Felietony

Sprawa operacyjnego rozpracowania „Sam”

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!

W maju 1978 r. Komenda Stołeczna Milicji Obywatelskiej wszczęła dochodzenie w sprawie operacyjnego rozpracowania Stanisława Michalkiewicza w ramach operacji o kryptonimie „Sam” (rej. 23 214). Esbecy wiedzieli o jego kontaktach z ROPCiO dzięki podsłuchowi „Brodacz”. Podejrzewali też, że Michalkiewicz uczestniczył w wykonywaniu plakatów lub innych materiałów propagandowych dla grupy „Hazardziści” bądź dostarczał jej informacje, oraz że pisał artykuły w nielegalnym wydawnictwie „Gospodarz”.

Rozpracowanie dotyczyło zagrożenia 01039, czyli udziału lub współudziału w redagowaniu nielegalnego czasopisma lub wydawnictwa działającego w kraju. Zaczęto ustalać okresy w biografii figuranta (czas nauki i szkoły, miejsce zamieszkania i pracy, posiadane opinie, utrzymywane kontakty itp.), przebieg pracy zawodowej, działalności społeczno-politycznej oraz rozpoznania jego rodziny pod kątem przeszłości politycznej, aktualnie reprezentowanej postawy oraz powiązań z Kościołem katolickim. W sprawie nakazano zastosować takie środki techniki operacyjnej, jak podsłuch telefoniczny i kontrola korespondencji, a w uzasadnionych wypadkach śledzenie i podsłuch mieszkania. Na bieżąco analizowano też materiały uzyskiwane z techniki operacyjnej ze źródeł „Oszust”, „Inżynier”, „Skorpion”.

W listopadzie młodszy inspektor Wydziału III-2 Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej przeprowadził wizję lokalną bloku, w którym mieszkali Michalkiewiczowie. Korzystając z okazji, że sąsiadów nie było w domu, podał się za przybyłego z daleka kolegę jednego z nich, rozmawiał z teściową pana Stanisława, ale niewiele się dowiedział. Próbowano też uaktywnić dawnego TW „Zagórskiego” z wydawnictwa Prasa ZSL. Podczas rozmów uznał on, że Michalkiewicz jest za młody, aby mieć wpływ na jakieś układy. Jego zdaniem redaktor naczelny Izydor Adamski nie był zorientowany, jaką działalność prowadzi Michalkiewicz. „Zagórski” zasugerował, aby pozbyć się Michalkiewicza z tak newralgicznego punktu, jakim jest dział łączności z czytelnikami w „Zielonym Sztandarze”. W tym celu należałoby przesunąć go do innego działu lub porozmawiać z sekretarzem naczelnym ZSL. Dodał, że sam nie jest w stanie załatwić tej sprawy, bo odchodzi na emeryturę i nie chciałby się komuś narazić, jednak służy zawsze pomocą i radą. Esbecy uznali jednak, że w tej chwili nie zależy im ani na przesunięciu Michalkiewicza do innej pracy, ani tym bardziej na zwolnieniu go. W tamtym czasie określali Michalkiewicza jako małomównego, podejrzliwego i zamkniętego w sobie. Stwierdzali, że pisze biegle na maszynie, jest oczytany i inteligentny, a wobec funkcjonariuszy MO zachowuje się z przesadną uprzejmością.

W międzyczasie inwigilowano lub przesłuchiwano także sąsiadów Michalkiewiczów, siostrę matki Józefę Kowalewską i jej sąsiadów oraz współpracowników pana Stanisława w „Zielonym Sztandarze”. W rozmowie telefonicznej sąsiadka ciotki poinformowała esbecję, że u Kowalewskiej dzieją się podejrzane rzeczy, a nieznani ludzie wynoszą pod pachami jakieś paczki owinięte w szary papier. Z tego esbecy wywnioskowali, że może się tam odbywać druk wydawnictw antysocjalistycznych. Sprawa jednak nie miała ciągu dalszego.

