego, czyli od Górnego Śląska. Jak nam obecnie przypomina portal „Magna Polonia” („bo w innych massmediach polskojęzycznych ni słowa”):

„19 lutego 1920 roku w Bytomiu, w hotelu ‘Lomnitz’ (…) rozpoczął działalność Polski Komisariat Plebiscytowy. Jego zadaniem było koordynowanie prac organizacyjnych i propagandowych związanych z przygotowaniem i przeprowadzeniem plebiscytu, który miał przesądzić o przebiegu polsko-niemieckiej granicy na Górnym Śląsku”. Komisarzem plebiscytowym ze strony polskiej został oczywiście Wojciech Korfanty.

I jak to wygląda „na mieście”? Oto w Warszawie, co kilka-kilkanaście kilometrów (sic!), spotyka się obecnie walcowate słupy ogłoszeniowe obklejone plakatami ze stylizowanymi portretami kilku spośród polskich polityków Sprzed Stu Lat. I tylko to! Zatem, jaki przekaz dla szeregowego przechodnia płynie z oglądania w biegu dnia codziennego, na ulicy, takiego plakatu? Bez dodatkowego komentarza, płynącego z jakiegoś innego źródła – żaden. Niestety!

Wojciech Korfanty jest jednym z portretowanych na tych plakatach, co kilkanaście kilometrów (sic!). A praca i dzieje tej postaci były fascynujące, i ponad Sto Lat Temu, i mniej niż Sto Lat Temu. Wiemy! Że przypomnimy tu jeden z naszych zeszłorocznych artykułów, a w nim wystąpienie przybyłego z Ameryki wnuka Wojciecha Korfantego przy odsłanianiu (kontrowersyjnego w swej formie) pomnika jego dziada, przy narożniku Ogrodu Botanicznego w Warszawie.

Niemniej, Sto Lat Temu na Górnym Śląsku nasi byli w ofensywie, jak na lokalne mocarstwo przystało; a to był dopiero początek.

My zaś przenosimy się na północno-zachodni narożnik Rzeczypospolitej Sprzed Równo Stu Lat, a zatem nad Morze Bałtyckie, i cofamy w wyobraźni o dni dziewięć (a także i nieco więcej), do dnia 10 lutego 1920 roku, czyli do pamiętnych hallerowskich Zaślubin Polski z Morzem.

Uwaga! To jest perspektywa nie tylko stuletnia! O, nie! Tu trzeba sięgnąć pamięcią o lat dwieście pięćdziesiąt (a w przypadku przywołanego wyżej Śląska jeszcze głębiej, przecież)! A o tym się dzisiaj wcale w powszechnym medialnym obiegu nawet nie zająkniono. Oto Polska Państwowość, szlakiem owych dawnych marzeń Bolesława Krzywoustego, marzeń Kazimierza Jagiellończyka, ich poprzedników i następców, powróciła, Sto Lat Temu, nad Bałtyk, po aż półtorawieczu – dokładnie po 148 latach!

Taki oto wymiar, wielowiekowy, ma gest generała Hallera polegający na wrzucaniu pierścienia do morza. Paradoksalnie – zauważmy – w roku 1772 sam Gdańsk, lecz już nie Pomorze, pozostał jeszcze przy Rzeczypospolitej, do czasu, jako ta polska wyspa w Królestwie Prus, a w lutym 1920 roku i później – odwrotnie – nie należał on do Rzeczypospolitej, jako ten niemiecki półwysep częściowo okolony jej terytoriami.

Ponad pół roku wcześniej, czyli wiosną roku 1919, Niemcy rozważali odrzucenie warunków pokoju dyktowanych im na konferencji paryskiej. Praktycznym pierwszym krokiem ku temu byłoby odwojowanie tego, co strona polska już była odebrała Niemcom w następstwie Powstania Wielkopolskiego. Pomorze Gdańskie pozostawało wówczas jeszcze integralną częścią Rzeszy (Republiki Weimarskiej), ale Wielkopolska w praktyce już nie. Nowo przybywające wtedy z Francji wojska Armii Hallera, jak i niektóre ściągane z frontu ukraińskiego, kierowane były wtedy na granice Wielkopolski dla odparcia spodziewanej inwazji niemieckiej. Bohdan Skaradziński swego czasu nazwał te wydarzenia „wojną, która przeszła bokiem”. Bokiem – na zachodzie Polski. Ale na południowym-wschodzie Ukraińcy w mig rozpoznali korzystną dla siebie sytuację i przystąpili do wzmożonych działań ofensywnych znanych zwłaszcza pod nazwą ofensywy czortkowskiej (w połowie roku 1919).