Natomiast z notesu Michalkiewicza, który celnicy zabrali mu na Okęciu, kiedy wracał z Francji, służby pozyskały informacje o stomatolog z Żagania. Ustalili, że razem przebywali we Francji, a Michalkiewicz starał się załatwić jej pracę w zajmującym się leczeniem chorych z państw afrykańskich szpitalu międzynarodowym w Paryżu. Ponadto snuli przypuszczenia, że pan Stanisław utrzymuje z nią stosunki intymne.

– Wywnioskowali, że miałem tam jakieś romanse. Absolutnie nie wiem, skąd to wymyślili. Ja ją chyba poznałem we Francji na winobraniach. Nie pamiętam żadnego bliższego związku z tą osobą. Byłem bardzo zdumiony, gdy przeczytałem o romansach, a esbecja przesłuchiwała jej rodziców, zdaje się. Byłem zaskoczony – mówi Michalkiewicz.

Czy wersję redaktora, że kochankę ktoś zmyślił, potwierdza fakt, że SB w żaden sposób nie wykorzystała tej informacji w celu złamania i skłonienia Michalkiewicza do współpracy? Podobnie jak w przypadku Anny Superson? Funkcjonariusz prowadzący napisał, że „z jej wypowiedzi, zachowania się wynika, że St. Michalkiewicz jest osobą bliską jej sercu. Nie wykluczam, iż TW «Anna» i St. Michalkiewicz pozostają ze sobą w stosunkach intymnych”. Tym bardziej że już na początku 1979 r. pojawił się u esbeków pomysł, by do współpracy pozyskać Stanisława Michalkiewicza. W efekcie w komendzie stołecznej przeprowadzono z nim rozmowę operacyjną.

Przesłuchiwany przy wiszącym na ścianie portrecie Feliksa Dzierżyńskiego działacz opozycji nie przyznał się do aktywności w ROPCiO i znajomości z Adamem Wojciechowskim. Zaprzeczył też, że zna albo kiedykolwiek czytał „Gospodarza”. Dodał, że nie interesuje go tego typu działalność. W trakcie rozmowy pan Stanisław przyjął taktykę nieudzielania wyjaśnień. Jego odpowiedzi na zadawane pytania były lakoniczne i nie na temat. Powiedział, że nie ma czasu na rozmowy z SB, bo jest zapracowany. Po takim obrocie sprawy funkcjonariusz ostrzegł, że teraz zacznie mieć kłopoty w życiu, m.in. skończą się wyjazdy zagraniczne. Michalkiewicz odpowiedział jednak, że mu na wyjazdach zagranicznych nie zależy. Być może to właśnie podczas tej rozmowy esbek ze szczęką Jacka Gmocha powiedział – jak wspomina Michalkiewicz – że synowi pana Stanisława może się przytrafić nieszczęśliwy wypadek.

– Ciemno mi się zrobiło przed oczami i musiałem się powstrzymać, żeby się na niego nie rzucić i go nie udusić. Nie wiem, jak by się to skończyło. Może on by mnie udusił. Wtedy się przekonałem, że mógłbym zabić człowieka – mówi Michalkiewicz.

Zdaniem przesłuchującego był zaskoczony charakterem przeprowadzanej z nim rozmowy i wywarła na nim duże wrażenie. W końcowej fazie spotkania esbek zasugerował, by przemyślał postępowanie i skontaktował się ze służbami, gdy zdecyduje się złożyć wyjaśnienia, na co Michalkiewicz wyraził zgodę. Przesłuchujący podsumował w notatce:

Rozmowa była trudna, nie udało się nawiązać dialogu z figurantem. Na zadawane pytania odpowiadał półsłówkami lub w ogóle. Przez cały czas patrzył się w sufit. Widać było, że był zaskoczony tym, że tyle wiemy na jego temat. Odniosłem wrażenie, że figurant jest typem człowieka małomównego, mrukliwego, bojaźliwego. Należy sądzić, że przemyśli sobie całą sprawę i zadzwoni do nas do pracy.

Jednocześnie plan rozpracowania uzupełniono m.in. o przeprowadzenie rozmowy z Michalkiewiczem w celu ustalenia roli, jaką pełni w ROPCiO, oraz próbę pozyskania osób z otoczenia pana Stanisława do tajnej współpracy. Esbecy rozmawiali z Januszem Jęczmykiem, kuzynem Anny Superson, który uważał Michalkiewicza za wesołka, bystrego obserwatora, reprezentującego jednak mierny stopień sztuki dziennikarskiej i zbyt głupiego na działalność antysocjalistyczną.

Z kolei Superson zeznała, że już w czasie studiów Michalkiewicz miał kontakty z działaczami opozycyjnymi i nadal je utrzymuje, a wśród znajomych używa pseudonimu „Sten”. Dodała, że pan Stanisław lubi na każdym kroku krytykować posunięcia partii i rządu PRL. Informacjom tym całkowicie zaprzeczył lojalny wobec przyjaciela Tadeusz Szozda. Nakłamał on esbekom, że nic nie wie na temat kontaktów Michalkiewicza z działaczami grup antysocjalistycznych oraz o czynnościach na rzecz ROPCiO. Powiedział też, że Michalkiewicz nie interesuje się tymi sprawami, bo ma na utrzymaniu rodzinę, a na dodatek kłopoty z długami, które musi spłacić. Szozda wypowiadał się o panu Stanisławie jako o człowieku z otwartą głową, trzeźwo myślącym, inteligentnym, wrażliwym na krzywdę ludzką, gorącym patriocie, bardzo dobrym dziennikarzu.

– W maju 1979 r. pojawił się w miejscu mojej pracy – Biurze Projektów Kolejowych – funkcjonariusz SB. Pytał o moje kontakty z Michalkiewiczem, skąd go znam. Mówił, żebym nie utrzymywał z nim relacji. Ja mu powiedziałem, że znamy się długo, przyjaźnimy i zerwanie znajomości nie wchodzi w rachubę. Kazał mi nie informować go o tej rozmowie. Oczywiście poinformowałem go tego samego dnia. To był sygnał, że oni już się nim interesują – opowiada Szozda.

TW „Anna” radziła esbekom, jak podejść Michalkiewicza: „W rozmowie z nim nie ma co go brać na wzniosłe słowa, jak ojczyzna, partia, rząd – tą drogą nic się nie wskóra. Znając go, jest tylko jeden sposób, po prostu rzeczowa rozmowa, że macie tu niezbite dowody jego działalności antysocjalistycznej i że wobec tego grozi mu ileś tam lat więzienia. Przeraziłoby go to na pewno i wreszcie zacząłby myśleć jak dorosły mężczyzna”. Później TW „Anna” informowała, że Michalkiewicz w swoich wypowiedziach popiera działalność antysocjalistyczną ROPCiO, jednak czynnie nie angażuje się na rzecz tego ugrupowania. Mogło to już być po tym, jak pan Stanisław domyślał się, że Superson opowiada o nim służbom i w swoich wypowiedziach zaczął być bardziej ostrożny, a na dodatek próbował wprowadzać ją w błąd.

– Jak już zacząłem podejrzewać Annę, że się dzieli wiadomościami, to opowiadałem jej bajki, że chcę jechać do Ameryki Południowej. Mówiłem też, że chcę być prezydentem, nie premierem. Realnie nie wykraczałem poza horyzont posła – wspomina Michalkiewicz.

TW „Anna” meldowała, że Michalkiewicz skarżył się, iż SB w pracy wyrobiła mu złą markę, rozpowszechniając pogłoskę, że jest dziwkarzem i alkoholikiem. Uważa, że jest kontrolowany. Pilnuje się. Pod koniec 1979 r. esbecy postanowili znowu przeprowadzić rozmowę z Michalkiewiczem. Miała się ona odbyć w wydziale paszportowym, kiedy Michalkiewicz – po powrocie z Francji – zgłosi się, by zdać paszport i odebrać dowód osobisty. Do rozmowy doszło 10 stycznia 1980 r. Michalkiewicz nadal upierał się, że nie zna Wojciechowskiego, nic nie wie na temat działalności opozycji w Polsce i nie chce mieć z tym nic wspólnego. Na koniec rozmowy funkcjonariusz ostrzegł, że jeśli w przyszłości ponownie nawiąże kontakt z Wojciechowskim lub innymi działaczami ROPCiO, to SB zajmie określone stanowisko w stosunku do jego osoby. Stwierdzenie to nie zrobiło na redaktorze większego wrażenia.