Tak to było. Wciąż, przez cały ten okres 1918-1920 brakowało nam nieustannie co najmniej dwóch-trzech dywizji. Także i Dokładnie Sto Lat Temu, w pierwszych miesiącach roku 1920, kiedy to Piłsudski, knując w tajemnicy przed Polakami działania znane dziś jako ofensywa kijowska, ściągał z północy, znad Berezyny, coraz to nowe pułki na południe, na Ukrainę, osłabiając tym samym nasz Front Litewsko-Białoruski i wystawiając go tym samym na walne uderzenie głównych sił Armii Czerwonej (które nastąpiło w maju i ponownie na początku lipca 1920 roku).

Trocheśmy, ale tylko trochę, odjechali od Setnej Rocznicy Powrotu Pomorza do Macierzy, Dokładnie Sto Lat Temu, w styczniu 1920 roku. O nie! Takiej nazwy jeszcześmy tu nie użyli. I ogólnokrajowe dzisiejsze polskojęzyczne massmedia też ją zamilczały, w sposób doskonały. Owszem, z miast pomorskich, lecz tylko za pośrednictwem internetu, dochodziły w ostatnich tygodniach informacje o lokalnych uroczystościach, począwszy od połowy stycznia bieżącego 2020 roku z granicznego (w latach 1815-1920, lecz przejściowo już od roku 1772) Golubia-Dobrzynia. Oto wszędzie tam „wojska w rogatywkach” – jakby powiedział sam generał Haller – bardziej od wschodu te „błękitne”, hallerowskie właśnie, a bardziej od zachodu te „feldgrau”, czyli wielkopolskie, w triumfalnym marszu przemierzały w kierunku ku morzu całą tamtą piękną krainę i ku radości wszystkich Polaków obejmowały we władanie kolejne tamtejsze malownicze miasta. A dotychczasowe władze niemieckie, zgodnie z tym nowym prawem międzynarodowym, oddawały im do nich klucze – by tak rzec. Wojska te dotarły nareszcie w lutym 1920 roku nad brzeg wyśnionego Bałtyku.

A co się tam dzieje Po Równo Stu Latach? Otóż po Równo Stu Latach polityka międzynarodowa (że o wewnątrzkrajowej już nie wspomnimy) toczy się dalej, i przybiera formy nader niewybredne. Wykonajcie teraz – proszę – dwie czynności umysłu:

1) Przypomnijcie sobie niedawną transmisję z Pucka, z dnia 10 lutego 2020 roku (sic!), z przebiegu uroczystości Stulecia Zaślubin Polski z Morzem odbywanych z udziałem Prezydenta Rzeczypospolitej.

2) Prześledźcie w pamięci – bo od tamtego dnia upływają już prawie dwa tygodnie – codzienne medialne doniesienia o wydarzeniach z Pucka, ze wspomnianego dnia 10 lutego 2020 roku.

Czy to nie genialna w swojej prostocie manipulacja „przykrycia jednego tematu przez inny temat”? Podręcznikowa! Małe dziecko się połapie, że to dęta lipa. Ale miliony dorosłych tradycyjnie już dają się bezmyślnie wziąć na lep obcej głupiej propagandzie. I poprzez to triumfują w dzisiejszej Polsce, po raz „tysięczny i pierwszy”, owi jurgieltnicy-renegaci-przechrzty-ormowcy-szabesgoje – do wyboru! Przez minione – i wyżej już wywołane – dwieście pięćdziesiąt lat uzbierało się w polszczyźnie tych dosadnych i precyzyjnych epitetów; a to przecież nie wszystkie.