Z braku dowodów na działalność opozycyjną Michalkiewicza po tej rozmowie esbecy doszli do wniosku, że spotkania przyniosły właściwy efekt i figurant zaprzestał kontaktowania się z działaczami ROPCiO. W związku z tym postanowiono sprawę zamknąć w najbliższym okresie.

Jednak na tym nie zakończyła się sprawa operacyjnego rozpracowania „Sam”. W dniach 22-25 stycznia oraz 5-6 lutego 1980 r. Stanisław Michalkiewicz, któremu nadano pseudonim „Eliasz”, był śledzony przez funkcjonariuszy SB. Co dzięki temu udało się ustalić? 22 stycznia o 9.30 wyszedł z domu i autobusem nr 195 dojechał do redakcji „Zielonego Sztandaru”. O 12.50 udał się do baru kawowego Klubowa na ulicy Granicznej 4. Po 30 minutach wrócił do pracy. O 15.45 „Eliasz” wyszedł z pracy i autobusem tej samej linii wrócił do domu. Ubrany był w: kożuch 3/4, jasny brąz, szwy łączone na nakładkę, biały włos kożucha wychodził na zewnątrz; spodnie dżinsy wytarte, buty brązowe, beret granatowy typu francuskiego. Do 21.00 nie wychodził z domu i na tym tego dnia obserwację zakończono.

23 stycznia o 10.42 Michalkiewicz wybiegł z miejsca zamieszkania i pojechał autobusem na aleję I Armii Wojska Polskiego do Agencji Prasowej „Nowosti”. Po trzech minutach wyszedł stamtąd, przemierzył kilka ulic, w tym ulicę Marszałkowską przeszedł na czerwonym świetle, i wskoczył do tramwaju linii 31, którym pojechał do miejsca pracy. O 15.10 wyszedł z redakcji i poszedł na ulicę Hożą do budynku, gdzie mieścił się Kolprojekt. Po godzinie w towarzystwie Tadeusza Szozdy wyszedł z budynku. Idąc ulicą Hożą, kilkakrotnie odwracał głowę. Następnie obaj zatrzymali się przy kiosku Ruchu, pozorując oglądanie książek. Potem weszli do księgarni, gdzie Michalkiewicz kupił książkę. Po przejściu kilku ulic dziennikarz wsiadł do autobusu jadącego w kierunku Mokotowa przednimi drzwiami, a Szozda – środkowymi. Wewnątrz stali osobno, obserwując podróżujących. Po dojechaniu do skrzyżowania Sobieskiego i Czarnomorskiej wyszli osobno, a potem się zeszli. Następnie weszli do windy w drugiej klatce budynku przy ulicy Królowej Marysieńki 31. W windzie Michalkiewicz spytał wywiadowcę, na które piętro jedzie. Wywiadowca sam wcisnął siódme piętro i tam wysiadł, a Michalkiewicz z Szozdą prawdopodobnie zjechali na piętro czwarte i zatrzymali się w którymś z mieszkań. Była 17.00. Po 1,5 godziny wyszli stamtąd i udali się na ulicę Goplańską 29, gdzie pożegnali się przez podanie ręki. Szozda wrócił do swojego mieszkania, a Michalkiewicz pojechał autobusem w kierunku Ursynowa.

24 stycznia „Eliasz” wyszedł z domu o 11.30. Pojechał autobusem do agencji Nowosti, gdzie był przez 10 minut, a następnie udał się tramwajem do redakcji „Zielonego Sztandaru”. O 14.58 opuścił miejsce pracy i poszedł do Kolprojektu, gdzie spotkał się z Szozdą. Po 30 minutach poszli do księgarni, gdzie oglądali książki Wydawnictw Technicznych, a następnie kupili oscypki i pożegnali się na przystanku autobusowym. Michalkiewicz pojechał na Ursynów, kupił warzywa w warzywniaku, a artykuły spożywcze w pawilonie spożywczym i wrócił do domu. Do 21.00 nie wychodził z mieszkania.

Kolejnego dnia dziennikarz wyszedł z domu o 10.20 i jak zwykle pojechał autobusem do pracy. Z redakcji wyszedł o 16.40 i udał się tramwajem linii 15 do kina Śląsk. Kupił bilet na film Ukochana żona. Po seansie zrobił zakupy w sklepie spożywczym i wrócił autobusem do domu.

Po 10-dniowej przerwie wznowiono śledzenie „Eliasza”. 5 lutego o 9.50 Michalkiewicz wyszedł z domu i pojechał autobusem do centrum. W Parku Saskim spotkał się z Adamem Wojciechowskim („Adolfem”). Prowadzili ożywioną rozmowę i pan Stanisław przekazał Wojciechowskiemu jakieś papiery. Następnie „Eliasz” udał się do pracy. O 16.35 figurant wyszedł z redakcji w towarzystwie Szozdy („Kolarza”) oraz Mariana Miszalskiego („Hotelarza”). W trójkę pojechali tramwajem do hotelu Nowa Praga. Miszalski zameldował się w pokoju 220 i panowie tam się udali. Niedługo potem wyszli i pojechali tramwajem w okolice ulicy Wałbrzyskiej. W pawilonie handlowym kupili pieczywo, butelkę wina i dwie butelki wódki. Następnie poszli na osiedle Służew nad Dolinką na ulicę Bacha, do mieszkania małżeństwa Dzików.

Kolejnego dnia o 10.10 ze swojego bloku Michalkiewicz wyszedł z Miszalskim. Pojechali do centrum autobusem 192, a następnie tramwajem linii 19. Przy kinie Moskwa „Hotelarz” wysiadł, a „Eliasz” pojechał dalej do pracy. Na polecenie dyżurnego Wydziału na tym obserwację przerwano.

Michalkiewicz był jeszcze śledzony 12 lutego. Wyszedł z domu o 9.47 i pojechał autobusem do Kolprojektu. Po półgodzinie poszedł do redakcji „Zielonego Sztandaru”. O 15.15 opuścił pracę i wrócił do Kolprojektu. Wkrótce stamtąd wyszedł z Szozdą. W pobliskim barze pili coca-colę, a następnie kupili chleb i zrobili zakupy w sklepie mięsnym. Wchodzili też do księgarni i kilku innych sklepów. Potem pojechali tramwajem 31 w kierunku Mokotowa. Na przystanku przy placu Unii Lubelskiej wsiadł działacz podziemia Ryszard Baj, z którym się przywitali. Wywiadowcy nie wiedzieli, kto to jest, i nadali mu pseudonim „Gruby”. O 17.05 śledzeni weszli do kawiarni Kafejka, gdzie przy bufecie kupili po dużym winiaku. Baj udał się na przystanek PKS, a Michalkiewicz z Szozdą poszli do kościoła pw. św. Michała Archanioła. W jego podziemiach oglądali film o wizycie papieża Jana Pawła II w Polsce. O 18.35 obaj obserwowani wynieśli na powietrze starszą kobietę, która zemdlała w czasie projekcji. Godzinę później Michalkiewicz wrócił autobusem do domu.

Z braku możliwości dotarcia do Michalkiewicza w marcu 1980 r. postanowiono przesłuchać z zamiarem pozyskania do współpracy Grzegorza Dzika. Dzik opowiadał, że redaktor zwierzył mu się, iż za poglądy polityczne jest gnębiony przez SB, a w szczególności przez takiego blondyna z wąsikami. Powiedział też Dzikowi, że SB nie doczeka się dnia, gdy wpadnie. W tej notatce służbowej kierownik Sekcji IV zapytał, czy istnieje uzasadniona potrzeba dalszego prowadzenia sprawy Michalkiewicza, i stwierdził, że na pewno nie angażuje się w poważną działalność antysocjalistyczną. W kolejnej rozmowie TW „Anna” meldowała, że Michalkiewicz jest wściekły na przesłuchującego go funkcjonariusza i w sposób wulgarny wyraża się o nim i o SB. Nosił się z zamiarem podania esbeka do sądu za to, że jest prześladowany.