Tak więc – w skrócie:

a) W dniu 10 lutego 2020 roku odbyły się, w nadmorskim Pucku (w roku 1920 największym – sic! – morskim porcie należącym do Rzeczypospolitej Polskiej), centralne państwowe uroczystości Setnej Rocznicy Powrotu Polskiej Państwowości nad Bałtyk, co wtedy, Sto Lat Temu, nastąpiło z kolei w 148-lecie od odepchnięcia Polskiej Państwowości od Bałtyku.

b) W dniu 10 lutego 2020 roku, w Pucku, na obrzeżach ww. zgromadzenia pojawiła się – jak z lubością donoszą wszystkie polskojęzyczne massmedia – hałaśliwa grupa (koedukacyjna!) zagłuszająca przebieg owych rocznicowych uroczystości i wykrzykująca obelżywe wyzwiska wobec urzędującego prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej (ktokolwiek by nim nie był), wspominającego właśnie owe doniosłe wydarzenia Sprzed Stu i Więcej Lat.

Grupa ta – jak wynika z doniesień medialnych – w swojej działalności nie była przez nikogo (policja) krępowana, a jej członkowie żadnej odpowiedzialności za swoje czyny nie ponieśli.

c) PUNKT NAJWAŻNIEJSZY: W dniu 10 lutego 2020 roku i później, wciąż jeszcze, bodaj wszystkie polskojęzyczne massmedia rozprawiają tylko (sic!) o ekscesach wspomnianej hałaśliwej grupy, jednocześnie doskonale zamilczając o powodach zorganizowania wspomnianej uroczystości, o Stuleciu Powrotu Polski nad Bałtyk, i tym podobnych.

Prosta podmianka treści – z tej najwyższej doniosłości na tę pomimo wszystko błahą. Na szali, gdzie z jednej strony jest los Narodu, jego dostęp do morza, jego zasięg terytorialny itp., a z drugiej wykrzykiwane w ramach kolejnej „kampanii wyborczej” wyrazy na „ku…” i „chu…”, przeważają te ostatnie. Naród, który za takimi „medialnymi przewagami” bezmyślnie idzie, musi zginąć! Innego wyjścia nie ma, albowiem inni na taki prostacki lep się nie łapią – i to oni z nami wygrywają.

Podobnie działo się w końcu czerwca 2019 roku, kiedy to jednocześnie (sic!) polskojęzyczne massmedia doskonale zamilczały Setną Rocznicę Powrotu Polski na Mapę Świata (po z górą stuleciu zaborów) i rozgadały się o proniemieckich gestach czynionych przez obecny polskojęzyczny samorząd Gdańska (pisaliśmy już o tym).

I nie nam to wiedzieć, który to obcy wywiad (agentura wpływu) tym razem zapodał taką prostacką ustawkę, tę z „grupą hałaśliwą” – niemiecki, rosyjski, izraelski, czy jakiś inny. Z uwagi na miejsce – ów geopolityczny obszar wielowiekowej konfrontacji polsko-niemieckiej, skrzyżowanie polskiej drogi ku morzu z niemiecką drogą wzdłuż brzegu morza – na myśl jako pierwszy przychodzi właśnie niemiecki. Ale… inni też o tym pamiętają (lecz nie owe biedne masy polskie wodzone za nos przez massmedia), więc mieli okazję spłatać Niemcom psikusa – o ile uważali to „na obecnym etapie” za dla siebie samych korzystne.

I który z tych wywiadów (a może także i owe „rodzime” – jak je nazywa Znany Publicysta – „stare kiejkuty”?) forsuje w polskojęzycznych massmediach nieustanne przypominanie o wybrykach „grupy hałaśliwej z Pucka” (jak do niedawna np. przypominanie o tych ledwie kilku otwarcie antykatolickich ulicznych i publicznych, chronionych przez policję demonstracjach)? Czy to – w ostatecznym rozrachunku – nie wszystko jedno?

Tak więc Równo Sto Lat Temu, w lutym 1920 roku – na flance zachodniej-niemieckiej – Odrodzona Polska Mocarstwowa była w ekspansji… chociaż czekały ją dwa jeszcze Powstania Śląskie. A decyzja o budowie miasta i portu Gdynia miała dopiero zapaść!

W następnym odcinku niniejszego mini cyklu przyjrzymy się pokrótce ówczesnej polskiej ekspansji na Wschodzie.

c.d.n.

Marcin Drewicz

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!