W sierpniu został przygotowany wniosek o kolejną rozmowę z Michalkiewiczem przy okazji jego ubiegania się o paszport. Na wniosku jest dopisek: „Trzeba mu zastrzec wyjazdy za granicę”.

Jako ciekawostkę Michalkiewicz wspominał, że podczas jednego z przesłuchań funkcjonariusz SB tłumaczył mu bezsens utrzymywania tajemnicy korespondencji (SB prowadziła także perlustrację korespondencji Michalkiewicza). Argumentował, że jeśli „autor listu nie napisał w nim nic przeciwko socjalizmowi, to nie ma żadnego powodu, by obawiać się naruszenia tajemnicy korespondencji. Jeśli natomiast coś w swoim liście przeciwko socjalizmowi nabazgrał, to w takim przypadku naruszenie tajemnicy korespondencji jest obowiązkiem socjalistycznego państwa. Tak czy owak zatem, tajemnica korespondencji jest niepotrzebna”.

Wtedy TW „Anna” informowała, że Michalkiewicz obawia się, iż nie dostanie paszportu, bo brał udział w uroczystościach opozycyjnych i jest przygotowany na areszt. Kontroluje się wszędzie aż do przesady: „Wstyd z nim chodzić nawet po ulicy, bo wszędzie zaraz widzi tylko ludzi obserwujących go”. Dzięki takim raportom esbecja ustaliła, że Michalkiewicz nie włączył się czynnie w działania ROPCiO, a jedynie udzielał moralnego wsparcia Wojciechowskiemu.

SB próbowała za pomocą Superson i Michalkiewicza dotrzeć też do Adama Wojciechowskiego. Pani Anna kilka razy prosiła pana Stanisława, żeby ją zapoznał z liderem ROPCiO, ale dziennikarz sugerował, że nie ma na to czasu i zrobi to później, przy sprzyjających okolicznościach. Po kolejnych naciskach „przyjaciółki” stwierdził, że nie jest jej to potrzebne, a w końcu kategorycznie odmówił.

W grudniu 1980 r. doszło do komisyjnego zniszczenia części dokumentów w sprawie operacyjnego rozpoznania kryptonim „Sam” z lat 1979-1980 z uwagi na znikomą wartość operacyjną. Była to głównie korespondencja z siostrą Marią czy zaproszenia do Francji na winobranie. Następnie sprawę Michalkiewicza przekazano do Wydziału IV Departamentu III MSW, argumentując, że Krajowa Komisja Koordynacyjna NSZZ „Solidarność” jest ochraniana przez ten wydział. Ostatecznie 31 sierpnia 1981 r. funkcjonariusz SB złożył wniosek o zaniechanie prowadzenia sprawy o kryptonimie „Sam”. Uzasadniał to tym, że ani Michalkiewicz nie wykorzystuje forum Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich do prowadzenia wrogiej działalności skierowanej przeciwko podstawowym interesom PRL, ani żaden wydział MSW ochraniający NSZZ RI „Solidarność” nie jest zainteresowany dalszym prowadzeniem jego sprawy. W tej sytuacji dokumenty trafiły do archiwum (nr III-7069). Wydaje się, że dzięki temu 13 grudnia 1981 r. Stanisław Michalkiewicz nie został internowany.

Źródła: IPN BU 0247/696 oraz IPN BU 00328/987, t.2

Artykuł jest rozdziałem książki Tomasza Cukiernika „Michalkiewicz. Biografia. Na ostatniej prostej”, B&T Press 2021. Do nabycia tutaj:

Michalkiewicz Biografia

Podoba Ci się to co robimy? Wesprzyj projekt Magna Polonia!